Oneshot
No hej, witam was w nareszcie poprawiony oneshocie walentynkowym! Tak wiem miał on być poprawiony już dawno temu, ale jakby to powiedzieć trochę nie poszło po mojej myśli. Wniosek z tego prosty: planowanie dat na przyszłość zdecydowanie nie jest moją mocną stroną. Na wstępie mogę powiedzieć, że ta poprawiona wersja ma ponad czterokrotnie więcej słów, niż poprzednia także myślę, że nie będziecie zawiedzeni i miłego czytania!
Jako że musieliście tyle czekać, to na samym końcu mam dla was malutki smaczek, oraz informacje na temat moich projektów na najbliższą przyszłość.
Zachęcam was do gwiazdkowania ⭐ i komentowania 💬 chętnie sobie poczytam co sądzicie o mojej twórczości! ❤️
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
14 lutego – chyba każdy doskonale zna tą datę i zarazem święto obchodzone tego dnia. Oczywiście nie jest to nic innego, niż każdemu dobrze znane walentynki. Wymawiane w wielu językach i obchodzone na różne sposoby w każdym najmniejszym nawet państwie znaczyły dokładnie to samo, czyli święto zakochanych.
Samo w sobie święto nie było inwazyjne i nikomu jakoś bardzo nie przeszkadzało, ale i tak znalazły się osoby, które za nim nie przepadały. W głównej mierze były to raczej osoby samotne bez drugiej połówki lub ze złamanym sercem, o którym to święto dobitnie im przypominało. W tym dniu zazwyczaj samotne osoby spędzały czas siedząc w domu lub klubie i zapijając swoje smutki alkoholem, który pozwalał im chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim, co złe.
Oczywiście były też osoby, które nie miały na ten temat zdania i traktowały to święto, jak każdy inny normalny dzień. W Los Santos jednak mała część ludności była nastawiona do tego święta obojętnie, ponieważ zdecydowana ich większość z radością je obchodziła, nawet bez drugich połówek, a ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi.
Natomiast osoby, które zaznały w życiu szczęścia poprzez odnalezienie tej jedynej osoby wesoło świętowały walentynki spędzając czas z ukochaną osobą. Dla nich było to wspaniałe święto, w którym zakochani poświęcają sobie więcej czasu i uwagi, oraz obdarowują się zazwyczaj skromnymi upominkami takimi jak bukiet czerwonych róż, czy słodkie przekąski w postaci czekoladek.
Jedną z takich osób był właśnie Gregory Montanha, czyli obecny szef Los Santos Police Departament. Od dawna czuł w kościach zbliżające się wielkimi krokami walentynki i wręcz nie mógł się ich doczekać. Kochał je całym sercem, podobnie jak pewnego siwowłosego kryminalistę. Do tej pory był w wielu związkach i po przykrych rozstaniach zawsze udawało mu się znaleźć kolejną, jak się wtedy wydawało idealną osobę przed walentynkami. Dlatego też średnio każde walentynki spędzał z inną osobą i od kiedy pamięta jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się spędzać walentynek samemu i bez drugiej połówki. Natomiast teraz niezmiennie od ponad dwóch lat spędzał je z Erwinem. I kompletnie nie przeszkadzało mu to, że zawsze to on musiał je organizować, podobnie jak ich wspólne randki, kolacje i inne spotkania. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ aby spełnić wygórowane wymagania siwowłosego trzeba było się postarać i przygotować coś niekoniecznie dużego i skomplikowanego, ale wyjątkowego. Erwin nie przepadał za zwykłymi kwiatami i czekoladkami. A Gregory zawsze idealnie potrafił trafić w jego gusta. Za to Erwin przynajmniej raz się postarał i postanowił przygotować święta dla siebie, oraz swoich bliskich, co Montanha oczywiście docenił.
Dlatego też, gdy nadeszły walentynki Gregory zaplanował dla siebie i siwowłosego cały wieczór. Nie było to nic nadzwyczajnego, wymagającego ogromnego wkładu pracy, czy drogiego. Zwyczajne, miłe spędzanie ze sobą czasu w mieszkaniu przy zapalonych świeczkach, półwytrawnym winie i akompaniamencie romantycznej muzyki. Mieli odpocząć od swojej zabieganej codzienności, porozmawiać ze sobą na spokojnie, bez pośpiechu i naglących ich ludzi. Wyjątkowo bez żadnych krzyków, kłótni i towarzyszących jej wyzwisk z jednej, jak i zarówno drugiej strony. Gregoremu zależało na tym, aby Erwin po prostu dobrze się bawił i mógł nacieszyć się jego obecnością. Było to dla niego niezwykle ważne, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy jednemu z nich przyjdzie opuścić ten świat. A może odejdą z tego świata razem w tym samym momencie? Może to zabrzmieć dziwnie, ale dla Gregorego śmierć z tym siwowłosym nieokrzesańcem w jego ramionach zdecydowanie była spełnieniem jego marzeń.
Właśnie z okazji tego jakże pięknego dnia obiecał, że będzie w mieszkaniu wcześniej, niż zazwyczaj i że nie będzie siedzieć nad nudnymi papierami w biurze szefa, tylko od razu wróci do domu i do jego Erwina.
No właśnie. Obiecał.
Niestety w momencie, w którym wypowiadał te słowa i złożył Erwinowi obietnicę, nie wiedział jeszcze, co takiego się wydarzy. Niestety nie mógł przewidzieć, że jedna z akcji tak bardzo się przeciągnie i w dodatku tym samym rozpocznie długi, ciągnący się w nieskończoność szereg opóźnień i niespodziewanych sytuacji. Nie był wróżbitą, ale do przewidzenia zdecydowanie było to, że Erwin po tym wszystkim będzie na niego nie zły, a wręcz wściekły. Kolejny raz zacznie na niego wrzeszczeć, że nie widzi świata poza służbą i spędzą na komendzie zdecydowanie za dużo czasu. Będzie musiał go jakoś ładnie przeprosić i udobruchać, ale tym się zajmie później.
Zaczęło się dość niewinnie, ponieważ na dispatchu pojawiło się zgłoszenie o napadzie na bank przy ulicy Alta Street. Gregory bez zawahania zareagował na powiadomienie i włączając sygnały świetle, oraz dźwiękowe udał się na miejsce rabunku. Do wcześniejszego zakończenia służby miał jeszcze trochę czasu, najwyżej spóźni się o 10 minut, nie powinno to jakoś bardzo wpłynąć na ich romantyczny wieczór. W końcu od przeszło dwóch godzin jeździł samemu na patrolu wokół miasta i niesamowicie się nudził, ponieważ na dispatchu nie pojawiały się żadne powiadomienia o rabunkach, czy innych przestępstwach. Początkowo myślał, że dispatch się zepsuł i nie wyświetla powiadomień ale nie, nikt ale to absolutnie nikt nigdzie się nie włamywał i nie dokonywał żadnego mniejszego, czy większego rozboju. To było co najmniej dziwne, ale chyba rzeczywiście tego dnia było spokojniej. Czyżby gangsterzy byli na tyle zajęci świętowaniem walentynek, aby w tym dniu odpuścić sobie ciągłych napadów? Jak widać nie wszyscy, ale zdecydowana większość. Gregory gdyby wiedział, że będzie taka stypa, to z chęcią dałby znać Erwinowi, aby razem z Zakshotem zrobił jakąś ciekawą akcję.
Gregory nawet nie zorientował się kiedy negocjacje dobiegły końca. Na miejsce zdarzenia dojechał stosunkowo późno, ponieważ naprawiał swój radiowóz, a przy okazji wdał się w rozmowę z przemiłym mechanikiem na jednym z warsztatów. Naprawdę miło rozmawiało się z człowiekiem, który zamiast nienawidzić policji i samego Gregorego na każdym kroku, był miły i pogodny dla każdego mieszkańca tej wyspy. Naprawdę rzadko spotykało się takich ludzi i Gregory naprawdę chętnie by z nim dłużej porozmawiał, ale śpieszył się na akcję, więc krótko się z nim pożegnał mówiąc, że nie będzie przeszkadzał mu w pracy. W dodatku w jego samochodzie zaświeciła się kontrolka informująca o małej ilości paliwa w jego baku. Dlatego też szybko podjechał na stację, aby zatankować i zaraz po tym pojechał prosto na napad.
Zaparkował centralnie przed bankiem, aby mieć lepszy widok na to, co dzieje się wewnątrz banku i oparł się o swój perfekcyjnie zaparkowany samochód. Po jakieś minucie zmienił swoją pozycję i stanął tyłem do napastników, wyglądał też na zamyślonego, co nie uszło uwadze innym funkcjonariuszom. Z tego stanu wyrwało go dopiero szturchnięcie Melisski, która poinformowała go o zakończeniu negocjacji i o unicie, który zajmował w pościgu za przestępcami. Kto by się spodziewał, że trafił na U2 tuż za wspaniałomyślnym Jerrym Grynem. Jak widać jego „ponadprzeciętne” umiejętności za kierownicą nie zostały tego dnia docenione, ale trudno, może następnym razem się uda. Bez zbędnego narzekania zasiadł w swoim radiowozie i przy okazji sprawdził swój zegarek. Do końca zostało mu jeszcze 20 minut, więc na spokojnie powinien zdążyć. Przecież pościg, który zapewne i tak zakończy się przegraną policji nie mógłby trwać tak długo prawda?
Zaczynając ten pościg jeszcze nie wiedział, jak bardzo się mylił. Na jego nieszczęście był to jeden z najdłuższych pościgów Gregorego w jego dotychczasowej karierze jako policjant. Z początku nic na to nie zapowiadało, zaczęło się dosyć normalnie jak na zwykły, krótki, kilku minutowy pościg. Czasami natomiast pojawiały się wyjątki i właśnie to był jeden z nich. Co kilkadziesiąt sekund nerwowo spoglądał na swój zegarek z niedowierzaniem wzdychając, kiedy do końca służby pozostały mu już tylko 3 minuty. Był już lekko poddenerwowany, ale nie pozwolił sobie, żeby taka błahostka wyprowadziła go z równowagi. To śmieszne, ponieważ po zaledwie kolejnych dwóch minutach właśnie to się stało.
– 01 nakładam na pojazd kod pomarańczowy. – zgłosił na radiu, kiedy kolejne cenne minuty uciekały mu tak samo jak przestępcy jadący niewiele przed nim. Wiedział, że będzie spóźniony, a w zasadzie to już był, więc podjął kroki, które miały doprowadzić do szybszego zakończenia pościgu oczywiście na korzyść LSPD.
– Ale szef przecież nie jest supervisorem pościgu. – słusznie zauważył jeden z jego funkcjonariuszy – Luca Romano. Rzeczywiście ta zaszczytna rola nie została przydzielona jemu, a jakiemuś oficerowi z komendy LSSD, ale kompletnie go to nie obchodziło.
– Polecenie wyższego stopniem. – odparł stanowczo, co spotkało się z głuchą ciszą na radiu. Funkcjonariusze ewidentnie musieli zauważyć, że szef policji nie jest dziś w humorze, więc bez sprzeciwu postanowili wykonać jego polecenie.
Od razu po tych słowach Jerry jadący jako pierwszy zaczął stosować manewry pit, aby zatrzymać uciekających przestępców. Zastawy z radiowozów również przybrał na sile, gdy policjanci wciskali się swoimi radiowozami w dosłownie każdą nawet najmniejszą uliczkę. Tym właśnie sposobem po nie długiej chwili udało im się doprowadzić samochód przestępców do kuriozalnego stanu. Przedni zderzak całkowicie odpadł gdzieś w trakcie drogi, tak samo jak lewe przednie drzwi. Podobny los spotkał maskę samochodową, która odleciała podczas solidnego zderzenia ze ścianą. Auto w wielu miejscach było wgniecione i w mniemaniu Gregorego było już praktycznie nie zdatne do użytku. Na samym końcu rozbita została przednia szyba, a z silnika zaczęły wylatywać kłęby czarnego, gęstego dymu.
Teraz tylko poczekać, aż padnie im auto i po robocie – pomyślał sprawdzając jednocześnie godzinę na swoim zegraku. Nie było źle, jak narazie był spóźniony o równe 5 minut. Przestępcy natomiast nie chcieli oddać się tak łatwo w ręce sprawiedliwości i gdy tylko silnik w ich samochodzie całkowicie zgasł wybiegli z niego i zaczęli uciekać pieszo. Wszyscy pobiegli razem i za rogiem jednego z budynków wyciągnęli pistolety. I w ten oto sposób napad na bank zakończył się jedną wielką strzelaniną, która trwała dobre pół godziny. Żadna ze stron nie chciała odpuścić i się poddać, co tylko ją przedłużało. Pomimo tego, że kilku funkcjonariuszy zostało postrzelonych już w pierwszych minutach, to wciąż mieli przewagę.
