[2,0] - Gonna be okay
Jak się okazało, Hoseok miał cholernie słabą głowę. Yoongi przekonał się o tym na własnej skórze, gdy po powrocie z parkietu i kilku kolejkach, brunet kompletnie przestał kontaktować. Do tego Namjoon zniknął gdzieś z tym pieprzonym barmanem (Yoongi nawet nie wiedział, jak trafnych słów użył), zupełnie nie przejmując się losem Mina.
Yoongi westchnął ciężko. Nie mógł przecież zostawić zalanego w trzy dupy sąsiada samego w klubie. Może i był trochę aspołeczny, ale nie był samolubnym gnojem.
- Dobra, idziemy do domu - powiedział do nieprzytomnego bruneta, przewieszając sobie jedną z jego rąk przez ramiona.
Dopiero gdy wyszli z budynku, dotarło do niego, że najprawdopodobniej strzelił sobie w kolano. Hoseok wisiał na nim niczym martwy, ledwo powłócząc nogami. Mieszkali jakieś trzydzieści minut drogi od klubu, co w ich obecnym stanie dawało ponad dwie godziny wędrówki. Sam Yoongi nie był do końca trzeźwy, ale na pewno nie na tyle nadziany, żeby płacić za taksówkę i ewentualne szkody, jakich mógłby narobić jego najebany crush, zarzygując samochód i przy okazji najpewniej również Mina.
Przymknął na chwilę oczy, zbierając mentalnie siły na podróż, gdy nagle usłyszał jakieś bliżej niezidentyfikowane pomruki ze strony Hoseoka.
- Co tam marudzisz? - zapytał, układając sobie wygodniej ramię Junga na barkach. Zanim zdążył postawić kilka kroków, usłyszał nieco wyraźniejszy bełkot.
- Parywy s cisiebie łamsa, cukiełeszku - wymruczał obruszony brunet. - Mósiłeś, sze nie umiesz tanszyś!
- Po pierwsze, nie umiem, po drugie, po prostu dobrze prowadziłeś, dopóki jeszcze stałeś na nogach, a po trzecie, "cukiereczku"? Serio? Dla ciebie "hyung".
- Szo?
- To. Jestem od ciebie starszy, mogę się założyć - stwierdził, wzruszając ramionami, czym wywołał małe trzęsienie ziemi w głowie swojego sąsiada.
- To jile masz lat?! - krzyknął czarnowłosy, szarpiąc się w uścisku Mina.
Blondyn nie miał na tyle siły, żeby się z nim szamotać, dlatego go puścił, a Jung wylądował płasko na zimnym, chropowatym chodniku. Twarzą w dół. Jęknął z bólu, a Yoongi stał przez chwilę w bezruchu, nie za bardzo wiedząc, co powinien zrobić z leżącym i cierpiącym Hoseokiem.
- Kurwa, Hobi...
- Alwo jedno albo długjie - odpyskował, gramoląc się na czworaka. Spojrzał na Yoongiego, a ten tylko westchnął, łapiąc go pod pachami. - To jile?
- Dwadzieścia trzy - odparł, starając się nie wypaść z pijanym Jungiem na ulicę.
- Sco?
- Co "co"?
- Co panowie wyprawiają?
Yoongi dostał mikrozawału, słysząc za sobą obcy głos. Odwrócił się gwałtownie, ostatkami sił nie wypuszczając Hoseoka z powrotem na glebę. Tuż za blondynem stał zaparkowany radiowóz, a przez opuszczoną szybę przyglądał im się najprawdziwszy w świecie funkcjonariusz policji. Wyglądał na bardzo młodego, a do tego był cholernie przystojny, ale nie zmieniało faktu, że policjant był chyba ostatnią osobą, którą Yoongi chciał w tamtym momencie zobaczyć.
- Erm, my... - Min zaciął się, czując jak adrenalina buzuje mu w żyłach. Spieprzanie przed gliniarzem na jego chudych nóżkach z nabranym Hoseokiem na ramieniu byłoby strzałem w drugie kolano. A kolan na więcej ewentualnych błędów tej nocy już nie miał, więc wolał zatrzymać chociaż jedno na czarną godzinę. Mężczyzna w samochodzie był na pewno wysportowany, a nieudana próba ucieczki mogłaby tylko pogorszyć ich sytuację. Jeszcze wizyty na wytrzeźwiałce mu brakowało...
- Hyung mnie odprowadza do domu - powiedział nagle Hoseok bez najmniejszego zająknięcia. Yoongi zerknął na niego zszokowany, za to policjant wciąż nieustępliwie mierzył ich obu podejrzliwym spojrzeniem. - Wywróciłem się, niezdara ze mnie. Chyba skręciłem kostkę czy coś, bo ledwo wstałem - zaśmiał się, unosząc jedną nogę nieco w górę, jakby faktycznie go bolała.
- To może panów podrzucić? Zaraz kończę zmianę - zaoferował miło policjant, ku przerażeniu Mina.
- Nie,nie, nie trze-
- Och, bardzo chętnie! - Jung wydarł się, zagłuszając tym Yoongiego, który teraz patrzył na swojego towarzysza, jak na skończonego idiotę.
- To proszę wsiadać! - odpowiedział policjant z życzliwym uśmiechem.
Gdy usiedli z tyłu, uprzednio podając kierowcy swój adres, Min szturchnął Hoseoka, który rozsiadł się zadowolony na kanapie tuż za funkcjonariuszem.
- Co ty odpierdalasz? - szepnął zły, jednak nie zdążył otrzymać odpowiedzi, gdyż głos zabrał mężczyzna wiozący ich do domu.
