Niebo, piekło i...
Witam wszystkich serdecznie!
Dwa lata minęły, jak ten czas szybko leci! Lecz wróciłam z mlekiem! Kto się cieszy?
Dziś 14 luty każdy wie co to oznacza :3
Ta część dedykowana jest dla cudownych osóbek :3
Oczywiście ostrzeżenie przed sceną +18
Czas pisania: około 4-5 dni
Ilość słów: 6465 słów
Życzę miłego czytania!
Oraz miłego dzionka, wieczoru bądź nocy wtedy kiedy będziecie czytać go!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oddychałem ciężko przez usta gdyż trochę się zmęczyłem przez pewnego diabła pode mną. Oddychał on również ciężko z zamkniętymi oczami, a jego cała szyja oraz żuchwa były w malinkach i moich ząbkach. Leżał tak bezwładnie pode mną na co na mych ustach widniał uśmiech cały czas. Był taki rozkoszny gdy był taki nieobecny po ostrym stosunku ze mną. Podniosłem się jednak bardziej i wysunąłem z niego, bo w końcu miałem iść do pracy, a zostało mi około pół godziny by się ogarnąć. Nie sądziłem bym mógł zdążyć w czasie, ale przynajmniej jak się spóźnię nic takiego może się nie stanie. Przykryłem mojego diabełka kocem by było mu ciepło mimo iż na zewnątrz było dość ciepło to jednak wiedziałem, że lubi być otulony ciepłymi ramionami, a gdy ich nie było. Wystarczał zwyczajny koc, który otuli jego ciało i nie będzie uciekać od niego ciepło. Upewniłem się czy aby na pewno całego go przykryłem wstałem z łóżka i rozciągnąłem się trochę padnięty po seksie, a miałem odpocząć na nocną zmianę. No to strasznie odpocząłem stosunkiem płciowym z miłością mego życia, ale nie żałuję. Każde zbliżenie z nim było niesamowite.
Zacząłem się ubierać w ciuchy, które były rozrzucone przez Erwina, który mnie tak rozbierał, że wszystko było dosłownie wszędzie. Nie przejmowałem się tym, że koszula była pomięta, bo miałem nadzieję iż wyprostuje się gdy będzie na mnie. Prędko ubrałem się w ubiór zgodny do pracy i opuściłem pokój tak by nie obudzić śpiącego Erwinka. Rozejrzałem się po mieszkaniu, ale nie za bardzo miałem tu dużo swoich rzeczy. Mógłbym wpaść do siebie do mieszkania, ale czy chciało mi się chyba nie za bardzo. Wziąłem kluczyki i wyszedłem z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz. Skierowałem się w stronę windy i przetarłem dłonią twarz. Jako kapitan miałem dużo obowiązków jednak szef jednostki mnie lubił więc też ufał mi w dużej mierze co mnie cieszyło. Jednakże obawiałem się, że moje skrzydła i pochodzenie wyjdzie na jaw. Ponieważ lewe mam papiery i obawiam się tego co może się stać gdy ktoś odkryje tą tajemnice. Poniekąd zawsze mógłbym poprosić Chaka o pomoc lecz nie za bardzo mi się widziało paprać z szlachcicem gdyż on zwykle coś chce w zamian. Ja jednak nie chciałem zabijać, bo jedynie dlaczego zeszłem na ziemię to wyłącznie dla mojego partnera. Nie przeszkadzało mi to, że był demonem wręcz mnie to trochę kręciło z jakiś powodów. Jednak moja miłość względem niego była taka sama zjechałem windą na parking i wsiadłem do swojej Corvetty.
Nim się obejrzałem, droga na komendę minęła mi naprawdę szybko z czego byłem zadowolony, bo przynajmniej nie byłem spóźniony z tego co zauważyłem na zegarku. Powoli wszedłem na komendę rozglądając się wokół czy jest ktoś kogo znam na służbie lecz patrząc tak po twarzach ludzi nie za bardzo był ktoś. Ruszyłem do szatni by tylko ubrać wyposażenie i przeczesałem włosy do tyłu, idąc do swojej szafki. Otworzyłem ją na spokojnie i wyciągnąłem pas oraz odznakę, którą przypiąłem do koszuli. Było ciepło na zewnątrz więc można było mieć swój ubiór lub mundur letni lecz wszyscy woleli ubierać się po swojemu lecz w kolorach czerni i bieli. Jednak jakieś zasady musiały być by ta jednostka jakoś wyglądała, a nie jak klauny. Złapałem za gruszkę aby zgłosić swój status.
-105 status pierwszy - oznajmiłem do radia, a następnie ruszyłem przejść się do gabinetu szefa policji. Chciałem się spytać czy jedzie na patrol ze mną chyba, że mam pomóc mu z papierami. To bardziej ciekawsze dla mnie było niż jeżdżenie z obcymi mi ludźmi. Poniekąd znałem wszystkich, ale nie czułem się zbyt dobrze w ich otoczeniu odkąd tu trafiłem. Może przez to, że widziałem ich aury, które były przepełnione złem lub złymi uczynkami. Jak to mówią nie wszystko złoto co się świeci i nawet wśród takich prawych ludzi znajdują się czarne owce. Jednak bycie policjantem nie jest takie proste i łatwe jak wygląda, a wiele z nich ma na sumieniu wiele istnień. Jednak tylko zależy od decyzji bogów gdzie tak naprawdę trafią za swoje czyny czy były one próbą ratunku, a może wręcz przeciwnie. Westchnąłem cicho, bo właśnie te złe uczynki mnie przytłoczyły i dlatego staram się unikać ich jak najbardziej. Jedynie naprawdę dobrą osobą jest tu szef z którym aż chce się przebywać. Odkąd upadłem widziałem bardziej te aury ludzi i niektórzy nie byli czysto czarni lub biali. Miałem wrażenie, że teraz widzę też szary kolor jakby takie wyrównanie w kolorach wraz z uczynkami, które ktoś zrobił.
-Wejść - odparł głos mężczyzny z drugiej strony pokoju gdyż zapukałem z uprzejmości.
-Dobry wieczór szefie - uśmiechnąłem się do mężczyzny, który wyglądał na zmęczonego.
-Witaj Gregory właśnie się tak zastanawiałem kiedy będziesz - odwzajemnił mój uśmiech przez co poprawił mi się humor.