Po dłuższym czasie sukcesywnie udało im się unieszkodliwić wszystkich gangsterów, więc wszyscy, którzy nie zostali ranni przynosili poszkodowanych w jedno miejsce. Tam Gregory wraz z innymi funkcjonariuszami zabierał im niebezpieczne przedmioty i zajmował się wstępnym opatrzeniem rannych w oczekiwaniu na nadjeżdżający już EMS. W ten sposób nie powinni się oni wykrwawić przed przyjazdem medyków. Na szczęście podczas strzelaniny nie ucierpiało dużo funkcjonariuszy, więc rąk do pomocy nie brakowało. Gregory również zaczął ściągać maski przestępców, aby łatwiej mogli oddychać. Gdy już to zrobił od razu rozpoznał kilka osób, które tam leżały i uciskały swoje rany. Znajdował się tam między innymi Peter Purker i cała jego zgraja. Kilka osób z nich było w dodatku poszukiwanych za naprawdę grubsze przewinienia, więc zapewne pójdą do więzienia na długie miesiące, jeśli już uda im się dojechać z nimi na komendę.
Po niecałej minucie w wyznaczone miejsce podjechała karetka z całym sztabem wykwalifikowanych medyków. Wysiedli z pojazdu i zaczęli zajmować się poszkodowanym osobami. Na krwawiące rany dokładali kolejne warstwy bandaży i robili opaski uciskowe w miejscu rany. Następnie wykonywali wkłucie, w miejsce którego sprawnym ruchem włożyli wenflon. Tak opatrzonych i zabezpieczonych rannych zaczęli wkładać do środka karetki z drobną pomocą funkcjonariuszy policji. Gdy już wszyscy znaleźli się w karetce służby specjalne rozpoczęły konwój do szpitala.
Trwał on kolejną dobrą chwilę, ponieważ miejsce strzelaniny znajdowało się daleko od szpitala. W trakcie konwoju znacznie jednak go przyśpieszyli. Zdezorientowani funkcjonariusze próbowali dopytać co takiego się stało, że nagle karetka zaczęła jechać z zwrotną prędkością prosto do szpitala. W niedługim czasie otrzymali informację, że stan jednego z poszkodowanych znacznie się pogorszył i muszą czym prędzej przewieźć go do szpitala. Gregory miał jedynie nadzieję, że nie chodziło tu o jego funkcjonariusza, ale nie dopytywał, nie chciał przeszkadzać w pracy medykom. Inni też chyba uznali, że ta wiedza nie jest im na ten moment potrzebna, ponieważ nie odzywali się, pozwalając medykom na pełne skupienie.
W tym tempie dość szybko dojechali do szpitala, gdzie lekarze i pielęgniarki zaczęli pomagać rannym. Podczas wyciągania ich z karetki Gregory widział, że jeden z przestępców był nieprzytomny, więc to o nim musieli mówić lekarze. Chociaż o tyle dobrze, że jego funkcjonariusze nie ucierpieli jakoś mocno. Gregory zaraz po tym, jak pomógł przenieść poszkodowanych z karetki na salę zabiegową usiadł na krześle przed drzwiami. Z tego co mówili medycy trochę tu posiedzi, ponieważ jeden z aresztowanych był w ciężkim stanie i wymagał operacji. Nie miał pojęcia ile taka operacja może potrwać, ale na pewno nie skończy się ona szybko. Sam kilkukrotnie był operowany i po swoich „doświadczeniach” widząc stan mężczyzny oszacował, że operacja może potrwać około 20-25 minut. Chociaż nigdy nic nie wiadomo, kula która była ulokowana na brzuchu mogła przecież uszkodzić narządy wewnętrzne, których zszycie potrwa zdecydowanie dłużej, niż zwykłe wyciągnięcie kuli i założenie szwów na ranę.
Po tym wszystkim zostanie jeszcze tylko poczekać, aż mężczyzna się wybudzi i na sam koniec przetransportować aresztowanych na komendę. Zamiast bezczynnie siedzieć Gregory wyciągnął z kieszeni swój telefon. Dochodziła powoli 22:00, więc spóźnił się już prawie godzinę, co było u niego dość nietypowe. Miał jedynie nadzieję, że Erwin nie będzie się na niego za bardzo wściekać. Zaczął przeglądać nieodczytane wiadomości, aby czas zleciał mu trochę szybciej. Nie było ich jakoś bardzo dużo, ale nigdy nie miał czasu, aby odpowiedzieć na zalegającą korespondencję, więc postanowił się tym zająć. Głównie były to wiadomości od jego pracowników na w większości ważne tematy, ale pojawiły się tam również te trochę mniej pierwszorzędne informacje, czyli inaczej zwane ploteczki.
Gregory uśmiechał się czytając te wszystkie wiadomości i nie mógł uwierzyć w to, jak bardzo jego funkcjonariusze są w stanie poprawić mu humor. Wielu z nich życzyło mu wesołych walentynek z jego ukochanym, o którym już wszyscy dawno wiedzieli. Wiedzieli, a mimo tego Gregory wciąż się tego wypierał, sam w sumie nie wiedząc dlaczego dalej to robił. Uśmiech nie chciał zejść mu z twarzy, kiedy scrollował w dół nieodczytane wiadomości, każde z życzeniami o podobnej treści. Jego pracownicy widocznie już dawno zaakceptowali ich nietypowy związek, a nawet znaczna większość im kibicowała, z czego Gregory był szczerze szczęśliwy. Wielu z jego funkcjonariuszy również bardzo polubiło Erwina ze wzajemnością, co wydawało się dla przeciętnej osoby niemożliwe. Nikt nie przypuszczałby, że największy przestępca w tym mieście polubi funkcjonariuszy, którzy aktywnie uprzykrzali mu życie podczas jego nielegalnych wyczynów.
Gdy już skończył odczytywać wszystkie smsy nieco się zasmucił nie zauważając w tym wszystkim żadnej wiadomości od Erwina. Gdy już dochodziło do sytuacji, w której Gregory się spóźniał, to Knuckles wysyłał mu przynajmniej kilkanaście smsmów z pytaniem dlaczego jeszcze go nie ma, lub zwyczajnie ze zwykłym wyzwiskiem. Tym razem jednak tego nie zrobił, co lekko zaniepokoiło policjanta. Czyżby młodszy zapomniał o tym, że mieli razem spędzić czas i robił w tej chwili coś nielegalnego? Z jego krótkotrwałą pamięcią było to całkiem możliwe, a wręcz pewne. Nie, to niemożliwe, żeby Erwin zapomniał o czymś tak ważnym prawda? Na pewno zaraz napisze, może robi w tej chwili coś ważnego. I choć Gregory nigdy nie powiedziałby tego na głos, to ucieszyłby się nawet, gdyby młodszy zwyczajnie i w swoim stylu zwyzywał go drogą smsową. Wtedy przynajmniej miałby pewność, że pamięta o ich spotkaniu i wciąż na niego czeka.
Z zamyślenia wyrwał go dopiero medyk, który przyszedł poinformować go o wybudzeniu się aresztowanego. Gregory krótko mu podziękował, schował telefon do kieszeni i skierował się w stronę sali, w której przebywał mężczyzna. Wchodząc do środka widział już mężczyznę, który siedział na skraju łóżka i samodzielnie próbował powoli wstać. Gregory podszedł do niego, pomógł mu wstać i ostrożnie zakuł jego ręce w kajdanki. Pomimo faktu, że mężczyzna nie był w najlepszym stanie, to nie zamierzał ryzykować i dawać mu wolnej ręki do ucieczki. Zbyt wiele razy było to przeciwko niemu wykorzystane. Bezpieczniej było zakuć go w kajdanki i odprowadzić aż do podziemnego parkingu, co chwilę później uczynił.
Zjechali windą do podziemi i zaraz po otwarciu się metalowych drzwi Gregory zobaczył piątkę aresztowanych usadzonych na tyłach opancerzonej więźniarki i wszystkich funkcjonariuszy siedzących w swoich samochodach. Ustawieni byli w takiej kolejności, w jakiej mieli wyjeżdżać z podziemnego parkingu szpitala i oczekiwali na Gregorego z ostatnim aresztowanym. Z początku było to dla niego nie małym zdziwieniem, był przygotowany na to, że na parkingu będzie spore zamieszanie. Myślał, że wszyscy będą biegać od lewej do prawej nie wiedząc, co ze sobą zrobić, a tu proszę. W tym czasie zdążyli zjechać z aresztowanymi na dół i ustawić się radiowozami do odjazdu. Było to dla Gregorego na tyle miłe zaskoczenie, że szeroko się uśmiechnął. Może jeszcze jest nadzieja na tą jednostkę. Bez zwlekania pomógł wsiąść ostatniemu mężczyźnie do więźniarki i zamknął jej masywne drzwi. Następnie skierował się na miejsce parkingowe, gdzie zostawił swój radiowóz. Wsiadł do niego i ustawił się na samym końcu konwoju. Niedługo później wszyscy ruszyli wyjeżdżając z podziemnego parkingu szpitala.
Co prawda droga na komendę minęła im szybko i sprawnie, ale żaden z funkcjonariuszy nie spodziewał się, że konwój nie będzie odbijany. Byli na niego dość dobrze przygotowani, lecz nikt się nie zjawił. Na policyjnym radiu zaczęły padać nawet pytania o odbicie konwoju. Każdy był chyba zdezorientowany tym, co się stało i nie kryli swojego zdziwienia. No cóż, lepiej dla nich, przynajmniej konwój bezpiecznie dojechał na komendę bez żadnych postojów i opóźnień. Obyło się też bez kolejnej strzelaniny i jego funkcjonariusze nie ucierpieli kolejny raz. Wjechali właśnie przez bramę prosto na podziemny parking komendy LSPD. Gregory zaparkował swój samochód na jednym z wolnych miejsc parkingowych i zaczął pomagać przy wyciąganiu aresztowanych z więźniarki.
Gdy już wszyscy aresztowania znajdowali się na komendzie, zamknięci w celach Gregory już miał zgłaszać na radiu zakończenie służby. Był już sporo spóźniony, ale jak to mawiają lepiej późno, niż wcale. Niestety przed wyjściem z cel zauważył, że tylko piątka funkcjonariuszy zajmuje się aresztowanymi, a jeden z nich siedzi w swojej celi i czeka na któregoś z nich. Jeszcze przed chwilą było tu mnóstwo osób, ale wszyscy nagle, oraz magicznie rozpłynęli się w powietrzu i znaleźli się w swoich radiowozach na patrolach. Jak widać nikt nie był chętny, żeby zająć się aresztowanym, więc Montanha jako jedyny wolny postanowił to zrobić. Zdecydowanie wolał już być w drodze do swojego apartamentowca, ale obowiązki służbowe nieco pokrzyżowały mu plany. Głęboko westchnął i machnął na to ręką, szybko to załatwi i będzie mógł wracać do Erwina.
Podszedł zatem do krat i na samym początku poprosił aresztowanego o zdjęcie maski, ponieważ wciąż miał ją na sobie, choć Gregory doskonale pamiętał, że ściągnął mu ją w dół, aby mógł bezproblemowo oddychać. Mężczyzna po chwili narzekania co prawda niechętnie, ale to zrobił. Teraz mogli przejść do kolejnego etapu, czyli ponownego przeszukania. Tym razem Gregory zaczął zabierać mu nielegalne przedmioty, wcześniej zabrał mu jedynie broń, aby nie zrobił nikomu krzywdy, ale teraz miał więcej czasu na dokładne przeszukanie go. O dziwo nie znalazł nic nielegalnego, jedynie wytrych i linę, które mu zabrał, aby ten nie próbował go czasem nią związać. Skonfiskował również jego telefon, co spotkało się z ogromnym niezadowoleniem jego właściciela. Szef policji tłumaczył mu, że później zostanie mu zwrócony, ale on nawet tego nie słuchał, tylko na darmo próbował odzyskać urządzenie.
Po skończonym przeszukaniu został rozkuty, a Gregory wyszedł z celi, zamykając ją za sobą na klucz. Mężczyzna już się nie awanturował, co pozwoliło mu wszcząć z nim dalsze postępowania w celu doprowadzenia go do więzienia stanowego. Wtedy właśnie aresztowany poproszony o dowód osobisty stwierdził, że go przy sobie nie posiada. Było to całkiem normalne, większość przestępców nie nosiła przy sobie dowodów, więc mógł się tego spodziewać. Dlatego też poprosił o jego SSN, którego za nic w świecie nie chciał podać. Brunet próbował wszystkich metod, niestety żadna nie działała, co powoli zaczęło go denerwować. Dopiero gdy uniósł głos i powiedział, że dopiszę mu kolejne zarzuty, oraz nie zmniejszy wyroku, otrzymał upragnioną czterocyfrową liczbę. Szybko wpisał jego dane w tablet i po chwili na wyświetlaczu pojawiły się wszystkie informacje o mężczyźnie i jego kartotece.
