Fourteen
Trzeba będzie przemyśleć jak to rozegrać...
- Erwin- rozbudził mnie głos Nicollo.- O co chodzi?
- Carbo, dobrze, że jesteś.- Odetchnąłem z ulgą.
- Wytłumaczysz mi czemu miałem nikomu nie mówić?- Usiadł na krześle obok łóżka.
- Podczas gdy byłem w śpiączce spotkałem Ricka. I zanim spytasz. To nie wiem jak. Powiedział mi, że mamy kreta. W sumie nie kreta a bardziej sześćdziesionę, która zdradza nas za swoją wolność. Musimy go znaleźć i wyeliminować.
- Czekaj, czyli Rick przekazał ci informacje kiedy byłeś w śpiączce- pokiwałem zgodnie głową.- W ogóle wiemy czy to jest legit.- Przetarł dłońmi twarz.- Nie wiem co ty brałeś ale musisz to odstawić.
- Nic nie brałem Carbo. Nie wierzysz mi?
- Erwin, ja nie wiem jak mam ci wierzyć kiedy przychodzę do twojego mieszkania i widzę cię ledwo przytomnego. Nie chcemy dla ciebie źle, a sam dla siebie to robisz.
- Wiesz czemu wybrałem ciebie a nie kogoś innego? Bo ci ufam i wiem, że nie zdradziłbyś nas za siebie. Możesz mi nie ufać, ale ja zawsze chciałem dobrze dla was nie zważając na mnie, nie zważając na ryzyko czy moje ego.
- Nie wiem co ci siedzi w głowie, ale Erwin do cholery! Miałeś rany na ciele, ani nie wiemy jakie to ani nie wiedzieliśmy, że w ogóle takie masz.
- To nie jest teraz ważne. Carbo leże w szpitalu kiedy nie wiemy nawet kto jest kretem.
- Na razie najważniejsze jest twoje zdrowie.
- Nico ale czego ty nie rozumiesz, że mamy kreta i może wparować policja na każdym kroku i nas włożyć do więzienia. Musimy się go pozbyć zanim będzie za późno.- Usiadłem i popatrzyłem w oczy Nicollo.- Nie ma ryzyka nie ma zabawy. Ale aktualnie tym ryzykiem jest ktoś z grupy i to naszej!
- Erwin, nie wiem czego się na wciągałeś i co było w tej mecie ale Rick nie żyje. Nie możliwe, żebyś go spotkał a jeszcze bardzie z nim rozmawiał.
- Mogę się zgodzić, że nie żyje ale ja go widziałem, no Carbo come on! Sam mi o tym powiedział!
- Co dokładnie?
- Że kto to jest zostawi mi jako zagadkę, chociaż raz postaw ekipę nade mnie.
- Nie chodzi o to.
- To o co? Odkąd ci powiedziałem to mówisz, że to niemożliwe.
- Bo tak jest.
- To jak myślisz dlaczego jak przyszedłeś do mnie to pierwsze zdanie było o policji i, że się zleci z wiedzą o tobie? Bo ktoś im musiał powiedzieć.
Między nami zapanowała cisza. Białowłosy pierwszy raz wyglądał jakby zabrakło mu słów. Wlepił swój wzrok w mój szukając czegoś co mógłby wziąć jako żart. Cicho westchnąłem i obróciłem wzrok w stronę okna. Podciągnąłem kolana pod brodę i oparłem na nich lewy policzek.
- Nie musisz mi wierzyć tylko uważaj- szepnąłem i przymknąłem powieki.
Nie słyszałem żadnej odpowiedzi od młodszego tylko jak wyciąga coś z kieszeni, zapewne zaraz napisze coś na zakshotowej o mnie i będzie tyle z informacji.
- Erwin nie możesz być taki- ciche uderzenie telefonu o stolik przerwało wypowiedź Nicollo.- Potrzebujemy cię zdrowego psychicznie jak i fizycznie. Kto jest najlepszy w hackowaniu? Ty. Kto jest najlepszy w zgarnianiu policji na siebie? Ty. Kto najwięcej drze morde kiedy nie potrzeba? Ty. Erwin zrozum, potrzebujemy cię
- Nico, patrzysz tylko na te najlepsze sytuacje, patrzysz na te ideały, które nic nie znaczą.- Odwróciłem głowę w jego stronę.- Gdzie jest ten Nicollo, który patrzy w teraźniejszość a nie w przyszłość ani przeszłość? Gdzie on się podział co?
- Jest z tobą, chce dla ciebie jak najlepiej Erwiś.
- Carbo ale zrozum, że nim mi nie jest. Powiedziałem tobie o Ricku, bo tobie ufam najbardziej i wiem, że mi pomożesz. Możemy zamieść sprawę pod dywan i mówić, że tego tak naprawdę nie było.
- Erwin ja nie wiem jak mam ci wytłumaczyć, że nie mogłeś widzieć Ricka ani z nim rozmawiać bo nie żyje.
- Okej, zrozumiałem. Ale miejmy taką możliwość z tyło głowy.
- Jasne. Będę iść bo Kui mnie potrzebuje jak coś to pisz- wskazał na mój telefon i skierował się do wyjścia.
- Dzięki Carbo- uśmiechnąłem się w jego stronę i ponownie wróciłem wzrokiem na okno.
- Pamiętaj Erwin, rodzina ma zazwyczaj rację- to były jego ostatnie słowa zanim wyszedł z sali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top