-Zawsze przychodzę - odparłem - pomóc z papierami czy jedziemy na patrol?
-Patrolik, bo mam dość siedzenia przy papierach, a z tobą przynajmniej się rozerwę - rzekł wstając od biurka więc skinąłem głową, bo w sumie też miałem ochotę na spokojny patrol. Nie żeby te aury jakoś na mnie wpływały lecz nie do końca czułem się dobrze choć aury demonów i diabłów nie przeszkadzały mi wręcz nie czułem tego co czułem względem zwykłych śmiertelników.
-Ze mną nigdy nie jest nudno - poparłem jego słowa, a po chwili już szliśmy do mojej veci, którą mieliśmy jechać. Zawsze wtedy szef prowadzi i nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałem, że tak jest lepiej. Ja zajmuję się wtedy radiem co też lubiłem lecz często był chaos co nie było fajne.
-Gdzie chcesz byśmy zrobili patrol? - zapytał się mnie.
-Cóż każde miejsce wydaje się być dość interesujące - odparłem na pytanie, a Riley spojrzał na mnie.
-Nie pomagasz - westchnął odpalając silnik, a następnie ruszył z parkingu - w takim razie pojeździmy wszędzie i nigdzie.
-Mi pasuje szef - spojrzałem przez szybę w przód, a z mych ust wydobyło się ciche westchnienie.
-Coś się stało Montanha? - padło pytanie, które przerwało ciszę, która zapanowała w samochodzie, a nawet radio milczało co było dość niespotykane.
-Nie szef.
-Widzę, że coś cię chyba zjada od środka, ale chyba nie chcesz o tym rozmawiać.
-Po prostu coś mnie przytłacza i nie wiem jak sobie z tym poradzić trochę - mruknąłem, bo martwiłem się trochę wszystkim po trochu tym bardziej, że Chak chciałby bym zabił i upadł bardziej. Jakby nie patrzeć miał władzę w tym mieście i nad wieloma ludźmi choć bardziej nazwałbym ich demonami czy też zagubionymi duszami, które muszą usługiwać demonom lub są potępione na zawsze.
-Możesz mi zawsze powiedzieć to może bym jakoś pomógł - zaproponował mi swoją pomoc co było miłe z jego strony lecz nie mogłem tego zrobić.
-Wybacz szef, ale ta sprawa nie jest taka prosta jak się wydaje - odparłem cicho, bo nie powinien wiedzieć, że wśród ludzi są demony, które winne są morderstw niewinnych lub winnych ludzi.
-To innym razem mi powiesz dobra?
-Jasne - mruknąłem choć zapewne zdradzę mu to na łożu jego śmierci. Lecz nikt nie miał prawa wiedzieć o prawdzie jaka jest.
Nim się obejrzałem powoli zrobiło się ciemno i dochodziła dwudziesta trzecia godzina. Nie sądziłem, że ten czas tak szybko zleci, a naprawdę było spokojnie co mnie cieszyło choć można powiedzieć iż też nudziło. Miałem nadzieję, że może będzie jakiś bank lub rabunek albo cokolwiek by było trochę ciekawie. Lubiłem gdy było spokojnie, ale też wolałem poniekąd jak coś się dzieje. Musiałem przyznać, że spodobało mi się uczucie adrenaliny w żyłach. Pościgi również były fascynujące lub te wszystkie napady lecz byłem tym dobrym więc nie chciałem łamać zasad panujących w tym świecie. Czy też zasad, które panują w policji. Kiedy tak rozkoszowaliśmy się ciszą padł komunikat odnośnie napadu na kasyno i to niedaleko nas. Spojrzałem na szefa, który skinął głową na tak więc od razu zgłosiłem, że jedziemy tam. Nie był to największe kasyno, bo to było jedno z mniejszych lecz z pewnością musiało mieć coś wartościowego, że właśnie je chcą okraść. Widziałem już z daleka te zamaskowane twarze napastników i biednych porwanych ludzi. Jednak od razu gdy się im przyjrzałem dokładniej zrozumiałem, że to nie są zwykli ludzie. Ich aury były czarne niczym noc przepełnione złem gdy ludzi złych były bardziej takie mniej czarne. Nie umiałem tego określić, bo widziałem znaczącą różnicę w tym lecz nie umiałem jej nazwać.
-Kto idzie na negocjatora? - padło pytanie na radiu za które złapałem by się zgłosić jako ochotnik.
-Ja chce.
-To ja będę twoją SV - padł komunikat od jakiegoś sierżanta więc od razu skierowałem się w stronę drzwi od kasyna. Chciałem się upewnić czy aby to na pewno jest grupa od Chaka, a może jednak pomyliłem osoby. Chociaż to nie jest możliwe w końcu jestem upadłym aniołem więc wiem większość rzeczy. Podszedłem do drzwi i zapukałem w nie by pobudzić do działania napastników.
-Diabeł ktoś do ciebie! - krzyknął mężczyzna, który celował do zakładników, a nagle wypadł mi przez drzwi mniejszy ode mnie mężczyzna, który zawiesił się wręcz na tych drzwiach.
-No cześć seksiaku - wymruczał przez to moja brew powędrowała do góry.
-A tobie co? - spytałem cicho gdyż to był Erwin i widzieliśmy się kilka godzin temu.
-Brakuje mi takiego jednego dużego mężczyzny, który mnie zdominuje - powiedział wpatrzony we mnie, a jego oczy wręcz świeciły gdy wpatrywał się we mnie.
-Przecież zostawiłem cię wymęczonego - oznajmiłem wpatrując się w niego.
-Mam ochotę by twój duży drąg znów znalazł się we mnie - zmrużyłem powieki zastanawiając się czy jest pod wpływem jakiś narkotyków czy dobrze rozumiem to co mówi.
-Czy brałeś coś?
-Tylko ciebie - odparł, ale w jego oczach widziałem tylko pożądanie i miłość choć te świecące oczka mnie zastanawiały.
-Nie powinieneś aktualnie łamać i hakować zabezpieczeń? - spytałem chcąc się czegokolwiek dowiedzieć od niego.
-Ja dziś bawię się w negocjatora z moim Monte - mruknął wpatrzony we mnie.
-No to negocjujemy - rzekłem - ile napastników ile zakładników.
-A ile chciałbyś mieć?
-Erwin do dorzeczy, a nie seks ci w głowie.
