Czekolada*
Marcin wyszedł godzinę temu.
Tomasz był trochę skrępowany milczeniem chłopca, który zawzięcie mu się przypatrywał.
Odchrząknął nerwowo i wziął się za pracę. Pracował w domu, głównie na laptopie, co bardzo cenił. Czasem tylko musiał wyjeżdżać na durne delegacje.
Czując na sobie smutny wzrok Cyryla odwrócił się do niego.
- Czemu się na mnie patrzysz? - zapytał prawie szeptem, czując się zawstydzony.
- Ja...przepraszam, pros...Tomaszu. Ja już nie będę. - Mówiąc to zarumienił się dość uroczo i odwrócił wzrok. Jego akcent był komiczny, ale tak czy siak wyglądał smutno, siedząc w tym polarze. - Chciałem się tylko o coś zapytać...
- O co? - zaciekawił się Wiśniewski. Starał się o jak najmilszy głos.
- No...czy zamierza mnie pan oddać. - powiedział wprost Cyryl.
- Jesteś już duży, więc nie będę owijać w bawełnę. Nie przepadam za nastolatkami, poza tym zostałem wrobiony. Na pewno Cię nie wyrzucę na bruk, o to się nie bój. Wypijemy czekoladę?
- Dobrze. - potulnie zgodził się chłopak.
Sięgnął po okulary, ale zrezygnował, gdy te wprost rozpadły się w jego ręku. Z jednego wypadło nawet szkiełko...
Tomek westchnął i coś wymamrotał o nowych.
- Z którego sierocińca jesteś? Bo jesteś z Ukrainy czy Białorusi?
- Ukraina. Jestem tu pierwszy raz.- wymijająco odparł Clark. - Ten sierociniec jest na wsi, najmniej chyba rozwiniętej na świecie. To kiepskie miejsce... - Spuścił wzrok.
- Jasne. - Tomasz szybko pochwycił o co chodzi i pokiwał głową. - Masz. - podsunął mu pod nos kubek z czekoladą, cały czas bacznie mu się przypatrując. - No bierz, przecież nie jest otrute. - starał się być bardzo miły, ale przestraszony chłopak strasznie go irytował. Znaczy nie on, lecz to, że się go boi. Przecież nie był taki straszny...
Bo Tomasz był bardzo opiekuńczy!
Gdy któryś z jego ziomków miał "bobo" on od razu wyskakiwał, by ciągać takie "bobo" za różowe policzki, jęcząc przy tym "Kuci, kuci, kuci!", przez co niektórzy mieli go za oszołoma.
A takich to Wiśniewski zlewał. Jeśli mają z nim jakiś problem to walić. On ma przyjaciół i to ich problem.
Za to jego gość nie miał żadnych przyjaciół. Teraz miał tylko jego.
Cyryl usiadł na skraju kanapy, trzymając obiema rękoma kubek z gorącym płynem i piankami. Spojrzał niepewnie, jakby nigdy nie pił czekolady i zamoczył usta. Wtedy Tomasz Wiśniewski po raz pierwszy zobaczył śliczny uśmiech, który rozpuścił mu serce. Zapragnął sprawiać taki uśmiech o wiele częściej.
Za to Cyryl (brak nazwiska) po raz pierwszy w życiu napił się pysznej, gorącej czekolady.
- To jest pyszne! - zawołał szczerze uśmiechnięty. Zaraz jednak przybrał ten wyraz twarzy, który chyba wyrażał pokorę i zabrał się za ciche siorbanie napoju. Po chwili odzyskał swoje kolory i nie wyglądał już jak żywa śmierć. Milionerowi bardzo się spodobały urocze rumieńce na policzkach. Miał ochotę je pociągać, bo były tak samo "kuci-kuci" jak te u bobasów.
Jego wina, że lubi policzki?
-Dziękuję. - mruknął i ruszył, żeby pozmywać. Czuł na sobie paraliżujący wzrok milionera.
