Rozdział 8
Witam!
Kolejny dzień i kolejny rozdział! W tym rozdziale parę rzeczy się wyjaśni...
edited by fs_animri <33
Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania, bo to motywuje mnie do dalszej pracy!
Miłego dnia i czytania <33
--------------------------------------
Pov. Capela
Było dobrze. Co można przez to powiedzieć? Znalezienie nowego chłopaka, który mnie nie opuści. Posiadanie kogoś do kochania i bycia kochanym. Brak myśli, w których chciałbym się skrzywdzić. Najlepsze było, że nie miewałem już tak częstych powrotów wspomnień, które bolały. Nawet jeśli się pojawiały, to sporadycznie, a Erwin pomagał mi się z nimi uporać. Potrafiliśmy leżeć całymi dniami, nic nie robiąc, byle być przy sobie. Właśnie w taki sposób spędzaliśmy dzisiejszy dzień.
- Kochanie? - zapytał Erwin, patrząc w sufit
- Mhm? - mruknąłem pytająco
- Zastanawiałem się nad tym... Powiedz mi proszę, o co z tym chodzi - powiedział, odsłaniając rysunek na swoim biodrze. Dokładnie taki sam, który sobie wytatuowałem.
- No wiesz, skoro jesteśmy bratnimi duszami, to skoro ja sobie coś wytatuowałem, to u cieb-- zacząłem tłumaczyć, ale przerwał mi w połowie zdania.
- Nie chodzi mi o to. Czy to ma znaczenie? Jak tak to jakie? - zapytał, a ja musiałem się chwilę zastanowić, co dokładnie chciałem mu powiedzieć. Nie wiedziałem dokładnie w jakie słowa to ubrać.
- Wiesz, czekałem na swoją bratnią duszę bardzo długo, więc gdy w końcu się spotkaliśmy, postanowiłem sobie coś wytatuować na znak tego - westchnąłem. - Dwie róże. Dwie, bo w końcu bratnie dusze, a róże dlatego, iż są znakiem miłości.
- Czekaj chwilę - powiedział, zamyślając się. - Obrazek zaczął mi się pojawiać niedługo po naszym spotkaniu w celach. Czyli ty już wtedy wiedziałeś?!
- No tak wyszło - wymamrotałem cicho.
- A ja się kurwa stresowałem, że będę jak Lucas, albo będę musiał jeszcze czekać. Czemu mi nie powiedziałeś?
- Wolałem poczekać i zobaczyć jak to się rozwinie - uśmiechnąłem się nieśmiało. Co z tego, że w między czasie prawie się udusiłem, a Erwin niemal umarł z nerwicy czy zawału. Gdyby nie to, nie bylibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy. - Uspokój się, chyba ważne jest to, że jesteśmy tutaj razem
- Tak, chyba tak - odparł po chwili namysłu, po czym pocałował mnie w czoło.
- Co ty taki przytulaśny? - zapytałem. Nie żeby mi to przeszkadzało...
- Nie miałem cię przez tyle lat, daj mi się tobą nacieszyć - burknął i przytulił mnie mocno.
- Mamy całe lata na to, poza tym, nie zamierzam odchodzić... Nigdy.
Wiedziałem, że zostanę z nim do końca. Chodź by miał umrzeć, ja umrę z nim. Nie potrafiłbym żyć bez niego. Chociaż są to tylko legendy, podobno były takie przypadki, w których bratnie duszę dosłownie nie umieją żyć bez siebie. Gdy jedno czuje ból, to druga osoba też go czuje. Ale to tylko legendy, bo nikt chyba nie chciałby czegoś takiego doświadczyć.
- Zjadłbym coś - palnąłem nagle, po czym z mojego brzucha wydostało się burczenie.
- Ty ciągle jesteś głodny - powiedział Erwin, śmiejąc się cicho. - Byś myślał tylko o jedzeniu
- A żebyś wiedział, jedzenie to najlepsza rzecz na świecie. Tyle smaków i potraw. A ile słodkości - rozmarzyłem się. Ale bym wypił ciepłą czekoladę z dobrymi ciasteczkami albo zjadł takie ciasto czekoladowe. Mniam.
- Dobrze, to co byś chciał zjeść?
- Zależy...
- Od czego?
- Czy ty też jesteś w karcie zamówień - rzekłem zaniżonym głosem i poruszyłem sugestywnie brwiami, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
- A tak na poważnie? - zapytał, ocierając łzy śmiechu
- Nie wiem, ale ty na pewno nie będziesz gotował, już wolę coś zamówić.
- A to czemu? - oburzył się.
- Bo ostatnio jak próbowałeś zrobić mi kawę i tosty, spaliłeś wodę i prawie kuchnie! - przypomniałem Erwinowi, rzucając mu "groźne" spojrzenie.
- Nie przesadzaj..
