Kiedy światła się palą.
Każde światła fleszy kiedyś nikną. Każda kamera kiedyś zostaje wyłączona. I choć dla innych jest to chwila wytchnienia, ja wtedy czuję pustkę. Bo tylko przed nimi pokazujesz mi uczucia, które ja żywię do Ciebie cały czas.
Dlaczego więc mimo to musimy udawać? Nie uważasz, że czas to zmienić? Bo co by się stało, gdyby choć raz pokazać mediom prawdę?
࿇࿇࿇
Jungkook wydął wargi, opadając na sofę, która znajdowała się w zaciszu garderoby. Przymknął oczy, wypuszczając z ust powietrze. Minuty dzielące ich od koncertu zdawały się płynąć nadzwyczaj szybko, zabierając im czas na odpoczynek i przygotowanie się. Każdy członek poza nim krzątał się z niepokojem po zatłoczonym pomieszczeniu, biegając od stylisty do stylisty, wypytując o plan koncertu i sprawdzając mikrofony. Wszystko miało być perfekcyjne, a zbliżająca się nieubłaganie godzina występu nie ułatwiała im tego zadania. Ich kroki i ciche sapania odbijały się od ścian pomieszczenia, nie dając najmłodszemu szans na spokój i wyciszenie się przed ciężkim koncertem.
Jungkook kochał być piosenkarzem. Kochał śpiewać co tchu i tańczyć przed wypełnionym po brzegi stadionem. Kochał, gdy zimny pot spływał strużką z jego czoła, kiedy okrzyki fanek drażniły jego uchy. Kochał, jak fanki wiwatowały jego imię, kochał dawać wywiady i podróżować. Kochał każdy aspekt bycia gwiazdorem, nawet ciężką pracę i niemożność wyjścia nawet do głupiego sklepu. Jednak czasem miał też swoje chwile słabości, podczas których chciał znów stać się nieznanym nikomu chłopakiem.
Był jednak piosenkarzem niezwykle nieszablonowym, gdyż zakochanym po uszy w swoim przyjacielu z zespołu. I właśnie ten mankament sprawiał, że czasem chciał zniknąć.
Bo choć kochał każdego członka z osobna, oddając mu całe swoje serce, tak jednego z nich obdarzył miłością inną. Taką, która nie pozwala zasnąć w nocy, kiedy ta osoba nie może uciec z twojej głową. Taką, która sprawia, że ta osoba jest dla ciebie niemal idealna, a czasem nawet najdrobniejsze gesty potrafią wprawić cię w oszałamiającą zazdrość. Taką, która powoduje, że gdy ta osoba jest blisko, twoje serce przyspiesza swoje bicie.
I taką właśnie miłością Jeon obdarzył swojego drobnego i niewinnego Jimina, który swoim uśmiechem potrafił rozweselić cały świat. Chłopca, który mieścił się idealnie w jego ramionach, rumieniąc się wtedy delikatnie. Swojego szkraba, który wspierał go cały czas, a na scenie nie odstępował na krok.
Początkowo uznał to jedynie za młodzieńcze zauroczenie. Miał w końcu tylko naście lat, a nie można zakochać się od razu. Jednak lata mijały, a on zatracał się w uwielbieniu do Parka coraz bardziej. Nie potrafił opanować swoich uczuć, wlepiając wzrok w chłopaka za każdym razem, gdy ten go mijał. Śnił o nim co noc, marząc o tym, by w końcu zasmakować jego delikatnych ust.
Wiedział jednak, że są to jedynie marzenia, bo jako idol nie mógł mieć partnera. Zdawał sobie sprawę, że zepsułby karierę zespołu, gdyby ogłosił światu, że jestem gejem i w dodatku zakochanym w swoim najlepszym przyjacielu.
Media musiały znać wersję, która pasowałaby im, dlatego jego uczucia musiały pozostać tajemnicą nawet w stosunku do Jimina.
Czarnowłosy otworzył powieki, czując, jak kanapa ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Jego głowa powędrowała w bok, a jego oczom ukazał się Jimin, który bez skrupułów wtulił się w bok wyższego. Ułożył głowę na piersi Jeona, wzdychając ciężko i obejmując młodszego, który zaskoczony zapomniał jak ma oddychać.
Bo choć bliskość Jimina była mu znajoma, tak za każdym razem wywoływała dreszcze na jego ciele i dawała nadzieję na to, że jego uczucia nie są jednostronne.
