BELLA!
》Michael《
18.06.1977
Z Doną znałem się jeszcze z podstawówki. Nadal mieliśmy kontakt i często się spotykaliśmy, skąd pojawiły się plotki o naszym związku...
Teraz od prawie roku nie spotkaliśmy się i jedynie rozmawialiśmy przez telefon...
Dona (właściwie Donata, ale wszyscy mówili Dona i tak już zostało) zadzwoniła do mnie...
M: Hej Dona, co tam?
D: Błagam cię, przyjedź. AAA!
Wrzasnęła
M: Dona, co się dzieje?!
Przerażał mnie ból w jej głosie i te wrzaski
D: Pomóż Mi! Błagam cię!
M: Jesteś w domu?
D: Tak... Aaa!
***
Chwilę później byłem w jej domu...
Miałem klucze, więc wszedłem do środka...
Donę znalazłem w jej sypialni, leżącą na podłodze w kałuży... wody.
To, co dostrzegłem dopiero po chwili, to fakt, że.... BYŁA W CIĄŻY
- Dona, co się dzieje? - zapytałem
- Rodzę!
Wziąłem głęboki wdech, żeby się uspokoić, po czym klęknąłem przy jej głowie
- Oddychaj... spokojnie...
Wezwałem pogotowie i pojechałem za karetką do szpitala... Na moją prośbę zabrali Donę do prywatnego szpitala, gdzie leczyli się głównie celebryci i inni najbogatsi ludzie w LA i okolicach. Nie wiem co mną kierowało, ale gdy chciałem wejść z Doną na salę porodową, na pytanie czy jestem ojcem, odpowiedziałem:
- Tak.
Dopiero gdy Dona czekała na jednoosobowej sali na wyniki badań dziecka, zapytałem ją
- Dona czyje to dziecko?
- Pamiętasz Chrisa? - zapytała
Chris był jej narzeczonym 6-7 miesięcy wcześniej
- Tak... to jego dziecko?
- Tak, ale... on mnie zostawił dla innej, gdy dowiedział się o ciąży...
- Dona, potrzebujesz pomocy? Pomogę Ci.
- Tak... Michael... Bella potrzebuje ojca...
- Możecie nawet u mnie zamieszkać... zajmę się wami... jeśli trzeba to możesz mnie wpisać w papiery jako ojca. I tak cały świat myśli, że jesteśmy parą.
- Dziękuję ci...
27.06.1981
Przeprowadziliśmy się do Neverland... Chciałem chronić Donę i Bella przed pogróżkami jakie zacząłem dostawać...
Bella całkowicie wdała się w Donę, więc nie było widać, że nie jestem jej biologicznym ojcem...
Przy Belli ja i Dona udawaliśmy idealną parę, co skutkowało Tak bardzo, że moja rodzina uwierzyła w nasz związek...
17.03.1993
- Tato wychodzę - powiedziała Bella wychodząc z domu
- Gdzie idziesz? - podszedłem, żeby zamknąć drzwi
- Mam. 16 lat... czemu mnie tak kontrolujesz?
- Bo cię kocham. Chcę wiedzieć, gdzie cię szukać, jeśli nie wrócisz.
- Idę do Rose.
- Wrócisz dziś?
- Nie wiem... raczej nie...
Ufałem jej. Rose była dla niej jak Dona dla mnie - przyjaźniły się od podstawówki...
Po za tym, Bella coraz częściej mówiła o zmianie fryzury, a matka Rose była fryzjerką, więc pomyślałem, że właśnie po to chce tam iść...
18.03.1993
Dona wyjechała do swoich rodziców w Arizonie...
4.4.1993
Bella nie wróciła ani nie odbierała telefonu...
Zadzwoniłem do Rose.
R: Dzień dobry
M: Cześć, kiedy Bella u ciebie była ostatnio, mówiła coś o nas?
