Decyzja*
- Ubieraj buty. - rozkazał Tomek jednocześnie biegnąc po kluczyki do auta.
Cyryl, trochę otumaniony przez ból podkuśtykał do drzwi i kucnął, żeby założyć buty. Zakaszlał przy tym i splunął krwią. Otarł wargi ręką.
- Cholera... - szczerze przerażony Wiśniewski nie wiedział co robić. Wcisnął chłopcu buty na nogi nie fatygując się nawet, żeby zawiązać sznurówki i zawinął w swoją kurtkę, po czym delikatnie podniósł. - Czemu mi nie powiedziałeś? Pytałem się, czy wszystko dobrze. Wiedziałem. Teraz odpowiesz mi prawdę. Co się dzieje?
- Wszystko mnie boli jak oddycham...- poskarżył się.
Tomasz położył go na tylnym siedzeniu i zapiął pasy. Obaj byli szczerze przerażeni.
Cyryl zacisnął usta w wąską kreskę, coraz bardziej blednąc. Powiedział coś po ukraińsku.
- U mene astma. - dodał.
Tomek zacisnął zęby i jęknął, siadając przy kierownicy.
Stanowczo nie spodziewał się czegoś takiego...nikt go nie ostrzegł!
Przecież dziecko to dość prosta rzecz. Powinien wiedzieć co robić, sam był kiedyś dzieckiem.
Cyryl siedemnastoletni chłopiec o wyglądzie dziewięciolatka według niego powinien zadowolić się drogim telefonem i ubraniami zamiast pluć mu krwią na drogie panele.
I siedzenie od samochodu.
I kurtkę.
Tomek prawie, że zapłakał czując, że jego pieniądze są kalane. Lubił pomagać, ale nie aż tak!
- Będzie dobrze, nie martw się.- powtarzał Tomek, będąc na skraju wytrzymałości psychicznej. Google maps prowadziło go do najbliższego szpitala.
Sam nie bywał często w szpitalach, nawet nie wiedział jaki to szpital.
- Ja się nie martwię... - zdezorientowany chłopiec podniósł lekko głowę.
- Leż. Uspokajam siebie, nie ciebie. - warknął milioner.
Jechał mocno przekraczając prędkość, ale o tej porze nie powinno być policji.
Nie powinno.
Ale była.
Tomek niechętnie zjechał na pobocze.
"Ile problemów, czy ten dzieciak to jakiś magnez na nieszczęścia?" - pomyślał.
Nie chciał takiego życia. Kursowania między szpitalem a domem.
Jakby chciał dziecko to by sobie sprawił. Ciche i bezproblemowe. Na pewno.
Bo chyba da się zaprogramować dziecko? Zresztą, kto bogatemu zabroni.
Teraz to już był prawie pewny, że poszpera w papierach, a w zasadzie jednej kartce i wyśle Cyryla spowortem na tą ich Ukrainę.
Skoro nie było żadnego problemu z adopcją to z oddaniem też nie powinno być?
Nie wiedział jak bardzo skrzywdziłby tym chłopaka.
Leżał, przykuty do łóżka. Diagnoza była jasna.
Nie do uleczenia.
Dzieci dzieliły się tu na trzy grupy. Normalne - trafiały do zwykłych domów dziecka albo od razu do rodzin.
Uleczalnie chore - te były gorzej traktowane, ale była szansa że będą normalne więc opiekunki się nimi zajmowały.
I te ostatnie.
Nieuleczalnie chore. One były po prostu skazane na śmierć.
Problem tkwił w tym, że wcale nie musiały umierać. Nie były aż tak chore.
Ich choroby były uleczalne.
Do chorób uleczalnych zaliczał się homoseksualizm. Wykryty wcześnie mógł być skutecznie "wypędzony".
Cyryl był niższy od swoich kolegów, chudszy nawet od koleżanek.
Był cichy i zacofany.
I na pewno nie interesowały go dziewczyny.
Często kaszlał, cały czas smarkał nos. Spluwał flegmą i bez powodu bolał to brzuch.
Pielęgniarka postawiła sprawę jasno.
Nieuleczalnie chory.
On wiedział co to znaczy, wiedział że nie przeżyje tam długo. To był dla niego wyrok.
Czasem jego objawy gasły. Przenosili go wtedy do izolatki na odzdział z uleczalnie chorymi.
Ale później wracały i on także wracał do Piekła.
I tak kursował między dwoma, okropmymi miejscami.
Wolał jednak to drugie. Tam przynajmniej miał jakiekolwiek prawa.
W domu dla "dzieci bez szans" cały czas był przykuty do łóżka pasami bezpieczeństwa.
To tak jakby chciał sobie cokolwiek zrobić.
Wszystkie dzieci były tu spętane.
Nie dostawał prawie żadnych leków, patrzył jak dzieci obok niego umierają.
Na niego też czekała. Koścista panna z kosą w ręku. A obok niej stała jego matka, która opuściła to tak wcześnie.
Teraz płakała nad jego losem.
Teraz, gdy kolejny raz to oddali, zrezygnowali z niego już w okresie próbnym... teraz czekał na najgorsze.
Pani Swietlana była gorzej niż wściekła.
Już z dala słyszał jej kroki i z przerażeniem w oczach nasłuchiwał jak się zbliża.
Podeszła do niego i pierwsze co zrobiła to mocne uderzenie go w twarz.
Nikt nie zareagował.
Już wtedy był pewny. Musi zrobić wszystko, aby stamtąd uciec.
Wszystko.
Tak więc mieliśmy mały wgląd w przeszłość Cyryla.
Jak się podobało? Wzorowałam się na prawdziwym ukraińskim sierocińcu, polecam poczytać. Wpiszcie po prostu w Google "ukraiński sierociniec".
Dla osób od starej wersji:
Tak, pozmieniałam. Lepiej czy gorzej?
Alternatywna_
_fvcklogic
Yuuma_kun
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top