— Nie podoba mi się ta fryzura — mruknął, przeczesując dłonią swoje jasnobrązowe kosmyki, które niedługo przed koncertem zostały delikatnie skrócone.
Lekko ośmielony Jeon ruszył swoje ramię, które dotąd spoczywało na oparciu sofy, znacząc dłonią ścieżkę wzdłuż ramienia bruneta, aż po jego talię, na której się zatrzymał, zaczynając ją delikatnie masować. Przyciągnął Parka jeszcze bliżej siebie, wtulając twarz w jego włosy i zaciągając się ich słodkim zapachem.
— Jak dla mnie wyglądasz pięknie we wszystkich fryzurach i kolorach. W końcu pięknemu we wszystkich pięknie — odparł, zadowolony ze swojej wypowiedzi. Niższy zaśmiał się wstydliwie, uderzając drobną dłonią w odziane w obcisłe jeansy udo Jeona.
— Nie mów tak — jęknął onieśmielony, ukrywając twarz w koszuli Jungkooka. — Zawstydzasz mnie.
Jungkook doskonale wiedział, jak dobre serce miał Jimin. Brunet był wsparciem dla wszystkich, inni liczyli się dla niego bardziej, niż on sam. Kochał swoich przyjaciół całym sercem i chciał być dla nich ostoją. Wspierał ich, choć czasem sam był w gorszej sytuacji.
Jeon obwiniał się za to, że nie potrafi być dla bruneta podporą, taką, jaką był dla niego Park. Bo choć dla innych Jimin był wsparciem, tak sam był niezwykle delikatny i wrażliwy. Cała krytyka, samoocena i kompleksy były dla niego ciosami. Wszystko lądowało w jego sercu, a niższy raz za razem się o to obwiniał. Można by powiedzieć, że był jak z porcelany i trzeba było się z nim obchodzić jak z najdelikatniejszym tworzywem. Ale dla Jungkooka właśnie taki był; delikatny i bezcenny. Szatyn chciał go schować przed złym światem i pokazać, jak bardzo go kocha. Ale nie mógł, bo zrujnowałoby to ich karierę.
Wiedział, jakie byłyby konsekwencje, ale i tak czasem chciał się przełamać, i wyznać mu swoje uczucia.
Nachylił się nad uchem wtulonego w niego Jimina. Jego oddech obijał się o skórę starszego, którego przeszły delikatne dreszcze. Tak bardzo chciał ucałować jego skórę, podarować Parkowi choć odrobinę rozkoszy. Ale nie mógł.
— Mówię tylko prawdę — szepnął, po czym uniósł się, gdyż jego wargi muskały skórę niższego z każdym jego słowem. Serce uderzało delikatnie o jego żebra, pokazując mu, jak blisko niego znajdował się Park, który westchnął jedynie, śmiejąc się cichutko.
Ponownie rozejrzał się po garderobie, kciukiem głaszcząc talię niższego. Zapanował w niej już nieco większy spokój. Jin i Taehyung zniknęli z jego pola widzenia, co oznaczało, że poszli już pod scenę. Stylistka kończyła jeszcze makijaż Yoongiego, Hoseok jak zwykle latał rozemocjonowany po garderobie, a Namjoon stał i obserwował.
Bo on wiedział.
Nie była to dla najmłodszego zbyt miła historia, gdyż podczas pewnego wieczoru, gdy wszyscy wybyli z dormu, a on myślał, że został sam, Namjoon, który tak naprawdę w ostatnim momencie odpuścił sobie wyjście, bo źle się poczuł, przyłapał go na onanizowaniu się do zdjęć Parka.
Przełknął ślinę na to wspomnienie, nawiązując z liderem kontakt wzrokowy. Skinął głową, pokazując młodszemu, że czas się zbierać.
Wrócił wspomnieniami do tego dnia, dokładnie skanując to, co wydarzyło się później. Panika, trochę krzyków, a potem łzy. Jeon płakał. Płakał, wyznając mu to, co czuł do Jimina.
Zacisnął powieki, wiedząc, że nie może się rozkleić przed występem, kiedy w swoich ramionach trzymał Jimina. Przyłożył policzek do głowy niższego, która nadal spoczywała na jego ramieniu. Jego zapach działał kojąco, od razu odciągając od złych wspomnień. Jego klatka piersiowa unosiła i opadała, cały czas dźwigając ciężar Parka.
Jeon chciał być jeszcze bliżej bruneta. Chciał posadzić go sobie na kolanach, wtulić go w swoje ciało i ułożyć głowę w zagłębieniu jego szyi.