-Ale wyglądasz tak pociągająco w tym stroju, że chciałbym cię brać tu i teraz.
-Nie zaczynaj dobrze? - westchnąłem, bo naprawdę kusił sobą mnie.
-Dobra. Czterech napastników i dziesięciu zakładników, nikomu nic nie jest oprócz mi, bo mam chrapkę na ciebie - burknął nie odrywając wzroku ode mnie, a jego ogon poruszał się na boki.
-Naprawde jesteś tak nie wyrzyty?
-Oj nie wiesz jak bardzo - wymruczał, a kątem oka zauważyłem, że jego ogonek delikatnie zawinął się w kształt serca co było urocze.
-Więc masz do mnie przyjść do mojego biura - zaproponowałem choć bardziej może stwierdziłem - jeśli tylko uciekniecie.
-Oj i to mnie kręci i tak mi mów - oblizał usta - wiesz odnośnie negocjacji wybierz sobie jakieś żądania. Ja mam tym jedno.
-Jakie? - zapytałem gdyż zaciekawił mnie tym bardzo.
-Masz nie być delikatny - poczułem jak dreszcz podniecenia przechodzi po moim kręgosłupie. Mimo bycia upadłym archaniołem i braku chęci na zabijanie niewinnych ludzi to miałem bardzo niegrzeczne myśli o pewnym mężczyźnie, który stał przede mną i wyginął się jakby miał owsiki.
-Dobrze - odparłem, bo jak można być delikatnym przy takim niewyżytym partnerze.
-Och w takim razie musimy uciec byś mnie posiadł.
-Jakim cudem tyle czasu się zadowalałeś sam?
-Widziałeś mój pokój - zachichotał cicho więc odpowiedział mi na moje pytanie - było trochę tam panów - na ten dodatek burknąłem cicho pod nosem.
-Dobra idę zgłosić co tam macie za kogo, a dla was będzie to wielka niewiadoma.
-Aha - założył ramię na ramię.
-No co chciałeś dać mi wolną rękę z tym co wybiorę wam, ale nie powiedziałeś, że mam ci powiedzieć co zdecyduje - uśmiechnąłem się do niego mając wysoko uniesioną głowę widząc, że nie przemyślał tego chyba.
-Monte, ale chyba chcesz abym przyszedł co nie? Muszę wiedzieć co mi dasz, to znaczy nam dasz!
-Zastanowię się nad tym - mrugnąłem do niego i wycofałem się do sierżanta aby powiedzieć żądania. Mogłem to zrobić przy Erwinie, ale co to byłaby za frajda gdybym go nie nastraszył trochę.
-O co chodzi?
-Chcą za pierwszego zakładnika wolny odjazd, za następnych dwóch brak kolczatek na całym pościgu oraz za resztę brak helikoptera - oznajmiłem spokojnie do sierżanta.
-Dlaczego więc jesteś tu zamiast mi to powiedzieć przez radio?
-Napastnik prosił o to bym przeszedł własnoręcznie do ciebie, bo chcieli w środku omówić coś - odparłem mówiąc mu kłamstwo, ale robiłem to tylko wyłącznie, bo Erwin mnie do tego trochę jakby powiedział przymusił. Jakbym dłużej przy nim został to jego ogon z pewnością by w końcu wsunął się w moje gacie lub zaczął ocierać nim o moje krocze, a wtedy to trudno by było mi się powstrzymać. Dlatego odszedłem by nie mógł mnie bardziej rozjuszyć.
-No dobra niech będzie, że zgadzamy się na takie warunki postawione ze strony napastników - powiedział po dłuższej chwili zastanowienia, ale jednak trochę dał mi czasu by móc się uspokoić, a Erwin bardziej się denerwował, co widziałem, bo chodził po lobby budynku gdzie stali zakładnicy.
-To idę przekazać może już są gotowi - oznajmiłem powoli idąc w kierunku Erwina. Widziałem jego ogon jak również nerwowo się porusza i zdradza jego emocje oraz odczucia. Nie słyszałem tego co powiedział policjant nie szczególnie zwróciło moją uwagę, bo ruszyłem do Erwina, który zasłoniętą twarz miał maską diabła więc nie musiał kryć ogonka tak jak reszta jego towarzyszy. - Halo?
-Jesteś! - nie musiałem czekać naprawdę długo po chwili znalazł się przy mnie - I jak?
-Wasze żądania zostały zatwierdzone przez SV więc możecie oddawać powoli nam zakładników - rzekłem z powiększającym się uśmiechem gdy na jego twarzy pojawiło się większe niezadowolenie.
-Jakie żądania?! - wybuchnął, a jego ogon wściekle poruszał się na boki.
-Proste takie - zachichotałem - daj dwójkę, a może ci powiem jakie.
-A bierz sobie! Więcej z tobą nie negocjuje - obraził się na mnie i chyba naprawdę, a nie na niby.
-Spokojnie standardowe żądania wam dałem więc domyśl się po prostu - założyłem ramię na ramię, a on stał wpatrując się we mnie i nie wiedziałem czy chce mnie zabić czy może zmusić bym go wziął tu i teraz.
-Poczekaj tylko aż uciekniemy.
-Wiesz nie będzie mi się chciało czekać wracam z szefem na patrolik.
-Co?! Nie ma mowy!
-Cóż nie moja decyzja to jest, a teraz daj tych zakładników! - przeczesałem włosy do tyłu i zdziwiłem się gdy sierżant zaczął mnie wołać. - O co chodzi?
-Co to za krzyki ze strony napastników?
-Chciałem wyciągnąć od razu piątkę ludzi co nieszczególnie się spodobało - odparłem do radia, bo nie sądziłem, że krzyknął tak głośno Erwin.
-Rozumiem wyciągnij dwójkę mamy czas - westchnąłem słysząc na radiu i spojrzałem na Erwina.
-Daj tą dwójkę ludzi - powiedziałem i nie sądziłem, że będę tak zmęczony mimo iż dopiero jakby zaczęliśmy negocjacje lecz chyba zmęczyły mnie te jego zaloty, które udały mu się aż za nadto. Chciałem aby już się skończyła ta farsa, bo naprawdę podniecił mnie tym swoim marnym przedstawieniem. Na szczęście Dia, bo raczej to on robił haki, skończył dość szybko włam i tylko zależało nam na wyciągnięciu ludzi ze środka napadu.
