[23,0] - What a coincidence

Od feralnego dnia, który w większości spędził z Hoseokiem w wesołym miasteczku, Yoongi zachowywał się niczym żywy trup. Nie jadł, nie spał, mało mówił. Snuł się między uczelnią, a własnym mieszkaniem i nawet gdy widział odjeżdżający autobus, nie biegł, by na niego zdążyć. Mógł poczekać na drugi. Nie spieszyło mu się. W końcu życie i tak nie miało sensu.

Pomimo wsparcia przyjaciół, nie był w stanie tak szybko pogodzić się z tym, że już nigdy nie porozmawia z tym głupkowatym tancerzem z piętra wyżej. Tylko raz widział go, gdy ten schodził po schodach i nie obdarzył go ani jednym spojrzeniem.

Tak jakby nigdy się nie znali.

I Yoongi wiedział, że będzie musiał się nauczyć tak żyć. Przestać wypłakiwać się co nocy w poduszkę i zacząć normalnie funkcjonować.

Ale wciąż nie potrafił.

Przecież minął dopiero tydzień, jak on miał się przyzwyczaić do tego, że facet, który dotychczas był dla niego priorytetem, nagle stał się jedynie wspomnieniem? Nie umiał.

Nie patrzył, gdzie idzie. Budynki uczelni znał na pamięć, poruszał się po nich intuicyjnie. Nawet gdyby miał błądzić to zbytnio by mu to nie przeszkadzało. Nic mu już nie przeszkadzało.

Dopóki jego twarz nie spotkała się z czymś, co z dość dużą prędkością nadciągało na niego z naprzeciwka, a czego oczywiście nie zauważył. Poleciał do tyłu, a jego pupa dość dotkliwie spotkała się z zimną posadzką wydziału. Uniósł beznamiętnie spojrzenie.

I wtedy, po raz pierwszy w tym tygodniu, na jego twarzy pojawiła się jakaś silna emocja. A konkretniej - szok.

- O rany, przepraszam!

Lee Taemin. Student równorzędnego Minowi roku wokalistyki i tańca jednocześnie. Cholernie przystojny, wysportowany, szczupły, uprzejmy, charyzmatyczny i szarmancki. Kilka miesięcy wcześniej wydał już swój pierwszy debiutancki singiel i szykował się do trasy koncertowej po Korei, od ponad dwóch lat będąc pełnoprawnym członkiem wytwórni muzycznej. Był gwiazdą, i to dosłownie. Marki zabijały się o współpracę z młodym, obiecującym idolem, a dziewczyny mdlały na jego widok, wliczając w to koleżanki z roku. Nie zapominając również o fanboyach, co tym bardziej schlebiało wokaliście, bo otwarcie przyznawał, że dla niego płeć nie ma znaczenia. A chłopcy mają nawet lekkie fory.

Taemin rzadko pojawiał się na uczelni, ale gdy już to robił, to zawsze z klasą i w akompaniamencie pisków i krzyków fanów. A Yoongi zwyczajnie na niego wpadł. I to jeszcze wylądował przed nim prawie że na kolanach, z nieładem w głowie i na niej. Nie wspominając już o pomiętych ubraniach.

Dobre pierwsze wrażenie - pół sukcesu.

- Wszystko w porządku, Yoongi-hyung? Czemu nic nie mówisz? Boli cię coś? - melodyjny głos zasypał Mina kolejną falą słów, ale do studenta docierało tylko piąte przez dziesiąte.

Chwila.

"Yoongi? Hyung?!"

- Um, ja... Wybacz, Taemin-nim, zamyśliłem się - wydukał w końcu, niezdarnie próbując się podnieść.

- Och, daj spokój, to ja powinienem mówić do ciebie Hyung-nim! Jesteś najlepszym pianistą, jakiego znam! - brunet wyciągnął rękę do gramolącego się Mina. Ten niepewnie na nią spojrzał, ale ostatecznie za nią złapał i... jaka ona była cholernie gładka i przyjemna w dotyku.

- Ale... skąd mnie tak właściwie znasz? Niczym się zbytnio nie wyróżniam i-

- "Nie wyróżniam"? Hyung, twój zaliczeniowy występ powalił wszystkich na kolana! Łącznie ze mną, ta piosenka była nieziemska, zupełnie jak ty - Yoongi miał wrażenie, że słuch płata mu figle. Pieprzony Lee Taemin go komplementował i do tego patrzył na niego z tak wielkim podziwem, że Min nie miał pojęcia, czy już powinien uciec gdzie pieprz rośnie, czy jednak poczekać jeszcze chwilę. - Od dawna próbowałem cię gdzieś złapać, ale widocznie szczęście uśmiechnęło się do mnie dopiero dzisiaj.

Taemin posłał blondynowi jeden ze swoich wyuczonych, szarmanckich uśmiechów, a Yoongi, który dopiero co stanął na nogi, miał wrażenie, że za chwilę z powrotem poleci na ziemię. Zachwiał się już nawet, ale Lee zdążył go przytrzymać.

