Rozdział 2

27.07.1995

《Michael》

Rano obudziło mnie słońce walące mi centralnie po oczach... Bella spała obok mnie z łagodnym uśmiechem na twarzy...

Poszedłem do łazienki umyć się chociaż wodą...

Dopiero zobaczyłem się w lustrze... miałem na szyi ślad po linie...

Wyglądało to okropnie... jak ja mogłem w ogóle pomyśleć o skończeniu ze sobą?

Usiadłem na ziemi i popłakałem się na myśl o tym, co ja tak naprawdę zrobiłem... chciałem odebrać Belli ojca... Przez 16 lat byłem dla niej ojcem... Teraz, gdy wzięła ślub, by ukryć nasz związek, ja chciałem się zabić. Jak mogłem?!

- Daddy, czemu płaczesz? - usłyszałem pytanie Belli.

Podniosłem wzrok. Stała zawinięta w koc pod którym spaliśmy

- Jak ja mogłem chcieć się powiesić?

- Ja uciekłam z domu

- Ale ty nie wiedziałaś, że nie jestem twoim ojcem, a ja tak.

- Ale nie wiedziałeś, że ten ślub to fake... to nie twoja wina

- Moja. To ja nie miałem jaj odmówić wam ślubu i zawalczyć o ciebie... Przepraszam kochanie

- Nie zimno ci? Siedzisz na kafelkach tylko w bokserkach...

- Zniosę to.

- Ale ja cię ogrzeję... - rozchyliła koc pokazując, że jest naga

- Wiesz co? Nie wiem czemu nie zakochałem się w Donie... przecież jesteś do niej identyczna...

- Też nie wiem... - usiadła obok mnie - Ale bardziej mnie zastawia, czemu ona nie zakochała się w tobie...

- A skąd ja mam to wiedzieć?

- Daddy, możemy zrobić sobie w domu bawialnię?

- A chcesz?

- Jeśli się zgodzisz

- Ok... załatwię to...

- Mam pytanie...

- Tak?

- Możesz mnie traktować z wyższością?

- Znaczy?

- Po rozkazywać mi trochę na przykład... a jeśli będę nie grzeczna to mnie ukarasz...

Te słowa uświadomiły, że mogę z tego wybrnąć. Postanowiłem ją do siebie zrazić... ona powinna szaleć, chodzić na randki z chłopakami w jej wieku, a nie sypiać ze mną. 

- Dona za tydzień jedzie do swoich rodziców... pojedź z nią, a ja z Rogerem ogarniemy ten pokój.

- Dziękuję. - pocałowała mnie w usta

Do głównego budynku wróciliśmy dopiero koło 10⁰⁰... pierwsze co wtedy zrobiłem, to pobiegłem do łazienki od mojej sypialni i starałem się jak najszybciej zakryć makijażem ślad po linie

Bella zajrzała do łazienki

- Daj, pomogę ci...

Pomogła mi to zamaskować, przebraliśmy się i zeszliśmy na dół

Dona siedziała już na ogrodzie i czytała książkę

- Hej - usiadłem obok niej

- Cześć... - spojrzała na mnie - udała się wam noc?

- Sądzę, że tak, ale Donata...

- Jak już używasz mojego pełnego imienia, to na prawdę na poważnie mówisz... co jest?

- Donata, ja źle się czuję z tym, że sypiam z twoją córką... czuję się jakbym ją krzywdził...

- Co zamierasz?

Przybliżyłem się do niej i zamknąłem jej książkę... Gdy spojrzałem na tytuł, postanowiłem wykorzystując tą książkę wyjaśnić Donie mój plan

- Bella zażyczyła sobie bawialnię... ona pojedzie z tobą do twoich rodziców, a ja z Rogerem zajmiemy się budową tego pokoju... myślisz, że czerwień będzie dobra na ściany w nim? - wskazałem okładkę książki, która co prawda była szara, ale czerwień często pojawiała się w niej jako motyw

- Myślę, że tak... masz - podała mi książkę - znajdź sobie opis pokoju i miłej zabawy... ale... czemu chcesz spełnić jej zachciankę, skoro źle się czujesz będąc z nią?