Kiedy to się wydarzyło sprawdziłem wnętrze kasyna czy nikt nie został i zabezpieczyłem taśmą policyjną drzwi aby nikt nie wszedł. Później śledczy wejdą i będą sprawdzać wszystko każdy najmniejszy ruch czy włos jeśli nie złapiemy naszych uciekinierów, a jednak ich kierowcą jest Carbonara. Jego podobno nie da się złapać więc wystarczy mi tylko czekać na mego diabła, który definitywnie pokazał czego chce.
-Możemy się zbierać? - kiwnąłem głową na słowa Rileya, bo też już chciałem mieć to z głowy - Dostałem wezwanie do FBI, że mam do nich wpaść czy byłbyś taki miły i zajął się papierami? Wiem, że to nie jest twoje zadanie na tym stołku, ale jako jedyny ogarniasz.
-Nie ma problemu szef. Pójdę do góry do biura i tam je sobie zrobię na spokojnie.
-Dziękuje Gregory.
-Nie ma problemu szefie tylko zawieź mnie na komendę - oznajmiłem, bo chyba zapomniał o tym, że ma moje auto.
-A no tak wsiadaj - rozkazał więc nie zwlekając zrobiłem to i patrzyłem przez szybę na pobliskie budynki oraz chodnik patrząc się na to jak ludzie sobie chodzą. Pomyśleć, że nigdy nie byłem śmiertelnikiem. Zostałem stworzony przez wielkiego B, który był moim panem. Teraz jestem niby wolnym aniołem, byłym archaniołem jednak nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Nie pasowałem już do aniołów ani do demonów. Byłem jakby odrzutkiem pomimo iż mogłem mieć kontakt z każdą stroną lecz co to mi da jak trochę czuję się samotnie mimo otaczających mnie ludzi. Wziąłem głęboki wdech wpatrując się w to wszystko wokół co mnie otacza i zacząłem się zastanawiać nad tym jaki to ma sens. Ludzie żyją i umierają, niektórzy będąc dobrymi idą do nieba ci co narobili złych rzeczy idą do piekła. Niekiedy czysta dusza może na nowo się narodzić, ale to zwykle robią dzieci, które nie miały tyle szczęścia by zasmakować życia na ziemi.
Nim się obejrzałem zaparkował samochodem na podziemnym parkingu więc otworzyłem drzwi od samochodu i wyszedłem z niego.
-To do późnej szef? - powiedziałem na co skinął głową i oddał mi kluczyki do Corvetty. Skierowałem się w stronę gabinetu szefa by wziąć papiery do uzupełnienia i zrobienia. Wiedziałem, że trochę ich będzie, ale z pewnością mniej niż wcześniej, bo szef trochę nad nimi siedział. Wziąłem papiery z biurka i skierowałem się w stronę schodów na górę do biura gdzie spędziłem najczęściej czasu. Trochę jakby można powiedzieć było to moje nieoficjalne biuro, bo nikt nie używa tego miejsca twierdząc, że to schowek jest na niepotrzebne graty. Jednak miejsce to miejsce, a kilka rzeczy które nie są specjalne powiązane z pracą w ogóle mi nie przeszkadzały. W końcu jako archanioł robiłem różne rzeczy i widziałem na oczy też wiele niezbyt przyjemnych sytuacji. Więc takie chaotyczne miejsce nie było dla mnie czymś złym. Zamknąłem sobie drzwi za sobą i miejsce było dość przestronne, a przede wszystkim zapewniało prywatność przez zamykane drzwi czy klucze, które posiadam ja.
Zasiadłem za biurkiem i otworzyłem pierwszą teczkę z papierami, które zacząłem przeglądać. Nie przejmowałem się tym co się dzieje wokół, skupiłem się na papierach przed sobą, a nim się obejrzałem była już któraś godzina nad ranem. Zaczęło mnie zastanawiać czy Erwin i reszta uciekła skoro go jeszcze nie ma. Zaczęło mnie to mocno martwić, ale przynajmniej zrobiłem wszystkie papiery, które miał do uzupełnienia szef. Więc mogłem go w ten sposób trochę odciążyć od pracy. Wziąłem wszystkie papiery i zszedłem z nimi do biura szefa by je odłożyć na biurku. Nagle telefon zaczął mi wibrować, a najlepsze jest to, że nie pamiętam abym go wyciszał. Wszedłem do gabinetu szefa, którego też nie było przez ten cały czas więc zapewne jakieś grube rzeczy się dzieją w organizacji wyżej. Wyciągnąłem telefon i zauważyłem od razu na ekranie wiadomość od Erwina, że czeka przed komendą bym mu otworzył. Zaśmiałem się cicho, ale teraz do mnie dotarło, że nie ma żywej duszy na komendzie chociaż jak spojrzałem na tablet to kilka funkcjonariuszy było. Nie minęła chwila, a otworzyłem drzwi przed Erwinem, który wpatrywał się we mnie z utęsknieniem.
-Dłużej się nie dało?
-Mógłbym zadać to pytanie również tobie.
-Trochę nas przytrzymali i musiałem się przebrać, a przede wszystkim wymyć się dla ciebie - spojrzał w moje oczy i widziałem jak chce się do mnie zbliżyć, ale nie mógł tego zrobić gdyż złapałem go za ręce i zacząłem pchać w stronę schodów - ej ja tu chciałem się przywitać, a ty takie coś!
-Kamery są głupku jakby nas nakryły nie byłoby zbyt ciekawie - oznajmiłem choć widziałem, że ryzykuje trochę tym iż ciągnę go do biura. Jednak bez ryzyka nie ma zabawy jak to kiedyś usłyszałem. Nie odezwał się gdy szliśmy po schodach do góry tylko grzecznie podążał za mną. Otworzyłem drzwi do mojego tak zwanego pokoju i przepuściłem go w drzwiach by przeszedł na spokojnie do środka. Zamknąłem drzwi za sobą na klucz i złapałem za radio. - 105 status drugi - zgłosiłem by nikt mnie nie przeszkadzał w tym co ma się wydarzyć.
-Nie sądziłem, że masz takie biuro - mruknął Erwin już z wyciągniętym ogonem, który poruszał się na boki.
-Nie mam biura, ale nieoficjalnie to miejsce jest moje - wyjaśniłem spokojnie powoli odpinając pasek, który miałem wokół spodni.
