<3
Powstał taki piękny Challenge i razem z Yashiro_xXxX Pieknadamusi i BlackWolfSQ miałyśmy za zadanie napisać OneShota z losowych słów. Każda miała inny pomysł i na ich kontach już są wstawione OneShoty
Moje słowa to: Kuchenka elektryczna, Ciało, Miara, Mikroskop, Moda, Ser
Miałam napisać 7 tysięcy słów [*]
Zapraszam do dziewczyn, oraz do ocenienia mojej pracy.
Erwin Knuckles był szanowanym przez większość gangsterów, mafiozą. On sam nie mieszał się w napady na banki/kasyno czy sklepy. Większość miasta znalazła go z "zadań specjalnych", w których planowaniu był niesamowity. Zwykle całe dnie spędzał w swoim biurze rozplanowując swoje czy swoich przyjaciół ruchu w danej sytuacji. Nie można było powiedzieć, że ta praca sprawiała mu radość. Erwin był bardzo ruchliwym człowiekiem, a nie którzy nawet uważali, że ten ma ADHD, więc siedzenie przez większość dnia w jednym miejscu, zwykle w swoim biurze sprawiał mu kłopot, jednak nie miał możliwości pracować inaczej. Oczywiście mimo realizacji swoich planów, które musiał wykonywać w terenie.
W Los Santos panowała burza. Mimo popołudnia niebo było zachmurzone, a ciężkie krople deszczu uderzały o szybę w pomieszczeniu. Siwowłosy mężczyzna jak zwykle siedział na skórzanym fotelu, i podpisywał dokumenty z ciekawymi ofertami od najróżniejszych firm. Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a w nich stanął zakapturzony mężczyzna. Erwin widząc nieznajomego, chwycił za pistolet leżący na biurku obok, odblokował go i wycelował w ciemno ubranego mężczyznę. Jego ręka nawet nie drgnęła kiedy położył palec na spust, czekając na ruch nieznajomego.
Po pomieszczeniu rozniósł się leki śmiech, a osoba stojąca przy drzwiach ściągnęła kaptur. Erwina Knuckles zmarszczył brwi widząc akurat tego człowieka przed sobą.
-Czego chcesz Spadino?- odłożył pistolet widząc jak mężczyzna ściąga czarną bluzę.
-Przychodzę tu o dziwo w naturalnych warunkach.- siwo włosy prychnął pod nosem słysząc te słowa- Oboje wiemy czym się zajmujesz i powiem szczerze, że teraz mi się to przyda, Knuckles.- Grymas pojawił się na twarzy właściciela biura, kiedy usłyszał swoje nazwisko z ust tego mężczyzny. Chciał zapytać się Włocha, skąd wie czym się zajmuje, jednak zrezygnował z tego, widząc lekki uśmiech na jego twarzy.
-Do brzegu.- westchnął przeczesując prawą ręką, lekko zmierzwione włosy.
-Daję ci daję ci pięć milionów dolarów, za pozbycie się jednego z funkcjonariuszy.- Rzekł, jakby to było coś normalnego, a siwy tylko kiwnął głową, dając tym samym znak żeby kontynuował.- Będziesz miał dwa miesiące, a potem ta kasa ląduje u ciebie.- uśmiechnął się.
-A jeśli tego nie zrobię?- Zauważył, czując drugie dno w sytuacji, która była dosyć podejrzana.
-Odstrzelę cię.- złotooki mężczyzna zacisnął mocniej szczękę słysząc te słowa.- Wiem, że jesteś bardzo przy kasie, ale nie wydaje mi się, żebyś dostawał takie oferty codziennie.- uśmiech nie schodził z twarzy mężczyzny.
-Bądźmy szczerzy Panacleti.- westchnął.- Zaoferowałeś mi pięć milionów, za zabicie funkcjonariusza policji, a w dodatku jeśli tego nie spełnię w ciągu dwóch miesięcy, chcesz mnie zabić.- odrzekł, widząc jak gość kiwa głową.- nie sądzisz, że to jest trochę za mała cena?
-Zaoferowałem ci pięć pieprzonych milionów, za to? Co jeszcze chcesz?! Przecież nikt się o tym nie dowie!- wykrzyknął tracąc już cierpliwość.
-W przypadku policjantów sprawy są prowadzone trochę dłużej, zwłaszcza, jeśli to był funkcjonariusz na służbie. Samo planowanie zabiera dużo czasu.- wyciągnął z szafki plik dokumentów i położył je przed sobą.
-Więc czego oczekujesz w zamian?
-Dziesięciu milionów, wydłużonego czasu, co najmniej trzy razy i pewnego alibi, w razie, gdyby mnie złapali.- jego głos był pewny. Już dużo razu prowadził takie dyskusje, jednak nigdy nie mówiły one o takiej stawce.
-Niech będzie.- powiedział po chwili.- Więc zgadzasz się?
-Nie mam pewności czy mnie nie próbujesz oszukać.- zaczął zapisywać coś na kartce.- Chcę widzieć sześćdziesiąt procent z ustalonej kwoty, jutro, w tym miejscu. Masz czas do północy, wtedy ustalimy resztę. I radzę ci przyjść z konkretnymi informacjami o tym policjancie, bo nie zamierzam sam wszystkiego szukać.- podał mu kartkę, a mężczyzna, spojrzał na niego krzywo.
-Po co mi to?- zapytał jednak po zorientowaniu się, że są to godziny, w których można spotkać siwowłosego na mieście.- Nie zamierzam latać za tobą z tymi pieniędzmi!- krzyknął.- Umówmy się na jakąś konkretną godzinę i każdemu będzie pasować.- dodał na koniec.
-Przypominam, że to w twoim interesie jest znalezienie mnie, i to od ciebie już zależy czy to zrobisz. Mnie szczerze nie obchodzi, czy ten policjant będziesz żył, czy nie. Ja wykonuję swoją robotę a ty chcąc wynająć ode mnie usługi, musisz się dostosować.- warknął ponieważ mimo wszystko nienawidził kiedy ktoś mu się sprzeciwiał.- Przykro mi.- w jego tonie można było wyczuć sarkazm, który z resztą często mu towarzyszył.
-Niech ci będzie przyjdę do ciebie jutro czy pieniędzmi.- westchnął i wstał, zarzucając na ramiona bluzę.- Do zobaczenia Panie Knuckles.- powiedział i wyszedł z pomieszczenia.
Złotooki oparł swoje ręce na podłokietnikach fotela i odetchnął głęboko, odchylając głowę do tyłu. Z przyzwyczajenia z szuflady wyciągnął paczkę papierosów oraz zapalniczkę, a po chwili chmura tytoniu napełniła jego płuca. Od kilku lat tylko to było wstanie go uspokoić, ponieważ tabletki uspokajające, które brał na samym początku swojej kariery, przez swój nadpobudliwy charakter, przestały już na niego działać.
Nie wiedział czemu zgodził się na tą ofertę, bo w końcu on i Spadino nigdy nie mieli przyjaznych stosunków ze sobą, dlatego też teoretycznie powinien odmówić mu jakiego jakiejkolwiek współpracy. Jednak wiadomość że za samo przyjęcie tej sprawy otrzyma średnio sześć milionów zaślepiła go jego stosunki z Włochem.