- Bez obrazy, ale słabo wyglądasz, hyung. Chyba powinieneś coś zjeść. To co? Wyskoczysz ze mną na obiad?

Właściwie to...

- Jasne, czemu nie.

***

Hoseokowi śniły się naprawdę dziwne rzeczy. Najpierw miał wrażenie, że się dusi, natomiast chwilę później siedział na różowej chmurce i leciał nad fioletową dżunglą, pełną egzotycznych roślin i zwierząt, o których istnieniu nie zdawał sobie sprawy - a przynajmniej nie świadomie. Wszystko było okraszone grafiką rodem z Overwatcha, szczególnie ostatnie kilka chwil przed przebudzeniem, kiedy naprzeciw wyleciała mu (na z kolei niebieskiej chmurce) postać, którą widział w każdej reklamie gry. Co z tego, że sam nawet nigdy jej nie kupił. (Hobi, twoje sny przy moich to pikuś, dop.aut)

Senne mrzonki jednak skończyły się z chwilą, gdy poczuł coś okropnie zimnego na twarzy i koszulce. Od razu zaczął łapczywie łapać powietrze, chociaż worek przykleił mu się do ust i nie pozwalał na zbyt wiele. Już miał panikować z powodu braku tlenu, ale ktoś w ostatnim momencie odciągnął mu worek od twarzy, przy okazji poluźniając wiązanie na dole, a tym samym wpuszczając do środka chłodne powietrze.

- To chyba nie było konieczne. Mogliśmy go po prostu uszczypnąć albo nie wiem... - zaczął cicho jeden z głosów.

- Należało mu się - odparł drugi z porywaczy.

- Mógł się udusić.

- Ups?

- Jesteś rąbnięty, T- znaczy, Eagle One.

- Właśnie. Ja jestem One, a ty Two, więc to ja jestem mózgiem tej operacji.

- Szkoda, że sam nie masz mózgu.

- Eagle Two, ostrzegam cię!

- Te pseudonimy to najgorsze co mogłeś wymyślić, serio.

- Bo sam pewnie wymyśliłbyś lepsze, co?!

- A żebyś, kurwa, wiedział!

- Eagle One, Eagle Two, spokój. Mamy do pogadania z Obiektem, prawda?

- Nie wierzę, że tobie też chce się bawić w te pseudonimy.

- Skup się na zadaniu, Eagle Two. Eagle Three ma rację.

- Zawsze mam.

- Zamknij się - powiedzieli równocześnie Eagle One i Eagle Two, a przynajmniej tak wydawało się Hobiemu.

Był na tyle przerażony swoim położeniem i torturami na przebudzenie, że nie ruszył się nawet o milimetr. Dlatego nie dane było mu się zorientować, że siedzi związany na okropnie niewygodnym krześle, które mocno wrzynało mu się już w pośladki i kość ogonową. Nie miał pojęcia gdzie by, kto go porwał i, najważniejsze - dlaczego.

Po chwili ciszy jeden z porywaczy westchnął dość ostentacyjnie, po czym podszedł bliżej Hoseoka. Brunet widział tylko zniekształconą, ciemną sylwetkę, bo więcej przez materiał worka nie był w stanie dostrzec. Ktoś złapał go za podbródek i szarpnął mało delikatnie, na co z ust Junga wyrwał się dziwny jęk strachu.

- Trzęsiesz się jak jagniątko idące na rzeź - warknął mężczyzna przed nim. Miał bardzo niski, głęboki głos. Hoseoka przeszły ciarki.

- Eagle One...

- Cii, Eagle Two, daj mu się wczuć.

Mężczyzna trzymający Hoseoka odchrząknął, tym samym uciszając dwóch pozostałych.

- Wiesz dlaczego tutaj jesteś? - zapytał w końcu.

Hoseok nie miał nawet pomysłu. Chcieli go zabić? Okraść? Sprzedać na narządy? Szantażować jego rodzinę dla okupu? Dlaczego mieliby to robić? Nie był ani trochę wpływowy, podobnie jak jego rodzina, groszem również nie śmierdział. Może miała to być jakaś swego rodzaju pokuta?

Nagle przeleciały mu przed oczami wszystkie chwile w życiu, kiedy zachował się jak ostatni kutas, a nie było tego wcale mało. Najpierw zobaczył oczywiście sytuację sprzed tygodnia. Potem kilkanaście twarzy dziewczyn, którym chamsko złamał serce, nie chcąc pakować się w stały związek. Następnie jego uczniów ze szkoły tańca, którym naprawdę mocno nadojadł przez te kilka dni. A nawet ten jeden raz, kiedy podsiadł staruszkę w autobusie i założył słuchawki, by udawać, że śpi i jej nie słyszy. Nie był pewien, czy któraś z tych sytuacji mogła być powodem jego porwania, dlatego zdecydował milczeć.

Aż nie dostał mocnego liścia w twarz.