- Chcę ją do siebie zrazić... najlepiej, zostawię ją tam związaną z dwa dni, żeby uznała mnie za szaleńca... niech poszaleje... niech spotka kogoś w swoim wieku...

- Jak uważasz, Michael... Może poczekaj trochę... może to tylko faza... ty nie chciałeś się przespać z idolką?

- Z Ross? Chciałem... i spałem... Gdy nagrywaliśmy The Wiz...

- Właśnie... daj jej jeszcze z rok... to na pewno tylko faza...

- Mam nadzieję...

- Mike, 16 lat grałeś jej ojca...wybacz, że tak powiem, ale może zlej ją tak, jak Joseph ciebie gdy byłeś dzieckiem... może wtedy ją do siebie zrazisz

- Nie chcę jej zrobić krzywdy...

- Przeczytaj od... - przejrzała książkę - tego miejsca - wskazała stronę - Nie chodzi mi, żebyś ją pobił ręką... zdziel ją tak jak tutaj...

- Ona ledwie skończyła 18 lat...

- Michael, jeśli ty serio chcesz, żeby się zraziła, to nie marudź... jeśli nie chcesz tego zrobić, odegraj rolę... później ci pokażę jak na przykład...

- Ok... Postaram się...

》Donata《

Michael poszedł z książką do biura rozplanować pokój, a ja postanowiłam zrobić sobie kawę

- Mamo... - Bella zajrzała do kuchni

- Tak?

- Musze ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że nikt się nie dowie

- Obiecuję... co się stało?

Podeszła do mnie

- Wczoraj w nocy, Michael chciał się powiesić - powiedziała szeptem - zobacz - podała mi kartkę

- Czemu on jeszcze żyje?

- Bo odcięłam linę... mamo, ja go kocham i... Ja chcę z nim być...

- Rozumiem cię... przeszłam coś podobnego... Twój biologiczny ojciec był dla mnie najcudowniejszy na świecie. Uważałam go za ideał... a on, zostawił mnie, gdy dowiedział się o ciąży...

- Ale ja nie odpuszczę. Kocham go...

- Rozumiem, ale... ty nie możesz ograniczać się tylko do niego... masz 18 lat... Ja w tym wieku szlajałam się po mieście podpita...dam ci nawet kasę, ale idź zaszalej...

- Może dlatego mój ojciec cię zostawił

03.08.1995

》Michael《

Dona i Bella pojechały do rodziców Dony, a ja i Roger wzięliśmy się za przygotowanie pokoju... tego dnia tylko przemalowaliśmy ściany

05.08.1995

Ściany wyschły, więc położyliśmy wykładzinę i wstawiliśmy meble...

06.08.1995

Roger pojechał po wyposażenie pokoju, na podstawie książki...

Gdy wrócił i dał mi karton z rzeczami, stwierdził:

- Nie chcesz wiedzieć, co im powiedziałem, po co mi to

- Chcę

‐ Że wyposażam panieński siostry

- Dobrze wybrnąłeś...

- Dzięki

Pochowaliśmy rzeczy do szaf

- Mogę Ci zadać dziwne pytanie? - zapytał Roger

- Tak

- Całowałeś się kiedyś z facetem?

- Byłem u Merkury'ego na imprezie... w zasadzie to on pocałował mnie... ale stało się... czemu pytasz?

- Bo od 19 lat jesteś z matką Belli

- Nie jestem... udawałem ojca Belli, ale nigdy nie spałem z Doną

- Muszę ci się przyznać, że jestem wielkim fanem twojej twórczości

- Dziękuję.

- Może to głupie pytanie, ale... mógłbym czasem skorzystać z tego pokoju?

- Tak.. dzięki za pomoc

- Proszę.

