Bracelets

Jak każdego dnia obudziły mnie promienie dopiero co wstawiającego słońca, spojrzałem na swój telefon i westchnąłem lekko widząc która jest dopiero godzina. Miałem tak od kilkunastu dni, każdy zaczynał się pobudką o wczesnej porze, a próby ponownego zaśnięcia kończyły się porażką. W ostateczności przewróciłem się na plecy i z lekko uchylonymi powiekami obserwowałem biel sufitu, czekając aż w końcu wybije siódma i będę mógł zacząć szykować się do wyjścia. Czas leciał i leciał, a w mojej głowie znów pojawiały się momenty z mojego życia których tak bardzo żałowałem...
-Tae wstawaj musisz mnie zawieźć na uczelnie! - Usłyszałem głos młodszego, gdy przecierałem twarz dłońmi.- Czemu tylko ja w tym związku mam prawo jazdy?- zapytałem patrząc na niego, ten w odpowiedzi zrobił jedynie słodką minę, której w żaden sposób nie mogłem się oprzeć.
- Wiesz, że cię kocham a po za tym, jestem młodszy od ciebie o cztery lata, więc nie mogę je jeszcze mieć- Przewróciłem oczyma, słuchając jego wymówki, bardzo kochałem głos Kooka o poranku, mógłby być moim wspaniałym budzikiem, choć w sumie nim był, bo to właśnie jego słodki głos słyszałem każdego dnia, rano.
- A co za to będę miał? - Zapytałem po chwili wstając z łóżka, a następnie leniwie się rozciągając. Chłopak w tym momencie, jakby wyczekiwał tej chwili, bo znalazł się przyjmie, obejmując mnie w pasie.
- Dostaniesz teraz buziaka, a później coś smacznego do zjedzenia, dokładnie, zrobię nam kolacje. – Zaśmiałem się z jego propozycji, niemalże natychmiast zgadzając się na taki układ
- Daj mi pięć minut i będę gotowy, żeby cię podwieźć .- Odpowiedziałem, po chwili z lekkim uśmiechem udając się do łazienki. Wziąłem dość szybki prysznic i wróciłem do chłopaka, który rozmawiał z kimś zaciekle przez telefon. Uśmiechnąłem się do niego, a ten szybko zakończył rozmowę.
-Coś się stało? – zapytałem zaciekawiony, biorąc do ust gryza kanapki, którą młodszy musiał zrobić chwilę wcześniej
- Nie, tak sobie rozmawiałem z mamą. - Kiwnąłem głową ze zrozumieniem.
Po skończonym śniadaniu, zebraliśmy jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy typu kluczyki, czy chociażby prawo jazdy i zgodnie z obietnicą. Zawiozłem Jungkooka na uczelnie
-Przyjechać po ciebie później? - zapytałem z uśmiechem, ale chłopak pokiwał tylko przecząco głowa, pośpiesznie wysiadając. Nie mogę ukryć, że lekko zdziwiło mnie jego zachowanie.
-Coś się stało? – dopytałem, gdy chłopak już zamykał za sobą drzwi.
- Nie, do zobaczenia Tae. – Pomachał mi na odchodne, a ja jeszcze przez chwilę obserwowałem jego oddalającą się sylwetkę i dopiero, kiedy całkowicie znikł mi z oczu, ruszyłem z miejsca, by kupić potrzebne składniki do przygotowania jakiegoś smacznego obiadu
Czas leciał naprawdę szybko i w sumie byłem z tego bardzo zadowolony, ponieważ dzisiaj mijała kolejna rocznica naszego związku. Długo myślałem nad jakimś odpowiednim prezentem i ostatecznie kupiłem nam specjalne bransoletki dla par, niby taka mała rzecz, ale jestem pewien, że Kookowi bardzo się one spodobają.
Kiedy szukałem miejsca gdzie mógłbym je na jakiś czas schować, znalazłem pewne zdjęcia, które przedstawiały mojego chłopaka razem z... kimś. Nie były to raczej przyjacielskie fotografie, odwróciłem kartkę i przeczytałem słowa mówiące „ Na zawsze razem" W tamtej chwili kompletnie nie wiedziałem co powinienem o tym myśleć, ale ostatecznie postanowiłem je odłożyć na miejsce. Godziny mijały i zrobiło się już dość późno, a chłopaka nadal nie było. Próbowałem się nawet kilka razy do niego dodzwonić, ale to na nic... za każdym razem, nie odebrał. Naprawdę się martwiłem, zastanawiałem się czy nic mu się nie stało. Dopiero po jakimś czasie dostałem SMS z treścią, że zostanie u kolegi na noc, ponieważ muszę się trochę pouczyć.