- Eagle One! - krzyk drugiego z porywaczy dotarł do Hoseok z mocnym opóźnieniem. Jego głowa poleciała na bok i przez chwilę nawet myślał, że przewróci się na ziemię, ale ktoś w ostatnim momencie przytrzymał chyboczące się krzesełko, do którego był przywiązany.

- Odpowiadaj, jak pytam! Wiesz czemu tutaj jesteś, czy nie? - warczenie mężczyzny przed nim stało się jeszcze bardziej przerażające.

- N-nie mam po-pojęcia! - pisnął bardzo niemęsko, na co porywacz zaśmiał się gardłowo.

- Czyli uważasz, że nie ma niczego, za co powinieneś zostać ukarany? - zapytał prześmiewczo, a Hoseok skulił się w sobie.

- Tego nie powiedziałem - szepnął, spuszczając głowę, którą dotychczas miał lekko skierowaną do góry, by lepiej widzieć ruchy swojego oprawcy.

- Och, no proszę. Czyli mamy jakieś powody, żeby urąbać ci ten pusty łeb? Świetnie, tylko na to czekałem. Eagle Three, podaj mi siekierę!

Nagle w głowie Junga pojawił się ogrom obrazów z jego sąsiadem w roli głównej. Wspólne posiłki, wypady, śmiech, wszystkie chwile, które przeżyli razem. Sens Oggy'ego i karaluchów. Wszystkie momenty, w których Hoseokowi było dane słuchać wspaniałej gry na pianinie w wykonaniu Yooniego. Wieczór w parku rozrywki i ich okropne pożegnanie. Wyraźnie słyszał we własnym umyśle ciche, co nocne łkanie z sypialni starszego. Widział jego smutne oczy i ten zawód wymalowany na twarzy, kiedy raz minęli się na schodach.

Przecież Yoongi nigdy nie zrobił mu niczego złego, a już na pewno nie chciał go skrzywdzić. Za to Hoseok wbił mu nóż w plecy, kiedy Min odważył mu się powiedzieć o swoich uczuciach. Zaufał Hoseokowi, a Jung tak bezczelnie zburzył to zaufanie, którego przecież zawsze pragnął. Chciał, żeby blondyn się przed nim otworzył, a kiedy ten w końcu to zrobił, Hobi tak okropnie spieprzył sprawę. A teraz w serce ciągle kłuła go myśl o tym, że Yoongi już nie jest jego przyjacielem, chociaż był zdecydowanie najwspanialszym człowiekiem, jakiego w życiu spotkał Hoseok. Kiedy Yoongi był obok, nie potrzebował cycatych dziewczyn, używek, szybkich numerków z przypadkowymi osobami w toalecie, czy w ogóle czegokolwiek. Wystarczył ten jeden chłopak, by zapełnić pustkę, która zawsze wypełniała serce Hoseoka, mimo że ciągle otaczali go nowi ludzie. Yoongi-

- NIE, BŁAGAM! - Hoseok dopiero teraz zaczął szamotać się na krześle, widząc przez worek, jak cień dobywa ogromnego narzędzia. - PROSZĘ, JA NIE MOGĘ UMRZEĆ! JESZCZE NIE PRZEPROSIŁEM YOONGIEGO! BŁAGAM, ZROBIĘ WSZYSTKO, DAJCIE MI CHOCIAŻ ZADZWONIĆ! ON MUSI MI WYBACZYĆ!

Przez kilka długich chwil w pomieszczeniu panowała zupełna cisza. Hoseok drżał z przejęcia i strachu, że faktycznie zaraz jeden z porywaczy odrąbie mu głowę i już nigdy, przenigdy nie zobaczy Yoongiego. Natomiast trójka mężczyzn spojrzała po sobie z lekkim zwątpieniem.

- Nie myślałem, że pójdzie nam tak szybko - mruknął jeden. - Nawet nie zdążyłem przejść do tematu. On czyta w myślach czy co?

- No dobra, ale co teraz?

Ponownie nastała rozdzierająca cisza. W końcu porywacz z siekierą wykonał jakiś dziwny ruch, który Hoseok zdążył zarejestrować przez worek, na co ktoś inny ciężko westchnął. Krzesełko zostało puszczone, a osoba, która jak dotąd je trzymała ustawiła się centralnie za Jungiem.

- Wybacz po raz drugi.

Uderzenie, tępy ból i ciemność. Znowu. 






Hobi, przepraszam, no ale trochę Ci się należy. 

Zapraszam też wszystkich chętnych do zombie au, którego pierwszy pełny rozdział pojawił się wczoraj ^^ 

Pozdrawiam z tego miejsca pewną osobę xD Te ss w moich ulubionych to nie ss naszych kłótni, to moje "wspaniałe" pomysły na opowiadania, bo po co używać notatnika, skoro można zrobić komuś spam o 3 w nocy:

Podziwiam Cię za cierpliwość, kochana <3 + powinnam to zblurrować, bo na lapku widać spojlery... NIE CZYTAJCIE TYCH MINI SS!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top