Rozdział 6
- Hej, przyszedłem pogadać - oświadczył po chwili namysłu. Muszę przyznać, że takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam.
- Okej... więc może chodźmy na górę? - powiedziałam z lekkim zakłopotaniem. W odpowiedzi jedynie wstał i ruszył za mną.
- Fajnego masz tego kolegę -
stwierdziła z szerokim uśmiechem moja mama. Oboje weszliśmy po drewnianych schodach o jasnym odcieniu brązu na drugie piętro.
- Rozgosć się - rzekłam siadając na obrotowym fotelu tył na przód. Nastała cisza, żadne z nas nie wiedziało od czego zacząć.
- Więc... O czym chciałeś porozmawiać? - spytałam czując się potwornie niekomfortowo w takiej sytuacji, ciągle usiłowałam uspokoić szybkie bicie serca.
- Przemyślałem wszystko co mi powiedziałaś i pomyślałem, że bedzie mi lepiej jeśli komuś się wygadam - mówił namyślając się nad każdym słowem, jakby właśnie od tego zależało jego życie.
- Jesteś pewien, że jestem do tego właściwą osobą? Nie umiem pomagać ludziom, a do tego słabo mnie znasz - szepnęłam uświadamiają sobie, że nie jestem w stanie mu pomóc. Nigdy nie umiałam powiedzieć czegoś konkretnego w tak poważnych sprawach, nawet umiejętność słuchania nie ułatwiała takich rozmów.
- Nie mógłbym znaleźć lepszej - powiedział całkowicie pewny siebie.
- Jestem słaba psychicznie, uwierz mi, nie nadaję się - mówiłam. Nie wiem czemu. Może dlatego, ze bałam się usłyszeć tego co powie? Ale czemu miałabym się bać? Jak wiadomość dotycząca życia kogoś praktycznie nieznajomego może mnie przerażać?
- Nie bój się, widziałem jak ci zależy na szczęściu innych, to mi wystarczy. - Zapewnił.
Te słowa były... Nie do określenia. Było w nich tyle uczuć, brzmiały jak największa prawda świata, mimo że w zupełności nią nie były. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Czemu tak wariuje? Może dlatego, że odkąd gnębiciele zniszczyli mi psychikę swoimi dennymi komentarzami jestem potwornie nieśmiała?
- Ja... Filip nie wiem czy to odpowiedni moment, nie jestem gotowa - mruknęłam po dłuższej chwili namysłu. Nie zauważyłam nawet, że moje oczy zaczęły szklić się od napływających łez.
Zrobiłam coś czego nie oczekiwałam nawet w najskrytszych snach. Po prostu go przytuliłam. Usiadłam na jego kolanach mocno wtulając się w jego ramiona. Dawno nie było mi tak dobrze.
- Cii... Już dobrze, pogadamy o tym innym razem. - Uśmiechnął się i objął mnie jeszcze mocniej. Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, godzinę, może nie, a może więcej. Zaczęłam się robić senna, potwornie zmęczyła mnie zaistniała sytuacja.
***
Nie mam pojęcia jak długo spałam, ale gdy obudziłam się zauważyłam obok Filipa wpatrujacego się we mnie.
- Ile spałam? - spytałam przeciągle podnosząc się z łóżka.
- Tylko pół godziny. - Zaśmiał się.
- Czemu mnie nie obudziłeś? Nie jestem pewna czy oglądanie mnie jest najciekawszym zajęciem na obecną chwilę. - Uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy, które, teraz wyglądały nieco inaczej, były weselsze.
- Mi się podobało. - Posłał mi swój zadziorny uśmieszek. Nie odpowiedziałam nic, jedynie zachichotałam.
- Co byś powiedział na obiad? Bo w zasadzie miałam go jeść około półtorej godziny temu - jęknęłam czując potworny głód.
- Ja już wrócę do chłopaków, ty sobie spokojnie zjedz - rzucił wesoło, a przynajmniej tak to zabrzmiało.
- Nie, Kłoda, zostajesz - oświadczyłam poważnie, uświadamiając sobie, że chłopak nie jadł również śniadania.
- Ale... - Zaczął.
- Żadnych 'ale', mamy hawajską na obiad. - Wybuchnęłam śmiechem.
- No dobrze, skuszę się. - Uległ i oboje ruszyliśmy na dół. Oboje dość szybko skończyliśmy posiłek przy przyjemnej rozmowie i opuściliśmy dom.
- Wracamy? - zapytał, a ja z czułością przytaknęłam. Teraz był już weselszy.
- Filip? - mruknęłam uśmiechając się pod nosem.
- Tak? - dopytał.
- Takiego cię uwielbiam. - Skrzyżowaliśmy nasze spojrzenia i szeroko się usmiechnęliśmy.
Po chwili siedzieliśmy już na kocach zajadając się słodyczami. Uwielbiałam taką temperaturę, lato zawsze było dla mnie zbawieniem. Usłyszałam wibracje mojego telefonu i zerknęłam na wyświetlacz, po czym przeprosiłam przyjaciół i odebrałam.
- Hej. - Uśmiechnęłam się słysząc głos przyjaciółki.
- Hej Zuzia - odparłam. Rozmowa z przyjaciółką zajęła mi około godziny.
- Myślałem, że już nie skończysz. - zaśmiał się Thor.
- Nie przesadzaj - wywróciłam oczami Ze śmiechem, chowając telefon do kieszeni.
Nadszedł wieczór, co oznaczało obiecane wyjście z Jankiem. Nadal czułam się przy nim bardzo nieswojo, nie powiedziałam tego, co planowałam od około dwóch lat. Odkąd zostałam firanką układałam sobie różne scenariusze na spotkanie chłopakiem, ale żadnego z nich nie wykorzystałam. Nie powiedziałam nawet cholernego dziękuję.
- Nela? - szepnał mi do ucha i odciągnął na stronę.
- Idziemy? - powiedział ledwo słyszalnym tonem. Chwilę się zawahałam, czy ja na pewno chcę? Zaraz, jak mogłabym nie chcieć?
- Idziemy - odrzekłam śmiało i zaczęłam prowadzić go w jedno z moich ulubionych miejsc.
Author's Note
Hej hej, wiem, ze dawno nie było rozdziału, nie mam żadnego usprawiedliwienia, słabo mi szło pisanie tego, strasznie mi sie ten rozdział nie podoba :<
Komentarze, gwiazdki=motywacja:(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top