》III - pełnym
- Obudziłem cię? Nastraszyłem? Wiesz, czasem zapomiam, Meiji, że ktoś tu bywa. To takie... tak mi wstyd! Przepraszam! - zawołał, splatając ze sobą palce obu dłoni i zaciskając powieki.
Meiji spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale i spokojem. Jego leki zaczęły działać. Westchnął cicho i spojrzał na... najwyraźniej Susła.
- Ah... Nie, po prostu nie mogłem zasnąć. - odrzekł cicho.
Szarowłosy podrapał się po brodzie, wpatrując się w Meijiego.
- Jeśli potrzebujesz tabletki na sen, to powinny być jakieś w apteczce. Tak poza tym, potrzeba ci czegoś? - pyta z uwagą i lekkim zawstydzeniem.
- Nie, po prostu się przejdę. - odrzekł chłopak, kręcąc głową. - Mam wszystko, czego mi aktualnie potrzeba, dziękuję. - dorzuca szybko, widząc minę mężczyzny, a następnie kieruje się do wyjścia.
Suseł chrząknął, jakby chcąc jeszcze na moment zwrócić uwagę swego gościa. Meiji zatrzymuje się i patrzy na niego.
- Wobec tego miłego spaceru. Pamiętaj, mój szyld w nocy świeci się na czerwono, jako jedyny w Beginie. To taki znak rozpoznawczy, jakbyś się zgubił. Do... później.
Drzwi się zamykają, a Meijiego wita gwieździsta noc w komplecie z kompletnie obcym mu miastem. Chłopak znajduje moment na odetchnięcie i idzie przed siebie, szukając miejsca, w którym mógłby posiedzieć. Dociera do schodów pewnego budynku, na których siada i rozgląda się wokół.
Dostrzega w mroku morskie fale, lekko uderzające o brzeg i uśmiecha się. Tego potrzebował, właśnie tego. Niezmąconego spokoju i świeżego powietrza.
Wpatrywał się w ten widok z zachwytem i dziękował komukolwiek, że miał przy sobie te nieszczęsne leki. Bez nich na pewno nie byłoby tak miło. Chłopak siedzi tam i myśli, do momentu, aż robi mu się zimno. Wtedy postanawia wrócić. Słyszy niedaleko siebie kocią bójkę i pogwizdującego Susła, wynoszącego chyba śmieci. Dzięki wskazówce z neonem bez przeszkód wraca do lokalu, a następnie do swego pokoju. W recepcji nie było Susła, zostawił jedynie wiadomość, że wyszedł na spacer i nie wie, kiedy wróci. Wobec tego Meiji zrezygnował z czekania na niego i poszedł do łóżka, owijając się szybko w kołdrę i chcąc jak najszybciej się ogrzać. Nie miał nawet siły wstać, by zamknąć okno.
Szybko zasnął i tym razem nie śniło mu się nic niezwykłego. Mógł spokojnie wypocząć, próbując zapamiętać, by o to i owo zapytać rano swego gospodarza.
O poranku był już wyspany, więc zaczął rozglądać się za łazienką. Poszukiwany cel był na korytarzu.
Meiji udał się do recepcji zaraz po tym, jak doprowadził się do porządku. Suseł zajęty był zamiataniem i wciąż... wciąż był mężczyzną. Chłopak zadecydował, że to jest dobry moment, by zasypać szarowłosego niezbędnymi pytaniami.
- Dzień dobry, Meiji! - zawołał, dostrzegając chłopaka jeszcze na schodach. - Piękną mieliśmy noc! Jak ci się spało?
- Całkiem dobrze. - mruknął cicho.
Zebrał się w sobie i spojrzał na szarowlosego.
- Mam do ciebie jedno... dwa... kilka pytań.
- Możesz mieć ich nawet pięćdziesiąt, mamy czas, mój drogi. - odrzekł spokojnie. - Mów śmiało.
- Ty jesteś... kim...?
- Zależy od mojego humoru. - odrzekł z uśmiechem. - Urodziłem się ciałem jako kobieta, ale duszą czułem się facetem. A teraz... teraz mogę być kim chcę, więc jestem po prostu Susłem. - odrzekł pogodnie, wzruszając ramionami.
