Chapter 19 Magia umysłu
Osunęła się po drzwiach i naciągnęła czarny kaptur na głowę. Wierzyła, że dzięki temu łatwiej będzie jej się skupić. W tamtym momencie właśnie tego potrzebowała - skupienia. Do tej pory nie martwiła się o nic. Zżerała ją choroba, a ona na to pozwalała. Jednak jej kamienne serce musiało kiedyś się przebudzić. Wewnętrznie czuła, że nie może pozwolić na to, by jej druga osobowość zabiła Niall'a. Jakoś dziwnie się złożyło, że przyzwycziła się do jego obecności i bezsensownych, niepotrzebnych pytań. Choć z drugiej strony nie mogła nic poradzić na to, że czasami sama chciała go zabić. Dawniej jej natura wcale jej nie przeszkadzała. Zabijała ludzi z własnej potrzeby i urazy do nich. Czasami też próbowała grać normalną, ale zawsze mizernie jej to wychodziło. Wystarczyło, że wyszła na otwartą ulicę, a już czuła się jak intruz wśród tych ,,normalnych".
Jednak ostatnio zaczynała czuć się coraz gorzej z samą sobą. Jej choroba z dnia na dzień zaczynała robić się coraz to bardziej uciążliwa.
Przestań tyle myśleć, Blair. To do niczego cię nie doprowadzi. I tak nigdy nie będziesz lepsza; jedynie możesz stać się gorsza.
- Gadaj sobie co chcesz, ale ja i tak nie pozwolę ci zabić Niall'a - w jej głowie echem odbił się śmiech głosu, na który wywróciła oczami. Wcale się nie bała. Już dawno uodporniła się na jego drwiny.
Mówiłem ci już tyle razy, ale powtórzę: ja mogę zrobić z tobą, co tylko mi się podoba, a ty nie masz tu nic do gadania. Chyba już zapomniałaś, że mogę odebrać ci kontrolę w każdej chwili - nawet teraz - i zabić tego twojego Niall'a.
- Nie zrobisz tego - powiedziała stanowczo.
Owszem, zrobię.
Dziewczyna momentalnie poczuła jak zaczyna tracić nad sobą kontrolę. Nie czekając, wybiegła z pokoju. Zbiegła po schodach, mijając Niall'a, a następnie dosłownie wypadła z domu. Musiała zostać sama. Musiała jak najszybciej uciec od tego chłopaka.
Pobiegła w stronę lasu. Wciąż słyszała głosy, mówiące do niej, jednak ignorowała je. W tamtym momencie najważniejsza była dla niej ucieczka. Podczas biegu zdała sobie sprawę, że Niall jest jedyną osobą, której nie chce zabić. Za to jej druga osobowość miała inne zdanie na ten temat. Mogła zrobić co chciała i kiedy chciała. Blair nie zaprzeczała temu, bo to był fakt. Choćby niewiadomo jak bardzo chciałaby to zrobić, nie mogła. Tak dobrze znała tę drugą osobę mieszkającą w jej głowie, że po prostu nie potrafiłaby oszukać siebie samej.
Tymczasem Harry również biegł przez las gotowy siebie wykończyć. Nie potrafił już dłużej użerać się ze swoimi głosami. Przerosły go. Przez ostatnie dni ataki paniki i lęki nie dawały mu spokoju. Tak samo jak gdzie się nie odwrócił, widział zamordowanego przyjaciela. Nie mógł już dłużej wytrzymać tego wszystkiego, dlatego po prostu wybiegł z domu i tym oto sposobem znalazł się w lesie.
Zdesperowany pchnął stare drzwi, które wydały z siebie charakterystyczny zgrzyt. Wszedł do pomieszczenia, ale nie zamknął za sobą. Nie widział w tym sensu. Przecież i tak miał za chwilę zginąć.
W ciemnym pomieszczeniu unosiła się jeszcze woń rozkładających się ciał. Dookoła panowała naturalna dla tego miejsca ciemność. Tylko jedno małe okno w ścianie wpuszczało smugę światła. Harry zaczął powoli zmierzać w jego stronę. Sięgnął jeszcze do obszernej kieszeni, by upewnić się, że nóż jest tam, gdzie być powinien.