-Ooo rozumiem - jego wzrok skupił się na to co robię więc mogłem bez trudu obserwować jak jego ogon wręcz wyprostował się z podniecenia.
-Byłeś niegrzeczny wiesz o tym? - wysunąłem pasek i złożyłem go patrząc się w te złote oczy, które wręcz wpatrywały się w moje ręce, a ciało oparł o biurko.
-Oj bardzo niegrzeczny byłem czyżby pan chciał mnie rozgrzeszyć? - oblizał usta i zagryzł tak ponętnie swoje różowe usteczka.
-Tak nauczę się posłuszeństwa mój drogi. Obróć się i oprzyj ręce na biurku.
-Tak panie policjancie? - zapytał powoli obracając się do mnie tyłem, położył dłonie na biurku, a następnie wypiął się w moją stronę lecz po jego ogonie widziałem, że go to kręci. Najgorsze jest to, że mnie też to kręciło i podniecało niesamowicie. Nie odpowiedziałem na jego słowa po prostu złapałem mocniej w dłoni pasek i zamachnąłem się dość mocno iż powstał świst powietrza. Uderzyłem paskiem dość mocno w jego tył, a on jęknął chyba z bólu, bo aż opadł na biurko - Zza co? - spojrzał na mnie, ale nie wydawał się być zły.
-Za karę niegrzeczne demony się kara nie uważasz? - znów uderzyłem go w te samo miejsce i cicho syknął lecz jego oczy coraz bardziej robiły się wręcz złote, świeciły i emanowały swoją barwą. Nie odpowiedział więc dostał ponownie, ale w drugi pośladek.
-Taaaaak - odparł gdy musiało go zaboleć.
-Ciiii zachowaj ciszę inaczej będę zmuszony do użycia większej siły - ostrzegłem go przed tym, bo jednak nie chciałem zrobić mu aż takiej krzywdy.
-Cco tylko każeeeesz - wymamrotał zaciskając dłonie na biurku gdy ponownie powietrze przeciął pasek wydając charakterystyczny świst powietrza. Jęknął ciszej, ale dla mnie nadal za głośno, a na komendzie panowała grobowa cisza.
-Nadal jesteś za głośno.
-Aale nie da się ciszej gdy lejesz mnie pasem po dupie - burknął niezadowolony, ale jego ogon pokazywał co innego. Podszedłem do niego i naparłem na jego tyły by poczuł jaki jestem już przez niego nabrzmiały. Stęknął cicho i zadrżał cały co mi się bardzo spodobało, a wręcz podnieciło. Złapałem go za szyję i podniosłem z biurka naciskając bardziej na jego tyły swoimi biodrami.
-Chyba wiem co taki niegrzeczny pan jak ty może zadośćuczynić - mruknąłem do jego ucha i przygryzłem delikatnie jego płatek. Stęknął na co tylko czekałem i odsunąłem się od niego, a jego sprawnie obróciłem w swoją stronę.
-Jjak? - jego oczy skupiły się na mojej osobie, a jego dłoń wylądowała na mojej klatce piersiowej.
-Klękaj - burknąłem cicho, ale idealnie mogłem zobaczyć jego zdziwioną oraz zaskoczoną minę gdy to powiedziałem. Jednak posłusznie zsunął się na kolanach na ziemię i spojrzał na mnie gdy ja wymownie patrzyłem na niego. Jego dłonie powędrowały na moje spodnie, które zaczął rozpinać, a po chwili zsunął spodnie wraz z bokserkami na sam dół. Widziałem jak oblizał usta, a te cudownie złote tęczówki wpatrywały się we mnie z pożądaniem, ale chyba czekał na to, że mu pozwolę. - Wiesz co robić - wyszeptałem swoim niskim tonem głosu.
-Oczywiście panie kapitanie - wymruczał, a jego dłoń delikatnie złapała mnie za jądra, a ten słodki język ostrożnie przejechał po całej mojej długości. Drażnił mojego żołędzia końcówką języka wsuwając w moją dziurkę w penisie. Zadrżałem cały i wsunąłem dłoń w jego włosy. Wplotłem palce w te srebrne kosmyki włosów mężczyzny przede mną i gdy się nie spodziewał przycisnąłem go bliżej siebie tak, że musiał go wziąć do ust. Zaczął ssać mojego członka aż czułem jego ścianki ust, które wręcz pieściły mnie. Odchyliłem głowę do tyłu i pomrukiwałem cicho czując jak przejął inicjatywę, zaczynając poruszać głową do przodu oraz do tyłu. Chcąc czy też nie poruszyłem biodrami przez to wbiłem się w jego usteczka bardziej i trafiłem na o jego tył gardła. Zaczął się trochę krztusić tym, ale dłonią, którą trzymałem nadal jego włosy nie pozwalałem by wysunął go z ust. Spojrzał na mnie delikatnie załzawionymi oczami.
-Gdybym chciał to bym mógł tu i teraz cię tak zerżnąć, że przez tydzień byś nie mógł mówić, ale niestety ten twój cudowny głosik jest potrzebny - rzekłem nie mogąc oderwać od niego wzroku. Pobudzał we mnie tą złą stronę, której niby się nie bałem, ale jednak nie chciałem skończyć jako demon.
-Yhym - wymamrotał mając w ustach mojego bydlaka. Jednak nim cokolwiek mu powiedziałem on wrócił do pucowania mego berła, co spotkało się z moim cichym jękiem gdyż jego język tak cudownie to robił, a ciepłe usta wręcz pobudzały mojego ptaszka do stania w jego wnętrzu. Zaczął go ssać mocno i zachłannie gdy dłoń sunęła w górę oraz dół po części, której nie miał aktualnie w ustach. Czułem jak twardnieje przez jego ruchy, które pobudzały mnie coraz bardziej i mocniej do tego by go wziąć tu oraz teraz, nie przejmując się konferencjami. Gdy spojrzał na mnie ponownie tymi swoimi złotymi tęczówkami aż miałem wrażenie, że prowokuje mnie bym zrobił to co chce. Nie musiał mi długo mówić swoimi gestami, odchyliłem jego głowę ciągnąc za włosy niezbyt delikatnie. Mój penis był w jego śliny o co mi chodziło. Podniosłem go do góry i jednym ruchem ściągnąłem jego spodnie wraz z bokserkami. Zmusiłem go do wypięcia pośladków w moim kierunku, a kawałkiem bluzy związałem jego usta robiąc knebel. Mimo iż powinien choć troszkę walczyć to grzecznie pół leżał na biurku.