Oczywiście tylko, jeśli zjawi się jutro z pieniędzmi.
W momencie, kiedy złotooki zgasił papierosa w popielniczce, do jego gabinetu wbiegł Nicollo Carbonara, czyli jego jeden z kilku przyjaciół, którym Knuckles naprawdę mógł zaufać w tym mieście.
-Widziałem Spadino, który wychodził z tego domu, więc gadaj, co zrobił i po co to przylazł?- zaczął nawet bez przywitania. Mężczyzna bowiem był mniej porywczy od siwowłosego, jednak i tak zawsze starał się oddawać ważnym sprawą na sto dwadzieścia procent. Oczywiście na miarę swoich możliwości.
-Nie wiem skąd, ale dowiedział się czym się zajmuję. Dlatego zajmij się tym.- rzucił w jego stronę telefon, który białowłosy bez problemu złapał.- Daj to komuś żeby przejrzał to urządzenie. Każdy z nas wie, że o tym nie rozmawiam, a jedną osobą do której o tym pisałem był Kui. Do niego też muszę zadzwonić żeby oddał telefon sprawdzenia.- westchnął ciężko. Ta sytuacja najbardziej go martwiła, ponieważ teraz coraz więcej osób dowiadywało się o jego działalności, chociaż on sam już o tym nie rozmawiał nawet we własnym domy, ze względu bezpieczeństwa.
-Dobra, zaraz się tym zajmę.- powiedział chowając telefon do kieszeni z tyłu spodni.- Ale też przyszedłem ci powiedzieć, że zindentyfikowaliśmy broń, i złapaliśmy właściciela pistoletu z którego oddano strzał do ciebie. Co z tego że debil nie trafił.- odrzekł, a usta siwowłosego wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, przypominając sobie sytuację sprzed kilku dni, w której kulka od pistoletu przeleciała mu kilka centymetrów przed twarzą, wbijając się w zagłówek fotela w samochodzie.
-Dajcie go do piwnicy, zaraz tam przyjdę.- stwierdził, a Carbonara słysząc to, kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia.
Erwin wstał ze swojego miejsca i podszedł do komody, która przy drzwiach. Z jednej z szuflad wyciągnął kaburę i nóż. Zapiął pasek od pokrowce na pistolet, nóż włożył do kieszeni, a broń krótką, którą jeszcze niedawno mierzył do Spadino, schował do kabury. Miał nadzieję, że nie będzie musiał jej używać, ponieważ już sytuacja z niespodziewanym gościem, za bardzo go zmęczyła.
Wyszedł na korytarz, mijając ochroniarzy, którzy stali przy drzwiach do jego gabinetu. Kiwnął im tylko głową, a oni odpowiedzieli mu tym samym.
Wszedł do piwnicy, rzucając tylko szybkie spojrzenie na służbę pracującą w tym domu. W pomieszczeniu, w którym panował półcień, zobaczył on jednego z Desperados. Mafii, która żyła głównie w Nowym Yorku. Można było poznać, że chłopak nie jest stąd, głównie przez to, że nad jego lewą brwią była wytatuowana odwrócona jedynka, czyli jedna z charakterystycznych rzeczy w londyńskich mafiach.
-Po co ci to było?- zapytał widząc liczne rany i siniaki na ciele mężczyzny.
-Nienawidzę ciebie jak i tej twojej głupiej bandy debili.- splunął na podłogę krwią, prosto przed butami siwowłosego.
-Dlatego chciałeś mnie zabić?- podszedł do niego i odchylił jego głowę do tyłu, ciągnąc za jego dosyć długie, blond włosy. Chwycił do ręki nóż i delikatni przejechał ostrzem po szyi chłopaka, tak, aby metal nie przeciął skóry, jednak Erwin widział, jak jego ciało lekko drży od ziemnego przedmiotu.
-Chciałem, żeby twoi ludzie poczuli zagrożenie wokół siebie. Żeby nie byli wszystkiego tak pewnie.- wyznał bez najmniejszych skrupułów.- Jeśli ktoś zabiłby człowieka, który jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych mafiozów na tym kontynencie i nie tylko, poczuliby strach. I może w końcu przestaliby mieszać się w nie swoje sprawy.- siwowłosy westchnął na te słowa.
-Z tego co słyszę, to jesteś nowy w tym interesie i w tym świecie, dlatego pozwól, że coś ci wytłumaczę. Mafia to nie bajka, gdzie kogoś zabijesz i nagle wszyscy zaczną uciekać. Tutaj śmierć jest na porządku dziennym, dlatego strzelając do mnie, nie dodałeś nikomu strachu czy smutku, że ktoś mógł umrzeć. Moi ludzie stali się przez to bardziej uważni, to tyle.- odsunął nóż od gardła mężczyzny i wbił mu w udo. Krzyk rozniósł się echem po pomieszczeniu, a z rany wypływała krew, która potem skapywała na zimną, betonową podłogę.
-I tak kiedyś umrzesz, a ja dopilnuje, żeby stało się to jak najszybciej.- warknął. Złotooki cicho westchnął i chwycił w dłoń rękojeść od noża. Blondyn zadrżał na ten ruch, ponieważ metal lekko ruszył się w jego nodze.
-Posłuchaj mnie. Nie chce mi się słuchać co byś ze mną zrobił a co nie. Chcę się dowiedzieć, po jakiego grzyba pojawiłeś się w moim mieście.- Warknął ciągle trzymając nóż.
-Chuja cię to powinno obchodzić.- splunął mu na twarz, dając tym samym Erwinowi znak do działania. Knuckles zaczął powoli ruszać dłonią, robiąc nią małe kółka, przez co nie tylko w pokoju było słychać tylko ciche sapnięcia drugiego mężczyzny, ale również krople krwi, które spływały po jego nodze, brudząc przy okazji dłoń chłopaka. W pewnym momencie jeden z członków Desperados krzyknął, a widząc przed sobą chłodny i kamienny wyraz twarzy złotookiego, po jego plecach przeszedł zimny dreszcz. Nóż zagłębiał się coraz bardziej w ciele chłopaka, ale nawet mimo tego, Erwin ciągle kontynuował swoje zajęcie.
-Jedna informacja, a może wyjdziesz żywy.- szepnął do jego ucha.
-Prędzej wole umrzeć.- chrząknął. Knuckles na te słowa jak najszybciej wyciągnął nóż, chowając zakrwawiony przedmiot do kieszeni.
-W takim razie umrzesz.- Uśmiechnął się do niego. Chwycił w rękę swój pistolet i przyłożył jego lufę do skroni chłopaka.- Policz do trzech.- westchnął kiedy chłopak z przerażeniem pokręcił głową. Oderwał lufę od głowy i przyłożył do jego ramienia. Nacisnął spust, więc nabój od pistoletu wystrzelił, przebijając rękę na wylot. -Powiedziałem, kurwa, licz.- warknął. W oczach chłopaka nie było tej samej odwagi co wcześniej. Jego ciało zaczęło się trząść, a w oczach pojawiły się małe łzy.
