Rozdział 1
Cześć wszystkim! Witam was w nowej książce o shipie pastela!
Pisałam ją dość długo i jestem dumna z tego co udało mi się stworzyć. Rozdziały będą pojawiać się co tydzień w środę, a jeżeli zobaczę dużą aktywność i zainteresowanie tą książką to może będą pojawiać się częściej :>
Okładka została zrobiona przez xS0wka_19
edited by fs_animri <33
Chciałabym zachęcić do dawania gwiazdek i komentarzy bo bardzo mnie tym zachęcacie do dalszej pracy!
Miłego czytania i do zobaczenia niedługo <33
------------------------------------------------
Pov.Erwin
Mam 26 lat, a wciąż nie znalazłem swojej bratniej duszy. Moi rodzice są zawiedzeni tym, że ich syn od ponad 10 lat nikogo sobie nie znalazł, lecz mimo to, starają się mnie wspierać. "W końcu kogoś znajdziesz" - słyszę to już od kilku lat, a gdy tylko się widzimy, to zawsze pytają czy już odnalazłem ową osobę. Odpowiedź zawsze jest przecząca.
Mieszkam sam w bloku mieszkalnym na 2 piętrze. Właśnie wszedłem do niego z zakupami gdy zadzwonił mój telefon.
- Cześć przyjacielu! - usłyszałem energiczny krzyk Carbonary. - Czy podczas zakupów natrafiłeś na kogoś fajnego?- zapytał, niemalże wcielając się w moją matkę.
On sam posiadał już swoją bratnią duszę, zresztą, tak jak każdy mój znajomy. Poznał Kylie przypadkiem tydzień po swoich piętnastych urodzinach, a ona od razu powiedziała jego cytat. Od tamtego momentu są razem, a niedawno mieli swój ślub, który wbrew oczekiwaniom, nie był dużym widowiskiem. Znajdowały się tam tylko bliskie osoby.
- Nie Carbuś, niestety - powiedziałem, lekko wzdychając. Już powoli traciłem nadzieję. Może nie powinienem, ale nie chcę czekać do usranej śmierci na moją bratnią duszę. W końcu, chyba da się żyć samotnie, prawda? Skoro Lucas daje radę to ja chyba też bym dał radę.
- Nie przejmuj się siwy... Tak w ogóle, to urządzamy z ekipą małego grilla, wpadniesz?
- Mogę, i tak nie mam nic do roboty - mruknąłem zrezygnowany. Wprawdzie miałem siedzieć na kanapie oglądając serial i wpierdalając chipsy, ale no cóż, trzeba przełożyć "plany". - O której?
- No tak za 2 godziny powinni być wszyscy - odparł.
- Okej będę i tym razem obiecuję, że się nie spóźnię
- Oszukujesz siebie, czy mnie braciszku? - parsknął.
- Nas obu? - bardziej zapytałem, niż stwierdziłem. Na mą odpowiedź, Nicollo zaśmiał się cicho pod nosem
- Do zobaczenia - powiedział, wzdychając.
Time skip
Kurwa znowu się spóźnię. To nie tak, że robię to specjalnie. Ja po prostu zawsze mam za mało czasu. No dobra, może czasami zrobię sobie drzemkę, przeglądam telefon, albo odkładam coś na później... ale tylko czasami! Szybko wsiadłem do swojego Ferrari, które czekało na mnie na parkingu i jak najszybciej udałem się w stronę posesji państwa Carbonara.
Gdy wszedłem na podwórko, zobaczyłem wielki nakryty stół, a przy nim moją pojebaną rodzinkę. Tylko ja przybyłem tam sam, oprócz Kui'a, on nigdy nie zabiera swojego męża ze sobą na nasze imprezy. Nikt nie wiedział dlaczego, ale nie pytaliśmy.
- O patrzcie kto się pojawił!- krzyknął David, obok którego siedział Laborant.