Dość sprawnie zaczął dodawać wszystkie zarzuty i pozostało mu jedynie wysłanie go do więzienia. I gdy Gregory myślał, że jest to koniec jego problemów, te dopiero się zaczęły. Tak jak każdy funkcjonariusz jego obowiązkiem było przeczytanie mu jego zarzutów, więc bez zastanowienia to zrobił. Gdy już skończył czytać i podniósł wzrok znad tabletu usłyszał, że mężczyzna nie przyjmuje wyroku i nie zgadza się z zarzutami, które szef policji mu przedstawił. W tym momencie Gregory miał tego wszystkiego po dziurki w nosie. Oczywiście zaczął z nim dyskutować o każdym zarzucie i informować go o tym, że ma na to dowody w postaci nagrań z bodycamów i dashcamówm. Mężczyzna natomiast nic sobie z tego nie robił i nie wykazywał najmniejszego zainteresowania podjęciem współpracy z szefem policji, tylko twardo stał przy swoim. Gdy po kilku minutach zauważył, że ta rozmowa nic mu nie daje, zażyczył sobie adwokata.
Gregory głośno wypuścił powietrze przez nos i widocznie zrzedła mu mina. Wolał mieć to już za sobą i wyciągnął swój telefon. Oczywiście obywatel za kratami miał prawo skorzystać z pomocy adwokata, a Gregory nie mógł go za to ukarać, ani dopisać mu zarzutów, ponieważ takie było prawo. A szkoda, z chęcią przywaliłby mu w mordę i zdarł z twarzy ten wredny uśmieszek. Bez zwlekanie wszedł w aplikację doju i zauważył, że nie ma dostępnego żadnego adwokata. Teraz to on uśmiechnął się zwycięzko i uśmiechnięty jak nigdy wcześniej podszedł do mężczyzny za kratami.
– Niezmiernie mi przykro, ale w doju nie ma dostępnego żadnego adwokata. – powiedział z zadowoleniem na twarzy i udawaną przykrością. Wewnątrz natomiast niesamowicie się cieszył.
– Pewnie, mogę zatem wykonać telefon do mojego prywatnego adwokata? – zapytał, na co brunetowi momentalnie uśmiech zszedł z twarzy. Nie krył swojego niezadowolenia, ale mimo wszystko podał telefon aresztowanemu. Miał on do niego prawo, a Gregory nie miał najmniejszej ochoty chodzić później po sądach i siedzieć na nudnej sali rozpraw jako oskarżony za nieprzestrzeganie prawa. Nie lubił tego, a każdy doskonale wiedział, że w takowej sytuacji przestępca na pewno by wygrał.
Gregory oczywiście uprzedził go, że na rozmowę przez telefon ma tylko minutę, na co mężczyzna kiwnął głową i wybrał odpowiedni numer. Z telefonem przy uchu odszedł na sam koniec celi aby szef policji nie słyszał o czym rozmawia przez telefon. Stał do niego plecami i mówił na tyle cicho, że Gregory nie był w stanie usłyszeć co przekazuje swojemu rozmówcy. Naprawdę tego nie rozumiał, czy rozmowa z adwokatem naprawdę była aż tak super tajna, że nie mógł tego robić przy nim? Gregory chyba nigdy tego nie zrozumie, na pewno zapyta o to kiedyś Erwina, on wiele razy robił przecież to samo i może nareszcie uda mu się poznać ten głęboko skrywany sekret.
Rzeczywiście po równej minucie aresztowany skończył rozmawiać i przez kraty podał telefon brunetowi. Poinformował go również o tym, że jego adwokat zjawi się na komendzie za 10 minut. Gregory westchnął i odebrał od niego urządzenie. Nie był zbytnio pocieszony faktem, że będzie musiał czekać, ale nic innego mu tak naprawdę nie pozostało. Oparł się zatem o ścianę i skrzyżował ręce na wysokości mostka, tupał sobie cicho nogą co jakiś spoglądając na zegar zawieszony w celach. Nie lubił czekać, ale niestety musiał, czego w tej pracy nienawidził najbardziej, zaraz za wypełnianiem sterty nudnych papierów, co w tym momencie byłoby ciekawszym zajęciem, niż beczynne stanie w miejscu. Myślał nawet, czy nie udać się do biura, ale szybko odrzucił ten pomysł, ponieważ wolał mieć tego gangstera na oku. Zdarzały się sytuacje, że aresztowani w pojedynkę uciekali z komendy, a skoro Gregory musiał się z nim tak długo użerać, to już doprowadzi go do tego więzienia. Choć stanie i czekania również nie było jego ulubionym zajęciem, ale w tej sytuacji nie miał wyboru.
Zlustrował mężczyznę wzrokiem i zobaczył, że ten usiadł na łóżku w swojej celi i zastygł w miejscu, wbijając swój wzrok w ścianę znajdującą się przed nim. Wyglądał, jakby nie zamierzał nigdzie uciekać, więc szef policji wykorzystał ten moment i wyszedł z cel. Absolutnie nie zamierzał go tam zostawiać na całe 10 minut, tylko na dosłownie moment, w którym chciał odłożyć jego legalne przedmioty do szafki więziennej. Wolał zrobić to teraz, niż potem tracić czas na taki podstawowe rzeczy, a skoro miał dużo czasu, to czemu by go nie wykorzystać. Trwało to może nie całą minutę i Gregory znalazł się z powrotem przy celach, widział mężczyznę w cały czas tej samej pozycji, co znaczyło że jeszcze nie uciekł. Z resztą nie miał jak, cela i wszystkie inne drzwi były pozamykane, ale lepiej dmuchać na zimne. Spojrzał na zegar, który pokazywał, że do przyjścia adwokata zostało lekko ponad 5 minut, więc już wysiedział tu prawie połowę czasu. To duży sukces, jeśli chodzi o niego, ponieważ nie lubił siedzieć w ciszy, a nie widziało mu się rozmawiać z aresztowanym, wystarczająco go już dzisiaj zdenerwował.
Równo po 10 minutach na komendzie zjawił się rzekomy adwokat i Gregory udał się na górę w celu wpuszczenia go na komendę. Wszedł do lobby komendy i zauważył tam starszego mężczyznę w eleganckim garniturze i ze skórzaną torbą w ręku. Adwokat zauważając policjanta podszedł do niego i wystawił w jego kierunku dłoń, którą Gregory uścisnął.
– Dzień dobry, ja przyszedłem w sprawie mojego klienta. – powiedział serdecznie się uśmiechając, co Montanha niechętnie, ale odwzajemnił. Nie był z tego faktu zadowolony, ale nie dawał tego po sobie poznać.
Jeszcze zanim wpuścił na komendę tego miłego starszego pana przeszukał go, oraz sprawdził jego licencję adwokacką. Rzeczywiście takową posiadał i brunet nie znalazł przy nim niczego nielegalnego i niebezpiecznego, więc nie widział powodu, aby nie wpuścić go do środka. Gdy już zeszli do cel szef policji dał mężczyzną chwilę na to, aby mogli w spokoju porozmawiać, co trwało według niego zdecydowanie za długo. Z niewiadomych przyczyn Gregory miał wrażenie, że aresztowany, oraz pan adwokat jedyne czego pragną, to doszczętnie zniszczyć mu walentynki. Nie zdziwiłby się, gdyby okazało się to prawdą, ponieważ wiele osób szczerze go nienawidziło, a on sam był tego świadomy.
W końcu Gregory miał dość i szybkim krokiem podszedł do mężczyzn, którzy rozmawiając ze sobą co jakiś czas się śmiali. Po tym wnioskował, że skończyli omawiać sprawę wyroku, ponieważ nie rozumiał co byłoby w tym takiego śmiesznego. Gdy znalazł się już dosłownie przy nich mężczyźni zajęci rozmową nawet go nie zauważyli i rozmawiali dalej na jakieś nieistotne tematy. Dlatego Gregory dość głośno chrząknął, zwracając na siebie uwagę wspomnianej dwójki. Montanha od razu przeszedł do sedna sprawy, nie mając ochoty na zbędne pogaduszki i zaczął rozmawiać z adwokatem o wyroku jego klienta.
Jak mógł się domyślać rozmowa trwała bardzo długo, nawet za długo. Momentami wyglądała bardzo podobnie do jego pierwszej batalii z Erwinem Knuckles'em w sali przesłuchaniowej. Było to coś wyjątkowego, co pozwoliło im się lepiej poznać, a Gregory do dziś doskonale to pamiętał. Jeszcze wtedy nie wiedział, że młodszy od niego mężczyzna może być tak podstępny i przebiegły, ale z czasem się o tym przekonał i to na własnej skórze. Argumenty adwokata były dobre i racjonalne, ale Gregory mógł je wszystkie obalić jednym nagraniem z bodycama, co z cwanym uśmiechem oznajmił adwokatowi. Ten oczywiście mu nie wierzył i poprosił funkcjonariusza o pokazanie nagrania z bodycama. Po szerokim uśmiechu Gregorego nie zostało nic, ponieważ kolejny raz tego dnia zrzedła mu mina. Absolutnie nie chciało mu się tego robić, musiałby znaleźć odpowiedni moment w nagraniu i w dodatku zgrać nagranie na pendrive, a to zajęłoby sporo czasu. Był zdenerwowany to mało powiedziane, był po prostu wściekły. Buzujące w nim emocje szukały swobodnego ujścia, lecz Gregory zatrzymywał je w sobie nie chcąc przypadkiem zwyzywać wszystkich wokół, a było to możliwe.
Nie miał zamiaru się dłużej denerwować i zgrywać całego nagrania z bodycama, więc zwyczajnie uległ adwokatowi i zmniejszył wyrok mężczyzny o 40 miesięcy. To jak najbardziej odpowiadało jemu i jego klientowi, więc przystali na taką ofertę. Gregory zatem wyciągnął swój tablet policyjny i wprowadził korektę do wyroku mężczyzny. Następnie wysłał go do więzienia i schował urządzenie. Spojrzał na zegarek, który był założony na jego lewej ręce i wskazywał dokładnie 22:20. Świetnie, zanim dojedzie z komendy do apartamentowca to będzie spóźniony już półtorej godziny.
Bez zbędnego zwlekania zaczął wyprowadzać adwokata przed komendę i z wymuszonym uśmiechem na twarz odpowiadał na jego pytania, które niesamowicie zaczęły go irytować. W tym wszystkim znalazły się oczywiście pytania o dzisiejszą pogodę, o pracę w policji i jedno, które zagotowało Gregorego do granic możliwości. Jak spędził Walentynki? – padło z ust starszego mężczyzny, powodując, że szef policji miał ochotę uderzyć pięścią w ścianę, albo najlepiej w jego twarz. Jak na pożądnego funkcjonariusza przystało nie pokazywał po sobie, że to pytanie go rozzłościło, a jeszcze bardziej się uśmiechnął, co wcale nie współgrało z jego emocjami w środku. Miał już dość tego dnia i tego adwokacika, który cały czas trajkotał mu nad uchem zadając coraz to głupsze według niego pytania. Na całe szczęście drogi do przebycia od cel, do głównego wejścia nie było dużo, więc już niedługo ze szczerszym i jeszcze szerszym uśmiechem pożegna tego mężczyznę, który być może i nieświadomie, ale w pewnym stopniu przyczynił się do zniszczenia mu tego dnia.
W głębi duszy miał najszczerszą nadzieję, że adwokat w końcu przestanie zasypywać go gradem pytań odnośnie jego dnia i dzisiejszego samopoczucia. Obawiał się, że przy kolejnym tego typu pytaniu nie zdoła się powstrzymać i powie o kilka słów za dużo, czego zdecydowanie będzie później żałował. Coraz ciężej było mu opanować rozsadzającą go od środka złość, co zauważyłby dosłownie każdy, kto by na niego w tamtym momencie spojrzał. Na szczęście powód jego sięgającego do granic możliwości zdenerwowania grzecznie szedł za nim i nie był w stanie ujrzeć jego zdenerwowanego wyrazu twarzy. Nie zamierzał dłużej kryć swoich prawdziwych emocji, a przynajmniej nie za sztucznie wymalowanym na twarzy uśmiechem. Miał prawo być zły i w jakiś sposób to okazać, oczywiście w granicach rozsądku.
Szedł rozmaitymi korytarzami w stronę wyjścia z komendy nie patrząc nawet gdzie dokładnie idzie. Zastanawiał się czy idzie tą właściwą drogą, czy może zupełnie nieświadomie wybrał okrężną drogę. Tak, czy inaczej każda z nich prowadziła do wyjścia, więc musiał jedynie uzbroić się w cierpliwość i przebierać swoimi nóżkami. Nie mógł się doczekać, aż w końcu ujrzy jego ulubiony przedmiot na komendzie, czyli drzwi prowadzące prosto do wyjścia. Normalnie by tak nie powiedział, ale dziś wyjątkowo miał dość tego miejsca, z resztą podobnie jak paru innych rzeczy. Nagle mogłoby się wydawać, że znikąd na jego drodze pojawił się jego wybawiciel, czyli Sandał. Gregory w pierwszej chwili nawet go nie zauważył, ponieważ był zbyt bardzo zajęty kontrolowaniem tykającej w nim bomby, zastanawiając się przy tym, czy pozwolić jej wybuchnąć teraz, czy może jednak jeszcze chwilę zaczekać i dopiero wtedy dać upust swoim emocjom. Kadet dosłownie jakby wyrósł spod ziemi, pojawiając się przed nim w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.
