[50]

• jungkook •

Właściwie to dobrze znam drogę do pracowni Jina i mógłbym nawet pokusić się o stwierdzenie, że dojechałbym tam na ślepo z każdego miejsca w Seulu. Bądź co bądź doświadczenie robi swoje, a ja w progach Kima bywam chyba najczęstszym bywalcem jeśli chodzi o osoby trzecie.

Po wyjściu z całego tego przepchanego ludźmi metra wystarczy mi jedynie przejść przez ulicę, żeby zaraz po tym znaleźć się pod ogromnym przybytkiem handlowo-mieszkalnym, w którym to swój lokal ma Jin, a tym samym pracowite 5-6 dni w tygodniu spędza tam mój drogi Jimin.

Pukam do drzwi w tym samym momencie, w którym otwiera mi je opierający się o swoje biodro Jin i jego wyjściowy uśmiech w mgnieniu oka zamienia się w rozczarowanie i irytację.

- Myślałem, że to klient. - wycedza przez zęby, po czym odsuwa się, żebym mógł swobodnie przejść. - Jimin pracuje.

- Dlatego tu jestem, co nie. - wzruszam ramionami mówiąc sarkastycznym tonem, przez co Jin zdziela mnie jakąś trzymaną właśnie kartką po tyłku. - Jedzenie przywiozłem! - obraniam się jednak, pokazując mu zaraz reklamówkę z zapakowanym posiłkiem teoretycznie dla połowy wojska, ale praktycznie dla naszej trójki.

- Ciesz się, że mam dla ciebie miękkie serce Jungkookie... - wzdycha i przejmuje ode mnie torbę, nie racząc nawet mnie o tym poinformować.

- To ciekawe co by było, jakbyś nie miał. - mówię tylko pod nosem, przewracając oczyma na jego głupotę.

Zaraz po tym wchodzę do tego głównego już pokoju, jakim jest ich właściwe miejsce pracy. Tam dostrzegam siedzącego przy jakichś tkaninach Jimina, ze szpilką w dłoni i ustach, który mierzy coś właśnie, czy tam doszywa. I nawet nie raczy na mnie spojrzeć! A przecież na pewno słyszał mnie spod drzwi, jako że była to odległość jakichś 3 metrów. Kolejny raz orientuję się wtedy, jak poważnie Jimin podchodzi do jakiejkolwiek pracy, szczególnie do tej swojej ulubionej.

- Jimin-ah, nie bądź głuchy. - wołam dodatkowo, gdy tylko znajduję się przy nim i dopiero wtedy zauważam, kiedy już to on odwraca do mnie głowę i spostrzega moją obecność, że ma słuchawki w uszach. Mogłem się tego spodziewać. Z Jinem idzie dostać białej gorączki.

- O! Jungkook! - od razu wyjmuje słuchawkę z ucha, po czym odkładając wszystkie narzędzia odwraca się do mnie na krześle i przeciąga. - Akurat byłem głodny.

Ah, więc to tak? Kojarzę mu się tylko z dostawami jedzenia? Wrednie, Jimin, bardzo wrednie.

- A co ma piernik do wiatraka? - zakładam więc ręce na krzyż, udając zdziwienie, czy też niezrozumienie, kiedy tyłkiem opieram się o metalowy stolik z tkaninami za mną, po czym wzruszam jeszcze ramionami dla niepoznaki. - Przyszedłem do ciebie, bo się stęskniłem, nie przyniosłem żadnego jedzenia.

- Jiminnie! Jungkook przyniósł jedzenie. - dzięki Jin-hyung. Wzdycham, czując jak frustracja obejmuje całe moje ciało, ale opuszcza je jeszcze szybciej, gdy tylko słyszę, jak chichot Jimina rozbrzmiewa w pokoju, a on sam posyła mi jedno z tych spojrzeń typu: nie takie numery ze mną. Aish, Jimin. - Mm, japchae. - dodaje, już napychając usta żarciem, gdy tylko postawił je na wolnym chwilowo biurku.

- Zostaw trochę dla nas, hyung. - przewracam oczyma.

Sam nie jestem jakoś niewiadomo przegłodzony, żeby rzucać się na jedzenie tak, jak to bezwstydnie zrobił Jin, ale mimo to podchodzę, zabierając od razu jeden z pojemników, w jakim była moja porcja, po czym dosuwając sobie pierwsze lepsze krzesło siadam na nim i zaczynam jeść.

W tym samym momencie jeszcze z miejsca wstaje i Jimin, który to z kolei usadawia się już na biurku, na którym leży teraz reklamówka, wyjmując trochę japchae dla siebie, zaciągając się zapachem, jeszcze zanim w ogóle otwiera pudełko. Jimin uwielbia jeść w ten sposób, zaczynając delektować się daniem zanim jeszcze w ogóle wkłada je do ust. Tak powoli oswajać się z każdym posiłkiem, jaki miał go cieszyć, żeby wyciągać z dania maksimum doznań. Naprawdę uwielbiam patrzeć jak on je, to było od zawsze dziwnie satysfakcjonujące, szczególnie, gdy się patrzy na ten wdzięczny uśmiech, gdy tylko smakuje potrawę wraz z pierwszym kęsem.