R: Tylko, że chciałaby więcej wolności... coś się stało? Gdy wyszła w piątek 19 marca mówiła coś o tym, że chyba odwiedzi babcię zanim wróci...Od tamtej pory nie odbiera...
M: I w tym problem, że ode mnie też... nie wróciła też do domu, od kiedy do ciebie wyszła.
R: Czemu nie dzwonił pan wcześniej?
M: Myślałem, że się na mnie obraziła i dlatego tyle u ciebie siedzi...
R: Jeśli mogę pomóc, to proponowałabym przeszukać jej pokój. Może zostawiła list albo coś podobnego.
M: Daj mi znać, jeśli będziesz wiedzieć gdzie może być...
R: Dobrze. Do widzenia
M: Do widzenia...
Pobiegłem do pokoju Belli i zacząłem przeszukiwać jej rzeczy... chciałem znaleźć cokolwiek... Nawet rachunek za bilety na samolot na drugą stronę planety, ale chciałem wiedzieć, gdzie jest Bella i czy jest bezpieczna... z jednej strony, grałem jej ojca od 16 lat, z drugiej... widziałem w niej piękną dziewczynę jaką była Dona w jej wieku, z tym, że do Dony czułem jedynie przyjaźń...
Od 16 urodzin Belli chciałem wyrzucić z głowy myśli o niej... byłem od niej 19 lat starszy! Jak mój mózg może konstruować takie myśli?!
Przeszukując ciuchy Belli znalazłem paczkę papierosów... Ok, to mogę jej wybaczyć... O ile nie przesadza, albo chciała tylko spróbować...
Gdzieś z tyłu głowy wmawiałem sobie, że Bella nie pali, a tylko ukrywa papierosy Rose, albo innej koleżanki, żeby tamta nie oberwała...
- Czemu grzebiesz w rzeczach Belli? - zapytała Dona, która najwyraźniej, właśnie wróciła
- Od kiedy wyszła do Rose, nie wróciła... u Rose była tylko na dwie noce... Od piątku po twoim wyjeździe Rose jej nie widziała...
- Znalazłeś coś?
- Fajki. - rzuciłem jej paczkę papierosów - na razie tyle.
- Jeśli ona pali, to ją zabiję...
- Najpierw niech się znajdzie...
Dona pomogła mi przeszukać pokój Belli
- Mike... - powiedziała przez łzy podając mi papier, który wyciągnęła spod dywanu...
- Wiesz o kim mówi? - zapytałem
- Jaka kobieta jest dla niej bliska?
- Rose, moje siostry, moja matka... i ty
- Nie rozumiesz?
- Nie
- Ona się zakochała w tobie. Ma cię za ojca, dlatego mówi, że nie w tym, w kim powinna, i nie może patrzeć, jak ty jesteś szczęśliwy że mną...O to jej chodzi. Dlatego nie chce wrócić do domu...
- My nawet nie sypiamy ze sobą. Nawet ślubu nie mamy.
- Kiedy ją znajdziemy, powiemy jej prawdę... Mike, ja nie będę mieć pretensji, jeśli się z nią zwiążesz...nie jesteś jej ojcem.
- Wiem... Ale świat myśli inaczej... co jeśli, gdybym się z nią związał, zaszła w ciążę?
- Powiemy, że to nasze dziecko? Albo jej z jej tajnym chłopakiem?
- Nie wiem... a jeśli było by podobne do mnie?
- Mało dzieci jest podobnych do dziadków?
- Dona, mam plan
- Jaki?
- Bierz Petera i van. Ja biorę Billa i Mercedesa. Przeszukamy najbliższe miasta... jeśli nie poskutkuje, zadzwonimy na policję.
- Zgoda. Jedź do LA. Ja sprawdzę Inglewood, później się dogadamy co dalej.
***
Przeszukaliśmy całe LA, Poza dzielnicą ćpunów...
- Bill, wjedź tam... muszę mieć pewność, że jej tu nie ma
Już byłem przekonany, że Belli tam nie ma, gdy w ciemnym zaułku dostrzegłem leżącą dziewczynę w szpilkach w których Bella wyszła z domu...