- Tak w ogóle to nazywam się Jeon Jeongguk, jestem inspektorem komendy głównej w Seulu - uśmiechał się, obserwując swoich pasażerów w lusterku wstecznym.
"Na krzywą mordę Namjoona, inspektor?" pomyślał zestresowany Min, gdy spojrzenie przystojniaka zza kierownicy przewiercało go na wylot. Miał tylko nadzieję, że facet nie wyczuje od nich alkoholu, którym na pewno walili na kilometr.
- Nie jesteś za młody jak na inspektora? - rzucił nonszalancko Jung, na co gliniarz zaśmiał się serdecznie.
- Zasłużyłem się jeszcze w szkole policyjnej, więc od razu mnie awansowali. W drugiej klasie sam rozgryzłem gang narkotykowy. Mój znajomy był ich dilerem, szybko poszło z wsadzeniem ich wszystkich za kratki.
- Bezwzględny... - mruknął przejęty Hoseok, podczas gdy Yoongi tylko odliczał sekundy do końca podróży.
Zanim dotarli pod blok, Jeongguk i Jung zdążyli się wymienić numerami telefonów, a Yoon był zmuszony przyjąć zaproszenie na grilla w domku letniskowym policjanta, który miał się odbyć w przyszły weekend. Chłopak miał dwadzieścia lat, a był już ustawiony do końca życia. Nie to co dwójka, którą właśnie wysadził i odjechał. Burnet machał mu na pożegnanie, aż radiowóz nie zniknął za zakrętem.
- Spoko gość - uśmiechnął się Jung sam do siebie, a Yoongiego w tamtym momencie trafił jasny szlag.
- Spoko gość?! Pojebało cię?! Prawie zgarnął nas glina, a ty jeszcze się z nim zakumplowałeś! Poza tym byłeś zalany w trzy dupy, a jak z nim gadałeś, to sprawiałeś wrażenie abstynenta! - niższy wybuchł, a jego twarz robiła się z sekundy na sekundę coraz bardziej czerwona.
- To nie pierwsze moje cudowne wytrzeźwienie na widok radiowozu. Spokojnie, zanim wejdziemy na klatkę, znowu nie będę w stanie ustać o własnych siłach - zaśmiał się Jung, ciągnąc studenta w stronę ich bloku. - A na tym grillu będziemy mogli pić do woli i na pewno nikt nas nie spisze - puścił oczko do blondyna, a ten jedynie fuknął na niego obrażony.
- Nigdzie nie pójdę, a zwłaszcza z tobą - burknął, szukając po kieszeniach kluczy.
- Oj tam, gadasz. Będzie fajnie, zobaczysz! - zaśmiał się, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
Cholerny Jung Hoseok i jego cholerny uśmiech, przez który Yoongi roztapiał się w środku.
***
Zgodnie z tym co powiedział Hobi, zanim doszli do schodów, znowu totalnie odleciał. Po raz pierwszy w życiu Min tak bardzo żałował, że w tym bloku nie było wind. Byli już na półpiętrze przed mieszkaniem blondyna, gdy Jung niebezpiecznie zatoczył się do tyłu i niemal wypadł z objęć Yoongiego. Na szczęście chłopakowi udało się przytrzymać sąsiada, a nawet nie polecieć w dół razem z nim. Odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się przed jego drzwiami.
- To nje moije mieszszanije. Ja mieszzam pos osemnastsą - zaprotestował Hoseok. Yoongi naprawdę mocno zastanawiał się, jak to możliwe, że jego crush kompletnie nie kontaktował, a mimo to widział numerek na drzwiach. Co prawda nie mienił się wszystkimi kolorami tęczy, jak ten Junga, ale wciąż był dość mały i zapewne niewyraźny dla kogoś tak pijanego, jak Hobi.
- W dupie mam teraz, gdzie mieszkasz. Śpisz u mnie, ani mi się śni targać cię wyżej - burknął blondyn, otwierając swój dom i wpychając Junga do środka.
- Cukiełeszku, nje denerfuj sije...
- Nie wkurwiaj mnie nawet - fuknął, stawiając swojego sąsiada pod ścianą przedpokoju, przy okazji starając się go jakoś ustabilizować. - Ani, kurwa, drgnij, rozumiesz? Zaraz wracam.
- Cukiełeszku, gsie isiesz?! Nje sostafiaj mnje samego! - Hoseok ruszył za Minem, kończąc swoją podróż po trzech, koślawych krokach, równie koślawym upadkiem. - Ała.
Yoongi postanowił go zignorować i pobiegł do sypialni po jakiś koc i poduszkę dla Junga. Po drodze zahaczył o łazienkę, biorąc miskę na pranie i powędrował do malutkiego salonu, kładąc wszystko obok kanapy. Potem uświadomił sobie, że musiał się jeszcze pofatygować po samego bruneta, więc po raz kolejny tego dnia westchnął naprawdę ciężko.
- Dobra, chodź. Śpisz na kanapie i nawet nie próbuj dyskutować. Obok postawiłem ci miskę, więc korzystaj w razie potrzeby. Jak zarzygasz mi salon, to cię zabiję, czaisz? Zresztą, nie odpowiadaj, po prostu się kładź - mówił, ciągnąc swojego sąsiada w stronę kanapy, na którą ostatecznie go pchnął (trzeba zaznaczyć, że mało delikatnie), a pijany chłopak od razu wtulił się w poduszkę. Blondyn narzucił jeszcze na niego koc, po czym wyszedł z pomieszczenia, szybko zamykając się w swojej sypialni.
Rzucił się na łóżko, nawet nie myśląc o braniu w tamtym momencie prysznica. Zrobi to za kilka godzin, w końcu i tak nie będzie zbytniej różnicy. Po upływie może dwóch minut obaj mężczyźni spali, jak zabici.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top