prolog
To opowiada dedykuję
Psycho-Art
Za jej szczerość i potężną inspirację.
Cichy szelest liści z pobliskiego drzewa wiśniowego, które rosło akurat w moim ogródku jest jedynym dzięwkiem, które można teraz usłyszeć. Słońce wychodziło nad chmurami, a zimny szorstki wiatr nieprzyjemnie drażnił moją bladą cerę. Wczesna pora tuż nad ranem wydawała mi się idealnym pomysłem na spacer po pobliskim lesie. Wędrowałem co najwyżej dziesięć minut aż dotarłem do końca mojego zarośnietego ogródka.
Siedzę aktualnie na dość starej fontannie o marmurowym podłożu. Cuchnące glony wyłaniają się na powierzchnię wodnistego akwenu o średnicy może z siedmiu, ośmiu metrów kwadratowych. Przez położenie na pagurce miałem prawie że idealną widoczność na jedyny budynek w tym świecie. Mój dom. Żyje tu od wielu wieków chowając się za prawem. Ciągły strach nie daje mi jeść i spać popadając coraz szybciej w obłęd. Choć jedna rzeczy trzyma mnie przy życiu. Zemsta za stracone życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top