10.08.1995

Bella i Dona wróciły poprzedniego dnia...

- Mike, ja muszę pojechać spotkać się z ojcem Belli... - zaczęła Dona, gdy razem przygotowywaliśmy śniadanie

- Nie boisz się?

- Nie... Roger i Peter jadą ze mną. Grace dziś nie ma, bo źle się czuła wczoraj... tu zostaje Bill i dwóch innych ochroniarzy..

- Do czego zmierzasz?

- Poproś ich o sprawdzenie reszty terenu, będziesz tu sam z Bellą...

- Nie dziś Dona... niech Bella odpocznie po podróży... wieczorem mi pokarzesz, o co ci chodziło

- Może być... Mike, muszę cię o coś poprosić. Jeśli nie wrócę na noc, zgłoś zaginięcie. Nie wiem jak Chris zachowa się po prawie 20 latach...

- Dobrze... to napisz, jak będziesz wracać...

***

Koło 18⁰⁰ Dona napisała, że wracają...

***

Mniej-więcej o 21³⁰ byli w domu...

- I jak? O czym z nim rozmawiałaś?

- Że jest do niczego i inny facet wychowuje jego dziecko, które właśnie wzięło ślub... Gdy zobaczył zdjęcie ze ślubu Belli, stwierdził, że jest piękna i że też taka byłam... dość mocno podkreślił, że byłam... nie ważne... co za dupek...

- Jeśli chcesz lub potrzebujesz czegoś mów... Od lat się przyjaźnimy, a od prawie 2 dekad gramy parę...

- Chodź do sypialni. Pokarzę ci o czym mówiłam, co do Belli.

Gdy tam weszliśmy i zamknęliśmy drzwi, Dona spojrzała na mnie z wyższością

- Siadaj. - wskazała łóżko...

Usiadłem.

- Teraz patrz. - szarpnęła mój podbródek do góry - zrób tak i powiedz jej coś na prawdę podłego, jak to, że jest od ciebie w pełni zależna i od ciebie zależy, czy tu jeszcze mieszka

- Ona wie, że taki nie jestem

- Jeśli ci to powie, to graj dalej, i powiedz, że te lata udawałeś to dla wizerunku i tego, żeby ją uwieść.

- Dobra... a tak poza szarpaniem za podbródek?

- To. - chwyciła mnie za szyję, ale trafiła akurat tam, gdzie nadal miałem ślad po linie, co dość mnie zabolało, więc instynktownie ją odepchnąłem

- Co jest Michael?

- Przepraszam cię jakiś... odruch... Kiedy Joseph nam groził, podduszał nas...

- Na pewno? Mike, Bella mi powiedziała o tym co się stało...

- Tak Dona. Co do Josepha, tak było... i tak, chciałem się powiesić, więc obie rzeczy

- Michael, jeśli ty potrzebujesz pomocy, powiedz... Moja siostra jest psychologiem

- Nie, Dona, ja... to był impuls... nie mogłem patrzeć na ich szczęście...  Teraz wiem, że udawali, ale... Ja ją zwyczajnie kocham.

- Ale jeśli będziesz potrzebować pomocy, powiedz.

- Powiem...

11.08.1995

Rano, zaraz po śniadaniu Dona pojechała z Peterem i Rogerem gdzieś na miasto, a ja zostałem w Neverland z Bellą i trójką ochrony

- Bill, moglibyście sprawdzić teren?

- Tak, zaraz wyślę chłopaków

- Bill, chcę spędzić dzień TYLKO z córką. Grace też zaraz wychodzi.

- Ok. To ja może ją odwiozę...

- Super będzie, dzięki.

***

Gdy w budynku zostałem z Bellą sam, zaprowadziłem ją do pokoju, który z Rogerem przygotowaliśmy...