Były charakterystyczne. Na podeszwie miały wygrawerowane jej inicjały, według mojego projektu...
- Bill stój! - krzyknąłem, a gdy ochroniarz się zatrzymał, wybiegłem z auta i podbiegłem do leżącej w uliczce dziewczyny... to była moja Bella...
Wziąłem ją na ręce i zabrałem do auta, gdzie otuliłem ją kocem...
- Bill, jedź do domu.
Gdy jechaliśmy, zadzwoniłem do Dony
M: Mam ją... żyje...
D: Gdzie ją znalazłeś?
M: W dzielnicy ćpunów.
D: Co ona tam robiła?
M: Nie wiem... wykorzystała kieszonkowe? Tam najprościej się ukryć. Zapłaciła za milczenie o tym, że tam jest...
D: Coś jej jest?
M: Raczej jest tylko naćpana... przysypia mi tu... jadę z nią do Neverland... też wracaj.
D: Jeśli zaśnie, nie budź jej... Bóg jeden wie, co wzięła...
***
W Neverland zaniosłem nadal nie przytomną Bellę do jej pokoju...
Dona przyjechała chwilę po nas.
- Dona, mam pomysł, ale musisz wyjść... postaram się od niej wyciągnąć, o kogo chodzi, mówiąc, że mnie zostawiłaś... mam nadzieję, że zadziała... proszę cię, Dona...
- Jeśli dzięki temu odzyskam córkę, zgoda...
- Zobaczę... mam nadzieję, że zadziała...
Dona wyszła, a ja zostałem w pokoju Belli
***
Po 2 godzinach cię ocknęła
- Gdzie ja jestem? - zapytała
- W domu. - odparłem - w domu.
- Tato, jak się tu znalazłam?
- Pojechałem cię szukać, bo twoja matka...
Dona zajrzała do pokoju Belli
- Michael, mamy do pogadania. - warknęła
- Poczekaj Bella. - wyszedłem nie domykając drzwi - Co jest, Dona?
- Jak możesz pozwalać, żeby nazywała cię tatą?!
- O czym ty mówisz?! - wyłapałem, że chce, żeby Bella usłyszała kłótnie o to, że to nie ja jestem jej ojcem - Nie niszcz jej dzieciństwa. Od urodzenia myśli, że to ja...
- Ale to nie twoje dziecko! Dlatego chcę odejść! Chcę ją zabrać i wrócić do jej ojca!
- Zrujnujesz jej 16 lat życia?
- To twoja wina, że uciekła!
Bez słowa wróciłem do pokoju Belli. Ona już siedziała na łóżku
- Tato? To prawda?
- Twoja matka po powrocie powiedziała, że mnie zostawia i jeśli chcę cię móc widywać, mam cię znaleźć... ona chce wrócić do twojego ojca...
- Czyli między wami...
- Dobra, powiem prawdę. On zostawił twoją matkę gdy była w ciąży... Ja się tylko z nią przyjaźnię... gram twojego ojca od 16 lat, żebyś nie wychowywała się bez ojca.
- Między tobą a mamą coś jest?
- Nic. My nawet nie...nigdy z nią nie spałem. Będę szczery. Nie kocham jej, ani ona mnie...
- Nie jesteś z nią szczęśliwy?
- Nigdy nie byliśmy razem... ta szopka była tylko dla ciebie... O co chodzi w liście? W kim jesteś zakochana?
Zaczerwieniła się
- Bella, powiedz mi. Tak jakby świat miał się zaraz potem skończyć. Nie będę zły o nic.
- W tobie... - powiedziała cicho
- Powiedzieć ci coś? - usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem
- Co?
- Nie mam ci nic za złe... powiedz, ile ja jestem od ciebie starszy?
- 19 lat
- Od 14 roku życia bujam się w Dianie Ross. Jest starsza o 14 lat....
- Czyli...
