Haj

W bok jeszcze krok
Z uśmiechem skok
To nie tango, nie fokstrot
Jestem sam, taki rudy kot...

Muzyka gra,
Tańczymy, ty i ja,
Pęka pod stopami kra,
Tak się kończy zima zła!

Jesteś tylko innym, kolejnym,
Portretem mężczyzny olejnym
Uściskiem ciepłym, przyjemnym,
Lecz płatnym, najemnym!

Chyba skądś się znamy,
Gdzieś alkohol rozlany,
Bazgroł węglem rysowany,
Mur między nami jest szklany.

Wstrząs z twojej winy,
Słyszę śmiech dziewczyny,
Leżę w pracowni, pośród wikliny,
Do lustra strojąc miny

Uśmiecham się dumnie,
Szczury piszczą tłumnie,
Nie chcę być w trumnie,
Więc przyjdź po mnie, ku mnie?

Znowu nade mną stoisz,
Widzę, ty się nie boisz
Bełkot słyszę, chyba mnie gnoisz,
Od wkurzenia wokół się roisz...

O co ci chodzi?
O żeglarza bez łodzi?
O paczkę młodzi?
O piosenkę, co smutek rodzi?

Bierzesz mnie na ręce, gdy krzyczę,
Zrzucam coś z półek, chyba znicze,
W twych ramionach płaczę, ryczę,
Na odpowiedź chyba liczę

W dłoni masz moje tabletki,
Siedzisz koło skrzypiącej kozetki,
Mówisz, że mam z tym skończysz, zabierasz kredki.
I wzywasz po mnie ze dwie karetki.

Hehehe, naroktyki jak świecowe kredki,
Wciąż zabierasz mi tabletki,
Jesteś ze mną wewnątrz karetki,
Wciąż skrzypią te durne kozetki!

To dziwny wiersz, na który wpadłam na pewnej lekcji. Zaczęło się od niewinnego tańca, a teraz...

...no właśnie, co z tego wyszło?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top