-Pragniesz tego? - spytałem zaczynając drażnić jego dziurkę, a Erwin niespokojnie poruszył biodrami na boki, mamrocząc coś w knebel. Jednak jak spojrzałem na niego aby widzieć te złote ślepia, które wręcz błagały mnie swoim wygłodniałym wzrokiem abym zatopił się w nim. Warknąłem pod nosem i naparłem na jego slot mięśni, a większe zaskoczenie dla mnie było gdy jego mięśnie nawet nie stawiały opór. Gładko wszedłem w niego cały więc nie zwlekając zacząłem agresywnie się w nim ruszać, a Erwin pode mną cicho stękał lecz bluza wystarczająco tłumiła jego dźwięki. Jedynym dźwięk, który mógł być słyszalny to to jak obijam się o jego ciało oraz jak biurku delikatnie się przesuwa z każdym moim mocnym ruchem. Był taki idealny, a na dodatek zaczął ruszać biodrami bym jeszcze mocniej w niego wchodził. Nie wiem nawet kiedy zatraciłem się w tej przyjemności i pomrukiwałem cicho czując jak mój penis rozpycha jego mięśnie jeszcze bardziej niż dotychczas.
Zatraciliśmy się w swoich ruchach tak bardzo, że nie wiem kiedy doszliśmy z przyjemności. Dyszałem ciężko starając złapać i uspokoić swój oddech. Było mi tak cholernie dobrze i choć miałem ochotę jeszcze do wziąć to wiedziałem, że druga runda może skończyć się źle. Wysunąłem się z rozgrzanego wnętrza mojego diabełka i widziałem jak moje doznania skapują na ziemię. Wziąłem chusteczki i zacząłem go wycierać z tyłu jak z przodu. Był półprzytomny z tego co widziałem, ale może dlatego, że jeszcze przeżywał zbliżenie między nami. Gdy wytarłem siebie oraz jego wyrzuciłem chusteczki do kosza. Gdy posprzątałem w miarę możliwości po naszej zabawie podszedłem do Erwina i ubrałem mu bokserki oraz spodnie. Jego słodki ogonek był opuszczony w dół co okazywało, że jest zmęczony, ale przynajmniej spokojny. Pogłaskałem go delikatnie po włoskach zastanawiając się co z nim zrobić gdyż myślałem, że będzie mieć więcej siły po tym, ale co się dziwić. Było już strasznie późno lub jak kto woli był nowy dzień, a raczej dopiero miał nadejść z wschodzącym słońcem.
-Erwin kochanie wstajemy nie ma drzemki - mruknąłem cicho do jego uszka by go obudzić, ale chyba mnie nie słyszał. Przeczesałem ponownie jego włosy i chyba będę musiał go odwieźć do domu, a skoro jeszcze jest ciemno to na skrzydłach wrócę na komisariat. Delikatnie jak mogłem podniosłem go i wtuliłem w siebie patrząc na tą słodką śpiącą twarzyczkę. Dla niego mogłem zrobić dosłownie wszystko, ale ludzie prawa mnie ograniczały, a on robił na przekór wszystkim prawom.
-O Gregory - spiąłem się cały, bo nie spodziewałem się totalnie tego, że Riley wróci.
-Szeeefie - uśmiechnąłem się niezręcznie, bo tak też się czułem. Widziałem jak jego wzrok skupił się na Erwinie.
-Co robisz?
-Chce szef usłyszeć prawdę czy pół prawdę? - odparłem na pytanie, pytaniem.
-Prawdę - odparł czego mogłem się domyślić, że tak będzie.
-To mój chłopak i tak jakby przyszedł w odwiedziny, bo wracał z pracy i mi padł. Chciałem go odwieźć do domu - powiedziałem prawdę, ale pominąłem sprawę z tym, że go wziąłem na komendzie.
-Zejdź ze służby i zostań z nim już w domu - powiedział - zrobiłeś z pewnością papierologię za mnie więc to już naprawdę dużo.
-Jest szef pewny? - spytałem zaskoczony.
-I tak byś wrócił na dwie w porywach do czteru godzin więc nie wracaj. Dzisiejsza noc jest spokojna.
-Dziękuje szef - uśmiech wszedł mi na usta - jest szef wielki.
-Cóż jestem człowiekiem tak samo jak wy, a praca to nie wszystko - skinąłem głową na jego słowa choć my ludźmi to już nie jesteśmy dawno. Jednak poprawił mi tym humor, że nie był zły iż Erwin był na komisariacie.
Powoli wyszedłem z komendy policji i ruszyłem do samochodu Erwina. Usadowiłem go delikatnie na sobie tak by leżał klatka piersiowa na mojej, a ja odpaliłem jego samochód. Powoli ruszyłem w stronę apartamentowca Erwina i nie mogłem doczekać się gdy go rozbiore, a następnie wtule się w te jego cudowne ciałko. Droga nawet nie dłużyła się, a mój diabełek spał jak zabity. Szczerze mówiąc cieszyłem się, że ten jego cudowny ogonek schowałem wcześniej bardziej w siebie, bo jakby to szef zobaczył to chyba by na zawał padł lub powiązał go z napadem. Nie chciałem tracić pracy przez taką jedną sytuację. Kiedy tylko dojechaliśmy na miejsce postojowe, zaparkowałem samochód, a następnie ruszyłem z małym balastem w ramionach na górę. Zawsze diabełek miał klucze w kieszeni w jednym pęku więc nie musiałem długo szukać, który jest do domu, bo znałem ten klucz. Po sekundzie byliśmy już w mieszkaniu i zamknąłem na klucz drzwi idąc do pokoju Erwina. Delikatnie zacząłem rozbierać go gdy tylko zetknął się z świeżą pościelą. Musiał ją wymienić po naszym stosunku z wieczora, ale w świeżej pościeli szybciej pójdę spać.
