Rozdział 5

- Błagam, przestań mnie smucić - jeknęłam z zawodem siadając obok niego. Spuściłam wzrok na ziemię i zaczęłam z uwagą przyglądać się moim butom, wyczekując odpowiedzi z jego strony.

- Teoretycznie nie daję ci żadnego powodu do smutku, nie skrzywdziłem cię, nie wchodzę ci w drogę. - Zaczął prawdopodobnie dlatego, że zauważył moją zawziętość.

- Ignorujesz mnie i widzę, ze coś jest nie tak, to mnie troszkę... dołuje - mruknęłam smutno, nie odwracając wzroku od Superstarów. Większość może uznać mnie przez posiadanie tego obuwia co praktycznie każdy za gimbuskę, której jedynym celem w życiu jest ładny wygląd i poniżanie innych, ale nie jest to prawda. Muszę przyznać, czasem sprawia mi przyjemność kupowanie markowych ciuchów, ale nigdy nie nabywam czegoś ze względu na modę. Nienawidzę kiedy ludzie tak robią.

- Męcik! Chodź już, bo Kiślu wszystko zje! - Usłyszałam donośny głos Janka, który nieco tłumiły ściany namiotu.

- No dobra, odpuszczę ci, ale idź chociaż coś zjeść. - Wstałam, by po chwili skierować się w stronę wyjścia.

- Nie chce jeść - kontynuował tym swoim oschłym tonem.

- Filip... - rzuciłam bezsilnie.

- Idź już - nakazał, a ja spełniłam jego życzenie. Znów usiadłam obok przyjaciół i poczęstowałam się jedną z kanapek

- Coś słabo ci idzie jedzenie, chętnie pomogę. - Zaśmiał się Rafał.
- Nie jestem głodna - szepnęłam jakby do siebie, przyglądając się kanapce.

- Nie przejmuj się Filipem, pewnie ma okres czy coś - rzucił Florek. Najwyraźniej ich wszystkich bawiła ta sytuacja, chociaż muszę przyznać, że słysząc to delikatnie się uśmiechnęłam.

- Nie umiecie wziąć nic na poważnie - wywróciłam oczami powstrzymując śmiech.

- Ależ my jesteśmy niezwykle poważnymi mężczyznami - wtrącił się Jaś.

- Chciałbyś Januszu - rzuciłam rozbawiona i wstałam z obecnego miejsca.

- Idziesz już? - Szatyn posłał mi smutne spojrzenie. Smutne, ale zarazem ciekawskie. Pokiwałam głową twierdząco i skierowałam się w stronę domu, musiałam jeszcze raz wszystko przemyśleć.

- Noir, nie skacz na mnie! - Wybuchnęłam śmiechem czując na sobie ciężar psa.

Był to niewielki kundelek o czarnej sierści, z ozdobnymi elementami w kolorze białym. Nie należał do mnie, mieszkał u sąsiadów kilka domów obok, ale czułam jakby był wyłącznie mój. Podniosłam się z ziemi automatycznie obejmując małego przyjaciela.

- Ciężki jesteś kochany. - Pocałowałam go w głowę.

- Zdradzasz mnie z psem? - Usłyszałam głos Janka i odwróciłam głowę, by na niego spojrzeć.

- Ups, wydało się. - Udawałam całkowicie poważną.

- Swoją drogą, czemu mnie śledzisz? - spytałam z ciekawością.

- Obserwowanie ludzi to moje hobby - rzucił uśmiechając się zadzornie.

- Idź sobie noo - mruknęłam z lekkim niezadowoleniem.

- Nie. - Zaczął się ze mną droczyć.

- Janek noo - narzekałam.

- Tylko muszę coś zrobić. - Posłał mi chytry uśmieszek, co sprawiło, że delikatnie wycofałam w obawie co knuje. Po chwili podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.

- Jasiek, puść mnie! - wrzasnęłam lekko rozbawiona całą tą sytuacja. W końcu każda nastolatka chciałaby być teraz na moim miejscu. Razem ze mną zbliżył się do basen i wrzucił mnie do niego. Pisnęłam jedynie czując jak lodowata woda przeszywa całe moje ciało. No proszę, kolejny moment żywcem wzięty z typowego fanficton.

- Do zobaczenia. - Ostatni raz zaśmiał się i opuścił moje podwórko. Przetarłam twarz, zapominając na chwilę o tym, że powinnam opuścić zbiornik. Spojrzałam w stronę domu i zauważyłam mamę, przyglądającą mi sie z zainteresowaniem.

- Nie pytaj - krzyknęłam poirytowanym i pewnie dość zabawnym tonem.

Wychodząc ze sporego basenu zdjęłam z siebie bluzkę i spodenki pozostając w samej przemoczonej bieliznie. Mimo to zrobiło mi sie troche cieplej. Niemalże w kilka sekund znalazłam się w swoim pokoju wybierając pierwsze lepsze ubranie. Następnym celem była oczywiście łazienka i ciepły ręcznik. Tym razem postanowiłam się nie narażać i pozostać w domu.

Siedzenie w pokoju jednak nie satysfakcjonowało mnie, więc zgarniajac książkę i telefon, udałam się na spory (choć wciąż mniejszy od tego z dolnego piętra) balkon, do którego prowadził mój pokój na drugim piętrze.

To miejsce było jednym z moich ulubionych. Znajdował się tam wygodny, kremowy hamak, osłaniany od promieni słonecznych dużą granatową parasolką. Obok stał malutki szklany stolik, na którym zazwyczaj zajmowało miejsce moje picie.

Na początku włączyłam Internet, którego nie zostało mi już wiele i przejrzałam wszystkie portale społecznościowe. Oczywiście na Facebooku było niezwykle wiele zdjęć i postów od Terefere, dotyczących cudownego wypoczynku przed obozem, oraz wpisów o samym Terecampie. Nigdzie nie napisali o moim spotkaniu z nimi, zapewne po to by chronić moja prywatność. A może dlatego, że bali się, że ludzie mnie znają i przez to szybko ich znajdą? Zaśmiałam sie na samą myśl o tym, po czym odłożyłam telefon i chwyciłam ksiazke 'Ręka Mistrza' Stephena Kinga. No cóż, nie jestem jak reszta młodzieży, nie kręcą mnie smutne romanse czy też typowe, słabo napisane erotyki. Otworzyłam opowieść około połowy, na stronie, na której uprzednio skończyłam. Czytając nigdy nie czułam upływu czasu, wiec kończąc kilkadziesiąt kartek dalej zeszłam na dół z powodu głodu.

- Kiedy obiad? - spytałam wchodząc do pokoju.

- Kłoda? - Chłopak siedział z delikatnym uśmiechem i rozmawiał z moją rodzicielką.

- Hej, przyszedłem pogadać.

Author's Note

Witam na końcu piątego rozdziału i bardzo dziękuję za przeczytanie 💞 Wybaczcie, że dodaję tutaj rozdziały tak rzadko, ale jakos brak mi motywacji, więc trochę mi to zajmuje, a nie chcę wstawiać niedopracowanych rozdziałów ^*^
Przepraszam za błędy :3

KOMENTARZE=MOTYWACJA OK

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top