- Czyli jestem w podobnej sytuacji... Bella, nie jestem twoim ojcem... przepraszam, że cię okłamywaliśmy...
- Mieliście mnie nie szukać...
- Nie przeżyłbym nie mogąc cię widywać... - stwierdziłem, że sprawię, by zrozumiała, że też ją kocham...
- Wychowałeś mnie... Nic dziwnego.
- Od zawsze wiem, że nie jestem twoim ojcem...
- Więc co masz na myśli?
- Że przed twoją matką ukrywam, że... - wziąłem głęboki wdech - Ty mi się podobasz.
Spojrzała na mnie
- Naprawdę?
- Tak... jesteś dla mnie najpiękniejsza... ale... ty masz tylko 16 lat
- 16 i pół... i co z tego? Kocham cię.
- Poczekaj do 18...
- Nie. - pocałowała mnie namiętnie w usta - Nie będę czekać. Ja cię kocham
- Bella, mi chodzi tylko o to, żebyś była pełnoletnia... nie chcę cię skrzywdzić.
- Nie chcesz mnie skrzywdzić? A ty się w ogóle mną interesujesz?
- Tak. - wyjąłem z kieszeni papierosy które znalazłem w jej pokoju - od kiedy palisz?
- Od 16. Tylko gdy się wkurzę... tylko to znalazłeś?
- I list
Odetchnęła
- A czego miałem nie znaleźć? To zostanie między nami... nie powiem Donie
- Będziesz wściekły...
- Czego chcesz w zamian za tą informację? Tam ci to co chcesz
- Gdy mama znów wyjedzie, chcę spać z tobą.
Nie miałem nic do stracenia. Dona mi pozwoliła, Bella się we mnie bujała, a ja musiałem się dowiedzieć co ukrywa...
- Zgoda.
Wyjęła z najwyższej półki w szafie przenośny sejf, do którego klucz, inspiracją Janet, nosiła jako kolczyk...
Gdy otworzyła sejf i pokazała mi co trzyma w środku, spojrzałem na nią
- Jestem z ciebie dumny.
- Jak to? Myślałam, że mnie wywalisz z domu
- Za twój rozsądek... że nie umawiasz się po to z pierwszym lepszym, tylko radzisz sobie sama.
Zamknęła sejf i go odstawiła
- Dziękuje Ci - przytuliła się do mnie
- Powiedz mi jedną rzecz... co Ty do cholery we mnie widzisz? Mam 35 lat i sprawę w sądzie o molestowanie. Co ty we mnie widzisz?
- Chodź. - podeszła do biurka i usiadła przy nim
Stanąłem obok
Wzięła kartkę, linijkę i ołówek
- Patrz - narysowała kwadrat - jeśli przyjmiemy, że to ty, to - przedzieliła kwadrat na dwie części (¼ i ¾) - tyle - wskazała ¾ - widzę w tobie przyjaciela, a tyle - na ¼ narysowała kwadrat stanowiący ¼ tej ¼ - widzę w tobie gwiazdy, nie obrażam cię... po prostu to dla mnie nic nie znaczy... w tym wszystkim, tyle - zaznaczyła maleńki kwadracik (ok.2×2mm) w jednym z rogów - stanowi dla mnie twój wiek i te oskarżenia...
Pokiwałem głową
- Ustalmy tak... Kiedy twoja matka wyjeżdża, możesz spać ze mną. Jeśli do 18 nie zakochasz się w nikim innym, to testami DNA załatwię wykreślenie mnie z twoich papierów jako ojca i może, wtedy jakiś ślub czy coś, zgoda?
- Tak...
17.04.1993
Dona znów pojechała do rodziców.
23⁰⁰
Bella i ja leżeliśmy na trawie i patrzyliśmy w gwiazdy
Nagle Bella przytuliła się do mnie i znów mnie namiętnie pocałowała...
- Ej, jak już musisz, to może w domu? Nie chcę potem się tłumaczyć ochroniarzom. - stwierdziłem
- To chodź...
