Rozdział 6

Snape zupełnie stracił poczucie czasu. Była trzecia w nocy, gdy dotarł do połowy lektury, którą zlecił mu jego nowy nauczyciel. Gdy tylko skończył zadany przez niego rozdział, oczywiście robiąc szczegółowe notatki, stwierdził, że jest to na tyle ciekawe, iż zapozna się z tą książką od początku. To było fascynujące. To, co można zdziałać za pomocą legilimencji sprawiało, że czuł się podekscytowany. Pociągała go myśl, że mógłby to wszystko mieć w zanadrzu swoich umiejętności. Zapewniłoby mu to tyle możliwości – siłę i moc poznania czyichś pragnień, obaw. To, co mógłby zrobić z taką wiedzą zależałoby tylko od niego. Potter, Black, och, co by dał by poznać ich myśli, przewidywać ich następny ruch. Już nigdy nie mogliby mu dopiec. Zawsze przed nimi, nigdy za. O tyle, o ile tolerował jeszcze Lupina to tych dwóch nienawidził i zrobiłby wszystko by mieć nad nimi przewagę. Pettigrew był tylko nic nieznaczącym pionkiem w rękach Huncwotów i jako osobna jednostka nie stanowił dla niego zagrożenia. Miał trochę czasu do rozpoczęcia roku szkolnego i obiecał sobie, że zrobi wszystko by opanować sztukę legilimencji. Ostatni rozdział, który przeczytał zaintrygował go bardziej niż poprzednie. Dowiedział się z niego, że gdy dojdzie już do penetracji umysłu istniała jeszcze inna opcja obrony niż przerwanie połączenia czy blokada wybranych wspomnień. Można było odwrócić role. Poprzez wytworzoną więź mógł dostać się do umysłu oprawcy samemu przeszukując jego myśli i, jeżeli byłby na tyle dobry, utrzymać go w tym stanie przez jakiś czas. Zamierzał to wykorzystać przy lekcjach z Barthesem. Nie zaszkodziłoby, gdyby poszperał trochę w jego przeszłości. Miał przeczucie, iż znalazłby tam coś interesującego. Nauczyciel miał zamiar uczyć go oklumencji, ale na własną rękę mógłby spróbować odwrócić role. Już wyobrażał sobie zaskoczenie na twarzy mężczyzny, gdyby udało mu się tego dokonać. Lekcje z Milesem w te wakacje to było najlepsze co mogło mu się przytrafić. Miał świadomość tego, że nie zdziałałby tyle, co działając na własną rękę. Wiedza i umiejętności Barthesa były mu niezbędne.

Snape ziewnął i zamknął książkę kierując się w stronę łóżka. Gdy tylko do niego dotarł padł na pościel twarzą w dół. Nie minęło pięć minut by całe pomieszczenie wypełniło głośne chrapanie przemęczonego ślizgona.

*

Śniadanie przebiegało w radosnej atmosferze. Slughorn kłócił się z Flitwickiem na temat zastosowania zaklęć przy eliksirach, Hagrid opowiadał właśnie kolejny kawał, a Albus częstował wszystkich nowym smakiem dropsów. Harry przyglądał się temu wszystkiemu z zadowoleniem. Chciałby by każdy jego poranek mógł tak wyglądać.

- Milesie, powiedz mi, czy wczoraj robiliście coś wymagającego większego zużycia energii?

Dyrektor wyrwał go nagle z zamyślenia.

- To znaczy?

- Severus nie przyszedł na śniadanie.

Harry rozejrzał się po stole. Rzeczywiście było, aż nazbyt spokojnie.

- Nie, wczoraj omawialiśmy tylko teorię.

- Tak się tylko zastanawiałem. Zajrzę do niego później – dyrektor zmarszczył brwi.

- Daj spokój Albusie, na pewno zaspał. Mówił, że jest w trakcie ciekawej lektury, od której nie może się oderwać. Pewnie pochłonęła go do reszty.

Starzec zamyślił się chwilę.

- Skoro tak mówisz.