Gdy dowiedziałem się, że oni są swoimi bratnimi duszami byłem zdziwiony, zresztą tak samo jak pozostali. Mimo to, dogadywali się naprawdę dobrze, a cała ekipa zbierała pieniądze na operację dla Labo, aby w końcu mógł normalnie oddychać bez maski. W ten sposób, ta dwójka również mogłaby przeżyć swój pierwszy pocałunek. Nareszcie David nie będzie go wyzywał od maskarzy, chociaż myślę, że to i tak się nie zmieni. Niestety, operacja nie była tania, przez co częściej braliśmy udział w różnorakich napadach. Wiele osób nawet sprzedało samochody, których nie używaliśmy.
Obok nich siedziała Heidi, do której przytulała się Summer, jej bratnia dusza. One znały się dosyć długo, ale dopiero niedawno Summer powiedziała cytat Heidi. Zostały razem tydzień po tym wydarzeniu, gdyż Heidi wypowiedziała jej przeznaczone zdanie. Od tego momentu były w szczęśliwym związku.
Niedaleko dziewczyn siedział Chińczyk, a obok niego Kylie, czekająca na dołączenie swojego męża. Czasami zastanawiam się nad tym, jakim cudem jeszcze się nawzajem nie pozabijaliśmy. Doszedłem do wniosku, że jest to chyba zasługa Kui'a. On trzyma tą ekipę w ładzie i składzie. Zawsze stara się załagodzić konflikt. Jest takim ojcem nas wszystkich. Po drugiej stronie Kuia siedział Vasquez, który miał swoją bratnią duszę, ale na razie nie chce nam nic o niej powiedzieć. Mówi, że powie nam kto to, ale musi być pewny.
- To nie moja wina! - krzyknąłem w ich stronę, podchodząc bliżej stołu.
- Jakoś zawsze jest to nie twoja wina, siwy - Carbonara rzekł zgryźliwie, stojący przy grillu.
- Coś ci nie pasuje? Mam sobie iść? - zapytałem prześmiewczo.
- Nie, Erwin, nigdzie nie idziesz, ty bałwanie - mruknął spokojnie Laborant, opierając głowę o ramię Davida. Jacy oni są słodcy...
- Dobra, nie pierdol, siadaj i jedz - powiedział Carbonara, nakładając jedzenie na stół.
Udałem się w stronę stolika, przy którym następnie usiadłem. Zająłem miejsce obok Davida. Nałożyłem jedzenie na talerz i zacząłem jeść, w między czasie rozmawiając z przyjaciółmi, a właściwie to rodziną. Była miła atmosfera, ale zepsuło ją jedno pytanie.
- Jak myślicie kto będzie bratnią duszą Erwina?
- Obstawiam, że to jakaś piękna dziewczyna - rozmarzyła się Summer.
- Ja obstawiam, że to chłopak - powiedzieli jednocześnie Laborant i David. - Stawiasz mi soczek! - znowu krzyknęli jednocześnie, patrząc na siebie "złowrogo".
- Ja powiedziałem pierwszy! - wrzasnął David.
- Nie, ja! - zaprzeczył Laborant. Tak oto zaczęli się bić po głowach. Komicznie to wyglądało, przez co reszta osób zaczęła się z nich śmiać.
- No po prostu jak dzieci - powiedziała Kylie, patrząc na nich ze swego rodzaju rozczuleniem.
- Dobra, koniec! - Nicollo podniósł głos, by zwrócić na siebie uwagę tamtej dwójki. Spojrzeli na niego jak na idiotę, przez chwilę nie odzywając się. Następnie spojrzeli na siebie, a po chwili przytulili się. - Przepraszam - wypalili jednocześnie.
- O nie - jęknął Carbonara, martwiąc się o powtórkę.
- Eh, tym razem ci odpuszczę ten soczek - powiedział David, a my odetchnęliśmy cicho, ze względu na brak kolejnej bijatyki.
