8
odkąd pamiętam, babcia mówiła mi, że mam nie pokazywać "rogów" i w większości przypadków uśmiechnąć się i przytaknąć, bo nikt mnie nie będzie chciał. moja mama dostawała na to białej gorączki, a i ja cholernie się wkurzałam.
nikt mi nie będzie mówił, co mam mówić, a czego nie -- tak sobie myślałam. tak już mi zostało. to nie ma nic wspólnego ze świadomością tego, co można mówić, a czego tam nie wypada. bardziej chodzi o ukrywanie tego, co ma się do powiedzenia w ważnych dla siebie sprawach.
czasami mam wrażenie, że łatwiej by ci było z kimś, kto będzie bezwarunkowo przytakiwał na cokolwiek tam nie wymyślisz.
bo to jest wygodne.
dla mnie jest to cholernie nudne, jednak nie mam zbytniego pola do manewru, żeby ciebie oceniać. nie siedzę ci w głowie i nie jestem w stanie powiedzieć, czy kiedyś nie zacznie ci to działać na nerwy.
moja szczerość działa ludziom na nerwy.
mam to po wujku. dostało mi się w spadku, kiedy zmarł. to on był tym bezpośrednim, czym mnie zawsze skutecznie gorszył i przyprawiał o paskudny grymas.
kiedy jego zabrakło, to też nie było komu wskazywać oczywistych-oczywistości, tak niewygodnych dla zwykłych ludzi.
bo tak jest wygodniej.
nie lubię takiej wygody.
zaczęłam to robić ja. mój mały obowiązek. trochę tak, jakby mi ktoś język rozwiązał i nie było już dla mnie innej możliwości.
poza tym, nie masz zielonego pojęcia, jakie to przyjemne ― te miny, kiedy mówię o czymś, o czym myślą wszyscy, a nie nie mają na tyle odwagi, żeby to wypowiedzieć. bardzo miłe. cholernie satysfakcjonujące.
robię tak do tej pory. nie mam zamiaru przestać. nigdy.
może mało się odzywam, ale kiedy już coś mówię, to to ma znaczenie. sama nadałam temu jakąś wagę.
bo skoro nie szukam uwagi, to jak już powiem swoje zdanie, to wszyscy się z nim liczą.
bo skoro nie wchodzę innym z butami w życie, oznacza to, że jak już się odezwę na jakiś temat, jest to coś ważnego.
milczenie nie jest złotem, ale daje złote efekty, kiedy się je w końcu złamie.
możesz mówić, co chcesz, ale ja i tak będę się bać, że moja szczerość w końcu przełamie pewne bariery, których później nijak nie da się odbudować. tak to już jest w świecie. prawo natury.
są ludzie, którzy to we mnie cenią. nie tyle, co mi wybaczają, ale widzą, że jak już się ze mną zadają, to przyjmują mnie do siebie razem z tym ołowianym bagażem.
― taka już jest ― zakładają.
tak samo, jak ja wychodzę z założenia, że kangwoo oddzwoni minimum 5h, po tym, kiedy mówił, a jihoon pojawi się z godzinnym opóźnieniem.
dokładnie tak samo, jak ja zakładam, że masz swoje przyzwyczajenia, które idą przyszyte do ciebie ― zupełnie nie do skorygowania.
albo się bierze całość, albo nie bierze wcale.
na krótszą metę można jakoś niektóre rzeczy przeżyć, żeby ― jak to zgrabnie ująłeś ― kogoś wykorzystać, jednak nie potrwa to długo. szybko się wyczerpie, bo ciągle będzie się myśleć o tym, jak piekielnie jest to wnerwiające.
na dłuższą metę stosuje się aneksy.
i każdy musi się dostosować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top