-Jeden...- wyszeptał, a Erwin przeładował pistolet.- Dwa...- lufa ponownie zetknęła się ze skronią mężczyzny.- Trzy...- Jego głos drżał, a po chwili tylko cichy wystrzał zakończył życie chłopaka. Siła wystrzału była na tyle duża, że pocisk wyleciał z drugiej strony czaszki, powodując krwotok z nosa, oraz bardzo szybki rozlew krwi na twarzy mężczyzny. W pomieszczeniu było teraz głównie czuć krew, która rozlewała się na podłodze wokół krzesła, do którego był przywiązany blondyn. Siwowłosy wyszedł z pomieszczenia, omijając rozstrzelane szczątki czaszki i skóry mężczyzny.
-Ogarnijcie tu. Nie chcę widzieć tego śmiecia w budynku mojego biura.- Powiedział złotooki do jednego z ochroniarzy, na co on mu przytaknął.
Nad Los Santos powoli zapadała noc. To jedna z najniebezpieczniejszych momentów dnia, bowiem większość niebezpiecznych przestępców. Policja ma wtedy najwięcej zajęć, ponieważ nie są to tylko pościgi czy pojedyncze banki. Dochodzą w tym czasie kasyna czy nielegalne wyścigi. W tym czasie wszystkie patrole w policji zostały podwojone, dlatego większość funkcjonariuszy miało dyżury w nocy, jednak jeśli znało się mniej więcej rozmieszczenie nocnych patroli, dało się je łatwo ominąć.
Siwowłosy mężczyzna siedział w swoim czarnym zentorno i jechał z niemałą prędkością po ulicach miasta. W odpowiedniej odległości od niego, jechało czarne BMW, którym jechali jego ochroniarze, w razie jakiegoś niebezpieczeństwa. Kiedyś jako dziecko bardzo irytowało go to, że za samochodem jego ojca zawsze jechało jakieś inne auto, które wyglądało jakby go śledziło, ale z biegiem czasu przyzwyczaił się do tego. Tego, oraz noszenia wszędzie broni. Jak to mawiali, przezorny zawsze ubezpieczony. Chłopak miał do załatwienia dużo ważnych spraw więc zatrzymanie przez policję było ostatnim czego w tej chwili potrzebował.
Jak na złość usłyszał za sobą syreny policyjne, więc westchnął cicho i zjechał na pobocze. Nie miał chęci ani siły, żeby bawić się w uciekanie przed psami. Miał tylko nadzieję, że zatrzymał go któryś ze znajomych policjantów, z którymi można by było normalnie porozmawiać. W lusterku zauważył jak czarny pojazd parkuje z jakieś sto metrów za nim, na parkingu przed jakimś sklepem osiedlowym.
Oderwał wzrok z przedniej szyby pojazdu, kiedy ktoś zapukał mu w okno od jego strony. Odsunął specjalnie przyciemnianą szybę, dzięki czemu mógł dokładniej przyjrzeć się funkcjonariuszowi. Wysoki, dobrze zbudowany brunet stał właśnie obok jego samochodu. Oboje utrzymywali kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę, jednak przerwał to nieznajomy, chrząkając cicho.
-Gregory Montanha, numer odznaki 105.- wylegitymował się.- Czy zna pan powód zatrzymania?
Erwin milczał, ale pokiwał tylko delikatnie głową. Mimo, że znał jedynie imię policjanta, uważał go za przystojnego mężczyznę.
-Potrzebuję imienia i nazwiska.- zauważył brunet widząc jak złotooki mu się przygląda.
-Erwin Knuckles.- oparł.- Ma pan czas po służbie?- zapytał zalotnie, przez co policjant spojrzał na niego krzywo.
-Zależy co pan potrzebuje.- odparł i cofnął się do radiowozu, najprawdopodobniej aby sprawdzić czy mężczyzna jest poszukiwany, bądź czy był wcześniej karany. Siwowłosy zastanawiał się, czy chce zaprzyjaźnić z mężczyzną, bo mimo tego, że był policjantem, wydawał mu się bardzo interesującą osobą.
-Pana numeru potrzebuje a potem byśmy się dogadali.- uśmiechnął się.
-Niestety, muszę pana zmartwić, ale mam za dużo pracy na głowie, więc raczej odpada.- odpowiedział mu. Siwowłosy skrzywił się.- To będzie mandat o wysokości dwustu dolarów, zgadza się pan?- podał mu dokumenty, kiedy siwowłosy kiwnął głową. Erwinowi w głowie zapaliła się mała lampka i pod swoim podpisem, podał z pamięci swój prywatny numer kontaktowy.
Z uśmiechem na ustach oddał dokumenty brunetowi razem z określoną sumą pieniędzy.
Brązowooki podziękował i po powiedzeniu klasycznej formułki wrócił do radiowozu. Erwin odjechał od miejsca zatrzymania i mimo tego, że przed chwilą zapłacił dwie stówy za przekroczoną prędkość, i tak teraz miał na liczniku średnio ponad sto kilometrów na godzinę.
Jego telefon zaczął dzwonić, kiedy ten zatrzymał swój pojazd pod Burger Shotem, restauracją z fast foodami, której był współwłaścicielem.
-Co jest?- powiedział do słuchawki, odbierając telefon. Na wyświetlaczu było napisane, że dzwoni do niego Dia, jego przyjaciel, który zajmuje się zwykle zaopatrzeniem na jakichkolwiek akcjach.
-Znaleźli ciało Iva.- powiedział przyciszonym głosem, a siwowłosy znowu odpalił silnik i z piskiem opon wyjechał zza restauracji, wprowadzając w zakłopotanie swoich ochroniarzy.
-Gdzie jesteście i jak się czuje Carbo?- zapytał. Ivo był bowiem bratem Carbonary, więc martwił się o to, czy z chłopakiem wszystko dobrze. Mimo swojego dość specyficznego zawodu, wymagającego posiadanie kamiennego serca, dbał o swoją rodzinę i przyjaciół.
-Jesteśmy na zakonie. Ktoś tu podrzucił ciało. A Carbo stoi obok, ale nic nie mówi.- w jego głosie też można było wyczuć zmartwienie o chłopaka.
-Zaraz będę.- odpowiedział szybko i rzucił telefon na siedzenie pasażera.
Adrenalina buzowała mu w żyłach, za każdym razem, kiedy pomyślał o tym, że ktoś zrobił krzywdę jego rodzinie. Oczywiście w mafii morderstwa są na porządku dziennym, ale mimo tego, nie chciał, aby jego przyjaciel cierpiał z powodu jakiegoś głąba, który zabił niewinnego chłopaka.
Kiedy wjechał na teren zakonu, wzrok każdego był skupiony na jego osobie. Siwowłosy wyszedł z pojazdu i podszedł do grupy mężczyzn. Laborant, Kui, Dia, San, David i Carbonara stali w grupie, a ich wzrok skupił się na leżącym przed drzwiami zakrystii ciele.
Erwin skrzywił się widząc rozstrzelane w kilku miejscach, leżące na boku, ciało białowłosego. Widać było, że mężczyzna był torturowany, ponieważ jedyne co miał na sobie, to czarne dresy. Na jego klatce piersiowej było widać liczne siniaki, zadrapania i cięcia. Najprawdopodobniej ktoś chciał wyciągnąć od Młodego informacje na temat, którejś z grup, jednak on w charakterze miał wyrytą lojalność, więc nic dziwnego, że jego oprawcy chcieli się pozbyć jego osoby, bez większych problemów.
