[17,0] - Dancing in the pain
Pani Park całe swoje życie tańczyła w balecie, dopóki przeciążone do granic możliwości stawy nie zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa po latach eksploatacji. W międzyczasie zdążyła urodzić dwóch synów, a dla starszego nie wyobrażała sobie innej przyszłości, niż kariery gwiazdora estrady. W końcu Jimin był tak podobny do niej, w przeciwieństwie do swojego młodszego brata. To musiał być znak.
Dlatego mały Chim z pyzatymi policzkami i przydługimi włosami związanymi w niski koczek, został zapisany do jednej z najlepszych szkół baletowych w Busan, a na zajęcia uczęszczał tak często, jak tylko mama była w stanie go na nie zaprowadzić. Mimo, że płakał na niemal każdym treningu i codziennie błagał mamę, by więcej już go tam nie zabierała, Pani Park pozostawała głucha na prośby syna.
"Sztuka wymaga poświęceń", jak zwykła mawiać, wpychając Jimina w ręce wiecznie krzyczącej instruktorki.
Jak się okazało, szybko zaczął wyróżniać się na tle grupy, mimo okropnej niechęci do dodatkowych zajęć i bólu całego ciała. Powoli przyzwyczajał się do surowego wzroku pani Wang, jej skrzeczącego, irytującego wrzasku, nieprzychylnych spojrzeń koleżanek z grupy (bo oczywiście był jedynym chłopcem), zakwasów i stale rosnących wymagań jego matki, co do jego osoby.
Wiązała z nim swoje niespełnione ambicje i topiła w nim swoje żale, gdy nie mogła już tańczyć tak jak kiedyś. A Jimin zwyczajnie miał talent. Ruszał się z niebywałą gracją, kontrolował każdy mięsień w swoim ciele i zawsze dążył do tego, by tańczyć idealnie - tak, żeby nie zawieść swojej matki.
Miarka przebrała się jednak, gdy podczas jednego z występów, trenerka, za zgodą pani Park, zmusiła Jimina do zatańczenia głównej roli damskiej, do której choreografię oczywiście znał. W dziewczęcym stroju, makijażu i z odpowiednią dziewczynce finezją, którą cechował się taniec wówczas ośmiolatka, Parkdał z siebie wszystko, mimo że tak okropnie nie chciał.
Jimin zatańczył cały układ i od razu zbiegł ze sceny z głośnym płaczem, gdy tylko się ukłonił. Koleżanki z grupy patrzyły na niego z zazdrością, trenerka krzyczała coś, ale nie obchodziło go to. Bo jego matce wciąż było za mało. Bo gdy tylko zobaczył, jakim wzrokiem patrzyła na niego z widowni, wiedział już, że nie była zadowolona. Właśnie wtedy postanowił, że już nigdy więcej nie wystąpi. A już na pewno nie przed nią.
Do dziś nie wiedział, jak udało mu się jej postawić za pierwszym razem. Wtedy, kiedy stanowczo odmówił pójścia na balet, mówiąc, że jeśli matka chce, by tańczył, to ma mu pozwolić wybrać zajęcia, na jakie chce uczęszczać. Padło na taniec nowoczesny, w którym szybko się odnalazł i wybił, dzięki podstawom i rozciągnięciu, jakie zawdzięczał zajęciom baletowym. Chociaż nie był pewien, czy było to błogosławieństwo czy może raczej przekleństwo.
Wraz z wiekiem coraz częściej sprzeciwiał się rodzicielce. I choć jako nastolatek zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że matka mogła go krzywdzić swoim postępowaniem nie do końca świadomie, to nie zawahał się, zadając jej ostateczny cios - wyjechał z Busan do stolicy, do liceum artystycznego z internatem. Nie pozwolił ojcu i bratu zabrać matki na żaden występ, w którym uczestniczył, chociaż te i tak ograniczał do minimum.