– Dzień dobry szefie. – powiedział zatrzymując się w miejscu, przy drzwiach, które dopiero minął. Widząc swojego przełożonego stanął na baczność i zasalutował.
– Dzień Dobry Sandał, wyprowadzisz adwokata z komendy? – zapytał błagalnie z nadzieją, że w końcu uda mu się uwolnić od natrętnego mężczyzny.
– Jasne szefie! – krzyknął i spoczął od razu zabierając się za wykonywanie polecenia. – Zapraszam pana. – powiedział do mężczyzny przechodząc przez drzwi, którymi dosłownie chwilę wcześniej tutaj wszedł. Oczywiście zaraz za nim podążył elegancko ubrany starszy mężczyzna z dużą torbą w ręce.
Gregorego naprawdę ciekawiło, co znajduje się w tak dużej torbie. Tradycyjnie mogły być to jakieś papiery, ale to nie miało najmniejszego sensu. Po co taki adwokat miałby brać ze sobą na komendę takich sporych rozmiarów plik dokumentów? Przecież nawet mu się do niczego nie przydały, podczas całej rozmowy ani razu nie wyciągnął ich z torby. Nie zaglądał do nich, ani w żaden sposób z nich nie korzystał. Najprawdopodobniej ta cała elegancka skórzana torba była jedynie dopełnieniem i tak już jego poważnego outfitu. Praktycznie za każdym razem, kiedy miał do czynienia z adwokatami każdy miał przy sobie takową torbę. Gregory za nic w świecie nie potrafił tego zrozumieć. Czy naprawdę wszyscy adwokaci myśleli, że wypchana kartkami papieru torba doda im respektu i sprawi, że będą wyglądać na bardziej doświadczonych w swoim fachu? Naprawdę musieli mieć wysokie ego, skoro robili coś takiego, już nawet sam sędzia główny, czy prokuratorzy nie afiszowali się z pokaźnymi torbami przy każdej najmniejszej okazji.
Po niedługiej chwili wspomniana wcześniej dwójka całkowicie zniknęła z jego pola widzenia i został sam po środku pustego korytarza. Z resztą nie tylko korytarz, a cała komenda świeciła pustkami, ponieważ cała reszta jego funkcjonariuszy patrolowała miasto, więc na komendzie został tylko on i Sandał. Każdy jeździł po mieście w swoim wolniejszym, lub szybszym tempie powodując, że kolorowe kropeczki na GPS'ie Gregorego cały czas zmieniały swoje położenie. Powodem tego był względny spokój panujący w mieście od momentu ostatniej długiej akcji. Przestępcy biorący w niej czynny udział trafili do więzienia, więc na mieście nie działo się kompletnie nic. Dlatego też bez problemu mógł zakończyć dzisiejszą służbę, co postanowił zrobić. Upewnił się, że jest na odpowiedniej częstotliwości, a następnie złapał za gruszkę od radia i zgłosił przez nie zakończenie służby. Słysząc to kilka osób postanowiło się z nim pożegnać, ale Gregory nawet im nie odpowiedział, ponieważ całkowicie wyłączył swoje radio. Później wyłączył swojego policyjnego GPS'a, oraz bodycama i dopiero wtedy spokojnie mógł udać się do szatni.
Gdy już się tam znalazł zamknął za sobą drzwi i nareszcie zaczął ściągać z siebie mundur. Przebrał się w należące do niego wygodne ubrania, czyli jego ulubioną niebieską bluzę i do tego pasujące kolorystycznie dresy z białymi lampasami po bokach. To wcale nie tak, że uważał swój mundur za niewygodny, ale chodzenie w nim codziennie przez kilka godzin z pewnością nie było niczym przyjemnym. Dlatego zazwyczaj zamiast pełnego umundurowania zakładał na służbę zwyczajne niebieski jeansy i czarną koszulę. Do tego miał oczywiście przypiętą do paska odznakę i kamizelkę kuloodporną z napisem „police”.
Zgodnie z panującymi od dawna procedurami odłożył wszystkie posiadane przy sobie policyjne przedmioty do swojej szafki, aby były tam bezpieczne. Na pewno nie chciał ryzykować zabraniem ich w niespodziewanym momencie przez pewnego siwowłosego, przebiegłego gangstera. Niezliczoną ilość razy Erwin podkradał mu z jego kieszeni pistolet, co zdarzało się stosunkowo nie tak często, jak kradzież jego policyjnych kajdanek, które wykorzystywane były do naprawdę różnych celów. Oczywiście Erwin jak to Erwin na pewno pokusiłby się o ich zabranie jak i również nie pogardziłby będącą na wyciągnięcie ręki bronią palną. Dlatego Gregory upewnił się, że na 100% zostawił te dwie rzeczy na komendzie zdala od tych lepkich, pastorskich łapek. Gdy to zrobił skierował się do wyjścia z szatni i w końcu udał się na policyjny parking, gdzie wsiadł do swojego samochodu.
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
I tym oto sposobem ta, jakby nie patrzeć jedna akcja po wielu trudach i miniętych minutach końcowo doprowadziła go do bogatych apartamentów na Eclips. Mimo tego, że był już nieco zmęczony, to obiecał sobie i nie tylko, że spędzi trochę czasu z Erwinem, a on zawsze dotrzymywał obietnicy. Właśnie z tej okazji już wcześniej wszystko sobie przygotował i kilka dni temu zapakował do bagażnika swojego pojazdu butelkę drogiego, czerwonego wina i pluszowego misia specjalnie dla młodszego. Już nie mógł się doczekać, kiedy go ujrzy i w korzystny dla Erwina sposób przeprosi go za swoje spóźnienie.
Póki co natomiast musiał jeszcze zaczekać, aż winda, którą jechał dojedzie na odpowiednie piętro. Stał w windzie i co jakiś czas nerwowo zerkał na swój zegarek, na którym przed chwilą wybiła godzina 22:30. Z zegarka na jego lewej ręce przenosił swój zniecierpliwiony wzrok na drzwi windy czekając, aż te w końcu się otworzą i wypuszczą go z jej środka. Co prawda już był spóźniony, ale nie chciał opóźniać swojego powrotu jeszcze bardziej. W trakcie oczekiwania przygotowywał się mentalnie na zapewne długą i ciągnącą się długie minuty, a może i nawet godziny rozmowę z Erwinem. Znał go już na tyle długo iż doskonale wiedział, że młodszy mu tego nie odpuści, w końcu zadeklarował się, że będzie w domu o 21:00, więc półtorej godziny spóźnienia na pewno zostanie zauważone przez młodszego. Co innego, gdyby spóźnił się 10 minut, czy nawet 30, wtedy Erwin mógłby faktycznie tego nawet nie zauważyć. O wybaczenie nie miał się nawet co martwić, ponieważ złotooki zawsze mu wybaczał.
Całokształt sytuacji był trochę zabawny, ponieważ zawsze to Erwin spóźniał się na umówione wcześniej spotkania. Potem słodko tłumaczył się wymyślając zazwyczaj mało wiarygodne historyjki, które Gregory z satysfakcją łykał. Prawda była taka, że brunet doskonale wiedział, kiedy młodszy zaczyna zmyślać, ale wcale mu tego nie mówił, tylko udawał, że w to wierzył, aby młodszy nie musiał się tłumaczyć z rzeczy, z których nie chciał. Dlatego on też liczył na łagodne traktowanie ze strony jego partnera. Czasami również spotykał się z sytuacją, w której Erwin od razu przechodził do rozmowy na temat spotkania, nie zwracając nawet uwagi na swoje spóźnieni, ponieważ nie było to niczym dziwnym, a w jego przypadku bardziej normą.
Gregory jak poparzony wyskoczył z windy, gdy ta nareszcie dojechała na odpowiednie piętro i jej drzwi się rozsunęły. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu, aby spędzić pozostały czas z Erwinem. Miał jedynie nadzieję, że siwowłosy nie będzie na niego jakoś szczególnie zły i mimo wszystko uda im się spędzić walentynki w miłej atmosferze przy półwytrawnym winie i zapalonych świeczkach. Na zakończenie dnia Gregory przygotował również dla niego małą niespodziankę. Po chwili znalazł się już pod odpowiednimi drzwiami i zaczął grzebać ręką w kieszeni, aby znaleźć w niej klucze do mieszkania. Gdy udało mu się je znaleźć włożył je do zamka i czym prędzej przekręcił w swoje prawo. Następnie nacisnął na klamkę i w sekundę otworzył drzwi na oścież.
Był przygotowany na wszystkie scenariusze, ale zdecydowanie nie spodziewał się tego, co stało się zaraz po otworzeniu drzwi. W głowie od dłuższego czasu miał widok obrażonego złotookiego z rękami skrzyżowanymi na wysokości mostka, ponieważ właśnie w ten sposób młodszy najczęściej okazywał swoje obrażenie. Nie odrzucał też opcji, w której siwowłosy zamiast spokojnie z nim porozmawiać zaczyna wrzeszczeć nie pozwalając mu na wytłumaczenie się. Wolał, żeby coś takiego się nie wydarzyło, ponieważ młodszy gdy faktycznie był na niego wściekły, przestawał krzyczeć dopiero, gdy nie miał siły już tego dłużej robić i zazwyczaj wtedy kładł się spać. Trwało to zazwyczaj blisko godziny, ponieważ ten mały nieokrzesaniec z ADHD miał w sobie zdecydowanie zbyt dużo energii jak na prawie trzydziestolatka. Nie chciał tego, ponieważ nie chciał spędzać z nim czasu jedynie na kłótni, choć dobrze wiedział, że w każdym prawdziwym małżeństwie te muszą kiedyś nadejść. Tak samo jak te gorsze dni, które w nadziei ich obu mieli już za sobą i miało być między nimi już tylko lepiej.
Nie zdążył nawet wejść do środka, ponieważ od razu po otwarciu drzwi poczuł oplatające się wokół jego torsu drobne dłonie. Odczuwał przy sobie delikatne ciepło bijące od mniejszego od niego mężczyzny, a po chwili jego głowa spoczęła spokojnie na mostku policjanta. Gregory był w lekkim szoku, ponieważ spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że Erwin zamiast krzyczeć i się obrażać zwyczajnie się do niego przytuli. Oczywiście nie narzekał na taki obrót wydarzeń, wręcz przeciwnie, był pozytywnie zaskoczony taką postawą młodszego. Było to dość nietypowe jak na niego, więc w pierwszej chwili Gregory pomyślał, że coś mu się stało, ale nic na to nie wskazywało, więc nie martwił się o to. A potem przypomniał sobie o jednej bardzo ważnej rzeczy, a mianowicie o fakcie, że siwowłosy zaczyna się do niego lepić przy każdej możliwej okazji najczęściej po dużej dawce alkoholu, albo co gorsza narkotyków. Martwił się, że młodszy zażył jakieś bliżej nieznane Gregoremu substancje i ma właśnie do czynienia z pijanym, lub naćpanym ukochanym. Gdyby faktycznie tak było, to byłby na niego bardzo zły, ponieważ Erwin ostatnim razem przysięgał mu, że nie będzie tyle pić, czy ćpać.
Później będzie musiał sprawdzić, czy młodszy nie jest pod wpływem jakichś substancji odużających, ale póki co chciał nacieszyć się chwilą. Nie zwlekając Gregory odłożył na ziemię torbę z winem, oraz pluszowym misiem i przycisnął go do siebie jeszcze mocniej, szczelnie obejmując go swoimi ramionami. Przytulał go jak ulubionego pluszaka trzymając ręce nisko na jego talii. Jedną ręką zaczął delikatnie gładzić go po plecach i rysować na nich małe niewidzialne wzorki. Wiedział, że Erwin to lubi, więc robił to za każdym razem już bez zastanowienia nad swoimi ruchami, ponieważ po takim czasie robił to automatycznie, a czasami nawet nie wiedział, że to robi. Uwielbiał leżeć w łóżku trzymając Erwina w swoich ramionach i rysować na jego bladej i delikatnej skórze na plecach nic nieznaczące wzorki, co jakiś czas przejeżdżając palcem wzdłuż jego kręgosłupa. Mógłby robić to godzinami, a najbardziej lubił robić to na jego nagich plecach, lecz niestety tym razem młodszy miał na sobie koszulkę, która z resztą należała do Gregorego, który zauważył to dopiero po dłuższej chwili.
Uśmiechnął się widząc należącą do niego górną część garderoby na jego ukochanym. Erwin naprawdę często podkradał mu ubrania z szafy, a ich właściciel nie miał zupełnie nic przeciwko temu, ponieważ w jego opinii złotooki wyglądał w nich uroczo i jeszcze lepiej, niż w swoich własnych. Nie dość, że zakładając jego koszulki wyglądał uroczo, to jeszcze w końcu z jakimkolwiek porządnym stylem. Ten widok był dla bruneta w jakiś sposób rozczulający i sprawiał, że Gregory czuł na swoim sercu utrzymujące się ciepło. Uwielbiał trzymać go w swoich objęciach, doskonale wiedząc, że złotooki również to lubił i chętnie zostawał w nich nawet na kilka długich godzin. Stali tak jeszcze przez kilka minut, do momentu, w którym Erwin sam z siebie postanowił się odsunąć.