Dumbledore sięgnął po szklankę soku dyniowego i upił z niej łyk. Spokój poranka przerwał nagle krzyk dobiegający z drugiego końca stołu.

- Hagridzie! To skrajnie nieodpowiedzialne!

Wszyscy zwrócili wzrok w stronę McGonagall i gajowego.

- Minerwo, to najspokojniejsze zwierzęta z jakimi miałem do czynienia - żachnął się półolbrzym. – No, może poza niszczeniem rabatek – mruknął pod nosem.

- Sam widzisz, że to kłopot! Ja rozumiem wszystko, ale po co, na Merlina, trzymasz to coś w domu?!

- Nie coś, tylko szpiczaka. Pomyślałem, że będzie mu lepiej w towarzystwie moim i Arona.

Kobieta załamała ręce.

- Hagridzie, jeszcze raz przypominam ci, że szpiczaki to szkodniki jakich mało! Ciekawe co powiesz, gdy zdemoluje szklarnię Pomony!

- Ręczę za Ryjka w stu procentach – gajowy uderzył pięścią w stół.

- Za Ryjka? Dałeś temu czemuś imię?!

Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na jego usta, a dyrektor parsknął śmiechem.

- Nie przejmuj się, oni tak zawsze – odezwał się do niego.

- Albusie, uwierz mi, dla mnie to miła odmiana siedzieć tu i słuchać tych sprzeczek.

Siedzieli tak jeszcze dobrych kilka minut zanim wszyscy nie zaczęli się zbierać. Hagrid wychodząc mruknął coś w stylu „głupia krowa", a Minerwa rzucała coś na temat niekompetencji zatrudnionych tu ludzi. Można by rzecz, że każdy oprócz tej dwójki wyszedł z wielkiej Sali w dobrym humorze.

*

Snape pojawił się dopiero na kolacji co chwilę ziewając. Co dziwne, słowem do nikogo się nie odezwał. Jadł w ciszy tępo patrząc się w sufit, a gdy skończył wyszedł nie obracając się za siebie.

- A temu co?

Hagrid szturchnął Harry'ego na co on tylko wzruszył ramionami.

Wbrew temu co sądził Potter, Severus zjawił się w jego gabinecie punktualnie i od razu usiadł naprzeciwko niego, kładąc opasły tom na biurku. Mężczyzna rozwarł szeroko oczy spoglądając na lekturę, po czym na ucznia.

- Przeczytałeś to wszystko?

Snape spojrzał na niego zmęczonymi oczami i uśmiechnął się słabo.

- Jakoś nie mogłem się oprzeć.

- Jesteś pewien, że masz dzisiaj na tyle siły by rozpocząć lekcję?

- A, czy gdybym nie był to przyszedłbym tutaj? – Ślizgon wywrócił oczami. – Chyba nie po to się nad tym wszystkim męczyłem. Biorę to na poważnie.

Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy.

- Eee... Potrzebujesz jeszcze chwili czy może chcesz już zacząć?

Chłopak prychnął.

- A na co mi ta chwila? Bardziej gotowy nie będę.

Harry skinął głową po czym wstał, okrążył biurko i znalazł się bezpośrednio naprzeciw niego. Szczerze mówiąc to strasznie się denerwował. Stał tak jeszcze przez moment i nagle wyciągnął różdżkę.

- Legilimens!

Wszystko zawirowało. Przed Potterem zaczęło pojawiać się mnóstwo okien. Nie, to były obrazy, ruchome sceny z życia Snape'a. Miał to na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko sięgnąć i...

Nagle wszystko ustało.

Znajdował się teraz w jakimś pomieszczeniu. Obdrapane i stare tapety od razu rzuciły mu się w oczy, jednak chwilę trwało by jego oczy przywykły do półmroku, który tu panował. Spod drzwi wynurzała się smuga światła, a za nimi było słychać podniesione głosy.

- Mam cię dość!

- Tobiaszu, proszę...

- Kurwa, tak cię nienawidzę! Zniszczyłaś mi życie ty kurwo!

- Proszę... Proszę, nie mów tak...