Gdy on był praktycznie nagi zacząłem rozbierać się z munduru, który miałem na sobie. Wszystko odłożyłem w równą kupkę na fotelu i wszedłem na łóżko zgarniając go do siebie by przykryć nas cięką pościelą. Nagle poczułem jak jego ogon owija się wokół mojej ręki co było urocze więc pocałowałem go w czółko i zamknąłem oczy aby odpłynąć w objęcia Morfeusza. Promienie słońca zaczęły padać na moją twarz do mi się w ogóle nie spodobało gdyż potrzebowałem trochę więcej snu niż dostałem. Schowałem twarz bardziej w włosach siwego i starałem się na nowo zasnąć, ale jak na złość nie mogłem tego zrobić. Otworzyłem oczy i ziewnąłem cicho, zerknąłem na zegarek. Widząc godzinę siódmą westchnąłem ciężko, ale spojrzałem na Erwina widząc, że on nadal spał słodko. To wystarczyło by poprawić mój humor. Wpatrywałem się w niego zakochany i zastanawiałem się jak mogę mu to udowodnić czy pokazać. Delikatnie palcami sunąłem po jego biodrze i czułem nadal ogon, który był ściśle otoczony na moim nadgarstku. Zastanawiałem się co dziś porobić w końcu jakby nie patrzeć miałem wolne, ale nie wiedziałem czy Erwin chciałby spędzić jakoś ten czas.
Leżałem tak chyba trochę czasu gdyż złotooki zaczął się przebudzać. Móc budzić się z nim i leżeć w łóżku było jedynym moim ulubionym momentem dnia. W niebie wręcz nie potrafiłem się oderwać od niego i on o tym wiedział, że muszę nacieszyć się jego bliskością. Uwielbiałem stosunki z nim, ale to właśnie te momenty jak ten były dla mnie najważniejsze. Pocałowałem go w policzek, a on mruknął cicho i widziałem jak jego wzrok skupia się na mnie. Uśmiechnął się, poczułem luz na nadgarstku gdy on obrócił się do mnie twarzą gdyż wcześniej wtulałem się w jego plecki.
-Dzień doberek - mruknął i pocałował mnie w kącik wargi.
-Wyspany?
-Yhym nie wiem nawet kiedy usnąłem - oznajmił, a jego dłoń delikatnie sunęła po mojej klatce piersiowej.
-Od razu po naszym stosunku - chciałem mu przypomnieć co robił w nocy i właśnie czekałem na taką reakcję. Jego policzki nabrały czerwonego koloru, a następnie schował twarz w mojej klatce piersiowej.
-Wybacz nie wiem co mnie wczoraj opętało, że tak mocno cię chciałem.
-Było dość ciekawie - odparłem na jego słowa i ponownie pogłaskałem - co robimy dziś? Chyba, że coś masz w planach?
-Wiesz, coś Kui ode mnie chciał chyba jakaś akcja odnośnie zabijania. Możliwe, że będzie chciał cię zmusić do zabicia.
-Nie zmusi, bo ja nie chcę zabijać - rzekłem sunąć dłonią coraz niżej i zjechałem na jego pośladek.
-No, ale teraz Marian chce cię w swojej gwardii. Wiesz, że jesteś dość interesującym kąskiem dla niego.
-Mogę być nawet ufoludkiem, ale nie zejdę niżej.
-Mógłbyś być szlachcicem mieć swoje tereny i ludzi!
-Nie interesuje mnie chciwość czy potęga oraz władza Erwin. Do tego dążą demony by móc przewyższyć wielkiego Mariana. Ja po prostu chce żyć przy tobie.
-Wiesz, że jestem blisko Mariana i chcę być jak najpotężniejszy, a jako mój partner musisz to samo wykazać.
-Umiem się bronić przed demonami nie przejmuj się - mruknąłem i pocałowałem go w szyję, a następnie zassałem się na niej tworząc czerwony ślad. Jego słodki jęk był niczym nagroda dla mnie.
-Nie przejmuję, bo wiem, ale jednak to może być ryzykowne. Niby upadłeś, ale nie do końca.
-Nie pasuje do żadnego miejsca Erwin - wyszeptałem - więc wolę zostać na ziemi.
-Wiesz, że jak ktoś pokona Mariana może chcieć cię zabić?
-Wtedy złapie tego kogoś i dam do zabicia tobie - odparłem czując jaki jest spięty - nie denerwuj się będzie wszystko dobrze. Jestem pod ochroną Chaka oraz Mariana.
-Yhym. Która jest godzina? - spytał więc spojrzałem na zegarek.
-Dziewiąta.
-O demonie spóźnię się! - wstał z łóżka jak poparzony i ruszył biegiem do szafy. Więc zapewne mieli na dziesiątą by się spotkać - zostań sobie ile chcesz ja muszę się zbierać.
-A kiedy będzie z powrotem?
-Cóż na pewno na wieczór choć zależy to od tego czy chłopaki nie będą chcieli iść się napić.
-Napisz mi w takim razie - odparłem widząc, że on sam nie jest pewny tego kiedy wróci z jego tak zwanej pracy.
-Jasne! - wybiegł z pokoju, a ja westchnąłem ciężko, bo zapowiadał się samotny dzień. Przyszedł ubrany i podszedł do mnie całując namiętnie w usta - Do zobaczenia mój aniele.
-Do zobaczenia diabełku - mruknąłem na jego słowa i patrzyłem jak wychodzi. Chcąc czy nie podniosłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki by się załatwić oraz ogarnąć. Nie miałem żadnych planów na dziś więc nie spieszyłem się nawet. Po załatwieniu formalności w toalecie powoli szedłem w stronę kuchni. Ubrany byłem w luźne rzeczy, które znalazłem w szafie Erwina. Na szczęście w coś się zmieściłem, wziąłem zrobiłem sobie płatki z mlekiem, bo w sumie tylko to było w lodówce czy szafkach. Poniekąd rozumiałem to, że nie miał czasu na zrobienie normalnego śniadania, ale będzie trzeba tu coś dokupić. Usiadłem sobie przy blacie i zacząłem spożywać śniadanie. Moje myśli były dość chaotyczne i nie do końca wiedziałem co mogę z nimi zrobić by je uporządkować.
Siedząc sobie tak byłem tak bardzo skupiony na własnych myślach, że nie zauważyłem kiedy dosłownie obok mnie rozbłysło światło. Spojrzałem zdziwiony na archanioła, który pojawił mi się w salonie.
-Witaj Gregory - uśmiechnął się słabo Gabriel, ale skinąłem głową na jego przywitanie i czekałem aż zacznie gadać po co tu jest - Wielki B cię wzywa przed swój majestat.