Gdy tylko to się stało Gregory od razu spojrzał mu w oczy natrafiając na jego piękne złociste tęczówki. Mógł się w nie wpatrywać godzinami i z przekonaniem mógł stwierdzić, że nigdy by mu się one nie znudziły. Za każdym razem widział w nich wiele przepływających przez nie emocji i po długiem czasie w końcu nauczył się je od siebie odróżniać, co czasami okazywało się być dla niego naprawdę przydatne. Czuł się wyjątkowo, zdając sobie sprawę, że czuły wzrok, którym młodszy często go obdarzał był zarezerwowany tylko dla niego. Oczywiście czasami mógł dojrzeć w nich również te negatywne emocje, ale niewątpliwie nie chciał ich widzieć, ponieważ wtedy jego świecące oczka nie błyszczały tak mocno, jak zazwyczaj. Były również przypadki, w których emocje na tyle się ze sobą mieszały, powodując, że Gregory za nic w świecie nie mógł ich rozpoznać. Starał się, ale było to dla niego trudne. W tej chwili natomiast najbardziej dominujące okazały się tęsknota i radość z powrotu do domu jego ukochanego, ale Gregory po dokładnym przyjrzeniu się mógł dostrzec w nich coś jeszcze. Nie był pewien co dokładnie to było, ale po jego dokładnej ekspertyzie stwierdził, że wyglądało mu to na złość zmieszaną z żalem. Zdawał sobie sprawę, że w tej sytuacji to on jest powodem tych negatywnych emocji, ale nie mógł nic na to poradzić. Po chwili jednak przestał doszukiwać się w tym jakże pięknym zwierciadle jego duszy emocji, ponieważ początkowo spojrzał w jego oczy w zupełnie innym celu, a emocje były jedynie dodatkiem, który niezwykle pomógł mu w rozeznaniu na temat tego, jak siwowłosy czuł się w tamtym momencie.
Powiększone źrenice. – To właśnie tego próbował się doszukać, aby upewnić się, że młodszy nie jest pod wpływem żadnych narkotyków. Dokładniej się im przyglądał i po krótkiej obserwacji wywnioskował, że jego źrenice są w zupełnie normalnym rozmiarze, więc nie musiał martwić się o to, że Erwin zażył jakieś nielegalne substancje bez jego wiedzy. Odetchnął lekko z ulgą, ponieważ chyba by go zamordował, gdyby musiał użerać się z naćpany Erwinem. Taka wersja 27 – latka zdecydowanie była jedną z najgorszych, a przynajmniej w odczuciu Gregorego. Skoro bez problemu mógł już wykluczyć narkotyki, to wystarczyło mu jedynie sprawdzić, czy nie jest pijany i dopiero po tym mógł być już całkowicie spokojny o młodszego. W wypadku, w którym faktycznie siwowłosy byłby w stanie upojenia alkoholowego, to pogłębianie go poprzez picie czerwonego wina w ten romantyczny wieczór nie wchodziło w grę. Między innym dlatego, że Gregory nie miał zupełnie ochoty na poranne zajmowanie się Erwinem na kacu. Nie to, że nie chciał spędzić z nim jutro całego dnia, ale na kacu siwowłosy stawał się strasznie marudny i zrzędliwy. Na dodatek skacowany Erwin w życiu nie pozwoliłby mu wyjść nigdzie z domu, a w ostateczności gdyby Gregory nie zgodził się z nim zostać, uczepiłby się jego nogi i przez długi czas nie puszczał.
Montanha już sobie wyobrażał, jak Erwin nazajutrz z chytrym uśmiechem na twarzy stwierdza, że boli go głowa i Gregory nie ma wyboru, oraz ma się nim teraz zajmować, ponieważ są w związku i powinni się o siebie wzajemnie troszczyć. Niejeden raz stosował ten argument i za każdym razem działał. Doskonale wiedział, że brunet w końcu mu ulegnie i zostanie z nim w domu, nie wyobrażał sobie innej opcji, musiało tak być, ponieważ było tak zawsze.
– Gdzie ty do cholery byłeś? – po tym jednym wypowiedzianym zdaniu Gregory już mógł wysnuć jakiś wniosek i był on niezwykle prosty. Był pewien, że Erwin był zupełnie trzeźwy, ponieważ nie słyszał jego pijackiego, uwodzącego jak prawdziwy zawodowiec bełkotu.
To pozwoliło mu dojść do kolejnego dość ważnego wniosku, a mianowicie skoro młodszy nie był ani pijany, ani naćpany, a przyklejał się do niego bardziej, niż najprawdziwsza koala do eukaliptusowego drzewa, to znaczyło to tylko jedno. Złotooki po prostu najzwyczajniej w świecie się za nim stęsknił. Było to dość słodkie i z drugiej strony niepodobne do Erwina, że uraczył go takim niespodziewanym, oraz miłym przywitaniem, ale zdecydowanie nie mógł narzekać. Poza ciepłym powitaniem pozostawała jeszcze kwestia tego, czy młodszy jest na niego zły. I choć w jego głosie nie wyczuł złości, czy smutku, ale jego oczy mówiły same za siebie. Zdenerwowane spojrzenie, którym siwowłosy lustrował Gregorego zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego. Po tym, co zobaczył brunet dobrze wiedział, że oczekuje on jakiegoś dobrego wytłumaczenia jego spóźnienia.
– Miałem interwencję i... – niepewnie zaczął, a w jego głosie dobrze słyszalna była skrucha. Postanowił powiedzieć mu całą prawdę, ponieważ kłamanie nigdy nie wychodziło mu na dobre i nie było za bardzo w jego stylu. Było mu z powodu swojego spóźnienia naprawdę przykro, naprawdę gdyby miał wybór, to zjawiłby się w mieszkaniu o wiele szybciej. Jak zwykle nie dane było mu dokończyć, ponieważ przerwał mu nagły wybuch złości Erwina.
– JAK ZWYKLE, CIĄGLE TYLKO INTERWENCJA. SŁUŻBA JEST DLA CIEBIE WAŻNIEJSZA NIŻ JA! – wykrzyczał rozpoczynając tym samym swój długi monolog, który miał na celu wzbudzenie poczucia winy w starszym i końcowo zmuszenie go do przeprosin, które nie zdażały się zbyt często z jednej, jak i zarówno drugiej strony. Problem był jedynie w tym, że nikt, włącznie z samym Erwinem nie wiedział kiedy i przede wszystkim jak ten monolog się zakończy. A Gregory jedyne co mógł robić, to słuchać i czekać, aż jego wywód w końcu dobiegnie końca.
– MASZ POJĘCIE KTÓRA JEST GODZINA?! 22:30! I TO NIBY JA ZAWSZE SIĘ SPÓŹNIAM, NIE NO NIEŹLE! – zrobił małą przerwę na zaczerpnięcie oddechu i kontynuował nie dając Gregoremu nawet najmniejszych szans na zabranie głosu chociażby na chwilę. Szef policji doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zawinił, ale realnie nie mógł przewidzieć, że coś takiego się wydarzy. A mógł nie jechać na ten napad, tylko od razu wracać do mieszkania. Zapewne oszczędziłby sobie wtedy nerwów i przy okazji nie musiałby mierzyć się z rozzłoszczonym Erwinem. Gregory nie chcąc ogłuchnąć jeszcze bardziej wyłączył się i kompletnie nie słuchał już więcej krzyków złotookiego.
Zamiast skupiać się na chaotycznym i dość głośnym sposobie przekazywania informacji przez Knucklesa brunet zaczął dokładniej przyglądać się jego ruchom. Nie było w tym nic nowego i nadzwyczajnego, ponieważ wiele już razy miał okazję widzieć, jak jego ukochany chodzi od prawej do lewej, wymachując przy tym rękami, ale zawsze było to lepsze zajęcie od stania i słuchania. Oprócz emocji w jego oczach niektóre ruchy wykonywane przez tego skomplikowanego mężczyznę również były istotne i mogły pomóc w lepszym zrozumieniu jego zachowania, oraz odczuć. Póki co Gregory nie wychwycił jeszcze niczego nowego i dziwnego, gdyż ruchy przez niego wykonywane jasno wskazywały na typowego zdenerwowanego Erwina. W tym wszystkim ważna też była mimika jego twarzy, która zmieniała się średnio co kilka, kilkanaście sekund, lecz ona również nie była jakimś przełomowym odkryciem. Zachowanie w stu procentach pasowało do jego ukochanego i nie różniło się zupełnie niczym od poprzednich razy, w których to Gregory miał przyjemność go uspokajać.
Jednak w pewnym momencie starszy zwrócił uwagę na jego siwe, postawione do góry włosy. Tego dnia wyglądały naprawdę wyjątkowo, oraz niecodziennie i nie była to zasługa żadnego nowego szamponu, lakieru, czy odżywki do włosów, a złotego brokatu, który miejscami pięknie zdobił jego naturalnie siwą czuprynę. Nietypowy dodatek zdawał się jeszcze bardziej błyszczeć w żółtym świetle lampy, które w tamtej chwili było skierowane prosto na Erwina. Gregory skanował wzrokiem jego gęste siwe włosy wciąż przyglądając się wyjątkowo ładnej i nowej ozdobie. Mikroskopijnie malutkie złote punkciki wyraźnie świeciły niczym gwiazdy na nocnym, bezchmurnym niebie dodając mu nieco uroku i idealnie wpasowując się kolorystycznie w jego równie mocno świecące w tamtym momencie złote tęczówki. Gregory musiał przyznać, że w tym wydaniu Erwin wyglądał naprawdę nieziemsko.
I zapewne na darmo doszukiwać by się w tym wszystkim gwiazdozbiorów, to Gregory nie poddawał się i zawzięcie starał się znaleźć najjaśniej świecącą gwiazdę polarną, która wskazałaby mu kierunek, w którym ma podążać, dokładnie tak samo, jak zagubionym po środku morza żeglarzom, czy podróżnikom, którzy zgubili się gdzieś w środku ciemnego lasu bez pomocy, a ta właśnie gwiazda miała być ich ostatnią nadzieją na bezpieczny powrót do domu. Co prawda nie musiał już dłużej szukać swojej gwiazdy, ponieważ miał ją przy sobie i to od dawna, lecz wciąż pomimo upływu czasu nie wiedział w jakim kierunku rozwinie się ich relacja, oraz co nieoczekiwanego przyniesie im przyszłość, ale w tym wszystkim co niewiadome jedno wiedział na pewno. A mianowicie to, że mimo przeciwności losu to za nim będzie chciał już zawsze podążać nieważne jaką drogę obierze sobie jego najjaśniejsza i dającą mu nadzieję na lepsze jutro gwiazda.
Był pewien, że to właśnie z nim będzie chciał spędzić resztę swojego życia i zadecydował o tym już dawno temu, a dokładniej podczas zawarcia z nim przed wszystkimi w tamtym czasie zebranymi gośćmi przysięgi małżeńskiej. I nawet jeśli nie byli już małżeństwem na papierze, to przy ołtarzu Gregory obiecał mu wierność, a słowa były dla niego ważniejsze od jakiegoś głupiego dokumentu zaświadczającego o ich związku małżeńskim. Dlatego też postanowił dotrzymać obietnicy, którą złożył mu przed ołtarzem na oczach prawie całego Los Santos. To właśnie słowa i małe czułe gesty były dla nich obu o wiele ważniejsze, od jakiegoś zwykłego nic nie znaczącego papierka. Liczyło się dla nich przede wszystkim uczucie, którym siebie darzyli i gesty, oraz słowa przepełnione miłością. To w zupełności im wystarczało, aby razem trwać w szczęściu i miłości już do końca ich życia a ślub? Był dla nich jedynie zbędną formalnością.
W opinii Gregorego brokat na jego włosach był dość uroczą odmianą jego codziennego wyglądu. Pasował on również do jego świecących najprawdziwszym złotem tęczówek, które akurat w tym przypadku iskrzyły złością, którą erwin od dłuższego czasu w słowach przelewał na bruneta. Montanha zapatrzony w idealny profil jego partnera kompletnie przestał go słuchać i rejestrować ociekające jadem słowa wypowiadane w jego kierunku. Nie to, że nie chciał z nim rozmawiać i wysłuchać tego, co ma do powiedzenia, wręcz przeciwnie. Chciał z nim porozmawiać, ale bez zbędnych emocji, kłótni i podniesionego głosu, ale jeśli chciał rozpocząć między nimi jakąkolwiek normalną rozmowę musiał najpierw poczekać, aż siwowłosy się uspokoi lub samemu spróbować go jakoś uspokoić, co w tamtym momencie wcale nie wydawało się być łatwe. Młodszy natomiast wcale się nie uspokajał, a wręcz wydawać by się mogło, że coraz bardziej się nakręcał rzucając obelgami w stronę starszego.