- Jest świetny, o to mi chodziło... dziękuję Daddy - pocałowała mnie

Zamknąłem drzwi na klucz

Bella zrzuciła szlafrok, pod którym nic nie miała, a ja przykułem ją do łóżka

- Chciałaś tatusia? To dostaniesz... takiego, jakiego miały moje siostry - podjąłem kolejną rolę - Teraz jesteś moją zabawką... nikt już cię nie uwolni - Sam nie wierzyłem, że tak mówię do niej ale musiałem ją zrazić do siebie, żeby nie zmarnowała sobie życia dla mnie...

- Co ze mną zrobisz, Daddy? - zapytała

- Co tylko zechcę... - podszedłem do szafki i wziąłem z niej knebel z kulką - Teraz już nie możesz się wycofać... - założyłem go jej - Teraz,  jeśli zrezygnujesz to i ty i twoja matka nie macie prawa tu mieszkać. Odetnę was od kasy i zniszczę. - pamiętając, jak nam groził Joseph, takim samym tonem mówiłem do Belli - twojej matki już nikt nie zechce, ale jakiś burdel z pewnością połasi się na ciebie...

Widziałem strach w jej oczach, który z jednej strony mnie bolał, a z drugiej cieszyło mnie, że coraz pewniej zrażam ją do siebie

***

Koło 14⁰⁰ zszedłem po obiad i z nim wróciłem do pokoju, gdzie nadal była Bella

- Jesteś głodna? - zapytałem stawiając obiad na blacie szafki

Bella pokiwała głową

- To sobie poczekasz....

Zjadłem przy niej obiad

- Nawet dałbym ci jeść, ale wolę cię taką jak teraz... jeszcze byś mi utyła, co sądzisz? - zdjąłem jej knebel

- Daj mi się napić, proszę

- A co ja? Twój ojciec?

- Błagam cię... cokolwiek do picia...Nawet wodę z kranu, ale ja się muszę napić, albo zemdleję

- To nie będziesz przynajmniej stawiać oporu...

- Daddy, błagam... kocham cię... mówiłeś, że ty mnie też...

- Uwierzyłaś w to? Serio? Głupie dziecko...było oczywiste, że Dona tak łatwo się nie da, bo się przyjaźnimy od lat, ale ty...młoda i głupia, uwierzyłaś, że ja mogę cię w ogóle pokochać...

- O czym ty mówisz? - była wystraszona

- Że już tu zostaniesz... utrzymuję ciebie i twoją matkę od kiedy przyszłaś na świat... Coś mi się należy..

- Ale mnie i tak już miałeś. Ja cię kocham

- Udowodnij.

Wpiła się w moje usta i kilka minut trzymała namiętny pocałunek

Zrozumiałem, że zrażanie jej do mnie, nic nie da...

- Grzeczna dziewczynka.... jutro rano cię wypuszczę. Pójdziesz ze mną na śniadanko?

- Tak.

- Ale będziesz później moją dziewczynką?

- Tak... kocham cię... proszę... inaczej nie odcinałabym tej liny... Ja cię kocham... proszę... daj mi coś do picia...błagam...

- Poczekaj tutaj...

Poszedłem po wodę i wróciłem do niej

- Grzeczna dziewczynka... - dałem się jej napić - Ale pamiętaj, że jeśli ważysz się  zrezygnować, to więcej nie zobaczysz ani słońca, ani jedzenia.

- Nigdy nie zrezygnuję. Kocham cię. - słyszałem i widziałem, jak z trudem ukrywa strach i powstrzymuje łzy - Chcę być matką twoich dzieci

- Do tego nie potrzeba mi twojej zgody. Jeśli będę chciał to zwyczajnie masz je urodzić. Nie żartuję. Jeśli do tej pory uważałaś to za zabawę erotyczną, to jesteś głupsza niż twoja matka. Starczy jego dobrego. - zakręciłem butelkę i odstawiłem poza zasięg jej ruchów - wydaj z siebie choćby dźwięk, a poderżnę ci gardło. - złapałem ją za kolana i chciałem rozsunąć jej nogi - rozkładaj te nogi, kurwa

Nagle spoważniała

- Nie. Ty taki nie jesteś. Ja to wiem. I wiem, że chcesz tylko obrzydzić mi siebie, ale ci się to nie uda. Ja cię naprawdę kocham.