Odda go? A może jednak zostawi i naprawdę pokocha? Albo chociaż polubi...
"Nie to co poprzedni..."
Na samą myśl o nich Cyryl skrzywił się z bólu, a żebra boleśnie o sobie przypomniały.
Wrócił na kanapę, bo nie do końca wiedział co ma robić.
- Wiesz, Karol... - zaczął Wiśniewski mieszając jakąś starą, zimną kawę. Pozostałość po imprezie? Prawdopodobnie tak.
- Cyryl. - poprawił go chłopiec.
- Cyryl. Strasznie dziwnie się ruszasz. Coś cię boli? - Tomek spojrzał na chłopca od głowy do stóp i spowrotem.
- Nie, proszę pana.- gładko skłamał chłopiec. Jeśli chodziło o kłamanie o samopoczuciu był mistrzem. Nawet się nie zająkał. Potrafił kłamać, choć nie cieszyła go ta umiejętność. Dlaczego skłamał?
Nie wiedział. Może chciał wyjść na takiego, co nie ma z nim problemów, żeby zostać w tej wspaniałej willi?
Brunet kiwnął głową i spojrzał na zegarek.
- Jest dziewiąta. Pójdziesz się umyć teraz, to będziesz mógł pooglądać telewizję. A, piżamę ci zaraz jakąś znajdę. - Tomek zaczął się bawić w matkowanie, choć zupełnie nie miał pojęcia jak to robić. Starał się też mówić wyraźnie, bo miał wrażenie że Cyryl nie rozumie niektórych słów.
- Nie lubię oglądać telewizji. No chyba, że Sherlocka, ale w sierocińcu nie miałem dostępu. Kiedyś tylko w szkole...w każdym razie nie chcę oglądać telewizji. To zabija szare komórki i wyobraźnię. Ma pan...egh. Masz, może jakieś książki? - Cyryl wreszcie się odrobinę otworzył. Co prawda, gdy zaczął bredzić o szarych komórkach, umysł milionera się taktycznie odizolował. Znacie to uczucie, prawda? Gdy ktoś mówi wam coś mądrego, ale wy nie chcecie o tym słuchać...
Mężczyznę to nawet ucieszyło. Pokiwał głową.
Wszystko poszło gładko. Udało mu się nakarmić i położyć spać wcale nie takie małe bobo. Był dumny z siebie, w końcu taka z niego świetna matka. Tomaszowi tak się to spodobało, że stwierdził, że może nawet sprawi sobie więcej takich dzieciaczków.
Ale coś musiało popsuć jego plany.
Były to posiniaczone okolice żeber.
Gdy sam chciał już pójść spać, usłyszał niepokojące dźwięki.
Wiśniewski zszedł na dół. Chłopiec siedział na kanapie a z oczu ciekły mu łzy.
Czyżby to okłamał?
- Hej, mały... wyglądasz jak trup, coś się stało? - zapytał, znając odpowiedź.
Błędne oczy młodego tylko utwierdziły go w tym, że nie jest dobrze.
- Nic, tylko boli...bardzo... - wysapał Cyryl, mrużąc oczy. Próbował wstać, ale opadł spowrotem, starając się powstrzymać krzyk wyrywający mu się z ust. "Bo żebra najbardziej bolą o zmroku."
Ukrainiec żałował, że nie przyznał się wcześniej. Może teraz unikłby tego strasznego bólu? Nigdy nie miał złamanych żeber... a co jeśli są złamane?
Tomek pokręcił głową. - Dobra. Jedziemy na pogotowie. - zarządził.
Pomyślałam, pozmieniałam.
Starych czytelników pytam: lepiej?
Nowych: jak się podoba?
Rozdział może niepozorny i mało się dzieje, ale włożyłam serduszko także możesz śmiało walnąć w gwiazdkę, albo zostawić po sobie komentarz (choćby kropkę!)
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top