- Jesteś dla mnie nic niewartym, pokurwionym śmieciem!

Harry poczuł jak coś na niego napiera i próbuje wyprzeć go z tego wspomnienia. Cofnął się i dopiero teraz zauważył, że na łóżku z podkulonymi nogami siedzi mały chłopiec. Bujał się w przód i w tył, a czarne włosy falowały na jego przesłonionej twarzy. Mężczyzna doznał szoku, gdy zorientował się w jakim wspomnieniu znajdywał się teraz. Wiedział, że nie powinien, a jednak możliwość poznania była bardziej kusząca.

- Nie idź za mną! Spierdalaj!

- Zostań, proszę.

Dało się słyszeć łkanie kobiety.

- Chodzisz za mną jak pies. Gdybym mógł cofnąć czas nie byłoby cię tu, ty głupia szmato! Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało!

Trzask drzwi ocucił Harry'ego i postanowił wycofać się z tego wspomnienia. Szybko odnalazł nowe, jednak nie tak ciekawe. Wertował umysł Snape'a jak najzwyklejszą w świecie książkę. Sam nie wiedział czego szuka, na co liczy. Lekki opór chłopaka nie był tym czego oczekiwał. Czas na coś co pobudzi jego bodźce. Mężczyzna już miał pomysł.

Słoneczny dzień, błonia Hogwartu. Już to widział, wiedział co się stanie. Miał świadomość, że Snape nie będzie chciał dopuścić do tego by to oglądał. Harry obserwował teraz swojego ojca bawiącego się zniczem, Glizdogona wydającego z siebie pełne podziwu okrzyki, Remusa czytającego książkę i Syriusza, który zwracał uwagę Jamesowi za przesadne popisywanie się. Snape, który przebywał niedaleko całej grupy w końcu znalazł się w zasięgu ich wzroku. Zaraz miało rozpętać się piekło. Mężczyzna poczuł nacisk mający przerwać połączenie. Niestety, dla Severusa, był zbyt słaby. Zanim się spostrzegł Łapa i Rogacz już stali nad ślizgonem dotkliwie mu dokuczając. Wokół nich zebrała się spora grupa gapiów. Większość z nich miała z całego zajścia niezły ubaw. Dopiero, gdy jego ojciec użył na chłopaku zaklęcia chłoszczyść zainterweniowała Lily. Obraz zamigotał, to było tak jakby w telewizorze pojawiły się zakłócenia. Harry zachwiał się, szybko łapiąc równowagę. Uśmiechnął się pod nosem. Snape zaczyna się starać. Kłótnia jego rodziców, krótka potyczka i ślizgon już wisiał do góry nogami tak, że jego szaty opadły odsłaniając majtki.

- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! - krzyknęła rudowłosa.

- Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę.

- To cofnij swoje zaklęcie!

James westchnął, wykonał polecenie i zwrócił się do Snape'a.

- Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie...

Zatrzęsło mocniej, tak, że Harry zachwiał się lecz już nie mógł powstrzymać upadku.

- Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy! - dało się słyszeć pogardę w głosie Severusa.

- Świetnie – zaczęła Lily. - W przyszłości nie będę sobie tobą zawracać głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie!

Wszystko wokół niego delikatnie wibrowało. Nie spodziewał się, że Snape jak na pierwszy raz będzie, aż tak się opierał. Barwy jakby straciły na intensywności, a obraz stał się lekko rozmyty. Harry niemal czuł złość kipiącą w chłopaku.

- Nie!

Rozległ się krzyk, który był całkiem oderwany od rozgrywającej się sceny. Mężczyzna zdał sobie sprawę, że to nie był nikt ze wspomnienia. Obserwował teraz jak Lily odwraca się i wściekła zmierza w kierunku zamku, a Huncwoci znowu zaczynają znęcać się nad ślizgonem.

- Kto chce zobaczyć, jak ściągam majtki Smarkerusowi?*

Harry pamiętał jak w tym momencie Snape nakrył go na przeglądaniu tego wspomnienia i nie było mu dane dokończyć oglądania tej sceny.