Rozpłakałem się

- Przepraszam cię, Bella... - uwolniłem ją - masz rację... zależało mi tylko na tym, żebyś chciała być jak najdalej ode mnie... żebyś pokochała kogoś w twoim wieku i nie marnowała się przy mnie... chcę dla ciebie dobrze... Żebyś miała jakąś przyszłość

- Ty nie rozumiesz... Ja nie chcę innego związku... wiem, że tylko ty mnie nie skrzywdzisz

- O czym ty mówisz?

- Nauczyciel hiszpańskiego w szkole... mnie molestował... - rozpłakała się

- Boże, dziecko... - przytuliłem ją do siebie - czemu nic nie mówiłaś? Już dawno by siedział...

- Groził mi...

- Nie ważne... chroniłbym cię przed nim...

- To nic by nie dało... groził, że zniszczy ciebie, że tu pójdziesz siedzieć, a ja i mama skończymy na ulicy... że jeszcze będę go błagać o seks...

- Już nie płacz... jeśli potrzebujesz załatwię ci terapię...

- Nie mi... Rose bardziej tego potrzebuje... on ją zgwłacił... ona się tnie... pomóż jej, błagam...

- Pomogę, kotku... pomogę

Jej telefon zadzwonił

Bella odebrała

- Hej Rosie... - zaczęła - Rose nie! Błagam nie! - zaczęła płakać i krzyczeć - Rose! Rose nie rozłączaj się

- Daj - wyrwałem jej telefon - Rose, co się dzieje?

- Zabiję się!

- Rose, spokojnie... powiedz mi co się stało. Ja ci pomogę...

- A może Pan przyjechać?

- Tak. Gdzie jesteś?

- W domu

Z Bellą się ogarnęliśmy i pojechaliśmy do domu Rose...

Drzwi otworzyła nam jej matka... też płakała

Na nasz widok starła łzy rękawem

- Przepraszam, nie chcę być niegrzeczna, ale to nie jest dobry moment na odwiedziny - stwierdziła płacząc

- Wiem... rozmawialiśmy z Rose przez telefon... nie wiem co się stało, ale wiem, że jest źle. Chcę pomóc, tak, jak tylko umiem.

- Wejdźcie...

Gdy weszliśmy, a matka Rose zamknęła drzwi natychmiast się rozpłakała i przytuliła do mnie

- Stracę wszystko... - szepnęła

Bella pobiegła na piętro do pokoju Rose

- Tato! - krzyknęła

(Przy ludziach nadal mnie tak nazywała dla niepoznaki)

Pobiegłem tam...

Rose siedziała skulona na środku pokoju, a wokół niej, na ziemi, leżały ścięte włosy. Jej włosy... ona była łysa...

- Rose, co się stało? - zapytałem spokojnie

Rose podniosła wzrok i spojrzała na nas

- Dziękuję, że jesteście... dziękuję, że was miałam... chciałam się tylko pożegnać...

- Czemu? Rose, jeśli potrzebujesz pomocy, powiedz...

- Mam raka... mam szansę żyć, ale mamy nie stać na leki... Ja umrę... chciałam tylko wam podziękować i się pożegnać

- Ale nie chcę się z tobą żegnać... - rozpłakała się Bella

- Rose, ja zapłacę za leczenie. - stwierdziłem - zabiorę ciebie i twoją mamę do Neverland i załatwię wszystko. Będziesz żyć.

- Naprawdę?

- Tak.

Omówiłem wszystko matką Rose...

- Ale nie będę miała jak oddać tych pieniędzy...

- Nie ma problemu. Ważne, żeby Rose z tego wyszła.

- Będę się głupio czuć... w jaki inny sposób oddać te pieniądze?

