Rozdział 6

Kiedy Louis właśnie zaczął siódmy miesiąc ciąży, Harry dostaje gorączki. Brunet wiedział, że to się wydarzy, jego cykl był bardzo regularny, jednak to wciąż wzięło go z zaskoczenia. To była jego pierwsza gorączka od odejścia Nicka, pierwsza bez niego odkąd skończył 19 lat.

Budzi się gorący i jest mu bardzo niekomfortowo, jego skóra wydaje się być zbyt ciasna na jego ciele i wariuje. Żądza w jego umyśle spada na drugie miejsce w jego umyśle, kiedy coraz ciężej mu się oddycha i nie wie jak ma sobie z tym poradzić. Ledwie pamięta swoje poprzednie gorączki przed Nickiem, wie tylko, że były za długie i wyczerpujące.

Siedzi na podłodze, przyciągając swoje nogi do klatki piersiowej, dłoń na jego ramieniu zaskakuje go.

- Och, Haz - głos Louisa przełamuje się przez mgłę w jego głowie. - Już płoniesz.

Dłonie go unoszą i sprawiają, że siada na łóżku. - Zostań tutaj - mówi Louis, więc Harry kiwa głową i zostaje tak jak go poproszono. Musi być dobry dla swojego partnera.

Nie jest pewien ile czasu mija, ale Louis w końcu wraca i zaczyna rozrzucać rzeczy. Kładzie czarne pudełko obok Harry'ego na łóżku, następnie bluzę przy poduszkach i butelki wody na stoliku nocnym.

- Harry, będę przychodził i sprawdzał co u ciebie co jakiś czas, dobrze? - Louis nagle staje przed Harrym utrzymując z nim intensywny kontakt wzrokowy. Kiwa głową w odpowiedzi.

- Dobry chłopiec - nagradza go Louis, przypominając mu co się dzieje. Louis sięga dłonią do jego włosów. - Pamiętaj, aby pić wodę, dobrze?

Harry mruczy, pocierając swoją głową o jego dłoń, kiedy ta przestaje się poruszać.

- Harry, proszę, odpowiedz mi. Obiecujesz, że wypijesz wszystkie butelki, które ci zostawiłem? - Chce się upewnić Louis.

Harry musi odpowiedzieć, więc sięga do swojego mózgu po prawidłowe utwory. Szepcze - obiecuje - w odpowiedzi, mrucząc szczęśliwie, kiedy zostaje nagrodzony większą ilością głaskania.

- Dobrze, powodzenia, kochanie. - Louis całuje go w czubek głowy, nim robi krok w tył i odwrócił się od Harry'ego.

To sprawia, że czuje się zestresowany. Nie wie co zrobił, że odsunął swojego partnera. Sięga po szatyna. - Lou? Gdzie idziesz?

- Tylko na dół, wrócę później, by sprawdzić co ciebie. Wykorzystaj swoje pudełko, dobrze? - Wyjaśnia powoli Louis, wciąż cofając się do drzwi. - Pa, kochanie - mówi, kiedy wchodzi do przedpokoju.

Nim Harry może wstać, drzwi się zamykają i zostaje odcięty od Louisa. Jęk wydostaje się z jego klatki piersiowej, potrzebuje atencji i dotyku.

Ponownie dochodzi do niego zapach Louisa, słabszy, ale obecny w pokoju. Rozgląda się zmieszany w poszukiwaniu źródła, wąchając aż w końcu go znajdzie. Harry w końcu znajduje sweter, który Louis zostawił. Jest jasnoniebieski, Louis zawsze nosi go po domu, aby było mu ciepło.

Jego pierwszym instynktem jest założenie jej, ale kolejna fala gorączki w niego uderza i chce jedynie pozbyć się każdej części ubrania. Więc to robi, następnie przykłada bluzę do swojej poduszki i kładzie się na łóżku, zakopując swoją twarz w komfortowej miksturze potu i ostrego zapachu Louisa. Dziwnie się czuje w swoim ciele, energia kumuluje się w nim i czeka na eksplozję, sprawiając że Harry będzie zdesperowany.

Nie marnuje czasu, zbyt świadomy ciężkiej wagi pomiędzy swoimi nogami proszącej o uwagę. Stawia swoje stopy na łóżku dla lepszej równowagi i chwyta swojego penisa, pociągając go w stronę brzucha.

Pierwszy kontakt sprawia, że się wykrzywia, jęcząc przy tym. Zbiera wypływający preejakulat i używa go, by ułatwić tarcie podczas pchnięć, wiedząc że nie musi udawać, iż to długo potrwa. Potrzeba dojścia rośnie w nim z każdym pchnięciem.

Harry może poczuć jak mokry jest, śluz wypływa na pościel, ale zmusza się do zostania skupionym na swoim penisie, mając nadzieję, że szybki orgazm rozjaśni na chwilę jego zamglony umysł.

Podnosi się szybko, ściskając swoją dłoń na górze, aby szybciej dojść na skraj. Jego oddech się urywa, a połączenie śluzu i potu już sprawia, że czuje się brudny, kiedy jednocześnie czuje się tak dobrze. Zapach w pokoju robi się coraz mocniejszy z każdą sekundą, przywiera do ust Harry'ego i sprawia, że jego wilk ryje dziurę w jego mózgu.

Odwraca swoją głowę na bok, by lepiej czuć zapach bluzy pod swoją głową i myśl o Louisie nad nim przebiega przez jego umysł. Harry łapie oddech z obrazkiem wymalowanym za jego powiekami i to wszystko doprowadza go do skraju, kiedy naciska kciukiem na wrażliwe miejsce pod główką swojego kutasa.