Naprawdę nawet w taki dzień? Bałem się, że zapomniał o naszej rocznicy... Ze smutkiem zgarnąłem, wszytko co przygotowałem do lodówki i po szybkim prysznicu, udałem się do łóżka, aby zakończyć ten „cudowny" dzień...Było mi przykro ale wiedziałem, owszem, ale starałem się być wyrozumiały. Wiedziałem, że chłopak ma teraz egzaminy na uczelni i nie może się Rozpraszać.
Rano obudziły mnie głosy dochodzące z głębi mieszkania, przetarłem dłonią, zaspaną twarz i dopiero po chwili zdecydowałem się podnieść. Idąc w kierunku źródła hałasu, które ostatecznie doprowadziło mnie do kuchni i Kooka, który był pochłonięty rozmową przez telefon. Jego śmiech był zaraźliwy, ale dzisiaj wyjątkowo budził mój niepokój. Już dawno nie widziałem u niego takiego uśmiechu. W końcu postanowiłem podejść do niego i objąć go, lecz ten szybko się odsunął i rozłączył. Teraz patrzył na mnie z dziwnym strachem w oczach.
-Coś nie tak? - zapytałem zaciekawiony.
- Nie, dlaczego pytasz? - Odpowiedział z poważną miną.- Po prostu jestem zmęczony- Westchnął
- Wiesz co było wczoraj? - dopytałem mając nadzieje, że odpowie poprawnie.
- Hmm... wczoraj?- Zastanowił się- Jakieś wydarzenie?
- Kook...wczoraj była nasza rocznica, już piąta...jak mogłeś o tym zapomnieć? - zapytałem smutny
- A No tak...Przepraszam cię skarbie... to przez ta naukę- Uśmiechnął się
Byliśmy razem przez pięć lat, a ja dokładnie pamiętałem każdą malinkę jaką pozostawiłem na jego ciele i... Ta znajdująca się teraz jego szyi... Na pewno nie była moim dziełem.
Poczułem jak moje zaniepokojone serce, zaczyna szybciej bić. Mój umysł podsuwał mi w pakiecie z wczoraj znalezionym zdjęciem, obrazy, których naprawdę nie chciałem widzieć. Zacisnąłem swoje drżące ze zdenerwowania dłonie, w pięści
- Kookie - Zacząłem cicho - Czy ty mnie zdradzasz? Nie kochasz mnie już, prawda? - zapytałem smutno
Chłopak wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem.
-Co? Dlaczego tak myślisz?- Brzmiał na zirytowanego
Podszedłem do niego, by przejechać kciukiem po malince zdobiącą jego szyje. Czułem jak chłopak zadrżał pod moim dotykiem i ewidentnie nie było to spowodowane podnieceniem, ponieważ szybko się odsunął, zakrywając dłonią czerwony ślad
- Tae...przepraszam - Uśmiechnął się lekko, a jego cichy głos brzmiał dla mnie w tamtym momencie głośniej niż wystrzał z armat -Nie wiem kiedy to się wydarzyło...nie chciałem cię ranić, zostawiać...kocham twoja czułość i to kiedy jesteś obok, kocham gdy się o mnie martwisz, ale to już się wypaliło skarbie.
Wiecie co bolało mnie chyba najbardziej? Fakt, że nawet nie upierał się przy swojej niewinności. Nie pozwolił mi choć chwili dłużej żyć w nadzieją na naprawdę tego wszystkiego... To zdecydowanie wypalało największą dziurę w moim sercu.
Zostawiłem go na chwile samego, by udać się do naszej wspólnej sypialni. Ponownie odnalazłem tamto zdjęcie i wracając, rzuciłem nim w twarz chłopaka. Nie miał zamiaru nawet go podnieść, zapewne zdając sobie sprawę z tego co to jest.
-To on prawda? – Zapytałem zimno - Czemu się do niego nie wyniesiesz?! - krzyknąłem wkurzony, czując jak do moich oczu napływają łzy
- Ponieważ...on ma żonę i dziecko...- Jęknął zrozpaczony
Czułem, że załamuje się jeszcze bardziej... Zacząłem... Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że zakochałem się w kimś takim.
