5

czasami szczerze nienawidzę wszystkiego.

nienawidzę gimhae.

nienawidzę busan.

nienawidzę tych studiów.

nienawidzę książek.

nienawidzę moich notatek.

nienawidzę mojego pisma.

nienawidzę moich ubrań.

nienawidzę mojego mieszkania.

nienawidzę faktu, że w nim mieszkam.

nienawidzę muzyki, jakiej słucham.

nienawidzę tego, co robię.

nienawidzę moich bólów głowy.

nienawidzę mojej cholernej nerwicy.

nienawidzę tego, że nienawidzę spać.

nienawidzę ludzi ― tych to chyba najbardziej, bo chcę, żeby mi dali spokój, żebym w końcu miała spokój.

nie mam spokoju.

czasami najbardziej chciałabym się odciąć od tego wszystkiego, ale jak na razie nie mogę. teraz dzwoni telefon i wiem, że to ty, ale moja nienawiść jest tak wielka, że mnie kurwica bierze.

tak.

dokładnie tak!

będę kląć!

a co mi tam?!

i tak już mnie nie ma, więc chuj z tym. nie będę się wstrzymywać wyłącznie dlatego, żeby ci delikatne uszy nie zwiędły.

cholera mnie bierze, że akurat teraz to wszystko się dzieje.

mówisz, że to nic i ― co gorsza ja ci wierzę w tym całkowicie ― że jeszcze wrócisz, że nic się nie zmieni, że przecież nie umieramy i jeszcze się zobaczymy.   

― nie raz i nie dwa!

a ja tego, kurwa mać, nienawidzę.

nienawidzę tego, że nie zostało nic.

zabrałeś absolutnie wszystko.

nienawidzę tych kluczy z tym pierdolniętym, brokatowym jednorożcem, które widzę za każdym razem, kiedy idę się uczyć.

naprawdę za każdym razem.

za każdym.

powinnam je wrzucić do szuflady i skupić się na czym innym. nie robię tego.

robię swoje, ale ile by to nie trwało, to nawet te 5 minut przerwy doprowadza mnie do szału.

idę nastawić wodę i to małe cholerstwo nawet się na mnie nie patrzy oskarżycielsko, tylko jest do mnie odwrócone dupą.

ma mnie w dupie.   

trochę, jakby mówiło: ― widzisz? nie dość, że wszystko zabrał, to jeszcze ci mnie zostawił. nie będzie się musiał wracać.

dlaczego ja w to, kurwa mać, nie wierzę?!

to jak z tym pierdolonym prysznicem.

cieknie z niego woda, ale nikt za cholerę nie jest w stanie powiedzieć, co jest tego przyczyną.

nikt, z wyjątkiem ciebie.

pierdolę to.

nienawidzę tego.

czekasz, aż pewnie teraz powiem coś miłego?

positive plot twist?

moje niedoczekanie. nie mam nic do stracenia. przecież mnie i tak już nie ma.

jak się z tym czujesz?

nawet nie jestem w stanie przewidzieć odpowiedzi.

przez ostatnie dni obierałeś się ze mnie, odtrącałeś i rzucałeś kąśliwe uwagi.

chociaż moje zdolności kontaktu są wyjątkowo słabe, to i tak cholernie się starałam.

dopiero dzisiaj zauważyłam.

już o tym rozmawialiśmy?

i co z tego?

nie mam prawa o tym mówić?

powinnam móc chociaż tyle.

może i jestem młodsza, ale jak dotąd nauczyłam się jednej, ważnej rzeczy, której widzę, że w tobie nie udaje mi się zaszczepić.

to jest cholernie trudne, ale wiesz co?

właśnie dzięki temu zdobyłam się na to, żeby powiedzieć, że ciebie kocham.

walić to.

serio.

życie ze świadomością tego, że mnie może zabraknąć, zanim się tego dowiesz było dla mnie o wiele gorsze.

dla mnie przezwyciężenie tego oznaczało, że powiem ci, co czuję.

dla ciebie mogłoby to oznaczać, że ostatnią rzeczą, jaką po tobie zapamiętam nie będzie takie

jątrzące się rozdarcie po tym, jak ― nawet nieświadomie ― robiłeś, co robiłeś.

guilt trip?

już mi powiedziałeś, że tego nawet nie zauważyłeś. to były takie małe chwile.

― to nic.

dla mnie nie. wręcz przeciwnie.

dobre momenty ― chwile w aucie, rozmowy w nocy, to jak mnie całujesz w czoło ― przedłużają się, rozciągają jak guma balonowa.

złe chwile ― z nimi jest tak samo. czas spowalnia. chcę, żeby minęły jak najszybciej, chcę je wymazać z pamięci, kiedy tylko nadarzy się okazja, ale one uporczywie wwiercają mi się w mózg. to dopiero jest bolesne.

nienawidzę tego wszystkiego.

najbardziej nienawidzę chyba tego, że łzy cisną mi się akurat teraz do oczu. jakoś przez ostatnie kilka lat nie dawały po sobie znaku istnienia, a teraz próbują nadrobić.

nie chcesz, żebym przez ciebie płakała?

tough luck.

akurat teraz jesteś jedyną osobą, która może mnie doprowadzić do łez.

w dni takie jak ten, bardzo chcę, żeby spadł śnieg, bo zaczynam wierzyć, że jeżeli zobaczy się pierwszy śnieg z osobą, którą się kocha, to już to będzie na zawsze, jest najzwyczajniejszą w świecie bujdą.

czuję się na tyle źle, że chcę, żeby mój fizyczny stan pasował do emocjonalnego. ta nienawiść męczy.

chcę, żeby akurat teraz rozbolało mnie serce.

chcę pić samą kawę ― cholernie mocną i gorzką.

chcę, żeby bolała mnie głowa.

chcę schudnąć na tyle, żebym nie mogła wstać samodzielnie.

chcę się czuć tak samo źle, jak mój umysł.

będzie mu raźniej.

to nie ma nic wspólnego z tobą.

nie masz na tyle władzy.

chciałbyś?

to jest moja walka z moimi myślami.

nic ci do tego.

dlatego nie pójdę sprawdzić telefonu.   

muszę skupić się nad czymkolwiek innym, byle nie na tobie.   

pierdolę to wszystko.

srysrysry
nie miałam jak wejść na komputer
za dużo roboty

będę jutro odpowiadać

buziaki dla ZajebistySmiec
💛💛💛 mai pal

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top