Ale nie mógł.
A taka bliskość mu nie wystarczała. Nie do tego, by pokonać wspomnienia.
— Ale na go kocham, Namjoon! — krzyknął.
Na jego twarzy malowało się przerażenie i panika. Maknae nie wiedział co zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Serce biło jak opętane, a łzy ciekły niekontrolowanie po policzkach.
Wszystko wydarzyło się tak nagle, że Jungkook nie wiedział, co zrobić. Nie był gotowy na to, by wyjawić komuś swoją tajemnicę.
Laptop leżał przymknięty na łóżku, a wymowne zdjęcie ówcześnie szarowłosego chłopaka zgasło razem z jego przymknięciem. Chłopak nadal był przykryty kocem, a dolna część garderoby nie do końca naciągnięta na swoje miejsce.
Starszy pokręcił głową, podchodząc do łóżka maknae. Usiadł na jego brzegu, po czym posłał najmłodszemu spojrzenie, które stanowczo należało do „rodzicielskiego zestawu spojrzeń".
— Jungkook, nie gadaj bzdur — rzucił, nie odrywając od niego wzroku. — Ja też kocham Jimina, tam samo, jak Jin czy Tae. Wszyscy się kochamy — wyjaśnił, widząc nieodgadnioną minę młodszego.
— Ale nie tak, jak ja! — zawył. — Ja... Ja go kocham inaczej — westchnął.
Namjoon pozwolił, by brunet wtulił się w jego ciało, chlipiąc w jego koszulkę. Łzy spływały ciurkiem z jego policzków.
Ty było dla niego za dużo. Te wszystkie emocje, to wszystko. Jimin.
— Namjoon, ja wiem, że to złe — załkał. — Ale, ale to jest silniejsze ode mnie. To mnie przerasta.
— Cii — Dłonie lidera błądziły po plecach maknae, starając się go uspokoić. — Jungkook, nic się nie dzieje. To minie.
— To trwa od dwóch lat — zawył. Czuł, jak z każdą łzą pogrąża się w swojej rozpaczy jeszcze bardziej. Chciał w tym momencie zniknąć, zapomnieć o przyjaciołach z zespołu czy pieniądzach. On po prostu chciał miłości Jimina.
Ponownie zapadła między Koreańczykami cisza, która przerywana była łkaniem Jeona. Lider wiedział, że w tym stanie młodszy kierował się emocjami, dlatego postanowił przełożyć tą rozmowę na inny dzień.
— Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
Bo taka w tamtym momencie była prawda. Kim był całkowicie zaskoczony. Nie miał pojęcia, jak ma się zachować. W końcu zostając liderem nie dostał instrukcji, jak ma postępować przy nagłym zakochaniu się członka zespołu.
— Nic — odparł młodszy. — Nie masz mówić kompletnie nic. Nikomu.
Szatyn westchnął ciężko, układając dłoń na tej należącej do Jimina, która nadal spoczywała na jego udzie. Kochał patrzyć na ich złączone dłonie. Na to, jak jego duża dłoń ukrywała tą maleńką rączkę Jimina.
Kochał drobne ciało Jimina, które idealnie pasowało do niego. Jakby byli dla siebie stworzeni.
— Musimy iść — mruknął maknae. Chciał ściągnąć rękę z talii niższego i pozwolić mu wstać, jednak ten jeszcze bardziej wtulił się w jego tors, zaciskając mocno powieki.
— Nie chcę — jęknął. Brunet wyglądał w tamtym momencie tak rozkosznie, że Jeon był w stanie rzucić w cholerę cały ten koncert. Tylko, by jego maleństwo było szczęśliwe.
Szatyn spuścił delikatnie głowę, skanując wzrokiem twarz niższego. Wyglądał jakby spał; pozostawała ona w idealnej harmonii. Pełne usta delikatnie się stykały, a mięciutki policzek był przyciśnięty do piersi młodszego.
Niepewnie uniósł drugą dłoń i ułożył ją na gładkim policzku starszego. Gładził go delikatnie, wsłuchując się w ciche pomruki bruneta. Tak bardzo chciał się w tym momencie pochylić i musnąć czoło wtulonego w niego chłopaka.
Jednak cała ta chwila musiała się skończyć. Przecież wszyscy na nich czekali — członkowie, staf, a w szczególności fani.