-To, że zniszczyłeś moje życie jeszcze mogę przełknąć...ale...ale rozwaliłeś komuś małżeństwo?! Szczęśliwa rodzine?! - Krzyknąłem patrząc na niego.
-To nie moja wina, że się zakochałem... – Mruknął, chcąc się jakoś usprawiedliwić
- Nie w ogóle...nienawidzę cię! - Krzyknąłem po chwili uderzając go w policzek.
Naprawdę nie chciałem tego robić, nigdy wcześniej podczas trwania naszego związku, nie podniosłem na niego ręki, ale dzisiaj... Buzowała we mnie prawdziwa złość. Ja... myślę, że pierwszy raz w życiu straciłem nad sobą panowanie. Jedyne co chciałem, to to by Kook poczuł ból, który sam żyłem w tamtej chwili.
Złapałem go w mocnym uścisku i agresywnie wbiłem się w jego usta. Chłopak w pierwszej chwili będąc zaskoczony, nawet nie zareagował, ale kiedy ta z pozoru przyjemna pieszczota stawała się coraz bardziej drapieżna i bolesna, zaczął oponować. Ostatecznie, dopiero po chwili udało mu się odwrócić głowę w bok i tym samym rozdzielić nasze wargi.
- Tae przestań...Proszę przestań...nie rób, nie rob mi krzywdy...- Powiedział zapłakany
Bał się, a to paradoksalnie jeszcze bardziej mnie motywowało. Chciałem doprowadzić go do podobnego stanu w jakim sam byłem, mój cały świat się zawalił, a osoba którą kochałem najmocniej w całym moim powalonym życiu, mnie zdradziła. Musiał dostać nauczkę.
Szarpnąłem chłopakiem i sprawnie odwróciłem go do siebie tyłem. Zaciskając dłoń na jego karku, przyszpiliłem go do blatu stołu, układając na nim jego głowę. Zdecydowanie wiedział do czego to wszystko zmierzało, ponieważ zaczął rozpaczliwie się wyrywać, łkać i błagać o litość, ale... Na mnie w tamtej chwili nie działało żadne z jego słów. Byłem głuchy na jego błagania.
Paradoksalnie przypomniał mi się nasz pierwszy stosunek... Ta cała niepewność i troska o to, by chłopak nie poczuł najmniejszego bólu... Tak bardzo kontrastowało to z tym co działo się dzisiaj. Zdarłem z chłopaka dresy, a następnie bieliznę, po czym opuściłem swoją własną.
To była moja zemsta...
Wszedłem w niego mocno i brutalnie, nie przejmując się choćby na chwilę bolesnym krzykami chłopaka, kolejnymi pchnięciami chciałem przekazać mu ten cały ból i rozpacz, którą sam mi przygotował. W pewnym momencie nawet on odpuścił i cicho łkając, pozwalał bym powoli i boleśnie, wydrapywał w jego pamięci tę chwilę.
Nie zamierzałem z nim kończyć tak szybko, dlatego też dochodziłem w nim kilka razy, przerywałem i zaczynałem od nowa, nie dając mu ani chwili wytchnienia.
Kiedy było już po wszystkim, wyszedłem z niego, a następnie niczym zwykłym workiem, rzuciłem nim gdzieś w bok. Wycieńczony Jeon nawet nie stawiał oporu, zwijał się na ziemi, drżąc. Sam usiadłem pod ścianą, gdzie miałem na niego doskonały widok.
- Teraz...teraz czujesz się jak śmieć...czujesz się tak jak ja! - krzyknąłem załamany, bezskutecznie ocierając łzy, spływające po moich policzkach - Wynoś się z mojego domu! Wynoś się i nigdy nie pokazuj mi się na oczy! Brzydzę się tobą...
Chłopak zapłakany, ledwo wstał z podłogi i zebrał swoje rzeczy, a następnie obolały, ruszył się pakować po czym wyszedł z mieszkanka głośno szlochając. Dopiero, kiedy do moich uszu doszedł dźwięk zamykanych drzwi, ruszyłem się ze swojego miejsca pod ścianą. Udałem się prosto do sypialni, która bez jego rupieci wydawała mi się strasznie pusta. Rzuciłem się na łóżko i przymykając oczy spróbowałem zasnąć.
Teraz patrzę na bransoletki z wyryta data najgorszego mojego dnia w życiu... Teraz wiedziałem, że była ta miłość, jego miłość... Była już od pewnego czasu fałszywa.
Tylko nie wiem czemu... choć minęło już tyle miesięcy... Moje serce nadal kocha tego chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top