Four

- Prawda Labuś- wyciągnąłem telefon, który cały czas wibrował mi w kieszeni. Ukazał mi się napis "Montanha" mimowlonie lekki uśmiech wpadł na moje usta.- Masz rację, trzeba spróbować.

- Odejść czy dasz radę?- Spytał jeszcze Labo.

- Nie musisz- odpowiedziałem odbierając telefon.- Halo?

- Erwin, gdzie jesteś?- Spytał od razu.

- A o co chodzi? Chcesz na mnie nasłać policje?- Wystrzeliłem od razu z drugim pytaniem, w tym momencie Labo lekko ścisnął moje ramię przez co się opamiętałem.

- Chce porozmawiać.- Rzekł już bardziej zmartwionym głosem.

- Napis Vinewood, pod N- pochyliłem głowę do tyłu i spojrzałem na niebo, puste bez ani jednej chumry.

- Poczekaj tam okej? Będę za pięć minut.- Nie czekając na odpowiedź rozłączył się.

- I jak?- Spytał Laborant kiedy odłożyłem telefon na maskę.

- Przyjedzie za pięć minut. Czemu ja się tak stresuje?- Popatrzyłem na maskę Michael'a.

- Boisz się jego reakcji, to normalne.- Potarł moje ramie.- Dasz radę. Potrzebujemy drugiego lidera. Kui czasem nie daje rady sam, idealnie się dopełniacie.

- A jakbym zrobił sobie kilka dni wolnego. W sensie wiesz, od napadów, policji, wyścigów, was ale w takim dobrym sensie.

- To twoja decyzja, ja bym nie miał nic do gadania. Jeżeli zaraz ma przyjechać tu Montanha to chyba lepiej jakbym się zmył- rzekł, wstał z maski i skierował się w stronę swojego auta.

- Tak, to chyba będzie najlepszy pomysł, dam ci potem znać czy żyję.- Wymuszenie się uśmiechnąłem i zgarnąłem telefon podgłaśniając piosenkę kiedy Labo wsiadł do auta. Silnik drugiego Lambo był piękny. Kiedy zniknał za rogiem popatrzyłem na panoramę miasta.

And if you were my little girl
I'd do whatever
I could do
I'd run away and hide with you
I love that she's got daddy issues, and I do too

Daddy stuck around but he wasn´t present Cheated on your mom but she never left him
First i didn't get it now I undеrstand
He broke her hеart left money in her hand So everything got paid for
She made sure you and your brother had way more
Than she ever had growing up
But when you told me the whole story I felt like throwing up

- Erwin?- Zciszyłem muzykę i obróciłem się w stronę jak pomyślałem Monte. Usiadł koło mnie i objął mnie tak samo jak Laborant wczesniej.

- Więc, o czym chciałeś porozmawiać?- Przeszedłem od razu do konkretów.

- O tym co sie stało w Arcade'dzie.- Na te słowa lekko sie od niego odsunąłem.

- Nie chce o tym rozmawiać- westchnąłem.- Najlepiej o tym zapomnij, nie mówiłem na serio.

- Erwin, zapomniałeś chyba, że potrafię odczytać kiedy kłamiesz a w tamtym momencie mówiłeś prawdę. - Spuściłem wzrok na swoje ręce. Przydała się chwila ciszy, musiałem wszystko ułożyć sobie w głowie. Poczułem dłoń na swoim podbródek a potem jak mi go uniosła.- Erwin, rozumiem, że poczułeś coś do mnie i to nie jest nic złego, lecz ja nic do ciebie nie czuję.- Wyrwałem się z jego dłoni i spojrzałem na miasto by uniknać wylania tony łez.

Monte chyba zrozumiał, że nie chce rozmawiać i poszedł do swojego auta zspewne by wrócić na służbę. Gdy usłyszałem jak odjeżdża poczekałem jeszcze chwilę w tej samej pozycji czekając na powrót bruneta, który nigdy nie powrócił.

Wkleiłem twarz w dłonie i zacząłem cicho płakać. Zapomniałem, że miałem napisać do Laboranta. Wyjąłem telefon i wszedłem w konwersacje.

Do: !Laborant
Żyję
20:18

Od: !Laborant
I jak?
20:19

Do: !Laborant
Nie udało się
20:19

Od: !Laborant
Przyjechać?
20:19

Do: !Laborant
Nie, chce być sam.
20:20

Od: !Laborant
Okej, jakby coś to dzwoń ;>
20:20

Westchnąłem i schowałem telefon do kieszeni. Nie dość, że pewnie będę mieć kosę z Vaskim to jeszcze z Gregorym. Miałem ochotę rozwalić wszystko ale musiałem zachować zimną krew. Wyciągnąłem telefon i wszedłem na grupę ZakShotową.

Pastor:
Jakiś banczyk, kurwa ten?
20:25

Grzyb:
Dopiero robiliśmy Pacyfika, daj tej policji się troche zebrać po takim wpierdolu.
20:31

Zjeb:
Prawda Carbo, ale jakiś banczyk można.
20:31

Siony:
Carbi ma rację, powinnismy lekko zluzować na kilka dni.
20:32

Grzyb:
Ja ci kurwo dam "Carbi". Wpierdole ci.
20:33

Siony:
Jestem na dole misiu :>
20:34

Maskarz:
SHIP IT, SHOT IT! NOWY SHIP OMEGALUL
20:35

Cicho się zaśmiałem i wyłączyłem telefon. Wziąłem kamień leżący na ziemi i rzuciłem nim w odchłań przede mną. Nagle usłyszałem szelest po mojej prawej, obróciłem się w jego stronę ale pomyślałem, że to jakaś wiewiórka czy coś. Wróciłem wzrokiem na panoramę miasta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top