Pociągnęła mnie za sobą do sypialni mojej i Dony
- Teraz mogę? - zapytała
- Tak.
Nasz pocałunek prawie skończył się w łóżku, ale...
- Bella nie. - odsunąłem się od niej - to idzie za daleko... nie chcę cię skrzywdzić.
- Nie boję się
- Masz 16 lat. Nie. Możemy spać w jednym łóżku, nawet przytuleni, ale nim do 18 masz więcej niż pół roku, nie pójdę z tobą do łóżka z własnej woli.
- A nie możesz nie wiem... ręką?
- Bella, nie.
- Przestań mnie traktować jakbyś był moim ojcem! - poszła do siebie.
Pobiegłem za nią
- Bella - wpadłem do jej pokoju - źle mnie zrozumiałaś. Ja cię kocham i dlatego się boję... za bardzo cię kocham, żeby ryzykować, że cię skrzywdzę.
- Po prostu przestaniesz, jeśli mnie zaboli
- Pod jednym warunkiem
- Jakim?
- Albo z zabezpieczeniem, albo wcale.
- A masz jakieś?
- Mam
- Zgoda
***
- Obiecaj mi coś - zaczęła gdy oboje usiłowaliśmy złapać oddech
- Powiedz tylko, co
- Że nigdy mnie nie porzucisz
- Nigdy.
- Idę się umyć, nim ktoś nas przyłapie... - cmoknęła mnie w usta i wstała
- Ja się ubieram, idę do siebie się przebrać w kąpielówki i idę popływać... przyjdziesz?
- Chętnie...
19.03.1995
Bella przyprowadziła chłopaka... z jednej strony ulżyło mi, że zakochała się bardziej rozsądnie z drugiej, byłem zazdrosny
- Mamo, Tato, to jest Roger... - zaczęła, po czym razem z nim opowiedziała nam o nim WSZYSTKO
Nie było mi dobrze z tym, że znów muszę grać jej ojca, ale kochałem ją nad wszystko i skoro jej szczęście tego wymagało, to ja mogłem się poświęcić...
24.05.1995
Bella znów przyszła z Rogerem i ogłosili nam, że...
- Zaręczyliśmy się
Dona zaczęła im gratulować, a ja pierwszy raz w życiu miałem ochotę zapalić. I to nie jednego papierosa, a całą paczkę...
26.07.1995
Do tej pory było dobrze, ale w dniu ich ślubu, gdy zobaczyłam jak Bella jest szczęśliwa z nim... Gdy zobaczyłem ich pocałunek... coś we mnie pękło... Po ich weselu, gdy goście już wyszli, a dla nich zaczęła się noc poślubna...
Nie mogłem słuchać, jak dobrze się bawią... jak ona jest z nim szczęśliwa.
Nie zdążyłem się jeszcze przebrać z garnituru w piżamę, gdy...
- Idę się przejść - powiedziałem do Dony i wyszedłem
Wziąłem kartkę, długopis, a z pomieszczenia gospodarczego linę i poszedłem na zewnątrz
W lesie znalazłem drzewo, gdzie gałąź była dostateczne wysoko, żebym miał pewność, że umrę...
Podstawiłem pod nią jakiś kamień i przygotowałem tą linę...
Biorąc przykład z Belli i jej listu przed ucieczką, napisałem czemu się powieszę. Już tylko tego chciałem.... umrzeć, byle by nie patrzeć na tego, kto ukradł mi Bellę.
Obejrzałem się raz jeszcze na budynek Neverland... chciałbym tu zostać, ale kosztowałoby mnie to za dużo cierpienia...
Stanąłem na kamieniu i założyłem pętlę na szyję...
Pchnąłem nogami kamień, żeby zawisnąć i zakończyć cierpienie patrzenia na szczęście Belli z Rogerem...
- Michael! - usłyszałem jeszcze krzyk Belli nim zacząłem się dusić i straciłem przytomność
***
- OBUDŹ SIĘ!!! - usłyszałem wrzask...