- Jacy oni są uroczy - powiedziała szeptem Heidi, wypowiadając moje myśli na głos.
- Nie jesteśmy uroczy! - oburzył się Labo.
- Jesteście - tym razem ja się odezwałem, uśmiechając się zadziornie.
- Zobaczymy, jak ty będziesz się zachowywał ze swoim chłopakiem - odgryzł się David, przenosząc swój wzrok na mnie.
- No właśnie! Nie dokończyliśmy - kurwa, a już myślałem, że mnie to ominie. - Ja również zakładam chłopaka - dodał Carbonara.
- Ja tak samo - powiedział Chińczyk, zerkając znad telefonu. Katarynka jebana.
- Dlaczego od razu, że z chłopakiem - Heidi zmarszczyła brwi. - Ja myślę jak Summer, że znajdzie sobie piękną dziewczynę.
- On i dziewczyna? Widziałaś kiedyś, żeby się za jakąś oglądał? - parsknął Carbo.
- Ej!
- No co? Taka prawda
- No to może jakiś zakład?
- Dobra, ten kto przegra, nosi na czole napis "Jestem Debilem".
Chujowa przegrana tyle powiem... Chwila! Przez moment zapomniałem o czym, a raczej o kim rozmawiają.
- Nie możecie się zakładać o to z kim będę! - krzyknąłem oburzony.
- Jak to nie? Wszystko można, braciszku - odparł Nicollo z uśmiechem.
- Dobra siwy, uspokój się tam, chodź, zrobimy jakiś banczyk na rozluźnienie - uśmiechnął się David. W sumie... Taki banczyk brzmi całkiem nieźle...
- Wchodzę - westchnąłem. - Ale Vasquez prowadzi!
- Dla mnie spoko - brunet odezwał się swoim niskim głosem, wzruszając ramionami.
Po chwili zgarnęliśmy potrzebne przedmioty, ubrania i parę minut później byliśmy już w banku przy Mission Row. Hackowanie i negocjacje poszły niesamowicie sprawnie i niedługo potem byliśmy gotowi do odjazdu. Gdy mieliśmy wsiadać do pojazdu, podszedł do nas pewien policjant. Chyba nowy, ale wysoko postawiony, bodajże komendant, o ile nie pomyliłem odznak.
- Tylko nie myślcie nic o skokach, bo nie mam humoru, jasne? Albo od razu kod czerwony, i tak macie mocne auto - mruknął niechętnie czarnowłosy.
- Jasne, a jak się pan nazywa, jeśli mogę spytać?
- Komendant Dante Capela, ale nie waż się mnie stalkować - rzekł.
- Bo co? - zapytałem, drocząc się. Ciekawy typ.
- Bo życie potrafi być przewrotne i wolę wiedzieć, z kim się nie zadawać - o kurwa. Zrobiło mi się trochę słabo, przez co poleciałem do tyłu, ale na szczęście przed moim upadkiem uchronił mnie Carbonara. - Wszystko okej? - zapytał zaniepokojony policjant. Po chwili się otrząsnąłem i wstałem na nogi.
- Tak, już wszystko okej - powiedziałem cicho, ale tak, żeby mnie usłyszał.
- Okej, w takim razie ja idę się przygotować do pościgu - odparł sceptycznie.
Tak dobrze znałem te słowa. Przez tyle lat na swoim nadgarstku widziałem tylko słowa "...życie potrafi być przewrotne i wolę wiedzieć z kim się nie zadawać"... To nadal brzmiało tak nierealnie... Nadal do mnie docierało to, co się właśnie wydarzyło. 26 lat i--
- Siwy!- usłyszałem krzyk Carbo, przerywający moje myśli. - Co się stało?
- To te słowa Carbo, one je powiedział... - powiedziałem słabo.
- O kurwa... - wyszeptał. - Mamy przejebane stary.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top