-Trzeba coś zrobić z ciałem. Mam nadzieję, że nie zadzwoniliście po policje.- powiedział z przekąsem klękając przy ciele mężczyzny. Delikatnie obrócił na plecy mężczyznę, przyglądając się jego ranom. Na ręce, na której leżał chłopak, były napisane inicjały kogoś.
-Czy znamy kogoś o inicjałach H.O.?- zapytał San klękając obok siwowłosego. Wszyscy zamilkli i próbowali wymyśleć, czy mogą znać kogoś z tego miasta, kto ma takie inicjały.
-Hank Over.- odezwał się Dia.- ale wątpię, że to mógłby być on.
-Pomyślimy nad tym. Jak na razie trzeba pochować ciało.- odrzekł siwowłosy i wstał z powrotem na równe nogi.- Carbo chodź ze mną na chwilę.- spojrzał na mało przytomnego chłopaka, który tylko przytaknął. Oboje weszli na zakrystię, do której Erwin ciągle nosił klucz. Usiadł na blacie biurka i wskazał ręką fotel przed sobą, na który Nicollo usiadł.
Białowłosy miał spuszczony wzrok i dobrze było widać, że nadal nie pogodził się z tym co się stało. Erwinowi było szkoda jego przyjaciela. Zeskoczył z biurka i podszedł do komody, na której stał czajnik i słoik z torebkami herbaty. Kiedyś przyniósł go San, tłumacząc, że w takiej pracy, powinno się codziennie pić melisę. Oczywiście zapomniał o tym czajniku, ale teraz przynajmniej mógł się przydać.
Szybko zaparzył herbatę w kubku i poczekał, aż będzie odpowiednia do picia. Wrócił z naparem do przyjaciela i delikatnie podał go do dłoni chłopaka, jednak, wiedząc, jak płyn prawie się wylewa, przez trzęsące się ręce, zaczął go uspokajać.
Odetchnął z ulgą, kiedy chłopak przyłożył do ust kubek i zaczął powoli sączyć ciepły napój. Erwin wiedział, że to nie naprawi jego stanu psychicznego, ani nie uspokoi go do końca, ale jednak miał nadzieję, że chociaż trochę mu pomoże. Dotychczas spięte mięśnie mężczyzny, rozluźniły się, a on sam, zaczął równomiernie oddychać. Widać było, że nadal szargają nim silne emocje, jednak teraz, przynajmniej jego ręce się nie trzęsły.
-Jak się czujesz?- zapytał łagodnie, i ponownie usiadł na biurku. Zadał dość głupie pytanie, jednak nie chciał, aby między nimi panowała cisza
-Błagam powiedz, że znajdziemy tego, kto to zrobił.- jego przyciszony głos nadal lekko drżał. Erwinowi automatycznie pogorszył się humor. Co jak co, ale swojemu bratu, ponieważ traktował Carbonare i parę innych osób, jak swoich braci, nie chciał mówić przekoloryzowanych historyjek o tym, że złapią tych gnoi i pomszczą brata Nicollo.
-Dobrze wiesz, że nie mogę ci tego obiecać.- mruknął, na co chłopak znowu posmutniał.- Ale obiecuję ci, że zrobimy wszystko, żeby tylko znaleźć tych ludzi.- Chciał jeszcze coś dodać, jednak do pomieszczenia wszedł David.
-Wszystko już gotowe szefie.- powiedział, ale jego wzrok od razu spadł na białowłosego.- Chodź Nicuś, będzie dobrze.- Podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
-Pewnie, chodźmy.- westchnął, wstał ze swojego dotychczasowego miejsca i skierował się w stronę drzwi, odstawiając po drodze kubek na blat.
Erwin i David spojrzeli po sobie i ruszyli za mężczyzną.
Na cmentarzu przy zakonie było już przygotowane miejsce, by pochować Iva. Każdy brał udział w tej skromnej ceremonii pogrzebowej i każdy po kolei mówił coś od siebie. Chyba większość osób najbardziej wzruszyła się przy przemowie Carbonary, który opowiadał o ich wspólnym dzieciństwie i nawet człowieka o najtwardszym sercu, rozczuliły by jego słowa.
Dwie godziny później każdy rozjeżdżał się do swoich domów. David obiecał zająć się Carbonarą, dlatego Erwin mógł w spokoju już wrócić do domu.
Przed snem tylko wziął szybki prysznic i w bokserkach położył się do łóżka. Po ciężkim dniu, jedyne czego pragnął to tylko spokojny sen, jednak i tak na to musiał czekać, aż nadejdzie.
Rano obudziło go nic innego niż budzik w telefonie. Zaspany przetarł oczy dłonią i wyłączył ten denerwujący dźwięk dzwonka. Spojrzał przez okno i mógł zauważyć, że dzisiaj najprawdopodobniej nawet pod mikroskopem nie będzie widać ani jednego promienia słońca. Niebo było zachmurzone i wyglądało jakby w każdym momencie mogłoby zacząć padać. Dzisiejsza pogoda idealnie opisywała humor grupy jego przyjaciół.
Erwin wstał z łóżka i ubrał na siebie czerwone dresy. Pewnie gdyby ubierał się gdzieś na szybko, założyłby do tych dresów niebieski, świąteczny sweter z reniferem. Moda nigdy nie była jego konikiem, jednak ostatnio trzeba było przyznać, że ubiera się coraz lepiej.
Zmęczony chłopak wyszedł ze swojego pokoju i wszedł do jasno umeblowanej kuchni. Otworzył lodówkę, jednak widząc w niej tylko kilka plastrów sera, mleczko do kawy i pomidora, szybko ją zamknął. Mężczyzna bowiem nigdy nie jadał w domu, bo zazwyczaj nie miał czasu. Z tego co pamiętał, to ostatni raz, kiedy jadł śniadanie rano, było kilka tygodni temu. Zmarnowany podszedł do ekspresy i zaparzył sobie kawę. Włączył wiadomości w telewizorze.
-"Los Santos znowu podskoczyło o miejsce wyżej na liście najbardzej niebezpieczniejszych miast na świecie."- Mówiła redaktorka z jakiegoś kanału informacyjnego.-" Doszły nas słuchy, że kolejne cztery osoby zostały zamordowane w naszym mieście. Każda z nich została zostawiaona w innym miejscu. Każdy, kto widział coś podejrzanego, jest proszony o zjawienie się na przesłuchaniu na komisariacie policji."- Erwinowi chciało się śmiać, ale jego twarz pozostawała niezmienna.- "Dodatkowo policjanci podejrzewają, że w naszym mieście jest jeden główny morderca, a ze swoich źródeł wiemy, że ten jest płatny.- Chłopakowi nagle zrzedła mina i jak na zawołanie zaczął czytać nagłówki z gazet, których zdjęcia wyświetlały się na ekranie. "Kolejne zagadki, których detektywi nie umieją rozwiązać!" albo "Kto stoi za tak licznymi morderstwami?".