Otworzyłem oczy... leżałem na ziemi, a Bella szarpała mnie za ramiona
- Czemu mi pomogłaś? - zapytałem - Ja już nie mam po co żyć.
- Masz. - pocałowała mnie namiętnie w usta - Nie zrozumiałeś po co ten ślub... Ja go nie kocham... Roger mnie też nie kocha. Jest gejem. Chodziło o to, żebyśmy My...Ja to zrobiłam dla ciebie, dla nas.
- Czemu tak bardzo zadbałaś, żebyśmy myśleli, że go kochasz?
- Żeby Twoi pracownicy tak myśleli... nie wy...
- Czyli...
- My skakaliśmy po tym łóżku i krzyczeliśmy, żeby oni w to uwierzyli... nie wy... - rozpłakała się.
- Nie płacz...
- To moja wina, że chciałeś się zabić.
Usiadłem i ją przytuliłem
- Nie płacz... kotku...
- Co znaczy, że lepiej, jeśli to zakończysz? Co znaczy 'przepraszam kochanie'?
- Nie chciałem żyć patrząc, jak ty jesteś szczęśliwa z nim... wolałem umrzeć...
- Dobrze się czujesz?
- Tak...
- Chodź ze mną...
Poszliśmy do jednej z willi gościnnych na terenie Neverland
- Tu nikt nas nie przyłapie... - stwierdziła - od czego zaczniemy? - usiadła na stole
- Najpierw powiedz, czy na pewno chcesz
- Nie po to namówiłam przyjaciela na ślub, żebyś teraz mnie pytał czy chcę. Oczywiście, że tak.
- Chcesz zacząć od czegoś konkretnego?
- Chcę po prostu twojej bliskości...
- Jeśli będziesz chciała cokolwiek zmienić, mów...
- Jak mam coś zmienić, jeśli stoisz metr ode mnie?
- Czyli chcesz tak jak teraz siedzisz?
- Tak... mogę się ewentualnie położyć...
- Pytam tylko. Chcę, żeby było ci dobrze.
- Zdradzić ci sekret, czemu suknię ślubną. Przebrałam na tą?
- Tak.
Stanęła na ziemi i rozpięła złoty łańcuch na łączeniu spódnicy i gorsetu.
Spódnica opadła na ziemię, a Bella została w body z gorsetem i rozcięciem na całej długości krocza
- Od początku chciałam spędzić tą noc z tobą.... tylko na tym mi zależało... - znów usiadła na stole - chodź... Teraz już nie musisz cię martwić czy zajdę w ciążę... mam 18 lat.
- Zgoda... - podszedłem do niej
- A powiedz mi... - złapała na pasek od moich spodni - Czemu chciałeś pomóc mamie? - rozpięła mi pasek
- Dona zadzwoniła, gdy zaczęła rodzić... - zdjąłem marynarkę - przyjechałem, wezwałem pogotowie... - zdjąłem krawat - pojechałem za nimi do szpitala... - dałem jej rozpiąć moją koszulę - chciałem być przy niej, gdy rodziła... zapytali, czy jestem twoim ojcem, więc, żeby móc wspierać Donę, potwierdziłem... Po co pytasz?
- To wyjaśnia, czemu jesteś w papierach wpisany jako mój ojciec. Ale nie wyjaśnia, czemu chciałeś jej pomóc
- Na początku ciąży, twój biologiczny ojciec ją zostawił... wiem, że ciężko by jej było jako samotnej matce, więc wziąłem was do siebie... żeby cię nie zabrała opieka społeczna...
》Bella《
Zdjęłam mu koszulę
- Po co tyle lat okłamywałeś wszystkich? Nie mogłeś tylko wziąć ślubu z mamą i od początku być jedynie moim ojczymem?
- To było spontaniczne...
- Mogę cię nazywać Daddy?
- A zostaniesz moją Babygirl?
- Tak...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top