Blair właśnie przechodziła niedaleko, kiedy usłyszała jakiś męski głos. Zatrzymała się dosłownie przed otwartymi drzwiami dawnego krematorium. Pierwsze, co zobaczyła - ciemność. Jednak nie przywiązała do tego zbyt dużej wagi. Bardziej zaintrygował ją ten głos, który już gdzieś słyszała, tylko nie mogła sobie przypomnieć gdzie.
Zaciekawiona przekroczyła próg tak dobrze znanego jej budynku. Na starcie zignorowała zapach, który podrażnił jej nozdrza. Weszła w głąb. I wtedy jej oczy ujrzały jego. Klękającego na podłodze z nożem przystawionym do szyi i zadartą głową. Przybliżyła się nieco. Mogła teraz zauważyć pojedynczą łzę spływającą po jego policzku. Aż korciło ją, by coś powiedzieć, jednak jak na razie stała w bezruchu i uważnie obserwowała bruneta o brązowych lokach. Każda osoba o zdrowych zmysłach, pewnie ratowałaby zdesperowanego chłopaka. Jednak nie ona. Ona wolała przygladać się tragicznej scenie, próbując znaleźć w niej jakieś zrozumienie.
Miała siedzieć cicho, ale w końcu ciekawość wzięła górę. Nie działo się nic ciekawego. Poczuła, że musi nadać temu obrazowi kolory. Z wielkim oporem zapytała:
- Chcesz sobie poderżnąć gardło?
W tamtym momencie kompletnie zapomniała o tym, że to właśnie ten chłopak wrzucił ją do ciemnej piwnicy i zamknął w niej. Blair mogła uciec, ale jej inność nakazywała zostać. Nie bała się, bo niby czego? Ona widziała w tym chłopaku kogoś jej bliskiego. Od pierwszego ich spotkania to wiedziała. I chociaż nie było ono zbyt miłe - podobno jak każde inne - nie zraziła się, bowiem myślała inaczej.
Harry zareagował dopiero po pewnym czasie. Odwrócił głowę w jej stronę, nadal kurczowo trzymając nóż przy swojej szyi. Niezbyt dokładnie widział, kim była ta osoba, lecz głos wydał mu się znajomy.
- Co ci do tego? - Rzucił opryskliwie.
Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że cały drżał. Na jego czole natomiast widniały krople potu. Kiedy spojrzała tylko w oczy bruneta, zaśmiała się nienormalnie. Ona nigdy się nie bała. Żyła w neutralnym świecie, którego nikt poza takimi samymi wariatami jak ona nie mógł rozszyfrować. Jednak ceniła go, bo dzięki niemu miała sporą przewagę nad ludźmi.
- Może to, że jest to dość mało oryginalny wybór śmierci. Poderżnięcie gardła? No błagam - Zakpiła.
- Wynoś się! - Krzyknął. Blair nawet nie zareagowała na jego głośny ton głosu.
- Myślisz, że się ciebie boję? A już chciałam pokazać ci jak łatwo i bezpboleśnie się zabić. O ile cię to jeszcze interesuje.
Harry odłożył nóż na podłogę i spuścił głowę. Te wszystkie czynności wykonywał jak w transie. Potem wstał, na co dziewczyna się odsunęła.
- Pokaż mi.
Gdy wyszli z obskurnego budynku, Harry założył na głowę swój kaptur. Blair nawet nie zwróciła na to uwagi. Była zbyt zajęta prowadzeniem go w w wyznaczonym przez siebie kierunku. Szedł dosłownie obok niej z głową spuszczoną w dół, podobnie jak ona. Przypominali ludzi porządnie skatowanych przez los; cali ubrani na czarno z drętwymi wyrazami twarzy.
Sama Blair nie miała pojęcia, dlaczego mu pomagała. Przynajmniej ona uważała to za pomoc. W życiu nauczyła się jednego: człowiek męczący się z samym sobą z automatu jest martwy. To powiedzenie było jej myślą przewodnią w życiu. Nie podnosiło na duchu, ale też nie dołowało jeszcze bardziej. Było całkiem neutralne. I takie jej wystarczyło. Nic dodać, nic ująć.
Las już dawno się skończył, czego Blair nawet nie zauważyła. Przystanęła na chwilę i rozejrzała się. Dookoła rozciągała się piękna łąka, a nieopodal znajdował się pagórek, który właśnie był punktem docelowym wyprawy. Dziewczyna obejrzała się jeszcze do tyłu, by upewnić się, czy on idzie za nią. Na jego widok uśmiechnęła się sama do siebie. Z powrotem spojrzała na małą górkę. Jeszcze kilka kroków, a jej kolejna ofiara umrze w tragiczny sposób.