I tak oto skończył jako instruktor w studiu tańca, wciąż wymagając od siebie zdecydowanie za dużo, pragnąc dopiąć wszystko na ostatni guzik. Sprostać wymaganiom.
Jednak teraz to nie matka wymagała od niego perfekcji, tylko on sam.
Po raz kolejny powtarzał choreografię, którą przygotował dla swojej zaawansowanej grupy. Mimo że już od dawna dzieciaki tańczyły ją w formacji i znały każdy element układu, on codziennie powtarzał go sam po godzinach, by upewnić się, że w jego tańcu nie pozostają żadne luki, niedociągnięcia czy błędy. W końcu to na nim spoczywała odpowiedzialność za resztę - to on ich uczył.
Nie zauważał, że za każdym razem tańczy układ tak samo dobrze. Ćwiczył, ćwiczył i ćwiczył.
- Jiminnie.
Głos Jeongguka przebił się przez nieskazitelnie czyste dźwięki pianina wydobywające się z głośników w sali. Jimin doskonale go usłyszał, ale nie zamierzał przerywać tańca. Nawiązał kontakt wzrokowy z brunetem w lustrze i kontynuował układ, zupełnie nieprzejęty niespodziewanym gościem. Dopiero gdy utwór dobiegł końca, opadł na ziemię, dysząc ciężko. Odwrócił się w stronę drzwi, w których stał zmartwiony policjant.
Jeon nie lubił nakrywać Jimina na ćwiczeniu do granic możliwości. Wiedział sam po sobie, że przetrenowanie w jakiejkolwiek dziedzinie zawsze odbija się niekorzystnie na zdrowiu. Nie chciał, żeby Jiminowi stała się krzywda.
- Co tu robisz? - spytał w końcu Chim, gdy udało mu się w miarę unormować oddech. Zapętlona piosenka znowu zaczęła grać, dlatego skinął na Jeona, by ten podszedł do ławki, na której leżał pilot.
Jeongguk posłusznie podał starszemu pilot, którym ten wyłączył muzykę, by mogli spokojnie rozmawiać. Chociaż sądząc po minie bruneta, nie zapowiadało się na bardzo spokojną rozmowę.
- Napisałem, czy po ciebie przyjechać, ale mnie olałeś, hyung - mruknął Jeon, ze skwaszoną miną siadając na podłodze obok zmęczonego blondyna. Mimo, że od nieprzyjemnego wypadku w pracy minął już ponad tydzień, jego noga wciąż rwała, gdy zbyt mocno napinał mięśnie. - Więc postanowiłem wziąć cię z zaskoczenia. Czekałem w aucie ponad pół godziny, po tym jak dzieciaki wyszły z zajęć, ale wciąż nie raczyłeś się zjawić, więc przyszedłem sprawdzić, czy w ogóle jesteś.
- Przepraszam, miałem dzisiaj napięty grafik - westchnął w odpowiedzi Jimin.
- Dlatego zostajesz po godzinach, żeby znowu ćwiczyć to, co robisz perfekcyjnie?
Pytanie zawisło w powietrzu, a obaj dobrze wiedzieli, że odpowiedź nie nadejdzie. Poza tym, Jeongguk i tak znał ją aż za dobrze. Często przyjeżdżał po Jimina po pracy, jeszcze zanim wydało się, że ma dwóch chłopaków, właśnie po to, by ten przypadkiem nie spędził całej nocy na morderczym treningu. Był dla siebie zbyt surowy, a Jeongguk zwyczajnie się o niego martwił.
- Zrób szybkie rozciąganie i cię odwiozę. Jutro wielki dzień dla Tae, nie możemy się spóźnić - dodał.
- Nie pójdę, mówiłem ci już - powiedział trochę zbyt agresywnie, zaraz się reflektując.
- Dla Taehyunga to dużo znaczy.
- Nie obchodzi mnie Taehyung. Dla mnie liczysz się ty.