- Będziemy się martwić, gdy Rose wyzdrowieje.

- Zrobię wszystko... wiem, że ty i matka Belli nie jesteście małżeństwem... tu chodzi o moje dziecko... nie mam żadnego oporu i jestem skłonna nawet ci się oddać.

- Gdybym chciał mieć seks za pieniądze, zamówiłbym prostytutkę. Ja chcę wam tylko pomóc. Rose jest dla Belli jak siostra... jeśli już serio chcesz jakoś oddać pieniądze za leczenie Rose, to mogę Ci zaproponować posadę fryzjerki dla Dony i Belli...

- Zgoda... jeśli trzeba mogę też sprzątać...

- Nie martw się tym. Spakuj wasze rzeczy, ja teraz zabiorę Rose, a po ciebie przyjedzie Bill

- Zgoda... naprawdę ci dziękuję...

***

Wieczorem, po kolacji Rose spojrzała na mnie pustym wzrokiem

- Możemy się przejść?

- Tak...dasz radę iść czy brać wózek?

- Nie chcę się czuć ograniczona... wózek inwalidzki sprawi, że tak się poczuję

- Ja mówię o wózku golfowym

- Niech będzie...

Odjechaliśmy kawałek od głównego budynku...

- Czemu chce Pan nam pomóc? Czego chce Pan w zamian?

- Pomagam wam, bo na to zasługujecie. Nic nie chcę w zamian.

- Musi być jakiś powód. Ludzie niczego nie zrobią bezinteresownie

- To najwyraźniej nie jestem człowiekiem... Dla Belli jesteś jak siostra, a ona jest dla mnie jak córka, więc ciebie też tak traktuję.

- Jak to Bella jest dla pana jak córka? O co chodzi?

- Bedę z tobą szczery... Ja nie jestem jej ojcem, a między mną a Doną nie ma żadnego uczucia. Dona jest moją przyjaciółką... zwyczajnie jej pomogłem, bo narzeczony ją porzucił na wieść o dziecku...

- A ma pan jakąś? Ukryty związek coś?

- Przestań z tym pan. Znasz mnie od kiedy ty i Bella zaczęłyście szkołę... przejdźmy na ty... dziwnie się czuję gdy nazywasz mnie per pan...

- Ok... ponawiam pytanie. Pod medialnym związkiem z Dona masz kogoś? Tajemny związek, kochanka?

- Powiedzmy, że to niepewne... taki jakby okres próbny... niedawno zaczęliśmy związek...

- Duża różnica wieku? Kto jest starszy?

- Ja o 19 lat... jest twoją rówieśniczką.

- Bella wie, że nie jesteś jej ojcem?

- Wie, od kiedy wtedy zniknęła

- A nie jest zazdrosna? Jest twoją fanką i jak większość z nich, się w tobie buja... tylko jak coś, to nie wiesz tego ode mnie

- Ale ja to wiem. To z nią jestem w związku. Ale nikomu ani słowa.

- Ok... Co jeśli umrę?

- Nie umrzesz. Zapłacę za leczenie w najlepszym szpitalu, jaki tylko jest na świecie,   choćbym miał latać tam 6 godzin codziennie.

- Dziękuję Ci... możemy wracać? Jest mi zimno

- Proszę - podałem jej moją bluzę - mi nic nie będzie, a ty jesteś osłabiona...

- Dzięki... - otuliła się bluzą - Ale i tak wracajmy... jestem zmęczona...

Zawróciłem... nim dojechaliśmy pod budynek, zasnęła.

Zaniosłem ją do jednego z pokoi gościnnych, gdzie miała mieszkać na czas leczenia

- Dziękuję, że im pomagasz - usłyszałem za plecami głos Belli

- Robię to dla ciebie, aniołku...

- Jak rozwiążemy kwestię tego, że one tu mieszkają, ale nie wiedzą o nas?

- Rose wie... Damy sobie radę aniołku...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #bella