Erwin jak najszybciej wyłączył telewizor. Nie miał ochoty teraz o tym słuchać, a zwłaszcza, jeśli nie był zamieszany w te śmierci. Miał cichą nadzieje, że redaktorce chodziło o kogoś innego niż o niego.
Kilkanaście minut później wyjechał z pod swojego mieszkania, kierując się pod swoje biuro. Knuckles chciał jak najszybciej załatwić sprawę ze Spadino, jednak przed tym, zajechał na parking BurgerShota, ponieważ mimo wszystko, głód dawał mu o sobie znać.
Była godzina siódma, ale i tak mimo tego, na ulicach można było spotkać tylko cywilów jadących do pracy, albo patrole policji.
Siwowłosy wszedł do restauracji i jego humor momentalnie się poprawił, widząc tam jednego z funkcjonariuszy.
-Witam ponownie pana policjanta.- Uśmiechnął się stając obok mężczyzny.
-Dzień dobry.- odpowiedział Gregory spoglądając kątem oka na Erwina.
-To może jednak miałby pan ochotę gdzieś dzisiaj wyskoczyć?- Zaproponował złotooki patrząc proszącym wzrokiem na funkcjonariusza.
-Niech będzie, niech stracę.- wechnął.- Tylko nie chcę skończyć przywiązany do jakiegoś krzesła czy kaloryfera.- Rzekł pół żartem, pół serio, na co Knuckles nerwowo się zaśmiał.
-Nie no, spokojnie, nikt nie skończy przywiązany do niczego. To co? Czekamy na jedzenie i jedziemy?- Zaproponował, a brunet tylko kiwnął w potwierdzającym geście głową.- To poczeka pan tutaj. Powiedział siwowłosy i wszedł na zaplecze, na którym spotkał Karima. Swojego pracownika jak i dobrego znajomego.
-Witamy szefitka.- uśmiechnął się do swojego szefa, kiedy przygotowywał zamówienie bruneta.
-Cześć Karim.- przywitał się i po krótkiej wymianie zdań, podszedł do zlewu by umyć ręce.
Zaczął przygotowywać dla siebie zestaw z Veggieburgerem i frytkami, podgrzewając sobie wszystko na kuchence elektrycznej, po czym spakował go do papierowej torby. Zostawił pieniądze w kasie i wrócił do bruneta, który już jakiś czas temu odebrał swoje zamówienie.
-Pojedziesz za mną, dobra?- Ponownie zaproponował niższy mężczyzna, ale tym razem Gregory, również się zgodził z jego pomysłem.
Zentorno wyjechało z parkingu, a prosto za nim, policyjna Corvetta. Złotooki uśmiechnął się pod nosem widząc ten widok, bowiem wiedział, że zarówno jemu jak i policjantowi przydałby się odpoczynek od własnych obowiązków. Może nie znał bruneta, ale jeśli miałby być szczery, to było po nim widać, że jest już zmęczony codzienną służbą.
Oba samochody zatrzymały się przed wysokim budynkiem. Siwy mężczyzna wyszedł ze swojego pojazdu i stanął przy drabince na dach. Chwilę później dołączył do niego brunet.
-Jak ty chcesz wejść na górę z tym jedzeniem?- i to było pytanie na które Erwin nie znał odpowiedzi.
Jakiś czas później mężczyźni siedzieli na dachu i lepiej poznawali swoje osoby, obserwując w tym czasie miasto. Erwin już wcześniej zawiadomił swoich przyjaciół, że pojawi się w biurze dopiero pod wieczór i prosił żeby mu nie przeszkadzać. Była godzina dziewiętnasta, a nad Los Santos ciągle trzymały się szare chmury. Mężczyźni poznali się przez ten czas lepiej i patrząc na nich od boku, nikt by nie powiedział, że ci poznali się dzisiaj rano, ponieważ między nimi panowała bardzo przyjazna atmosfera. Knuckles mimo początkowych obaw o znajomość z brunetem, teraz nie żałował, że zaprowadził go na ten dach.
-Czym się zajmujesz? Bo ja ciągle gadam, a ty jeszcze ani razu nic nie powiedziałeś o sobie.- Brunet spojrzał na siwowłosego. Cała otoczka przyjaznego Erwina runęła w gruzach, kiedy usłyszał to pytanie. Przez te dziesięć godzin jak najmocniej tylko mógł, omijał tematu swojej pracy, ale niestety czasami jest tak, że nic nie idzie tak, jakbyśmy tego chcieli.
-Jestem płatnym mordercą.- wzruszył ramionami, a kiedy dotarło do niego co właśnie powiedział, zakrył usta dłonią i spojrzał zszokowany na Gregorego, który też zdziwił się wyznaniem mężczyzny.
-Żartujesz.- jego ton głosu zmienił się na poważny.
-Nie żartuje.
-Co.- urwał. Jego ciało momentalnie się spięło. Po chwili ciszy brunet wstał.- Mam coś do załatwienia w domu.- skierował się do zejścia z dachu, ale Erwin szybko wstał za nim i zatrzymał go, chwytając go za nadgarstek.
-Pozwól mi to wytłumaczyć.- zacisnął swoją dłoń. Mimo wszystkiego czuł się bardzo dobrze w towarzystwie bruneta i mógł przy nim pierwszy raz, od dłuższego czasu odetchnąć.
Chciał mu wszystko wytłumaczyć, tylko dlatego, że nie chciał znowu czuć tak wielkiej presji ze wszystkich stron.
-Dlaczego Ci na tym zależy?- zapytał.- Poznaliśmy się tak naprawdę kilka godzin temu. Powinien cię pierdolić fakt, co zrobię z tą informacją i czy w ogóle przeżyję.- W jego głosie dało się wyczuć sarkazm, który trochę zirytował siwowłosego.
-Ale nie pierdoli, więc z łaski swojej, usiądź na tym pieprzonym dachu, a ja ci odpowiem na każde pytanie, które mi tylko zadasz.- warknął, na co brunet westchnął i wrócił z powrotem na swoje miejsce. Złotooki usiadł obok niego. Między nimi, pierwszy raz od kilku godzin zapanowała cisza.
-Miałeś wybór?- pierwszy odezwał się policjant, przerywając tym samym swoje milczenie. Złotooki zmarszczył brwi i spojrzał niezrozumiałym wzrokiem na swojego rozmówce.- Czy miałeś możliwość zostać kimś innym niż mordercą?- jego głos drżał, jednak nie mógł nic na to poradzić. Właśnie przesiedział kilka dobrych godzin na rozmowie z osobą, która zabija innych ludzi za pieniądze i ta informacja go przerażała.
-Mój ojciec był szanowanym mafiozą.- zaczął opowiadać o swojej historii.- Już za dzieciaka musiałem umieć strzelać, czy bić się, w razie jakiegoś niebezpieczeństwa. Kiedy miałem siedem lat dostałem swój pierwszy pistolet, a dziewięć lat później zabiłem pierwszą osobę.- Erwin nienawidził przypominać sobie własnej przeszłości. Uważał, że nie powinno rozdrapywać się starych ran, jednak miał gdzieś z tyłu głowy, że jeśli tego nie zrobi, to straci kontakt z mężczyzną, który był tak blisko, a zarazem daleko jego popieprzonego świata.- Za dzieciaka chciałem być dobry. Nie chciałem krzywdzić innych, jednak jeśli raz wejdziesz w życie kryminalne, nie jest łatwo z niego wyjść. Zwłaszcza, w przypadku dzieci któregoś z mafiozów. Nawet jeśli ten syn czy córka, będą chciały prowadzić spokojne, ucywilizowane życie, to i tak zawsze stają się najsłabszym punktem dla danego przestępcy, aż w końcu przyzwyczajają się do takiego życia i przejmują po rodzicach "interes"- rzekł zgodnie z prawdą.