W sali znowu zapadła cisza, dopóki Jeongguk nie postanowił pociągnąć Jimina na swoje kolana. Wiotkie ciało tancerza niemal bezwładnie opadło na młodszego, który, mimo bólu, posadził go sobie bokiem na nogach i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.
Wiedział, że spieprzył. Zdawał sobie z tego sprawę, jak z niczego innego. Nie ważne, jak bardzo się starał, ciągle coś się waliło w ich związku, a on wiedział, że to przez niego. Obu chłopakom zależało na nim aż za bardzo, dlatego byli w stanie zmusić się do zaproponowania mu trójkąta.
A on znowu nie umiał odmówić, skazując całą trójkę na zadawanie sobie kolejnych ran.
- Zależy mi na waszym szczęściu, Chim. Zależy mi na was obu. Kocham ciebie. Kocham Taehyunga. Chcę, żeby był szczęśliwy, żebyś poszedł jutro ze mną na galę, ale jest mi cholernie źle, gdy tylko pomyślę o tym, jak bardzo ty tego nie chcesz. Nie mogę unieszczęśliwić ciebie kosztem Tae, ale to działa w obie strony. Nie umiem poradzić sobie z rozwiązaniem pewnych spraw, znaleźć lekarstwa na całe to gówno, które uzbierało się przez moją własną głupotę. Przepraszam - Jeongguk uśmiechnął się smutno, gładząc Jimina po policzku. Zaraz potem cmoknął go krótko w usta, czując spocną rękę starszego, wędrującą na jego kark. - Przepraszam.
- Po prostu nie umiem pogodzić się z myślą, że nie jestem tym jedynym, Gguk. Może z czasem się z tym oswoję, ale jak na razie jest mi ciężko. Nie martw się zbytnio, dobra? - zaproponował.
Miał się nie martwić? Ciekawe jak.
- Poza tym, jeszcze ta cała sytuacja z Hobim i Yoongim. Rozumiem, że Tae chce happy endu dla tej dwójki, sam też nie mam nic do Yoongiego, ale... nie wiem, mam co do tego mieszane uczucia - dorzucił jeszcze Chim, wtulając się w klatkę piersiową swojego chłopaka.
Jeongguk nigdy nie narzekał, gdy spocony i śmierdzący chłopak wtulał się w niego po treningach. Zapach jego potu w jakiś dziwny sposób wcale go nie odrzucał. Podobnie sprawa miała się z Tae, chociaż ten zdecydowanie wolał nie przemęczać się fizycznie, więc Jeon nie miał aż tylu okazji do wąchania jego spoconego ciała.
- Nadzieja umiera ostatnia - podsumował brunet, wstając nagle z ziemi ze swoim chłopakiem na rękach. - Ale ja zaraz umrę z głodu, więc wracamy do domu.
- Puść mnie, głupku! Twoja noga! - zapiszczał Jimin, nie mogąc jednak powstrzymać chichotu, który wyrwał się z jego gardła zupełnie nieproszony.
- Nic mi nie będzie. I tak wolne mi się kończy po weekendzie. Muszę się wdrożyć w życie, a takie leciutkie ciężary jak najbardziej wskazane na początek - Jeon puścił blondynowi oczko, na co ten tylko lekko uderzył go w tył głowy, ale ostatecznie dał się zanieść do auta. Jeongguk nie puścił go ani na chwilę (Park nawet drzwi sali zamykał, gdy młodszy trzymał go na rękach), dopóki nie posadził go w fotelu pasażera i nie cmoknął w każdy z zaczerwienionych od tańca policzków.
- Kocham cię, Jimin - mruknął cicho, gdy już sam siedział na miejscu kierowcy.
- Ja ciebie też, Ggukie.
Oke, oke, jeszcze jeden nadprogramowy rozdzialik, zanim analiza matematyczna dobije mnie na amen. Polibuda po podstawie z matmy w liceum to koszmar na jawie i ja wcale nie przesadzam.
A poza tym to miłego weekendziku wszystkim ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top