– MIELIŚMY RAZEM SPĘDZIĆ CZAS, A TY... SŁUCHASZ MNIE W OGÓLE?! – dopiero zauważenie przez Erwina, że brunet z premedytacją go ignoruje nieco przygasiło jego wciąż narastającą złość, lecz tlący się w nim płomyk złości wciąż nie został do końca zgaszony. Nie przeszkodziło mu to jednak w kontynuowaniu jego monologu i nie zamierzał spocząć, dopóki nie wyrzuci z siebie wszystkiego, co go w tamtym momencie denerwowało.
– Oczywiście. – odparł bez namysłu, co szerokim łukiem mijało się z prawdą, ponieważ odbiorca tych nieustających wrzasków wyłączył się gdzieś w połowie nudnej i powtarzającej się paplaniny złotookiego.
– No, na czym to ja skończyłem? A tak, WYTŁUMACZYSZ MI JAKIM CUDEM MOŻNA SPÓŹNIĆ SIĘ AŻ PÓŁTOREJ GODZINY?! NAWET JA SIĘ TYLE NIE SPÓŹNIŁEM! NIGDY! – zaznaczył chcąc wyraźnie podkreślić, że Gregory właśnie ustanowił nowy światowy rekord najdłuższego spóźnienia się na umówioną godzinę. Nawet on – czyli doświadczony specjalista od spóźnień nie osiągnął tak pokaźnego rekordu w swoim dotychczasowym życiu.
– WYOBRAŻASZ SOBIE, ŻE PRZEZ PÓŁTOREJ GODZINY SIEDZIAŁEM W MIESZKANIU I NIE POSZEDŁEM ZROBIĆ NAPADU?! JA, TAK JA I MOJE ADHD, POWINIENEŚ MI ZA TO DZIĘKOWAĆ! – odparł na jednym wdechu, co spotkało się z rozbawionym parsknięciem Gregorego. Erwin był naprawdę niemożliwy jeśli chodzi o jego zaskakujące argumenty, które były kompletnie bezsensowne i najczęściej zupełnie odbiegające od rzeczywistości.
– Jeśli mogę wiedzieć, ten brokat to już tak na stałe? – przerwał mu jego długi wywód, chcąc dowiedzieć się co podkusiło Erwina do wysypania sobie na głowę brokatu. Nie żeby mu to jakoś szczególnie przeszkadzało, ale było to doprawdy interesujące co miał w głowie decydując się na coś takiego.
– Jaki brokat? – zapytał już o wiele cichszym i spokojniejszym tonem głosu niż przed chwilą. Doskonale usłyszał pytanie, ale nie do końca miał pojęcie o czym mówił. Gregory już chciał ponowić swoje pytanie, ale nim zdążył się odezwać Erwin w jednej chwili zerwał się z miejsca i z prędkością światła popędził do łazienki.
Montanha oczywiście ruszył zaraz za nim i dochodząc do pokrytej białymi płytkami łazienki zobaczył już w niej siwowłosego, który ze skupieniem przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze. Nie za bardzo dbał o zamknięcie za sobą drzwi od łazienki nie chcąc tracić na to czasu, którego i tak stracili już dość sporo najpierw przez spóźnienie się pewnego przystojnego policjanta, a następnie przez surowy opierdol ze strony złotookiego. Gregory stanął w wejściu i oparł swoją prawą rękę o framugę i tak właśnie stojąc z cierpliwością czekał, aż jego partner skończy przeglądać się w lustrze i nareszcie będą mogli rozpocząć swój romantyczny wieczór. Erwin jeszcze przez kilkanaście sekund przyglądał się sobie, aż w końcu zauważył to, o czym mówił mu Gregory. Teraz na własne oczy widział w czym jest problem, choć nie nazwałby tego w ten sposób. Całkiem możliwym było to, że jego ego już od dawna było wystrzelone w kosmos, ale według jego skromnej opinii nie wyglądał najgorzej, a nawet podobało mu się to. Przeczesał swoje włosy i zaraz po tym westchnął ni to z niezadowolenia, ni to ze swojej głupoty, gdy po przejechaniu palcami między swoimi włosami spora część brokatu znalazła się również na jego ręce. Nie przemyślał tego wcześniej, a na ponowne przemyślenie tego ruchu było już za późno. No niestety, ale nie mógł nic poradzić na to, że najpierw coś robił, a dopiero potem myślał.
– To był mały wypadek przy pracy. – odpowiedział na pytanie Gregorego odsuwając się od lustra i przywołując w swojej głowie wspomnienie sprzed kilku godzin, kiedy to miał przyjemność używać brokatu. Przypomniał sobie również w którym dokładnie momencie brokat wylądował na jego włosach i z niedowierzaniem pokręcił głową. Jakim cudem mógł wcześniej tego nie zauważyć?
– Wypadek przy pracy powiadasz – powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. Skoro był to "mały wypadek przy pracy", to w takim razie młodszemu takie "wypadki przy pracy" zdarzają się nad wyraz często.
Erwin ruszył przed siebie, sprawnie wymijając Gregorego, stojącego w drzwiach łazienki i wyszedł z pomieszczenia. Nie zaszedł jednak zbyt daleko, ponieważ już po zaledwie kilku krokach ponownie się zatrzymał, lecz tym razem stanął w samym środku przedpokoju. Ten nagły postój spowodowany był wspomnieniem, które na dłuższą chwilę zawitało w jego głowie. To właśnie wtedy przypomniał sobie o jednej bardzo ważnej rzeczy, która w dużej mierze była przyczyną jego dzisiejszego, nietypowego wyglądu. Już wiedział dlaczego ubrudził się brokatem. Wcześniej kompletnie o tym zapomniał przez zamartwianie się, czy jego partner wróci jeszcze tego dnia do domu. Te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce zaraz po małym wypadku ze złotym brokatem stały się na tyle ważne, że coś tak mało istotnego nie miało dla niego w tamtym czasie najmniejszego znaczenia. Ale kiedy żadna myśl nie zaprzątała już jego głowy i nie musiał się póki co niczym martwić, wtedy przypomniał sobie o incydencie z brokatem. Przez to wszystko całkowicie zapomniał o tym, że przygotował dla Gregorego kartkę walentynkową.
– Stój tu i nigdzie się nie ruszaj. – rozkazał i czym prędzej pobiegł do salonu, aby po pierwsze znaleźć, a po drugie przynieść Gregoremu prezent, który wykonał własnymi pastorskimi rączkami. Może i nie były one jakoś bardzo utalentowane pod względem artystycznym, ale liczył się gest.
Nie dało się ukryć, że młodszy zaciekawił tym Gregorego, ale nie dawał on tego po sobie poznać. Jeśli chodzi właśnie o niespodzianki, to Gregory był wyjątkowo niecierpliwy, a szczególnie, gdy niespodziankę miał dostać od pewnego przystojnego siwowłosego mężczyzny. Mimo wciąż narastającej w nim ciekawości postanowił posłuchać swojego partnera i pozostał w miejscu. Za to Erwin z tego wszystkiego kompletnie zapomniał gdzie odłożył podarunek dla szefa policji. Na całe szczęście nie musiał długo szukać, ponieważ już po chwili zauważył na jednej z szafek świecącą brokatem kartkę. Szybko ją pochwycił i odwracając się na pięcie pomaszerował z powrotem do Gregorego.
Montanha co jakiś czas wychylał się z miejsca, wzrokiem próbując wypatrzyć świecącej, siwej czupryny i uśmiechnął się gdy w końcu ją ujrzał. Spokojne stanie w miejscu i czekanie na prezent niespodziankę było dla niego trudne, ale podołał zadaniu, z czego był z siebie niezwykle dumny. Nie często potrafił wystać w miejscu, ale tym razem mu się to udało, ponieważ już po chwili zza rogu wybiegł Erwin trzymający w rękach niewielkich rozmiarów kartkę. Bez zawahania podał ją Gregoremu, a następnie cofnął się o dwa kroki i z szerokim uśmiechem wyczekiwał reakcji bruneta.
Montanha odebrał kartkę i zaczął się jej przyglądać dokładnie z każdej strony. I choć umiejętności malarskie jego współlokatora nie były na najwyższym poziomie i pozostawiały wiele do życzenia, to kartka walentynkowa od Erwina bardzo mu się podobała. Już na pierwszy rzut oka widać było, że autor włożył w nią całe swoje serce, a Gregory dopiero zaczynał się jej przyglądać. Dogłębne analizowanie otrzymanej kartki rozpoczął od samej góry, gdzie widniał duży czarny napis "wesołych walentynek". Następnie jego wzrok powędrował nieco niżej, gdzie tym samym czarnym markerem było narysowane duże, koślawe serduszko. Natomiast najbardziej rozczulający rysunek znajdował się w samym środku dużego serca, gdzie szef policji bez problemu mógł dostrzec narysowanych dwóch mężczyzn. Łatwo domyślił się, że młodszy narysował ich obojga, co było słodkie i wyglądało, jakby kilkuletnie dziecko chwyciło za ołówek i kawałek kartki. To właśnie była jedna z naprawdę wielu rzeczy, które Gregory w nim uwielbiał. Ta dziecięca radość z każdego ich wspólnego spotkania i pocałunku. Te złote, błyszczące oczka wyglądające, jakby należały do najniewinniejszego dziecka na świecie, kiedy wpatrywał się nimi w głąb jego duszy gotowy wyciągnąć z niego każdy najmniejszy nawet sekret. Kochał w nim to, jak niezdarnie wychodzi mu rysowanie i zarazem gotowanie zmuszając tym Gregorego do tego, aby to właśnie on przygotowywał im posiłki. Każda z tych części była niezwykle kluczowa i tworzyła jedną spójną całość w postaci jego Erwinka, którego pokochał już od pierwszego ich wspólnego spotkania.
Oczywiście nie mogło również zabraknąć złotego brokatu, którym była pokryta większa część kartki. Złociste zdobienie zostało tam umieszczone, aby już zawsze ta kartka kojarzyła mu się z młodszym i jego złotymi tęczówkami. Montanha nie wyobrażał sobie o nich zapomnieć, ponieważ tak samo jak sam Erwin stały się one na tyle nieodłącznym elementem jego życia, że będą mu się one śnić nawet po śmierci. Zwyczajnie nie dało się ich wymazać z pamięci i obawiał się, że nawet ciężka amnezja by w tym nie pomogła. Teraz, gdy zobaczył dzieło wykonane przez siwowłosego już wiedział, skąd wziął się ten cały brokat. Erwin po prostu użył jego sporej części do przyozdobienia walentynkowej kartki, natomiast to wcale nie tłumaczyło tego, jak brokat znalazł się na jego włosach. Młodszy chyba naprawdę musiał wykonywać jakieś bliżej nieokreślone ruchy, które w połączeniu z jego niezdarnością spowodowały, że większość brokatu zamiast na kartce, znalazła się na jego włosach. Gregory chyba jednak wolał nie wiedzieć co dokładnie się tam wydarzyło, wychodził z założenia, że w niektórych przypadkach im mniej wiedział, tym lepiej spał.
– Podoba ci się? – zapytał zwracając na siebie uwagę starszego, który przeniósł wzrok z kartki na Erwina. Na jego ustach od dłuższego czasu rozciągał się szeroki uśmiech, którym zaraził również bruneta stojącego przed nim.
– Bardzo. – odpowiedział, choć w normalnej sytuacji nigdy by się do tego nie przyznał, raczej rzuciłby jakimś złośliwym i wyśmiewającym jego zdolności artystyczne komentarzem, ale tym razem się powstrzymał. Nie chciał rozpoczynać kolejnej kłótni, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak ona się zakończy. Wolał tym razem dać mu tą satysfakcję i powiedział, że kartka mu się podobała, co oczywiście było prawdą. Między innymi dlatego, że uwielbiał wszystko, co było wykonywane rączkami Erwina.
W ich długiej i co prawda burzliwej relacji nigdy nie przypuszczał, że Erwin postanowi zrobić coś tak zwykłego, tak prostego, a jednocześnie tak do niego nie podobnego. Spodziewał się czegoś innego, czegoś bardziej w jego stylu, ale to co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Był przygotowany na to, że młodszy kompletnie zapomni o prezencie na walentynki, jak i zarówno na to, że pójdzie on po lini najmniejszego oporu i tak jak zwykle kupi mu coś z pieniędzy za napady, a tu proszę. Zrobił coś zupełnie nieoczekiwanego i się przy tym postarał. Erwin kolejny raz pozytywnie go zaskakiwał, dając mu do zrozumienia, że jego na pozór prostego rozumowania nie da się tak łatwo zrozumieć i przewidzieć jego następnego kroku. W rozumowaniu Erwina, które Gregory miał okazję dogłębnie poznać, młodszy nigdy nie zrobiłby na prezent jakiejkolwiek ozdobnej kartki. Zatem to, co podkusiło złotookiego do zrobienia tej kartki raczej pozostanie dla Gregorego tajemnicą.