— Jimin, Jungkook, musimy iść — spokojny głos Namjoona rozbrzmiał nad jego uchem, sprawiając, że i Jimin uniósł głowę.
— Mhm — mruknął. — Chodź, Minnie.
Brunet jedynie kiwnął głową na słowa młodszego, po czym niechętnie odsunął się od niego. Jeon natychmiast poczuł się, jakby zabrano mu jego cząstkę. Zimno ogarnęło go od zewnątrz, jednak mimo to uśmiechnął się do niższego przyjaźnie. Park wstał z kanapy i z zaspanymi oczkami skierował się do wyjścia z garderoby. Młodszy miał zamiar zrobić to samo, jednak zatrzymała go ręka Namjoona, zaciskająca się wokół jego nadgarstka.
— Nie przesadź, Jungkook — mruknął, jednak szatyn doskonale zrozumiał, o co mu chodziło. Słyszał to już niejednokrotnie. "Nie przesadź", "pamiętaj, że jesteś piosenkarzem", "nie możesz być z Jiminem"— takimi zdaniami obrzucał go Namjoon, gdy młodszy pozwała sobie na bliższy kontakt z najniższym z zespołu. Jednak po tych słowach wspólnie podążyli za Jiminem, który odwrócił się, wyczekując na przyjaciół.
Pod sceną doskonale było słychać okrzyki fanek. A.R.M.Y skandowały głośno ich imiona, choć oni nada krążyli poza ich widokiem. Do jego uszu docierały nuty ich piosenek, które zazwyczaj były puszczane przed wyjściem artystów na scenę. Dotarli do platform, przy których stali już pozostali czterej członkowie.
Wszyscy stanęli na swoich miejscach. To był moment w którym, choć przeżywał to już wiele razy, zawsze jego serce zaczynało tłuc się o żebra jak szalone. Spojrzał na Jimina, po raz ostatni posyłając mu pokrzepiający uśmiech, po czym przymknął powieki, zaciskając palce wokół swojego fioletowego mikrofonu, który otrzymał po drodze od jednego z członków stafu.
Skupienie ogarnęło jego umysł, a wrzawa koncertowa ucichła. Przecież grali koncert już nie raz, a jednak za każdym razem przeżywał to tak samo. Oddychał ciężko, słysząc jedynie bicie swojego serca. Otworzył oczy, wypuszczając spomiędzy warg powietrze. Wszyscy przyjęli odpowiednie pozycje, podczas gdy platformy ruszyły.
1, 2, 3...
— Kim Namjoon, Kim Seokjin, Min Yoongi, Jung Hoseok, Park Jimin, Kim Taehyung, Jeon Jungkook, BTS!
Fanchaty drażniły jego uszy, kiedy światło uderzyło go w twarz. Został otoczony piskami fanek, które zaczęły energicznie wymachiwać army bomb. Ich krzyki wzmagały się z każdą sekundą, a do jego oczu zaczęła docierać masa kolorów. Jego serce zalało dziwne ciepło; zawsze tęsknił za fanami. Zawsze byli dla niego jak druga rodzina, a w zasadzie nawet i trzecia — miał w końcu jeszcze chłopaków. I choć czekał go teraz bardzo długi i ciężki koncert, zaczął uśmiechać się do siebie. Kochał to. Kochał fanów, chłopaków, rodzinę, matkę, ojca, brata — ale w szczególności Jimina.
— We are BTS!
࿇࿇࿇
Wspólna piosenka trzech raperów dobiegała już końca, dlatego wokaliści zaczęli się spieszyć, by wrócić na scenę w nowych strojach jeszcze przed końcem piosenki rap line'u. Odgłosy szybkich kroków rozchodziły się po garderobie, podczas gdy wokaliście biegali wte i wewte razem ze stylistami.
— Taehyung, kurtka! — krzyk jednej ze stylistek dobiegł Jungkooka, który stał w kącie garderoby, czekając na przyjaciół. Obracał w dłoniach złoty mikrofon Jimina, który poprosił go o przechowanie go, przypatrując się temu, jak inni pośpieszają drugich, by tylko nie spóźnić się na kolejną piosenkę.
— Soo, pośpiesz się z tymi cieniami — mruknął Jin, który nadal był malowany przez stylistkę. — Zaraz musimy wejść.
— Już, już — odparła kobieta, odkładając paletę. — Idźcie.
