Płacz

Kolejna noc pełna łez strachu i bólu doprowadziła Thomasa do szału.
Nie był oczywiście zły na Clarka.
Nie był też zły na jego oprawców.



Był na nich niewyobrażalnie, niewymawialnie wściekły. Chciał ich zabić... nie, to byłoby zbyt dużą łaską, chciał sprawić im krzywdę większą niż oni mu, żeby cierpieli bardzo długo.
Głupio byłoby skończyć w więzieniu jako morderca, ale tej nocy naprawdę gotowy był jechać tam, gdzie oni (nawet jeśli nie wiedział dokładnie gdzie się znajdują) i wyrwać im głowy.

To była też pierwsza noc, podczas której nie towarzyszył Evansowi kiedy ten cicho szlochał.
Wiedział, że zostawia go pod opieką najlepszych pielęgniarek.

Po prostu wyszedł z sali, wsiadł w auto i wyjechał. Gdzieś daleko, gdzieś, gdzie nie dosięgały go wyrzuty sumienia i płacz podopiecznego. Uciec, uciec...daleko!

Zatrzymał się dopiero, słońce wschodziło a on prawie przejechał jakiegoś kota.
Z całym impetem nacisnął pedał, samochód zachamował.

Pierwsze promienie dnia zaświeciły mój twarz. Był na jakiejś jezdni, tuż przy morzu.
Piaszczyste skarpy skrywały piękne wybrzeże i błękit wody.

Zaparkował.

Watson wyszedł z auta patrząc z morze. Piękna, biała plaża i świeże powietrze napawało spokojem.

Thomas coś postanowił.
Zabierze tu kiedyś Clarka.

***

Wrócił w samo południe, akurat gdy jakaś sprzątaczka myła podłogę.
Pewnie zniszczył jej pracę, bo przeszedł przez korytarz, prosto do sali Evansa.
Leżał już podpięty do kroplówkę i wyglądał znacznie lepiej.

- Cześć, Clark. - przywitał się i usiadł na krześle obok. Ostatnio cały czas na nim siedział i zastanawiał się czy jego tyłek się tam już czasem nie odbił.

- Uciekłeś. - oskarżycielsko rzucił chłopak, patrząc w sufit.

- Przepraszam.

- Obiecałeś, że nie znikniesz.

Thomas chciał rzucić coś na swoją obronę, ale w połowie brania oddechu zrezygnował.
Uciekł? Uciekł.
Jego wina.

- Musiałem na chwilę uciec. Przepraszam. - powiedział znów.

- To nie była chwila, to była cała noc i cały ranek. - Clark chyba był obrażony. - Bałem się, że nie wrócisz.

- Wróciłem...

Zapadła cisza, podczas której chłopiec bawił się gumką recepturką.

- Słoneczko, nie złość się na mnie. - Thomas westchnął i oparł czoło o materac. - Musiałem odsapnąć. Wiem, że to nic w porównaniu do tego co ty czujesz, ale byłem zwyczajnie zmęczony, załamany i musi... - przerwał, czując jak coś a raczej ktoś owija mu się wokół szyi.
Cichy, równomierny, zimny oddech owiał jego skórę, a Clark się wtulił mocniej.

I Thomas znów poczuł, że na to nie zasługuje.

Tak, od teraz będą takie krótkie rozdziały, ale może lepsze i częściej.

Kropki ->

Opinie ->

Uwagi ->

Groźby ->

Proszenia o next (zróbcie to, moje ego poczuje się lepiej CHYBA) ->

To tyle z mojej strony i dziękuję za pozytywny (w większości) odzew.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top