-Czemu mówisz mi wszystko?- zapytał Gregory, słuchając uważnie chłopaka.- Pewnie i tak prędzej czy później ktoś do ciebie przyjdzie z ofertą zabicia mnie za nie małą sumę.
-Nie chcę, żeby było między nami jakichś niezgodności. Jakoś zaufałem ci przez ten czas, i mam nadzieję, że nikomu nie powiesz tego co ode mnie usłyszałeś.- zerknął kątem oka na bruneta, na co on lekko skinął głową.
-Ile osób zabiłeś?- Montanha, mimo tego, że często spotykał się z morderstwami czy samobójstwami, to i tak nie mógł pojąć tego, że ktoś odbierał innym tak cenny dar, jakim było życie.
-Za dużo Grzesiu. Za dużo.- spuścił głowę w dół, widząc lekkie rozczarowanie na twarzy chłopaka.- Wracajmy do domów. Ja mam sprawy do załatwienia, a ty pewnie masz zaraz służbę.- zmienił szybko temat. Brunet zgodził się z nim i już za chwilę stali przy swoich pojazdach.
-Daj mi swój numer, będzie łatwiej nam się kontaktować ze sobą.- podszedł do funkcjonariusza, na co on tylko westchnął i i wyjął z otwartych drzwi pojazdu, czysty notes i długopis. Zaczął zapisywać coś na kartce, a po chwili Erwin otrzymał ciąg cyfr, które były najprawdopodobniej jego numerem kontaktowym.
-Ale żebyśmy się zrozumieli Erwin. Muszę to sobie przemyśleć.- Powiedział i odjechał, nie dając nawet chłopakowi dość do słowa.
Erwin prawie niezauważalnie przytaknął, mimo tego, że wiedział, że na prawdę przystojny brunet, już tego nie zobaczy.
Wsiadł do swojego zentorno i również odjechał spod wysokiego budynku. Pokierował się w stronę swojego biura, w którym tak naprawdę, miała już czekać na niego Spadino z określoną liczbą pieniędzy. Bardzo łatwo można było powiedzieć, że noce w Los Santos, to miłość w niebezpieczeństwie. Miasto zawsze w nocy mieniło się najróżniejszymi kolorami, czy to na szyldach barów, czy na wystawach, ale w tym samym czasie na każdej ulicy, można było oberwać kulką w tył głowy. To miało miało swój specyficzny urok, jednak każdy kto tu mieszkał, nigdy nie narzekał na swoje miejsce zamieszkania.
Kiedy siwowłosy podjechał pod swoje biuro, jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Z rozluźnionego i spokojnego Erwina, na skupionego i władczego mężczyznę, który jest gotowy poruszyć niebo i ziemie, tylko po to, aby zdobyć konkretne informacje, których aktualnie potrzebuje.
Wszedł do budynku, po drodze witając się z każdą mniej lub bardziej znajomą twarzą. Kiedy doszedł pod swój gabinet, na jednym z krzeseł stojących na korytarzu, zobaczył Spadino, który trzymał w ręku czarną torbę sportową.
-Jak miło, że w końcu raczyłeś się pojawić we własnym miejscu pracy.- Rzucił sarkastyczną uwagę w kierunku złotookiego.
-Mam nadzieję, że masz to, co obiecałeś przynieść.- powiedział, zasiadając przy swoim biurku. Praktycznie od razu po tym, przed jego oczami, na blacie mebla, wylądowała torba z ustaloną sumą.- Przyjemnie się z tobą robi interesy Panacleti.- uśmiechnął się sztucznie Erwin, po przeliczeniu gotówki.
-A więc.- zaczął Włoch, kładąc przed złotookim teczkę. Siwy otworzył teczkę i jego szczęka delikatnie zadrżała, widząc imię i nazwisko osoby, z którą spędził większość dzisiejszego dnia. Szybko opamiętał i spojrzał ponownie na swojego klienta.
-Są tu wszystkie informacje?- zapytał zamykając i odkładając na bok czarny przedmiot.
-Tak. I tak się umówiliśmy Knuckles. Pół roku. I albo zdycha on, albo ty.- Jad aż wylewał się z jego tonu, ale Erwin nie skomentował tego.
Włoch wyszedł z pomieszczenia, a Erwinowi, aż zakręciło się w głowie od natłoku myśli. Jeszcze raz otworzył informacje na temat mężczyzny i z każdym kolejnym słowem, każdą kolejną informacją, każdym kolejnym podpunktem, coraz bardziej żałował, że ten jedyny raz zgodził się na współpracę ze Spadino. Pierwszy raz, od naprawdę długiego czasu, gdzieś w jego środku pojawił się pomysł o najprostszym rozpłakaniu się jak małe dziecko i wrócenie wcześniej do domu, ale widząc sterty papierów, które zebrały mu się na biurku przez te kilka godzin nieobecności, odrzucił te plany i wrócił do podpisywania najróżniejszych dokumentów.
Za każdym razem, kiedy tylko zamykał na dłuższą chwilę oczy, w jego głowie pojawiał się obraz uśmiechniętej twarzy bruneta, przez co dla własnego zdrowia, starał się skupić na wykonywanym zadaniu, jednak pomimo jego starań, nie wychodziło mu to za dobrze.
Cztery tygodnie później
Erwin przez ten całym czas, przebywał tak na prawdę wszędzie. Spędzał naprawdę dużo czasu w towarzystwie Grzesia, jednak po cichu bał się, że wyśpiewa mu od razu wszystko, tak jak zrobił to przy ich ostatnim spotkaniu na dachu. Miał kontakt z chłopakiem również przez wiadomości, którymi z resztą wymieniali się codziennie. Oprócz tego, każdy jego dzień, składał się na rozplanowywaniu dwóch scenariuszy. Jeden, z planem na wywinięcie się z całej tej sytuacji, a drugi z niestety gorszym zakończeniem, w którym umiera albo on, albo Montanha.
Za to Carbonara trzymał się naprawdę dobrze. Teraz coraz częściej na jego twarzy można było zobaczyć uśmiech, jednak nadal wspomnienia o bracie, wywoływały w nim odczucie pustki oraz tęsknoty. Nie znaleźli jeszcze sprawców, tego całego zamieszania, chociaż Erwin siedział nad tym od dobrych kilku tygodni.
Była godzina siódma. Siwowłosy dopiero co się obudził, a już jego telefon zaczął dzwonić. Za oknem było jeszcze ciemno, co świadczyło o jesiennej porze.