- Nie przesadzaj? Nie przesadzaj?! To wcale nie tak, że mikrofalówka prawie wybuchła, gdy robiłeś sobie płatki! To wcale nie tak, że toster podpalił się, przy robieniu tostów! - cały czas miałem podniesiony głos.
- Ale - przerwał mi lekko speszony, chcąc się wytłumaczyć, ale ja kontynuowałem.
- A jakby jeszcze było mało, to raz jak patelnia z olejem się podpaliła, to ty oblałeś ją wodą! To cud, że w ogóle żyjemy! - wykrzyczałem. W sumie to nie miałem do niego pretensji, chciałem tylko by zrozumiał, że ma absolutny zakaz wchodzenia do kuchni, zwłaszcza w tym domu.
- Dobra, może masz rację - mruknął skruszony.
- Ej, ale to nie twoja wina, że po prostu nie umiesz gotować.
- Ty jesteś tym od gotowania w tym związku - powiedział, a jego uśmiech poszerzył się.
- Na pewno ci to odpowiada.
- Czemu miałoby nie? - zapytał, ale nie odpowiedziałem. Po chwili jego uśmiech zmalał do wręcz nikłego wykrzywienia ust.
- O co chodzi? - zapytałem zmartwiony.
- Nic się nie dzieje - próbował założyć maskę uśmiechu, ale nie udało mu się.
- Widzę, że coś jest nie tak... Co ci chodzi po głowie?
- Jestem przestępcą! Dlaczego moją bratnią duszą musi być policjant?! - wybuchł niespodziewanie. Martwił się, widziałem to. O nasze życie, czy pewnego dnia któreś z nas nie zginie. Ryzyko zawodowe...
- Przeszkadza ci to?
- Trochę - odparł, spoglądając na mnie.
- Dlaczego? - Mimo że znałem odpowiedź, chciałem, by to wyrzucił z siebie.
- Nie mogę ci nic powiedzieć, bo zostanę uznany za kreta w grupie, albo uznają, że ty jesteś moim korumpem i ciebie wypierdolą - wypalił chaotycznie, jakby zaraz miał wypluć język.
Usiadł, opierając łokcie o kolana. Widziałem, jak myśli atakowały go, dodając mu zmartwień. Podszedłem do niego od tyłu i przytuliłem go. Chciałem dodać mu otuchy, chciałem, żeby wiedział, że ja zawsze będę i będzie miał moje wsparcie. Pomogę mu w każdej sytuacji...
- Kocham cię Erwin, zawsze tu będę i chcę, żebyś o tym pamiętał - szepnąłem mu do ucha. On odchylił się, wtulając w moją klatkę piersiową. Przymknął oczy i zaczął spokojniej oddychać.
- Też cię kocham, najbardziej na całym tym popieprzonym świecie - odszepnął, po czym oderwał się ode mnie, aby obrócić się w moją stronę. Złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie. Objął mnie w pasie w szczelnym uścisku, a swoją głowę położył w zagłębieniu mojej szyi.
- No to co robimy do jedzenia? - zapytałem, zmieniając nagle temat. Odsunąłem się, chociaż chciałbym zostać w tamtej pozycji jak najdłużej. Podszedłem do blatu, obok którego była lodówka
- W sumie nie wiem, bądź kreatywny i sam coś wymyśl - powiedział, opierając łokieć o stolik obok niego.
- A ty co, będziesz się na mnie patrzył? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
- Tak, będę miał piękne widoki.
- Przestań już słodzić - westchnąłem i obróciłem się do niego tyłem.
Otworzyłem lodówkę i wziąłem potrzebne rzeczy na zrobienie spaghetti. Erwin wielokrotnie odwracał moją uwagę, przez co gotowanie przedłużyło się o pół godziny. Raz Erwin prawie zrzucił garnek z gorącą wodą i makaronem, ale i tak świetnie się bawiliśmy i miło minął nam czas. Cieszyłem się, że mam kogoś takiego jak on...
Gdyby nie Erwin, pewnie już wiele razy próbowałbym coś sobie zrobić. Wiele razy miałem takie myśli. Co gdyby tak ułatwić wszystkim życie, pokazać im, że jestem słaby, tak, jak mówili... Gdyby przestać się przejmować i po prostu skoczyć z pierwszego lepszego budynku. Gdyby przestać czuć ból związany z wspomnieniami. Ten ból psychiczny, ale też fizyczny, który zadają mi każdego dnia w pracy. Strzelaniny... Groźby... Pobicia... Porwania... a to wszystko dlatego, bo wybrałem taką drogę życia. Przestać myśleć o tym, co może się wydarzyć następnego dnia, czy przeżyję... Choć wizja nagłej śmierci w nagłej strzelaninie, wcale nie wyglądałaby tak źle...
Za to teraz, chcę przeżyć i pokazać wszystkim, że mam siłę i odwagę, by żyć. Z Erwinem u boku. Pokazać im, że się mylili. Pokazać im, że nie jestem nikim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top