~☆~
Zdjęła z głowy kaptur. Jej włosy od razu zostały naruszone przez wiatr. Podobnie jak loki Harry'ego. Już miała coś powiedzieć, ale zatkało ją. Widok łąki, nawet z tej niewielkiej wysokości bardzo ją użekł. Chociaż nigdy nie lubiła takich krajobrazów.
Zielona trawa tańczyła pod wpływem wiatru, a samotne drzewo w oddali sprawiało wrażenie wyjątkowego. Blair nigdy jeszcze nie czuła się tak... inaczej. Jednak niezbyt podobało jej się to uczucie. Zbyt wiele w nim było szczęścia i radości, uczuć których nie znała, na które stała się odporna.
Nawet nie zauważyła, kiedy Harry wyszedł o kilka kroków przed nią. Do jej głowy momentalnie uderzyła pewna myśl. Przecież chciała mu pomóc. Właśnie...
Sięgnęła do kieszeni po ostrze, które zawsze tam trzymała. Spojrzała na plecy Harry'ego. Była w stu procentach pewna tego, co chciała zrobić. Zawsze była. Powolnymi krokami zaczęła zbliżać się do chłopaka. Uniosła rękę z nożem w powietrze. Zatrzymała się dosłownie krok przed nim. Narastający dreszcz opanował jej ciało, a oczy zaszły mgłą. Była już naprawdę bliska osiągnięcia swojego celu, kiedy nagle zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje. Czas jakby na chwilę się zatrzymał. Dziewczyna wypuściła noż i zamrugała kilka razy powiekami. Pierwsze pytanie, jakie sobie zadała to: Co ja tu robię? A potem: Co się dzieje? Znów utraciła kontrolę i nawet nie zauważyła, kiedy to się stało.
Uniosła nieco głowę. Zobaczyła tę burzę loków na głowie. Chwilę zajęło jej, zanim przypomniała sobie, kim jest ta osoba, stojąca tyłem do niej. Niespodziewanie chłopak odwrócił się w jej stronę. Dziewczyna automatycznie cofnęła się do tyłu. Kompletnie ignorując bruneta, próbowała sobie przypomnieć, co się stało, jednak na próżno. Ostatnie zdarzenie, które udało jej się zapamiętać, to wyjście z domu. Reszta już działa się jakby za mgłą.
- Co ja tu robię? - zapytał niespodziewanie. Również tak samo jak Blair był zdezorientowany całą sytuacją po odzyskaniu pełnej kontroli.
Niczego nieświadoma dziewczyna postanowiła interweniować. W końcu nie miała pojęcia jaki numer wywinęła jej druga osobowość, która ostatnio postanowiła się na nią uwziąć.
- Nieważne. W ogóle... zapomnij o tym, co ci mówiłam, co robiłam - po tych słowach pospiesznie naciągnęła kaprtur i odwróciła się z zamiarem ucieczki, jednak została złapana za nadgarstek. Wyrywała się, ale niestety jej próby były daremne.
- Zaczekaj, ja też nic nie pamiętam - na te słowa zastygła w miejscu. Przestała się wyrywać. W jej głowie pojawił się już tak dobrze jej znany chaos. Nie wiedziała jak zareagować, bo przecież na co dzień nie miała kontaktów z ludźmi - nie licząc Niall'a.
Harry też nie za bardzo wiedział, jak porozumieć się z dziewczyną. W jego pamięci tak samo była pusta luka. Gdyby tylko wiedział kim była osoba, którą trzymał za natgarstek... Nie zdążył jeszcze dokładnie jej się przyjżeć, gdyż wszystko działo się dość szybko, nie pomijając faktu, że Blair stała do niego tyłem.
- Daj mi spokój - warknęła. Jednak mimo wszystko nie traciła zimnej krwi. Musiała wszystko sobie przemyśleć z dala od świata. Nawet jeśli poczuła cienką nić porozumienia łączącą ją i tego chłopaka, nie mogła pozwolić sobie na znajomość z nim. Niw do końca wiedziała dlaczego. Może przez ten głos w głowie, może przez jej trudności z kontaktami z ludźmi. Ale jednego była pewna: w jej pamięci panowała jedna wielka niewiadoma. I to właśnie ona liczyła się w tamtym momencie najbardziej.