Chłopak już miał krzyczeć do słuchawki, że nie dzwoni się o siódmej rano do ludzi, kiedy zobaczył na ekranie numer Gregorego. Momentalnie cały gniew z niego wyparował i już na spokojnie kliknął zieloną słuchawkę, i przyłożył telefon do ucha.
-Musimy się spotkać na dachu za co najmniej trzydzieści minut.- Powiedział Gregory bez żadnego przywitania się z rozmówcą. Erwin przytaknął brunetowi i zapewnił że zjawi się w ustalonym miejscu. Złotooki stwierdził, że Montanha jest jednym z nielicznej grupy osób, które mogą wydawać mu jakiekolwiek polecenia, chociaż i tak było to bardzo rzadkie.
Mężczyzna wstał z łóżka i podszedł do szafy. Miał potem jeszcze kilka ważnych spraw biznesowych do załatwienia, więc wybrał czarne spodnie od garnituru i do tego koszule. Będąc szczerym Erwin miał lekką niedowagę, przez to koszula, która powinna opinać jego tors, wisiała luźno na jego ramionach. Oczywiście siwowłosy miał mięśnie, jednak nie było one jakieś duże. Można było powiedzieć, że po prostu były odpowiedniej wielkości do budowy ciała chłopaka. Knuckles mimo tego że nie miał ani trochę poczucia stylu, był z siebie dumny, że udało mu się tak dopasować ubrania.
Piętnaście minut później chłopak już siedział w swoim zentorno i jechał, lekko naginając przepisy drogowe, w stronę wysokiego budynku na którym pewnie już czekał Montanha. Założenia chłopaka okazały się słuszne, ponieważ pod budynkiem na parkingu zauważył on Corvette należącą do Gregorego. Siwowłosy wszedł na dach i pierwsze co zobaczył to bruneta który patrzył się na niego zamglonym wzrokiem.
-O czym chciałbyś porozmawiać?- zapytał podchodząc do niego z uśmiechem.
-Chciałbym się dowiedzieć ile zapłacili ci za morderstwo mojej osoby.- Rzekł zakładając ręce na piersi. Z twarzy Erwina momentalnie zmyły się wszystkie kolory.
-Ale skąd ty to wiesz?- Złote oczy rozszerzyły się, ponieważ siwowłosy nie mógł wymyśleć skąd u bruneta takie pytanie. A zwłaszcza takie informacje.
-To nie ważne. Ile za mnie dali.- warknął coraz mocniej się irytując na Erwina, który wewnętrznie panikował.
-Dziesięć milionów.- wyszeptał.
-Znamy się ponad miesiąc. To nie jest dużo.- zauważył brunet podchodząc jeszcze bliżej do siwego.- Jeśli chcesz, możesz mnie zabić.- Wyszeptał mu przy uchu, przegryzając na koniec jego płatek. Złotooki westchnął cicho na ten czyn.
-Nie chcę cię zabijać.- powiedział młodszy kładąc dłonie na ramieniu bruneta.- Za bardzo mi na tobie zależy.- dodał a Gregory musnął lekko jego szyję swoimi ustami.
Z ust chłopaka znowu wyrwało się wyschnięcie, spowodowane nadmiarem emocji, trzymanych w sobie przez za długi czas.
Brunet korzystając z okazji i nieuwagi młodszego, delikatnie złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Na początku bał się że siwy mężczyzna może go odepchnąć, jednak wtedy kiedy on zaczął oddawać pocałunek, cała jego obawy zniknęły.
Już dawno miał ochotę na zrobienie tego jednak, po pierwsze, nigdy nie było odpowiedniego momentu i po drugie, nigdy nie był na tyle odważny żeby zrobić ten pierwszy krok.
Te cztery tygodnie w których Erwin często przychodził do mieszkania Gregorego, bądź odwiedzał go w godzinach pracy bardzo dużo zmieniło w ich relacji.
Pakowanie się w związek przy swojej "brudnej" robocie było jedną z najgłupszych decyzji jakie kiedykolwiek mógł podjąć, ale aktualnie stojąc w ramionach brunet czuł się doceniony i kochany. Z wargami starszego na swoich mógł zapomnieć o wszystkich problemach, które ostatnio się mimowolnie namnażały coraz bardziej.
Mężczyźni oderwali się od siebie i spojrzeli sobie głęboko w oczy. W oczach niższego pojawiły się małe iskierki szczęścia, chociaż on sam nawet myślał, że te już dawno wygasły.
Gregory patrzył na młodszego z ulgą i zatroskaniem.
-Mi też na tobie zależy.- uśmiechnął się i złożył delikatny pocałunek na czubku nosa złotookiego.
Oboje mężczyźni siedzieli jeszcze długo na dachu. Gregory siedział oparty o ceglany murek budynku, a dłonią delikatnie gładził po siwych włosach drugiego mężczyzny, który siedział na nim okrakiem, wtulając się w niego. Oboje milczeli, ale nikt nie chciał tej ciszy przerywać.
-Grzesiu?- odezwał się przytulając swój policzek do barku chłopaka. Mężczyzna odpowiedział my cichym mruknięciem, przez co siwy kontynuował.- Wprowadź się do mnie. Będziesz bezpieczniejszy, a ja spokojniejszy.
-Erwiś, nie musisz się o mnie martwić, poradzę sobie.- zaśmiał się lekko.- mogę się do ciebie wprowadzić.- dodał widząc grymas na twarzy siwego.
Mężczyzna wprowadził się do całkiem sporego apartamentu młodszego. Na początku każdy z nich miał osobny pokój, jednak z czasem, zaczęli spędzać razem coraz więcej czasu i również zaczęli nocować w jednym łóżku.
Montanha specjalnie zamienił się z jednym funkcjonariuszem na zmiany, żeby w nocy być w domu z chłopakiem.
Czas mijał, a data kończąca współpracę Erwina i Spadino zbliżała się wielkimi krokami.
Erwin coraz częściej myślał nad tym, jakby to rozwiązać. Najlepszym pomysłem w jego głowie było albo zabicie Spadino, albo Montanhy.
Żaden z tych scenariuszy nie przypadał mu do gustu. Chciał po prostu skończyć tą umowę i zapomnieć że coś takiego kiedykolwiek miało miejsce.
Był poranek. Złotooki odkąd tylko się przebudził, obserwował śpiącą twarz bruneta, leżąc na jego klatce piersiowej.
Chciał każdą wolną chwilę spędzać przy swoim kochanku, ponieważ następnego dnia, siwowłosy mężczyzna mógł nie przeżyć.
Niestety, ale obowiązki wzywały i złotooki musiał wstać ze swojego dotychczasowego miejsca. Musiał zakończyć to wszystko.
Ubrał się i zjadł przygotowany przez bruneta wczorajszy obiad. Zimne spaghetti nie smakowało tak samo, ale nie mógł narzekać.
Po zjedzeniu śniadania, szybko ubrał na siebie szare dresy i czarną koszulkę starszego. Uśmiechnął się widząc śpiącego Grzesia, do którego mimowolnie bardzo się przywiązał przez ten czas. Podszedł do chłopaka i złożył na jego ustach delikatny pocałunek.
Wyciągnął kartkę z komody i ołówkiem napisał na niej informacje do bruneta.
Chwilę później wychodził z ich mieszkania, chowając po drodze pistolet do kieszeni kurtki.