- Jeśli się zbierze Talię, może się mieć coś więcej niż tylko powrót do Świata, prawda? - zapytał cicho.
- Tak, talia spełnia także inne życzenia, nawet dla tych co chcieliby wrócić do domu. Zdarzało się, że Kizuka dawała im o wiele wiele więcej, niż tylko powrót do Świata. W końcu to nie warte świeczki, gdyby tylko o powrót chodziło...
Meiji kiwnął z uśmiechem. Taka odpowiedź naprawdę mu się podobała. Już zastanawiał się, co by mógł chcieć.
-A więc przy pomocy kompletu kart można spełnić swoje życzenie? Ale... Skoro każdy posiada kartę, to skąd wiadomo które są tymi należącymi do talii?
- Tak naprawdę działa tu prosta zasada "Szukajcie a znajdziecie". Nie każdy ma kartę. Na przykład Annika, z którą rozmawiałeś wczoraj takowej nie ma. Nie należy do Talii, a jej Joker spłonął w Ruinach Kier. Mogłaby zacząć grę od nowa, ale póki co tego nie robi. W całym Beginie aktualnie może cztery osoby mają jakąś kartę, a tylko dwie z nich mają tą swoją. Tak zwykle bywa. Jeśli odejdziesz całą Krainę, na pewno uda ci się odnaleźć wszystkie, bo wtedy karty ci się same ułożą i odnajdą. Jak to mówi pewna mądra dziewczyna "Liczą się chęci".
- A ty masz?- uniósł brew i się uśmiechnął. Skoro był w jego śnie, do tego z tą... Kizuką, to znaczy, że był kimś ważnym.
- Aha, jeszcze jedno. Kim jest Kizuka? To ktoś najważniejszy, czy coś?
- Ja mam. - wysunął z kieszeni kartę, błyszczącą w porannym świetle na biało. - Co, zaraz się okaże, że jak wczoraj gadałem z Kizuką, to tobie się to śniło. - zaśmiał się lekko. - Kizuka to stwórczyni tej Krainy. Ona wszystko stworzyła, ale nie ma jakiegoś kultu, czy czegoś takiego. Jest po prostu jedną z kart. Czy jak to ona mówi "Jestem tylko sobą". Jej karta, tak samo jak Trefla jest jedną z najtrudniejszych do zdobycia i w sumie każdy gracz zdobywa je na szarym końcu. - gdy skończył mówić, położył kartę na blat i przesunął ją w stronę Meijiego.
Ostrożnie wziął kartę, mając nadzieję, że Suseł się nie rozmyśli.
- Trefla? - zapytał, kiwając w podziękowaniu głową.
- Król Trefl to taka pani własnego świata, trochę dyktatorka, trochę władczyni ciemności. Mieszka na przestrzał na zachód stąd i ma swoich agentów, poza tym wierne różne stwory. Nie lubimy się nawzajem, więc nie wiem zbyt dokładnie, jak jest w tej chwili. - machnął ręką. - Ciężko się z nią dogadać. Z tobą zresztą też, bo co słowo kiwasz mi głową. To taki japoński zwyczaj czy co?
- Możliwe. - rzucił Meiji, tym razem się nie kłaniając.
- O, od razu lepiej! Radziłbym ci ruszyć się z Beginu, chyba, że wolisz sobie ze mną jeszcze posiedzieć. W oczach masz taką chęć życia, że chyba szybko ci pójdzie to zbieranie. Powodzenia na szlaku, ty mały dziwaku. - rzucił na odchodne.
Nazwany dziwakiem po prostu pomachał ręką i wyszedł. Rozejrzał się wokół, przypominając sobie o wozach, które jeszcze wczoraj tu i tam jeździły. Uznał za dobry pomysł zabrać się z kimś do innego miasta.
Szedł przed siebie prostą uliczką i w ten sposób, po kilku pomyłkach trafił na plac. Przy pierwszym z brzegu wozie stał starszy facet z butelką piwa, jednak został przez chłopaka profilaktycznie wyminięty. Meiji szukał i szukał, aż dotarł do wozu, przy którym była dziewczyna pijąca sok. Jedna jedyna.