- Mmm! Kocham cię, Jungkook! - oczywiście, wiem o tym. Dlatego tylko macham ręką, sugerując mu, że to drobiazg, przy czym czuję jak robi mi się miło.

- Ja też cię kocham, Jungkook. - dopowiada jeszcze Jin, na co z uśmiechem przekręcam oczyma. - Ale następnym razem mógłbyś wziąć jeszcze coś na deser, po jedzeniu zawsze spada cukier i chce się wszamać jakiś bananowy chleb z czekoladą na przykład, nie żebym konkretnie sugerował. - no ten to się już chyba za bardzo rozpędził.

- Wezmę to pod uwagę, gdy następnym razem będę kupował jedzenie DLA JIMINA. - mówię z zaciętym wyrazem twarzy, poniekąd sugerując Seokjinowi, że fakt, iż on też właśnie pochłania ten boski posiłek jest tylko moją dobrą wolą. Zresztą, dla Jimina też to tylko moja dobra wola, ale tutaj sytuacja wygląda całkowicie inaczej. Jimin to mój najlepszy przyjaciel na zawsze.

- A ja wezmę to pod uwagę, gdy następnym razem będę cię wpuszczał do MOJEGO STUDIA. - Jin odgryza mi się, parskając jeszcze, na co ja już uznaję, że wolę zjeść w spokoju do końca, niż rozmawiać dalej z panem idealnym. No i też dość jednoznaczny jest wyraz twarzy Jimina, jaki najwidoczniej nie zamierza słuchać naszych dogryzań.

Jemy w ciszy przez następne 5-10 minut, dodając jeszcze jakieś tam pojedyncze słowa dotyczące naszego dnia pomiędzy sobą, przy czym Jin robi nam jeszcze herbatę, a my z Jiminem powoli zaczynamy sprzątać śmieci, jakie zostały po posiłku. Kilka razy tam się jeszcze popychamy, szturchamy się, albo dajemy drugiemu z łokcia w bok [dzięki za siniaka, Park], po czym siadamy znowu we trójkę na uprzednio zajmowanych miejscach, zajmując się już gotowym naparem, na którym wszyscy ogrzewamy sobie dłonie.

- Co robisz po pracy? - zwracam się do Jimina, który właśnie bierze łyka waniliowej herbaty.

- Śpię. - wzrusza ramionami, na co ja tylko parskam delikatnym śmiechem. - A ty?

- Nie mam pracy. - tym razem to ja wzruszam ramionami, przy czym Jimin wzdycha z irytacją. - Ale możliwe, że to się zmieni! - dodaję dumnie, po czym żadnemu z nich [widząc kątem oka, że i Seokjin zainteresował się moim stwierdzeniem zaczyna się wpatrywać z oczekiwaniem] nie dając sobie przerwać kontynuuję. - Namjoon-hyung załatwił mi rozmowę o pracę w takiej jednej kawiarni. Muszę dzisiaj napisać jakieś tam wstępne CV i wysłać właścicielowi, żeby miał jakiś wgląd w moją osobę.

- I pewnie liczysz na to, że ci pomogę? - Jimin wzdycha kolejny raz, uśmiechając się przy tym zadziornie.

- Pomyślałem sobie, że ktoś tak krasomówczy, utalentowany, nieziemsko przystojny i wypełniony po brzegi pysznym japchae, które sam mu kupiłem i przyniosłem, jak ty poświęci te kilka chwil ze swojego wiecznie młodego życia i zlituje się nad moją bezrobotną duszą, hm? Najcudowniejszy i mój najulubieńszy z hyungów? - brew Jimina jak podniosła się raz do góry, tak teraz nie na żarty pozostaje w tej samej pozycji, przy czym nie działa nawet mój uroczy uśmiech, jaki zawsze roztapia jego serce. Gra trudnego skurczybyk. - Nie zrobisz tego, dla swojego najlepszego przyjaciela, który pojedzie z tobą na koncert Twenty one Pilots, hyung? - teraz to już robię minę na szczeniaczka.

I Jimin pęka, na szczęście dla mnie, bo przekręcając oczyma uśmiecha się lekko, patrząc na mnie jak na pasożyta. Co kompletnie mija się z celem. Jestem jego życiowym kompanem i on o tym doskonale wie.

- No zgoda. - dodaje tylko, mimo że ja po samym wyrazie jego twarzy widzę, że już nie będę go musiał dalej namawiać.

- Co ja bym bez ciebie zrobił, Jimin-ah. - uśmiecham się tylko ślicznie, patrząc na niego jak na słoneczko jakieś, którym Jimin właściwie jest, po czym opieram się o krzesło wygodniej, ignorując przy tym gwizdanie Seokjina, nie próbując nawet go w tej chwili rozumieć,

Jedyne co widzę to zarumieniony wyraz twarzy Jimina, biorącego drugi łyk z tego samego kubka wciąż parującej herbaty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #bts#jikook