Harry utracił nadzieję. A już łudził się, że jest na tym paskudnym świecie jest ktoś taki jak on. Ale nie. Jak zwykle narobił sobie niepotrzebnej nadziei. Na chwilę jego ciemność go opuściła, lecz jak widać niepotrzebnie. Zrezygnowany puścił dłoń dziewczyny, która nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie, zerwała się do ucieczki. Nic ale to nic nie mogło już jej zatrzymać. Biegła ile sił w nogach, byle tylko jak najdalej od tego człowieka. Bała się tego, co poczuła. A przecież zrozumienie było dla niej czymś kompletnie abstrakcyjnym. Nie potrzebowała go i broniła się przed nim najlepiej jak mogła. Ale czy aby na pewno to było potrzebne?
Zatrzymała się przed swoim domem. Spojrzała na niego, dysząc ciężko. Chciała tam wejść, ale nie mogła. Przecież tam był Niall, a ona w każdej chwili mogła utracić świadomość i bezwiednie go zabić. Nie - powiedziała sobie. Odwróciła się i z powrotem wróciła do lasu.
Zaczął zapadać zmrok. Pohukiwanke sów było coraz bardziej słyszalne. Gałązki pod nogami szeleściły, tworząc udany akompaniament wraz z innymi odgłosami nocnej przyrody. Blair już dawno straciła poczucie czasu. Zgubiła drogę, ale nie zamierzała jej szukać. Nie musiała. Nie bała się ciemności.
W końcu zmęczona usiadła pod jednym z drzew.
I tak kiedyś będziesz musiał tam wrócić - Dziewczyna automatycznie zignorowała te słowa. Nie miała teraz siły słuchać głosu - zabij go, zabij go, zabij go, zabij go - jednak ona nadal pozostawała niezwruszona - no przecież się nie boisz. Zabiłaś już tylu ludzi.
- Chyba ty - prychnęła. Postanowiła nie dać się złamać. Nie tym razem, kiedy mogła to uśmiercić kogoś, kto tak naprawdę wydał jej się być w miarę w porządku. A to jak dla niej było bardzo wiele.
Zabiłaś Makaylę - miarka się przebrała. Blair wstała i zwróciła się przodem do drzewa. Oparła ręce o pień i już miała grzmotnąć w niego głową, kiedy jej wzrok padł na napis. W pierwszej chwili nie mogła uwierzyć w to, co widziała naprzeciw siebie. ,,Blair", ten napis sprawiał wrażenie jakby szeptał do niej. To nie mógł być przypadek. Przecież drzew w tym lesie były miliony, a ona trafiła akurat na to jedno, na którym kiedyś wyryła swoje imię. Pociągnęła drżącym palcem po każdej literze. Sama nie miała pojęcia dlaczego, ale poczuła się jakby... była wyjątkowa. Uśmiechnęła się sama do siebie. Nie tak jak zawsze. Tak... inaczej. Radośnie jak nigdy wcześniej.
~♦~
Niall wyszedł na balkon. Oparł ręce o barierkę i spojrzał w dal. W tamtym momencie nie za bardzo interesował go zachód słońca bogaty w różne barwy zlewające się ze sobą. Blair nie wróciła do domu. To był już drugi dzień odkąd wyszła z domu. Zaczynał się poważnie o nią martwić. A co, jeśli coś sobie zrobiła? - myślał gorączkowo, choć wcale nie było tego po nim widać. Patrzyła w dal ze spokojnym wyrazem twarzy.
- Gdzie jesteś? - zapytał cicho. Wtedy uderzył w niego delikatny powiew wiatru. Jakby chciał przekazać chłopakowi jakąś ważną informację.
Cóż, Blair mogła być wszędzie. Albo leżeć gdzieś pod drzewem z nożem wbitym w serce. Niall potrząsnął głową, by odgonić te gryzące myśli. Na pewno jest wszystko dobrze, ona nie umie się zabić - uspokajał siebie, choć w głębi serca nadal czuł się nieprzkonany.
Dlaczego uciekła? - kolejne pytanie bez odpowiedzi. No ale przecież musiała gdzieś być.