Meiji przyjrzał się jej. Była od niego dobre piętnaście centymetrów wyższa, miała blond włosy, tatuaż na szyi i multum kolczyków w uszach. Z pewnością wyróżniała się z tłumu, ale jakoś przy niej chłopak czuł się spokojniej.
Gdy odetchnął, akurat na niego spojrzała, pewnie czując jego wzrok na sobie.
- Mam coś na twarzy? - pyta ze śmiechem.
- Nie... nie masz, chociaż w sumie to masz... makijaż.
- To była najgłupsza odpowiedź, jaką słyszałam. Już cię lubię. - rzuciła, odkładając pustą butelkę. - Jestem Kassandra, ale każę sobie mówić Kass. A ty?
- Meiji. Ja... ten... jedziesz gdzieś?
- Tak, miałam właśnie odjeżdżać. - odrzekła całkiem spokojnie. - Chciałeś się zabrać?
- Skąd wiesz?
- Powiedzmy, że to kobieca intuicja. - rzuciła. - Pomóc ci wsiąść?
- Poradzę sobie! - zaoponował od razu Meiji, jednak kozioł wozu był zbyt wysoko.
Chłopak zarumienił się. Nie cierpiał takich sytuacji. Chciał być samodzielny, ale szło mu to dość opornie. Kass bez słowa przykucnęła i splotła dłonie, by go podsadzić.
- Masz szczęście, że jesteś lekki, bo już takim klocom odmawiałam, gdy mieli z podniesieniem nogi problem.
- Dzięki. - szepnął nieśmiało.
- Nie ma za co, Meiji. - pacnęła go w ramię. - To tylko drobiazg. Sama wymieniłam koła w wozie na za duże i teraz trudno na niego wejść.
Dziewczyna wspięła się na kozła i usiadła obok chłopaka. Meiji zwrócił uwagę, że wóz był pusty.
- Co tak w ogóle wozisz?
- Jak widzisz - nic. Przywiozłam z Donii kilkoro elfów, teraz wolę pojechać do Rebel i wziąć jakiś mniej gadatliwy ładunek. - uśmiechnęła się.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i rozsiadł się w pojeździe.
- A ja... chcę zbierać karty. Dopiero zacząłem i w ogóle...
- Domyślam się. - rzuciła. - Mogę ci pomóc, w Rebel jest trochę osób z kartami, a znam to miasto jak własną kieszeń. To jak, dasz sobie pomóc?
- Dam. - rzucił cicho.
- No, to jesteśmy umówieni. Wio, Akai! - popędziła konia, który od razu ruszył, spokojnym krokiem wychodząc z placu.
- Jakoś mało jest czerwony.
- Hodowca miał fazę na japońskie nazwy kolorów. - odrzekła ze śmiechem. - Patrz, zaraz wyjedziemy z miasta. Długo tu jesteś?
- Od wczoraj. - przyznał cicho.
- No, czyli masz jeszcze mnóstwo do zobaczenia! A ja z chęcią ci to pokażę, bo będę objeżdżać całą Krainę.
- Co cię tak naszło?
- Bo wyglądasz na normalnego, nie jak ten co mi z pędzącego wozu raz wyskoczył. - odrzekła z powagą.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Ludzie ze Świata to normalnie wariaci. Bez obrazy.
Meiji uśmiechnął się i spojrzał w dal. Właśnie zostawiali Begin za sobą. Wiał przyjemny wiatr, świeciło słońce.
- Ku przygodzie, mały. - rzuciła dziewczyna, czochrając go po włosach.
Chłopak obrócił się w jej stronę z furią, ale chwilę później razem się śmiali. Coś między nimi było, jakaś nić porozumienia, której jeszcze dokładnie nie dostrzegli. Meiji właściwie nie wiedział, czemu dogadał się z Kass. Ale może niedługo się tego dowie.
- Właściwie zawsze wkurza mnie, gdy ktoś cały czas mówi o sobie, ale teraz mi tego brakuje. Powiesz mi coś? - zapytała Kass, utrzymując tym razem wzrok na drodze i plinując swego konia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top