-Nie podlegam pod niego - odparłem i włożyłem łyżkę z chrupkami do ust, bo nie musiałem się słuchać mężczyzny.
-Tu nie chodzi o sprawy anielskie tylko o duszę - rzekł co mnie zaintrygowało, bo nie sądziłem, że będę wzywany w takim przypadku. Podniosłem się niechętnie zostawiając niedokończone jedzenie w misce.
-Po co w ogóle jestem tam potrzebny?
-Bo Wielki B oraz diabeł mają problem - zmrużyłem powieki zszokowany taką odpowiedzią w moim kierunku.
-Problem? - spytałem nie rozumiejąc w czym takie dwa potężne byty mają problem. Od wieków nie mieli problemów by tych dobrych wpuszczać do nieba, a tych złych sprowadzać do piekła lecz też byli tacy co sami wybierali sobie swój los.
-Tak i twierdzą, że ciebie potrzebują - odparł - w mojej pracy nie jest kwestią oceniać, a wykonywać polecenia naszego Pana.
-Twojego - prychnąłem i rozłożyłem skrzydła, bo zapewne spotkanie jest w przestworzach jak to zwykle bywa. Archanioł stanął obok mnie, a po chwili światło mnie oślepiło lecz poczułem brak gruntu pod nogami. Moje skrzydła od razu uniosły moje ciało i spojrzałem na dwójkę potężnych istot, które decydowały o ludzkich życiach. Powoli pofrunąłem do nich i skinąłem głową na przywitanie okazując w ten sposób szacunek do dwóch bogów.
-Miło cię widzieć Gregory - padły słowa ze strony siwowłosego mężczyzny, który wręcz unosił się w powietrzu bez użycia skrzydeł.
-Witaj pół demonie - odezwał się Wielki Marian, a jego poniszczone skrzydła majestatycznie wyglądały w świetle.
-O co chodzi iż zostałem wezwany? Nie oszukujmy się w tym momencie powinniście być tylko wy - oznajmiłem patrząc się na dwóch mężczyzn.
-Chodzi o tego śmiertelnika - teraz zauważyłem na chmurze duszę ludzką, która nie była biała ani czarna.
-No właśnie o niego chodzi - rzekł diabeł - nie możemy go wziąć do żadnego królestwa.
-Dlaczego? - spytałem nie do końca rozumiejąc.
-Jest dobry, ale i zły mój były archaniele.
-Jest taki jak ja - wyszeptałem zaskoczony.
-Odkąd zrezygnowałeś mój chłopcze ludzie już nie dzielą się wyłącznie na dobrych czy złych. Ich rolę i decyzje bywają różne jak ich dusze oraz grzechy. Gdy zrezygnowałeś powiedziałem pewne słowa - wsłuchałem się w słowa Wielkiego B i zacząłem chyba rozumieć co wtedy tak naprawdę chciał mi powiedzieć. Te słowa od czasu do czasu pojawiają się w moim umyśle gdy zastanawiałem się nad ich znaczeniem : “Ziemia będzie twoim domem, a ty będziesz osądem”.
-Ja jestem osądem - wymamrotałem cicho pod nosem.
-Wychodzi na to, że duszę mogą się zmieniać, ale potrzebują do tego możliwości i miejsca.
-Ale co ja mam niby zrobić z tą duszą? Nie jestem kimś ważnym na ziemi. Ziemia nie wiem czy jest odpowiednia na błądzące dusze.
-Ludzie nie będą ich widzieć, po prostu masz pilnować je.
-Niby jak!? - zdenerwowałem się gdyż nie spodziewałem się takiej roli. Wiedziałem, że jakąś otrzymam, ale nie wiedziałem iż będzie taka ciężka. Byłem samotny, ale dusz mogło być tysiące.
-Spokojnie mój chłopcze duszę będą wędrować po mieście gdzie będziesz. Musisz przywyknąć do nowej roli, którą obejmiesz.
-A co jakbym upadł? Co wtedy z duszami?
-Wtedy wszystko by wróciło do normy - wzruszył ramionami diabeł - a ja miałbym potężnego sojusznika w piekle.
-Ale wtedy te wszystkie duszę zostaną osądzone niesprawiedliwie - mruknąłem cicho.
-Nie nad wszystkim mamy kontrolę Gregory - rzekł Wielki B, a ja zacisnąłem dłonie, bo to brzmiało jakbym miał być pasterzem owiec, które zbłądziły i miał je jak pies poprowadzić do domu. Poprowadzić je na dobrą drogę lub skazać na tą złą. Wziąłem głęboki wdech gdyż musiałem to przemyśleć, ale czasu nie było raczej.
-Dobrze będę pilnować tych dusz by zadośćuczyniły swoje błędy - rzekłem wpatrzony w duszę, która nie mogła mówić - jednak nie jestem samotnie zdolny by je upilnować.
-Chciałbym dołączyć do ciebie Grzesiu - spojrzałem w bok i teraz zauważyłem czarnowłosego anioła, którego nie powinno tu być. Miałem wrażenie, że to wszystko było w jakiś sposób ustawione przez nich.
-Lepiej byś został w niebie - powiedziałem do niebieskookiego by nie rezygnował z dobrego życia.
-Postanowiłem to i tyle Grzesiu - pofrunął do mnie i uśmiechnął się słabo - w dwójkę będzie raźniej.
-Ta - mruknąłem - czy możemy wrócić na ziemię?
-Za tobą i twoim towarzyszem podążą duszę, które potrzebują rozgrzeszenia - powiedział siwowłosy.
-Powiedziałbym, że potrzebują oczyszczenia Wielki B, a nie rozgrzeszenia!
Światło mnie oślepiło, a gdy pojawiłem się na ziemi od razu schowałem skrzydła. Byliśmy na plaży gdzieś daleko, ale może to lepiej. Niższy o dwa centymetry towarzysz stanął na piasku, a jego skrzydła delikatnie zaczęły szarzeć. Dusz było coraz więcej i żadna nie mogła nic mówić jedynie chodziły w kółko, jakby błądziły nie mogąc znaleźć swojego miejsca. Wiedziałem, że minie trochę nim przyzwyczaimy się wszyscy do tego, bo pod skrzydłami miałem wiele istnień.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
6465 słów
Jeśli dotarłeś do tego momentu zostaw po sobie ślad :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top