Spojrzał w stronę lasu. Od razu do jego głowy wkradła się myśl, że dziewczyna może przebywać tam. Trochę go to uspokoiło. Niestety za mało. Przez chwilę nawet pomyślał, żeby zapuścić się w ten przeklęty las i zacząć jej szukać. Jednak z drugiej strony był on ogromny i szanse na znalezienie dziewczyny wydały mu się znikome. Tak bardzo chciał dowiedzieć się chociaż co robi. Czy żyje. Myśl, że ta zagubiona brunetka o szaro - niebieskich oczach była zdolna do wszystkiego znów rozprzestrzeniła się w jego głowie.
~♣~
Harry oparł się o pień drzewa i odchylił swoją głowę do tyłu. Dziwnym trafem było to to samo drzewo, o które dokładnie w tym samym czasie - tylko z drugiej strony - opierała się Blair, która również nie była niczego świadoma. Nadal szeroko uśmiechała się do napisu, nie przestając badać go palcami.
- Nic nie jest proste, ale wszystko jest możliwe - wyszeptała do siebie, jednak na tyle głośno, by Harry to usłyszał. Otworzył oczy. Obszedł drzewo, żeby sprawdzić źródło głosu. Zobaczył ją. Tę, którą spotkał dzień temu.
Blair nie tak od razu go zauważyła, lecz gdy tak się stało, natychmiastowo spuściła głowę i odwróciła się tyłem do chłopaka. Dziwne uczucie powróciło niezależnie od niej. A przecież nie chciała go. Wzbraniała się przed nim jak tylko mogła. Na marne. Wtedy jeszcze nie rozumiała, że nie może mieć kontroli nad swoimi uczuciami cały czas. One i tak wyszłyby z niej prędzej czy później, niezależnie od tego jak bardzo by się starała. Ludzie wyrobili sobie o niej opinię obłąkanej psycholki bez uczuć, a ona nie chciała by to się zmieniło. Nie mogła być słaba, wiedziała o tym z doświadczenia. I nawet jeśli tak naprawdę taka była, musiała pozostać niewzruszona z kamienna twarzą. nie bez powodu Blair przybrała taki sposób myślenia. Ostatnio, gdy odsłoniła swoją zasłonę twardej i niezniszczalnej, trafiła do psychiatryka, który do tej pory śnił jej się po nocach. Delikatnie wzdrygnęła się na myśl tej potwornej instytucji. Chęć zabicia rodziców powróciła. I tym oto sposobem po chwilowym przebłysku szczęścia nie zostało ani śladu.
- To ty - powiedział jakby sam do siebie. Nawet nie zauważył, kiedy dziewczyna uciekła. Przez krótką chwilę wpatrywał się jeszcze w jej znikającą za drzewami sylwetkę. Przez chwilę chciał nawet pobiec za nią i zobaczyć dokąd pójdzie, ale zrezygnował.
To ona - usłyszał cichy szept w głowie.
- Jaka ona? - Harry zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Kompletnie nie miał pojęcia, o czym mówił do niego głos.
Tamta dziewczyna, którą znalazłeś pod drzewem i zabrałeś do siebie. - chłopak nie pamiętał, żeby kiedykolwiek taka sytuacja miała miejsce. Za to jak przez mgłę pamiętał, że była u niego jakaś dziewczyna. Tyle tylko, że zapomniał jej twarzy.
- Nic takiego nie zrobiłem - na te słowa jego druga osobowość zaśmiała się złowieszczo - z czego się tak śmiejesz? - spytał z niepokojem Harry, który zaczął odczuwać lęk. Jego serce zwiększyło tępo bicia a na czole zaczął pojawiać się pot.
Jakiś ty głupi. Chyba faktycznie jesteś wariatem, jeśli nie wiesz, co zrobiłeś.
- Nie - Harry pokręcił głową z niedowierzaniem, śmiejąc się kpiąco. Już on znał te sztuczki i manewry tego czegoś - to ty jesteś głupi. Odbierasz mi kontrolę na każdym kroku, niszczysz i sprawiasz, że... - uciął. Jakby jakaś magiczna siła przerwała jego wypowiedź. Wszystkie jego lęki nagle się rozpłynęły, a szybko bijące serce z powrotem zamarzło. Tak jak wcześniej przestał odczuwać emocje. Tak dobrze mu znany stan ogarnął jego ciało, powodując utratę świadomości i zdolności do odpowiadania za własne czyny.
Odepchnął się od drzewa, o które wcześniej się opierał i ruszył w nieznanym mu kierunku. Sterował nim jego własny zbuntowany umysł. W tamtym momencie miał tylko jeden cel: wyżyć się. Nieważne jak. Po prostu się wyżyć.