Po tych słowach czwórka wokalistów — on, Seokjin, Taehyung i Jimin — musieli ponownie wrócić na scenę. Naprawdę kochał koncertować, jednak czaszami wykańczało go to psychicznie. Bycie cały czas w drodze, spanie w hotelach przez parę miesięcy, robienie mu zdjęć na każdym kroku — momentami miał tego dość. Najgorsze były jednak momenty, gdy fani wkraczali w jego prywatną sferę. Gdy nie mógł wyjść normalnie z Tae pozwiedzać, posiedzieć w pokoju z Minem czy też nagrać live'a z liderem, bo oni doszukiwali się w tym drugiego dna. Wkurzały go inne shipy, bo przecież on kochał Jimina. Kochał, ale nie mógł z tym nic zrobić.
Szybko przemieścili się na scenę, wraz z końcem zapierającej dech w piersi piosenki. Pierwsze nuty kolejnej piosenki, którą okazało się być "I'm fine" zaczęły rozchodzić się po stadionie. Chłopcy wybiegli wgłąb sceny, dołączając do swoich przyjaciół. Szybko oddał mikrofon właścicielowi, który z paniką w oczach nie potrafił go znaleźć. Jego słodki, nierozgarnięty Jimin...
Namjoon spojrzał na niego, a wtedy młodszy zdołał zauważyć, że lider oddycha szybko. Odwzajemnił uśmiech, wsłuchując się w partię Taehyunga. Po chwili miał okazję usłyszeć anielski głos Jimina, od którego nie potrafił oderwać wzroku. Park lśnił na scenie bardziej, niż gdziekolwiek indziej. Potrafił się wtedy uśmiechać, choć wcześniej ogarniał go stres. To tam zawsze czuł się najbardziej szczęśliwy i Jungkook to wiedział. To tam potrafił się tulić do niego bez skrupułów, zachowywać się jak nieogarnięty i kochany dzieciak. Na scenie Jungkook zawsze czuł, jakby starszy był bliżej niego, niż w dormie.
Szkoda tylko, że Jeon wiedział, że to tylko gra pod fanów.
Z każdą piosenką czuł się coraz swobodniej. Cały stadion śpiewał z nimi, tworząc jeden wielki chór. Kochał to uczucie, gdy wpatrywał się w publikę ze łzami w oczach. Widział wtedy przed sobą siebie sprzed iluś lat, nie wierzącego w to, że uda mu się tyle osiągnąć. Zmagającego się z tyloma problemami, na skraju, chcącego się poddać. Chciałby powiedzieć tamtemu sobie, że za żadną cenę nie może się poddać, bo kiedyś jego ciężka praca się zwróci.
I stał tak, uśmiechając się właściwie do siebie, ogarniając wzrokiem całą arenę. Kilka tysięcy ludzi, dla których ten jeden z wielu ich koncertów był spełnieniem marzeń. Nie potrafił pojąć tego, dlaczego to właśnie oni byli ich marzeniami.
Powoli ogarniało go wzruszenie, gdy poczuł, jak drobne ciało Jimina przylega do jego torsu. Nie potrzebował nawet spoglądać w dół, by wiedzieć, że to on wtula się w jego ciało; potrafił wszędzie rozpoznać perfum jego miłości. Objął go ramieniem, równocześnie słysząc piski stojąc pod sceną army.
— Zastanawiam się, dlaczego na to zasłużyłem — mruknął, głaszcząc czule bok Jimina. — Na to wszystko. Na fanów, na was, na ciebie — dodał, jakby chciał przekazać mu, jak bardzo go kocha.
—Nikt nie zasługuje na to, tak, jak ty — westchnął, wtulając twarz w koszulkę wyższego.— Kocham cię, Jungkook — westchnął, spoglądając w jego oczy.
— Ja ciebie też, Minnie — odparł, po czym musiał wypuścić swoje kochanie z ramion, ponieważ zbliżał się moment, w którym to on musiał śpiewać.
Jak bardzo chciał wykrzyczeć wtedy Jiminowi, że mówi najświętszą prawdę. Że kocha go mocniej, niż kogokolwiek innego.
Jednak wtedy, patrząc w jego oczy w otoczeniu tysiąca fanów poprzysiągł sobie, że w końcu mu pokaże, że on kocha go inaczej.
..........................................
[2726 słów]
Witam w pierwszej części tego oto three shota! Wiem, że działo się tutaj niewiele, jednak mam nadzieję, że się podobało i że zostaniecie na dłużej, bo przed nami jeszcze dwie części :)
A razie jakiś pytań, walcie śmiało :)
Do następnego,
~ Altrey
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top