- NIE! – usłyszał ponowny desperacki krzyk, a wszystko zaczęło niebezpiecznie szybko drgać.

Mężczyzna postanowił, że powinien się wycofać. Wcale nie chciał znać zakończenia. Stał teraz nad bladym jak ściana, o ile można było być jeszcze bardziej bladym, roztrzęsionym chłopakiem. Jego twarz wyrażała teraz czyste przerażenie. Nie wiedział ile czasu minęło, gdy trwali tak w niezręcznej ciszy, ale zaczynały go trawić wyrzuty sumienia. Czuł, że jak na pierwszy raz posunął się za daleko. Zauważył jak Snape powoli otworzył usta lecz zaraz szybko je zamknął.

- Ja... - zaczął Harry jednak nie wiedział za bardzo co ma powiedzieć. – Odezwij się.

Severus tylko zacisnął pięści dalej siedząc na tym cholernym krześle. To było niezręczne, zarówno dla niego jak i dla chłopaka.

- To może wydawać ci się okrutne, ale musiałem. Może niesłusznie wybrałem takie wspomnienie jak na pierwszy raz, ale chciałem wywołać w tobie chęć walki. Ja... - przerwał na chwilę. – Chciałem tylko powiedzieć, że nie sądziłem, że pójdzie ci tak dobrze. Naprawdę jestem pod wrażeniem... No odezwij się w końcu, na Merlina!

W tym momencie Snape zerwał się z krzesła i dosłownie wybiegł z pomieszczenia nawet nie zamykając za sobą drzwi. Harry stał tam dobrych kilka minut z szeroko otwartymi ustami, wpatrując się w punkt, w którym przed chwilą zniknął Severus. Ktoś kto wszedłby teraz do jego gabinetu i spojrzał na niego mógłby pomyśleć, że ma do czynienia z kimś niedorozwiniętym. Zresztą Potter czuł się otępiały, nie tego się spodziewał. Był przyzwyczajony do ciętych ripost ze strony ślizgona. Spodziewałby się wszystkiego, – obelg, krzyków, szarpaniny – ale nie ucieczki. Miał tylko nadzieję, że Snape szybko się z tego otrząśnie.

Niestety. Severus nie pojawił się u niego następnego dnia, ani jeszcze następnego, ani następnego po tym następnym. Na posiłkach nawet na niego nie patrzył, a zapytany o cokolwiek przez każdego innego nauczyciela zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Nawet w piątek, gdy Harry czekał na niego przy pustym kociołku by zacząć pracę nad eliksirem całkowitego paraliżu ten się nie zjawił. Szczerze mówiąc był zawiedziony, rozczarowany. Po tygodniu rozczarowanie przerodziło się w złość. Nie mógł skupić na niczym myśli. Odwiedziny u Hagrida, herbatka z Dumbledore'em – nic nie było w stanie odciągnąć jego myśli od czarnowłosego chłopaka. Przyłapywał się na tym w najmniej spodziewanych momentach. Zaczynało go to męczyć. Każda próba konfrontacji ze Snape'em kończyła się niepowodzeniem. Gdy tylko już miał nadzieję, ten w magiczny sposób znikał gdzieś za rogiem lub po prostu zapadał się pod ziemię. Postanowił sobie, że da mu jeszcze dwa dni. Dwa cholerne dni, które dla niego były wiecznością, a jeżeli nic się w ciągu nich nie zmieni to osobiście zadba o to by chłopak sam do niego przyszedł.

***

* Dialogi użyte w ostatnim wspomnieniu zostały użyte z książki "Harry Potter i Zakon Feniksa", autorstwa J.K. Rowling.

Ciężko się pisało. Nie wygląda to może tak jak bym chciała, ale na razie musi wystarczyć. Rozdział kolejny pojawi się szybciej, bo mam go prawie skończonego. Mam tak, że zamiast kończyć bieżące, biorę się za fragmenty następnych wydarzeń... Dziękuję wszystkim za komentarze i za przetrwanie tego rozdziału. :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top