~♥~
Trzy dni. Przez tyle czasu nie odwiedzała swojego domu. Unikała go jak ognia. Jak na razie chęć pozostawienia Niall'a przy życiu wygrywała z jej drugą osobowością. Ale wiedziała też, że tego znaku na ramieniu blondyna nie przeskoczy. To oznaczenie miało tylko jedno znaczenie - śmierć. Tak wiele razy to słowo przebiegło przez jej myśli, odkąd wyszła z domu te kilka dni temu. Ale przecież nie mogła wrócić. Tak więc nie miała za bardzo gdzie mieszkać. Nocowała w lesie, praktycznie nic nie jadła. Cóż, ona była przyzwyczajona do takiego życia. Gdy uciekła z psychiatryka, było kilka takich dni, kiedy to żyła na łonie natury. Jednak wiedziała, że nie może tak w nieskończoność. W końcu będzie musiała wrócić i... zabić Niall'a. Na tę myśl jej ciało przeszedł dreszcz. Po raz pierwszy bała się tego, co mogła zrobić. Usiadła na kamieniu i podciągnęła nogi pod klatkę piersiową, obejmując je ramionami. Spojrzała w dal, chcąc jakoś uspokoić swoje niepoukładane myśli.
Blair - cichy szept rozległ się w jej głowie. Jednak dziewczyna nadal ze stoickim spokojem wpatrywała się w krajobraz przed nią - wróć do domu. I tak w końcu będziesz musiała zabić Niall'a. Jesteś w końcu mordercą.
Tutaj musiała zgodzić się z głosem. Ona faktycznie była mordercą. I wcale a wcale jej to nie przeszkadzało. Te słowa nie zrobiły na niej zbyt wielkiego wrażenia. Nie bała się tego, co siedziało w jej głowie. Już dawno przywykła do tego, kim jest, do swojej natury. I nie widziała w niej nic złego.
- I co z tego, że jestem mordercą? Przeszkadza ci to w czymś? - chyba po raz pierwszy odnosiła się tak lekceważąco do głosu.
Zabijesz Niall'a - prychnęła na te słowa.
- Tak, od razu. Już lecę go zabić - powiedziała z ironią. Nie miała jednak pojęcia, na co narażała się tymi słowami.
I to mi się podoba.
I choć Blair miała zupełnie coś innego na myśli, poczuła jak zaczyna tracić pełną świadomość. Jednak mimo to trochę jej nadal przemawiało przez drugą osobowość.
Wstała i ruszyła w stronę domu. Kiedy była na miejscu, wpadła do środka.
- Niall! - krzyknęła wyraźnie wściekła. W jej głowie siedział jeden konkretny czyn. Coś, czego przecież nie zrobiłaby, będąc w pełni świadomą.
Chłopak po chwili zjawił się na schodach. Przez chwilę nie mógł uwierzyć własnym oczom. Uradowany podbiegł do niej. Jednak chłód bijący od dziewczyny, od razu starł uśmiech z jego twarzy. Wyglądała jak... prawie zawsze, ale jednak inaczej. Jakby to nie była ona. Automatycznie cofnął się kilka kroków do tyłu.
- Boisz się mnie - stwierdziła, robiąc krok w przód. - i słusznie. - dodała, nie przestając patrzeć w jego oczy, które przepełnione były niepewnością.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał wprost. Dziewczyna zaśmiała się psychicznie.
- Ze mną, nic. A z tobą? - niespodziewanie zaszła go od tyłu. Gdy już miała złapać jego ramiona, ten odsunął się i odwrócił przodem do niej.
- Nie jesteś sobą - stwierdził bez namysłu. Jednak mimo to trafił w samo sedno.
- No nie - wykonała kolejny ruch. Pchnęła go na ścianę i zacisnęła dłonie na obwodzie jego szyi - i co z tego?
Chłopak czuł jak powietrze przestaje docierać do jego płuc. W duchu zaczął modlić się, by go puściła.
Jej przeszywające spojrzenie sprawiało wrażenie, jakby wyżerało jego duszę kawałek po kawałku. Chciał już odwrócić głowę, ale nie miał na to sił. Niespodziewanie uścisk na jego szyi się poluzował. Chłopak od razu padł na podłogę.
- Niall, uciekaj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top