Z jego oczu kapały łzy, jednak nie zawracał. W końcu i tak się to stanie.
Wsiadł do samochodu i z piskiem opon odjechał z pod apartamentowca.
Gregory obudził się niewiele później. Przetarł dłonią twarz i pierwsze co wpadło mu w oczy, to biała kartka, najprawdopodobniej wyrwana z notesu.
Mężczyzna chwycił przedmiot w dłoń, jednak musiał chwilę odczekać, zanim wzrok my się wyostrzy.
Zaczął czytać zdania napisane, przez siwowłosego, a w jego oczach zaczęły pojawiać się łzy.
Po przeczytaniu notatki, Montanha momentalnie zerwał się z łóżka, potykając się przy tym o kołdrę.
Mimo tego, że jego ukochany prowadził niebezpieczny tryb życia, to jeszcze nigdy nie biegał w takim stresie po całym mieszkaniu.
Pierwsze co zrobił, to zaczął szukać Erwina po wszystkich pokojach, jednak kiedy zauważył brak butów oraz kluczy od samochodu, spanikował i zaczął dzwonić do Carbonary, Davida, oraz innych osób z Zakshotu.
Sam dziękował sobie w duchu, że wyciągnął od swojego kochanka numery jego przyjaciół.
Umówił spotkanie na zakonie za piętnaście minut i zaczął się ubierać.
Bez śniadania odjechał spod apartamentowca z piskiem opon. Co jak co, ale w tym momencie liczyło się tylko i wyłącznie bezpieczeństwo siwowłosego, które aktualnie było zagrożone.
Wszyscy rozdzielili się na kilka grup, z czego dwie dwuosobowe grupy jeździły po mieście, jedna przeszukiwała Paleto, jeszcze jedna Sandy, a David i Dia latali nad wyspą helikopterem.
Montanha był jako jedyny sam w grupie. Nie chciał z nikim jechać, więc szukał siwowłosego pa całej wyspie. Łamiąc każde przepisy drogowe.
Gregory szukał Erwina przez dobre kilka godzin, do momentu kiedy nie zadzwonił do niego David i nie powiedział, że z helikoptera zauważył, Erwina na dachu.
Grzegorz mimo tego że był funkcjonariuszem policji i nie powinien łamać prawa, to w takiej sytuacji jechał blisko ponad dwieście kilometrów na godzinę.
Wieczorem Erwin wyglądał jakby chciał się żegnać na dłuższy czas, jednak Gregory nie mógł wtedy zrozumieć o co chodzi.
Teraz jednak widząc list pożegnalny oraz swojego kochanka na dachu połączył kropki, których wcale mogłoby nie być.
Chciał przytulić siwego chłopaka. Powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze, że nie musi się o nic martwić.
Tym czasem siwowłosy stał przed nim, na krawędzi dachu, celując do swojej skroni z pistoletu.
Z złote oczy zaszkliły się i zabłysły w nich łzy, których tak bardzo nie chciał teraz widzieć.
-Erwiś... Spokojnie... Odłóż broń.- głos bruneta minimalnie, ale wpłynął na poczynania, ponieważ ten, nie zaciskał już tak mocno dłoni na pistolecie.
-Mówiłem, żebyś mnie do kurwy nie szukał.- warknął na niego.
-Erwin.- zaczął mocnym, lecz spokojnym głosem Montanha, robiąc małe kroki w kierunku Knucklesa.- Erwiś spokojnie.
Delikatnie chwycił lufę od pistoletu, przykrywając ja swoją dłonią. Odebrał od niego broń i przyciągnął mężczyznę do siebie.
Przyjaciele siwego stali niedaleko, w razie, jakby sytuacja wymagała pomocy innych.
-Nie rozumiesz? Umrę dzisiaj, albo jutro! Nie ominiemy tego!- krzyknął a jego głos, łamał się po każdym użytym zdaniu.- a mój los i tak już jest przesądzony.- dodał cicho.
-Więc napraw swoje błędy. Dla mnie.- wyszeptał, ostatni raz całując całując swoją ukochaną osobę w usta.
-Co ty robisz?!- spanikował słysząc dźwięk przeładowywanej broni za swoimi plecami.
-Też cię kocham. Najbardziej na świecie.- powiedział. Erwin już miał się pytać o co mu chodzi, jednak słysząc dźwięk wystrzału z pistoletu, znieruchomiał.
Obserwował jak ciało jego ukochanego osuwa się na podłogę.
W tym krótkim momencie cały świat siwowłosego się zawalił, a z jego oczu wylały się strumienie łez. Upadł na kolana, prosto przed dziurawą czaszką swojego ukochanego. Delikatnie złapał za dłoń bruneta, chcąc się upewnić, że to co się przed chwilą stało, jedynie tylko głupim snem.
Jego przyjaciele podbiegli do niego i próbowali jakikolwiek skontaktować się z chłopakiem, ale on cały czas był wpatrzony w jeszcze niedawno żyjącego chłopaka.
Minął tydzień. Złotooki nie mógł się pozbierać po śmierci Grzesia do takiego poziomu, że oddał wszystkie firmowe obowiązki Kuiowi, a sam leżał cały dzień w domu w bluzie i pod ulubionym kocem chłopaka. Ciągle nie mógł pogodzić się z myślą o tym, że już nigdy nie zobaczy bruneta. Już nigdy nie będzie mógł się do niego przytulić, ani go pocałować. Za każdym razem kiedy o tym myślał, szloch przejmował nad nim kontrolę i przez długi czas nie mógł się uspokoić.
Carbo i David przychodzili codziennie do chłopaka, przynosząc mu jedzenie, bądź po prostu sprawdzając jak ten się czuje. Bardzo martwili się o swojego brata, co dawało chłopakowi świadomość, że pomimo tego co się stało, nadal komuś na nim zależy.
Mimo tego, że w głębi serca nie mógł zrozumieć tego, że Grzesiu sam chciał żeby to jego zabito to jednak wiedział że że po prostu chcę chronić Erwina i sprawić żeby naprawił twoja błędy które popełnił w swoim życiu. Znali się krótko, Gregory w szybkim tempie został się dla niego jedną z najważniejszych osób na świecie, ale Erwin nie czuł się z tym źle. Wiedział, że trudno mu będzie znaleźć kogoś, na kim będzie mu zależało tak jak na Grzesiowi.
Pieniądze, które dostał następnego dnia od Spadino, kazał spalić. Nie chciał mieć na swoim kącie bądź w swoim portfelu gotówki, którą dostał za śmierć osoby którą darzył szczerym uczuciem.
Gdzieś w głębi siebie wiedział, że musi w końcu wrócić do pracy, ponieważ musi rozwiązać sprawę morderstwa Iva, jednak za każdym razem, kiedy tylko brał do ręki pistolet, w jego głowie pojawiał się widok zakrwawionego Grzesia, z raną postrzałową, na środku czoła.
Patrzył na dni spędzone z chłopakiem bardzo pozytywnie i mimo tego, że teraz przez to cierpi, to nie mógł tego żałować, ponieważ spędził z chłopakiem najpiękniejsze chwilę w swoim życiu.
CDN
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top