Szef policji natomiast do tej pory był tym wszystkim zaskoczony i nie spodziewał się, że ta niezwykła kartka wywoła w nim tyle pozytywnych emocji. Nie potrafił zrozumieć, ani wytłumaczyć co się z nim w tamtym momencie działo. Gdy patrzył na dzieło wykonane przez swojego partnera, automatycznie uśmiech pojawiał się na jego twarzy i nie potrafił przestać się uśmiechać. W dodatku miał wrażenie, że za chwilę rozpłacze się ze wzruszenia. Nigdy nie przypuszczał, że ten szalony człowiek jest w stanie przynieść mu aż tyle szczęścia i pozytywnych emocji. Z całą pewnością oprawi sobie tą kartkę w ramkę i dumnie powiesi nad ich wspólnym łóżkiem, żeby już codziennie przypominała mu ona o tym szczególnym dniu. Gdy już skończył przyglądać się podarunkowi, odłożył go na szafkę i samemu udał się do wejściowych drzwi, przy których zostawił torbę z prezentem dla Erwina.
– Też coś dla ciebie mam. – powiedział, kiedy stał do niego plecami i schylał się, do torby. Rozsunął jej zamek i wyciągnął z niej średnich rozmiarów pluszowego misia, oraz butelkę wina.
W pierwszej kolejności w rękach Erwina wylądował puchaty, brązowy misio z czerwoną kokardką zawiązaną tuż pod jego szyją. Siwowłosy odebrał podarunek i zaczął oglądać otrzymany od Gregorego prezent z dużym zaciekawieniem i szerokim uśmiechem na twarzy. Oprócz miękkiego materiału z którego był wykonany, młodszy zauważył również, że na brzuchu maskotki jest wyhaftowane czerwone serduszko z wyhaftowanymi małym druczkiem dwoma kluczowymi słowami, które brzmiały: „Kocham cię”. Widząc to łezka wzruszenia zakręciła się w jego oku, a jego szybciej bijące serduszko zaczęło powoli topnieć pod wpływem tych dwóch ciepłych słów. Zrobiło mu się o wiele cieplej niż wcześniej i miał ochotę wręcz rzucić się na Gregorego i mocno go przytulić, aby w ten sposób podziękować za prezent, ale powstrzymał się. Nie potrafił ukryć ekscytacji i szczęścia, które nim wstrząsnęły i też w sumie nie chciał tego ukrywać. Był bliski rozpłakania się ze szczęścia, ale zadecydował, że nie rozklei się przy starszym. Bardzo rzadko płakał, a ze wzruszenia to chyba pierwszy raz rozpłakał się podczas jego własnego ślubu z Gregorym. Poza tym jednym, niezwykle ważnym dla niego wydarzeniem nie przypominał sobie innej sytuacji, w której rzeczywiście płakałby ze szczęścia.
Montanha już po samej minie Knucklesa wiedział, że z prezentem trafił w dziesiątkę. Nie potrzebował słyszeć żadnych słów podziękowań, żeby wiedzieć, że prezent bardzo mu się spodobał. Obserwował teraz, jak Erwin z największą ostrożnością i precyzją kładzie misia na szafce tuż obok walentynkowej kartki, którą własnoręcznie mu wręczył. Gdyby nie fakt, że przedmiotem, który trzymał w rękach był zwykły pluszowy miś, Gregory bez zawahania uznałby, że Erwin niósł właśnie w rękach porcelanową zastawę stołową, wręczoną przez prababcie, której służyła dobre 40 lat.
– Przepraszam, wiem że mieliśmy spędzić razem czas, ale akcja strasznie mi się przeciągnęła. – powiedział, gdy Erwin z powrotem przeniósł na niego swój wzrok. Aktualnie był bardziej zdziwiony niż zły, ponieważ właśnie wydarzyło się coś niemożliwego, co nie zdarza się praktycznie nigdy.
Faktem było to, że Gregory nigdy nie przepraszał, albo robił to na tyle rzadko, że Erwin nie potrafił sobie przypomnieć drugiej takiej sytuacji. W zasadzie to chyba jeszcze nigdy nie usłyszał od niego żadnych przeprosin. Chyba pora zaznaczyć sobie w kalendarzu tą pamiętną datę i dopisać godzinę tak dla pewności, żeby odmierzyć czas do kolejnych przeprosin. Zdecydowanie musi zacząć tak robić, choć zdecydowanie wolałby jakąś inną formę przeprosin, po których przez kilka następnych dni zostanie namacalny i doskonale widoczny dowód w postaci krwistoczerwonych malinek.
Sam Montanha czuł potrzebę przeproszenia Erwina i wynagrodzenia mu jakoś jego spóźnienia, które nawet nie było jego winą. Bo w końcu zatrzymujące go obowiązki służbowe nie były jego winą prawda? W każdym razie Gregory uważał, że nie była to jego wina, a przynajmniej nie w głównej mierze, więc nie musiał się za to obwiniać. Mimo tego przeprosił młodszego nie chcąc się już dłużej kłócić. Co prawda od dłuższej chwili tego nie robili, ale równie dobrze mogłaby to być jedynie cisza przed burzą.
– Nie ma problemu grzegorzu. – w jego głosie nie dało się słyszeć chociażby grama złości, żalu czy innych negatywnych emocji, więc Gregory uznał, że Erwin się już na niego nie złościł. Najwidoczniej właśnie tak było, a przynajmniej nie zapowiadało się na kolejny nagły i niekontrolowany wybuch ze strony Erwina. Gdyby Gregory zobaczył go dopiero teraz, takiego uśmiechniętego i radosnego, to nigdy w życiu nie powiedziałby, że jeszcze kilka chwil temu cały aż kipiał złością. Podejrzane było to, jak młodszy wyjątkowo szybko się dzisiaj uspokoił, aż nie chciało się w to wierzyć.
Uśmiechnął się pod nosem, ponieważ i tak wiedział, że mu to wybaczy i po pewnym czasie zapomni. Ale zanim to, będzie musiał przygotować się na okres około kilku miesięcy, w którym to będzie wypominane mu to rekordowe spóźnienie przez Erwina przy każdej lepszej okazji, aż w końcu każdy o tym zapomni i wszystko jak zwykle wróci do normy. Nie obejdzie się również bez żartów na ten temat, ale jakoś to przeżyje, w końcu kto jak nie on?
Następnie wzrok Erwina powędrował nieco w dół, a dokładniej do jego lewej ręki i skupił się na przedmiocie, który znajdował się w jego dłoni. Zdziwił się widząc półwytrawne wino i to jedno z tej droższej półki, na które Gregory wiele razy narzekał, że go nie stać. Najwidoczniej pensja szefa była wystarczająco duża, aby brunet mógł bez problemu pozwolić sobie na taki zakup albo policjant po raz kolejny rozbił bank obstawiając całe swoje oszczędności w kasynie. To słodkie jak Gregory się dla niego postarał i wszystko idealnie przygotował, aby młodszy dobrze się bawił. Dlatego żeby już więcej nie przedłużać i móc zacząć zabawę Erwin wystawił swoją otwartą dłoń w stronę swojego ukochanego, który od razu złapał jego mniejszą dłoń w swoją. Siwowłosy splótł razem palce ich dłoni i zaczął prowadzić ich do salonu połączonego z kuchnią, gdzie już za chwilę mieli wzajemnie delektować się zakupionym przez starszego trunkiem.
Gdy doszli już na miejsce złotooki gestem ręki nakazał Gregoremu, aby ten usiadł przy stole, a on sam udał się w głąb kuchni, żeby przynieść z niej dwie lampki do wina. W tym czasie brunet odłożył butelkę wina idealnie po środku stołu i wzrokiem zaczął odprowadzać Erwina do kuchennych szafek, aby upewnić się, że bez problemu znajdzie on specjalne kieliszki do wina, ponieważ odkąd u niego zamieszkał, to jeszcze nigdy policjant nie pokazywał mu gdzie takowe się znajdują. Śledząc go wzrokiem nagle natrafił na duży kuchenny blat, który zawsze się tam znajdował, więc nie było to dziwne, ale znajdujący się na nim bałagan już tak. Cóż, prawdą było to, że mieszkając z Erwinem pod jednym dachem tak naprawdę wszystko może się wydarzyć, ale tym razem młodszy definitywnie przeszedł samego siebie.
Gregory momentalnie rozszerzył oczy w szoku, widząc w jak opłakanym stanie był jego zawsze nieskazitelnie czysty mebel. Wyglądał dosłownie jakby co najmniej przeszło po nim tornado, albo burza piaskowa, lecz w tym przypadku piasek został zastąpiony dość sporą garścią złotego brokatu. Cała powierzchnia blatu była pokryta ozdobnym brokatem, który rozciągał się od jego początku, aż do samego końca nie pozostawiając ani kawałka miejsca, w którym by się on nie znajdował. Jednak nie to było największym problemem, ponieważ aby to sprzątnąć wystarczyła zwykła mokra szmatka, do której złociste drobinki tworzywa sztucznego bezproblemowo powinny się przylepić i kilkoma większymi przetarciami zniknąć z drewnianej powierzchni mebla. Szczerze mógł się tego spodziewać już wtedy, gdy po powrocie do mieszkania ujrzał Erwina. Podczas tworzenia walentynkowej kartki wysypał mu się brokat, czego efektem był nowy, nietypowy dodatek na jego głowie i jak się później okazało znajdował się on również na kuchennym blacie.
I o ile ta zatrważająca ilość znajdującego się wszędzie złotego brokatu aż tak bardzo go nie dziwiła, to ogromna plama kleju na środku blatu już tak. Najwidoczniej decydując się na zamieszkanie z Erwinem musiał liczyć się z tym, że wszędzie, gdzie złotooki postawi swoją nogę, tam wiecznie będzie bałagan. Już sobie wyobrażał, jak będzie przebiegać sprzątanie tego całego bałaganu i jak będzie musiał stać z nożem w ręku i zdrapywać nim zaschniętą skorupę z kleju, uważając przy tym, aby w żaden sposób nie uszkodzić drewnianego mebla. Póki co jednak nie chciał zaprzątać sobie tym głowy i stwierdził, że później będzie się nad tym zastanawiał, a teraz miał do odbycia randkę. Jednak zanim to, chciał się dowiedzieć co tutaj tak naprawdę się stało, ponieważ nie potrafił sobie wyobrazić, co młodszy musiał tutaj najlepszego wyprawiać, że tak dużą ilość kleju znalazła się na blacie. Usiadł zatem na jednym z krzeseł i czekał na Erwina i jakieś wytłumaczenie tego, co przed chwilą zobaczył.
Natomiast sam sprawca tego czynu wydawał się o tym wszystkim kompletnie zapomnieć, choć w jego przypadku było to akurat całkiem normalne. Szedł sobie wesołym krokiem jak gbyby nigdy nic z dwoma lampkami do wina i w ogóle nie zwracał uwagi na pozostawiony przez siebie bałagan. Dopiero niezadowolona mina szefa policji dała mu do zrozumienia, że coś było nie tak, ale wciąż nie wiedział co. Jak można się domyślać nie zamierzał się trudzić, aby odgadnąć o co mogło mu chodzić, więc olał zupełnie sprawę i położył na stoliku dwie lampki. I gdy już miał siadać na przeciwko swojego wybranka wtem przerwał mu w tym krzyk Gregorego.
– Co to ma kurwa być ja się pytam! – krzyknął i wskazał palcem na ubrudzony kuchenny blat, podczas tego cały czas patrzył Erwinowi w oczy na wypadek, gdyby ten chciał skłamać, żeby młodszy wiedział, że mu się to nie uda. Oj lepiej, żeby miał na to jakieś dobre wytłumaczenie.
– O jezu, no brokat, wysypał mi się, ale to już przecież wiesz. – odparł trochę wymijająco nie chcąć udzielać na to pytanie odpowiedzi i w swoim tłumaczeniu całkowicie pominął fakt, że biała lepka maź zwana klejem również się tam znajdowała. Nie chciał się teraz zajmować kłótnią, miał nadzieję, że Montanha mu to odpuści i w końcu będą mogli miło spędzić czas.
– A ten klej? coś ty tu robił, kiedy mnie nie było? – zapytał już znacznie ciszej, gdy doszedł do wniosku, że unoszenie głosu nic mu nie da, a przy okazji może obudzić tym sąsiadów, a nie chciało mu się nazajutrz rano wysłuchiwać skarg o tym, że byli za głośno. Choć zapewne znając Erwina nikt nie pokusiłby się o osobiste złożenie na nich skargi.
– To akurat też był wypadek. – skrzyżował swoje ręce na wysokości mostka i spojrzał na Gregorego w nadziei, że taka odpowiedź wystarczy, ale na jego nieszczęście starszy ewidentnie domagał się kontynuacji. Dlatego też postanowił nieco rozwinąć swoją wypowiedź.
– Kupiłem w sklepie tubkę z klejem i chciałem go trochę wycisnąć na kartkę. Ugh, to nie moja wina, że nie dało się tego zrobić nooo. – próbował się jakoś sensownie z tego wytłumaczyć nie denerwując przy okazji swojego ukochanego, ale nie do końca mu to wychodziło, ponieważ Gregory wciąż nie otrzymał odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie.
– Dalej nie rozumiem jak cała zawartość tubki z klejem znalazła się na blacie. – trafnie zauważył, zmuszając tym samym Erwina do dalszego tłumaczenia się z tego, co zrobił. Zadecydował, że nie odpuści, dopóki nie dowie się czegoś na temat tego, co miało tu miejsce pod jego nieobecność.
– A dasz mi dokończyć, czy będziesz mi przerywać w połowie zdania? – zapytał, a nie słysząc żadnego słowa sprzeciwu ze strony Gregorego, kontynuował.
– Wracając, kiedy klej nie chciał wyjść z tubki, to ścisnąłem ją mocniej, a potem jeszcze mocniej i chyba trochę przesadziłem, bo tubka zrobiłam bum! I wszystko znalazło się na blacie. – mówił to z takim podekscytowanie, jakby co najmniej opowiadał historię swojego życia, w której to przeżył upadek z kilkumetrowego klifu i pokonał na swojej drodze szwadron żołnierzy uciekając przez dżunglę z karabinem w ręku. Oczywiście nic takiego nigdy się nie wydarzyło, a przynajmniej Gregory nic na ten temat nie wiedział. Za to brzmiał na zupełnie niewzruszonego zaschniętym na blacie klejem.
Gregory jedynie przetarł dłonią twarz, głośno przy tym wzdychając. Można powiedzieć, że był pod wrażeniem umiejętności manualnych swojego partnera. Naprawdę nic, tylko pozazdrościć wrodzonego talentu do robienia bałaganu. Uniósł swoje brwi ku górze, a jego mina wyraźnie się skrzywiła, kiedy patrzył na ten artystyczny nieład na jego blacie. Samo sprzątanie tego zapewne zajmie sporo czasu, a policjant nie miał zamiaru robić tego samemu, dlatego miał w planach zaciągnięcie Erwina do pomocy w sprzątaniu. Natomiast wcześniej spędzą razem resztę dnia, na co obydwoje czekali z niecierpliwością i upragnieniem.
Przecież sprzątanie zawsze może poczekać i nigdzie im nie ucieknie, choć przekładanie tego za każdym razem na później jeszcze nigdy nie było dla nich w żaden sposób korzystne i opłacalne. Dlatego właśnie Erwin był na etapie "kiedyś się to uprzątnie", a Gregory "trzeba to zrobić jeszcze dzisiaj" i tak z odmiennymi zdaniami zasiedli przy stole i otworzyli butelkę drogiego półwytrawnego wina.
Gregory zaczął nalewać wino do kieliszków i tuż po ich napełnieniu odłożył butelkę na stolik, biorąc do rąk naczynie z krwistoczerwoną cieczą. Erwin również trzymał w ręce lampkę wina i delektował się jego smakiem, powoli sącząc swój alkoholowy napój. Towarzyszyła im romantyczna muzyka lecąca z telefonu starszego. Nie musieli ze sobą rozmawiać, żeby czuć się w swojej obecności dobrze, a panująca z ich strony cisza nawet im odpowiadała. W końcu przy takich randkach ważny jest również dobry nastrój.
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
Po niedługim czasie cała zawartość szklanej butelki została przez nich spożyta, a Gregory wstał, zabierając ze stołu szklane naczynia i udał się z nimi prosto do kuchni. Już po chwili brudne kieliszki wylądowały w zmywarce, a pusta butelka po winie została wyrzucona do plastikowego kubła na śmieci.
Następnie wrócił z powrotem do Erwina, który dalej siedział na krześle i grzecznie na niego czekał. Nie zmienił swojej pozycji od momentu opuszczenia salonu przez Gregorego, ponieważ aż do jego powrotu siedział w bezruchu nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z przejścia między kuchnią, a salonem. To zachowanie było do niego raczej niepodobne, ponieważ w normalnej sytuacji jego ADHD kazałoby mu pójść do kuchni za brunetem. Jego zachowanie natomiast nie było przypadkowe i miało w tym wszystkim jakiś cel. Mianowicie w jego głowie formował się podstępny i idealny plan na dobre zwieńczenie tej romantycznej randki przygotowanej przez Gregorego. Gdy tylko brunet znalazł się blisko niego, obscenicznie oblizał swoje wargi i zadziornie się do niego uśmiechnął.
Gregory oczywiście nie zostawił tego bez odpowiedzi, ponieważ wiedząc do czego dąży jego ukochany, rozsiadł się wygodnie na swoim krześle i gestem ręki zaprosił do siebie Erwina. Młodszy oczywiście skorzystał z tej oferty, ponieważ od razu wstał i powolnym krokiem pełnym wdzięku i gracji zaczął zbliżać się do szefa policji. Z daleka wyglądał jak przebiegły tygrys polujący na swoją ofiarę, który żeby nie zostać zauważonym musi się skradać i aby się najeść musi wykorzystać wszystkie swoje sztuczki, jakie tylko ma w zanadrzu.
Gdy już znalazł się na tyle blisko swojej "ofiary" mógł przystąpić do realizacji swojego planu, a jego pierwszym krokiem było usadowienie się na kolanach jego partnera. Nie zwlekając ani chwili jednym zwinnym ruchem wgramolił się na jego kolana, a dłonie od razu położył na dużych barkach policjanta. Bez zbędnego przedłużania przybliżył swoją twarz do twarzy Gregorego i nie czekając na jego ruch, złączył ich wargi w namiętnym pocałunku. Montanha mruknął zadowolony oddając pocałunek, który był tym razem niezwykle powolny i różnił się od ich typowych pocałunków. Gregory pierwszy raz od dłuższego czasu miał czas i okazję, aby rozkoszować się miękkimi ustami Erwina, ponieważ w tak powolnym pocałunku dokładnie czuł każdy nawet najmniejszy ruch jego warg. Owszem było to przyjemne, ale Montanha zdecydowanie wolał trochę szybsze tempo, z resztą nie tylko ich wspólnych pocałunków.
Następnie oderwali się od siebie, gdy zabrakło im powietrza, ale zrobili to głównie po to, aby móc przejść dalej. Zazwyczaj żaden z nich nie przejmował się zbytnio brakiem dostępu do tlenu do momentu, w którym nie zaczynali się wzajemnie dusić i wręcz zmuszeni byli do zrobienia tego. Erwin nie zamierzał się bawić i przedłużać, tylko od razu przeniósł się z pocałunkami na wrażliwą szyję policjanta i zaczął w niektórych miejscach naznaczać jego skórę. Gregory westchnął z rozkoszy jaką dawały mu dobrze odczuwalne i delikatne jak piórko pocałunki składane na jego szyi przez jego partnera. Doskonale wiedział w jaką stronę to idzie i z jednej strony nie chciał tego przerywać, a z drugiej musieli najpierw posprzątać bałagan który zostawił za sobą młodszy. Miał w swojej głowie niemały dylemat, a im dłużej będzie się zastanawiał, tym trudniej będzie mu później to wszystko przerwać. Zdawał sobie sprawę z tego, że wpadł w jego sidła i jakimś sposobem nigdy nie potrafił z nich wyjść, a wraz z upływem czasu stawało się to coraz trudniejsze.
– Erwiś. – mruknął do jego ucha, kiedy poczuł na swoim brzuchu pnące się ku górze chłodne dłonie siwowłosego, które kontrastowały z ciepłem, którym cały emanował starszy. Jego zgrabne paluszki po kolei dotykały wszystkich wrażliwych miejsc na skórze bruneta co jakiś czas przejeżdżając przez środek jego mostka.
Gregory sam przed sobą musiał przyznać, że ciężko było przerwać to wszystko, lecz w końcu co prawda niechętnie, ale odsunął od siebie siwowłosego, na co ten posłał mu zdezorientowane spojrzenie. Ewidentnie nie był zadowolony z tego, że starszy tak po prostu przerwał mu jego perfekcyjną grę wstępną, którą miał zainicjować coś więcej. Nie rozumiał tego co zrobił, a Gregory jakoś zbytnio nie śpieszył się z wyjaśnieniami. Mimo tego nadal pozostał na jego kolanach i cierpliwie czekał na jakieś wytłumaczenie jego ruchu, którym zmarnował taką świetną okazję.
– Najpierw musimy posprzątać ten bałagan i przede wszystkim zmyć z ciebie ten brokat. – w końcu odpowiedział i delikatnie zdjął Erwina ze swoich kolan, ponieważ siwowłosy nie wydawał się ani trochę zachęcony do zrobienia tego samemu.
Zaraz po wypowiedzeniu tego zdania głuchą ciszę przerwał jęk niezadowolenia ze strony złotookiego, który wcale nie czuł potrzeby sprzątania narobionego przez siebie bałaganu. Równie dobrze mogli zrobić to jutro, a efekt byłby dokładnie ten sam, lecz niestety Montanha się uparł i w tej sytuacji Erwin nie mógł już za wiele zrobić, tylko posłusznie zgodzić się na wspólne sprzątanie. Na całe szczęście Gregory się nad nim zlitował i nie kazał mu robić tego samemu inaczej nie ma opcji, żeby jeszcze tego samego dnia to posprzątał.
Jednakże w pierwszej kolejności Gregory chciał przygotować dla niego ciepłą kąpiel, aby pozbyć się brokatu z jego siwej czupryny. Jeśli chciał doszczętnie zwalczyć te małe złote drobinki, najpierw musiał zacząć u źródła, którym w tamtym przypadku były włosy złotookiego. Gdyby od tego nie zaczęli, to świeżo posprzątany brokat mógłby łatwo zostać zastąpiony tym, który spadłby z głowy złotookiego podczas wykonywania gwałtowniejszych ruchów, a wtedy niewątpliwie już nigdy by się nie pozbyli. Erwin wyglądał naprawdę ładnie, oraz wyjątkowo, ale co jak co, Gregory nie chciał do końca życia żyć w błyszczącym brokacie, który zapewne znalazłby się w ich wspólnym łóżku, a po pewnym czasie opanowałby ich całe mieszkanie.
– No chodź malutki, szybko to ogarniemy i będzie po problemie. – odparł, lecz Erwin wciąż nie wyglądał na przekonanego, a wręcz był przeciwny temu pomysłowi.
Teraz to on się uparł i stanął w miejscu wyraźnie pokazując, że się obraził. Sam nie wiedział co dokładnie chciał tym osiągnąć, ale postanowił nie ruszyć się z miejsca, choćby nie wie co. Nie pomagały nawet żadne zachęty stosowane przez Gregorego, albo jego rzucane na wiatr prośby. Głęboko westchnął, widząc, że znowu ma do czynienia z humorkami swojego ukochanego, które w ostatnim czasie przybrały na sile i stały się bardziej irytujące i uciążliwe, niż zwykle. Nie wiedział czym było to spowodowane, ale na całe szczęście wiedział jak rozwiązać ten problem. Nie raz miał już okazję użerać się z obrażonym Erwinem.
Zastosował tą samą metodę, co zawsze, ponieważ ta jeszcze nigdy go nie zawiodła i miała stu procentową skuteczność. Podszedł do niego i delikatnie wziął go na ręce jak swoją pierwszą w życiu pannę młodą, którą wnosił przez próg jego starego mieszkania. Skoro młodszy sam nie chciał przebierać nóżkami i tam iść, to pozostawała mu tylko jedna, jedyna opcja. Mianowicie musiał samemu zanieść go do łazienki i dopiero tam z powrotem odstawić go na ziemię. Gdy już pewnie trzymał go na rękach, siwowłosy delikatnie wtulił swoją głowę w jego klatkę piersiową. Gregory jedynie uśmiechnął się pod nosem i z rozbawieniem pokręcił głową. Erwinowi chyba naprawdę musiało bardzo brakować czułości i dotyku, że pokusił się o nie nawet, gdy był obrażony. Policjant nic na to nie powiedział, tylko pozwolił mu się w niego wtulić i poprawił go sobie na rękach. Następnie powoli ruszył ze swoją obrażoną księżniczką prosto do łazienki.
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
ilość słów: 13378
ilość słów w poprzedniej wersji: 3153
Na samym początku chcę ci pogratulować, że dotrwał*ś do samego końca dzielny czytelniku!
A więc tak, mam dla was taki mały smaczek. W tekście znajduje się jedno słowo, które jest pogrubione i to właśnie słowo będzie tytułem nowego oneshota, który pojawi się na moim profilu. Kiedy? Jeszcze nie wiem. Jak dobrze pójdzie, to spotkamy się jeszcze w marcu albo na początku kwietnia, ale wiadomo jak u mnie jest z planowaniem na przyszłość, wszystko może się zdarzyć XD.
Po opublikowaniu tego oneshota będę pisać moją pierwszą książkę (oczywiście związaną z 5city) i szczerze nie wiem kiedy pojawi się jej pierwsza część, ale mam nadzieję, że już niedługo. Na bieżąco będę was o tym informować na mojej tablicy. To chyba tyle ode mnie i do zobaczenia niebawem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top