Jest to intensywne jak większość orgazmów podczas gorączki. Ciało Harry'ego całkowicie się napisaje i jęczy, nim jego ciało leży bezwładnie na łóżku. Pociera się wolniej, kiedy fale orgazmu słabną, jego nogi przechodzą dreszcze.

Gdy w końcu czuje, że nie jest w stanie dłużej wytrzymać, Harry wyciera swoją brudną dłoń w łóżko i roluje mokre miejsce, które stworzył. Wie, że niedługo nie będzie czystego miejsca do zrolowania, więc cieszy się z tego póki może.

Harry zamyka swoje oczy i porusza się aż w końcu jest mu komfortowo, mając nadzieję, że uda mu się zdrzemnąć przed następną falą. Jednak chwilę później jego oczy rozszerzają się ze wstydu, wspomnienia tego co właśnie się stało do niego wracają. Teraz kiedy jego mózg myśli logicznie, Harry jest niesamowicie świadomy faktu, że myślał o Louisie po to żeby dojść.

Jego policzki palą z zażenowania i niesamowicie cieszy się z tego, że pokoju są szczelne pod wpływem zapachów i hałasów. Ostatnią rzeczą jaką chciałby Harry jest Louis zdający sobie sprawę z tego, że brunet o nim fantazjuje.

Zmusza się do wzięcia kilku głębokich wdechów i uspokaja bicie swojego serca. Nie ma opcji, że Louis dowie się co się stało, powinno być w porządku. Kiedy jest dobrze, rozgląda się po pokoju, a jego oczy lądują na stoliku nocnym. Znajduje się tam co najmniej pięć butelek wody, które przypominają mu, że Louis prosił go, by wszystkie wypił. Harry wzdycha. Louis jest taki troskliwy, wspaniały i piękny.

Lepiej być nawodnionym, nim fale gorączki się pogorszą i całkowicie zagubi swoją świadomość, więc Harry sięga ramieniem i otwiera pierwszą butelkę z łatwością wypijając połowę.

To będą długie dni.

~*~

Gorączka Harry'ego kończy się dokładnie dwa dni później. Była krótka i łagodna, więc Harry jest mniej wykończony i odrażający niż zazwyczaj. Kiedy budzi się o trzeciej nad ranem, czuje się racjonalnie i w ogóle nie jest napalony, wzdycha wtedy z ulgą. Pozwala sobie na końcową drzemkę, nim jego burczenie w brzuchu każe mu wstać.

Bierze prysznic i ubiera się, wiedząc że prawdopodobnie Louis będzie poza swoim pokojem, skoro jest prawie południe. Nie musi myśleć o nim ani pachnieć spermą, chodząc po domu. Kiedy kończy, po cichu udaje się do kuchni. Otwiera właśnie lodówkę, kiedy Louis do niego dołącza.

- Haz, jak się czujesz? - Pyta go Louis, obczajając go i szukając jakichkolwiek szkód.

- Hej, Lou. Dobrze. Jestem tylko zmęczony. - Posyła Louisowi zapewniający uśmiech, a przynajmniej taką ma nadzieję, nim odwraca się z powrotem do lodówki.

Dłoń na jego biodrze przykuwa jego uwagę. - Usiądź, Harry. Zrobię cię coś do jedzenia. - Harry otwiera swoje usta, by zaprotestować, ale Louis go uprzedza. - Nalegam.

Więc Harry kiwa głową i obchodzi ladę, siadając na jednym ze stołków. - Dziękuję.

Harry patrzy jak Louis wyjmuje składniki z lodówki i ustawia je przy kuchence. Wykorzystuje okazję, by przyjrzeć się posturze omedze pierwszy raz od czasu ich poznania. Ciąża pasuje do Louisa. Duży brzuch i delikatna opuchlizna wokół piersi jedynie podkreślają jego zaokrągloną figurę, sprawiając że wygląda zarówno delikatnie jak i seksownie. Ciężko w to uwierzyć.

Harry odkąd tylko zobaczył Louisa wiedział, że ten jest niesamowicie atrakcyjny, ale teraz jest to jeszcze bardziej oczywiste, kiedy zna go bardziej intymnie. Patrzy jak Louis rozbija jajka na patelnię i zauważa jak piękne są jego nadgarstki. To nie powinna być szczególnie piękna część w czyimś ciele, ale Louis zdecydowanie łamie kilka reguł swoją egzystencją.

Zostaje wyrwany ze swojej zadumy, gdy Louis woła jego imię. Unosi wzrok i znajduje szatyna wpatrującego się w niego z rozbawieniem. Jego policzki rumienią się z zażenowania, gdyż został złapany na wpatrywaniu się.

- Wciąż trochę nieobecny? - Pyta Louis, przewracając bekon.

- Tak - zgadza się Harry, ciesząc się, że istnieje proste wytłumaczenie jego zachowania.

- Gorączki wiele energii nas kosztują, co? - Louis posyła mu współczujący uśmiech ponad swoim ramieniem, sprawiając że brunetowi trzepocze w żołądku.

Kolejny raz mruczy w zgodzie.

Zostają cicho jeszcze przez kilka minut aż Harry przypomina sobie pytanie, które chce zadać już od jakiegoś czasu, ale nigdy nie ma okazji.

- Lou? - Zaczyna i czeka aż Louis ukaże, że słucha. - Dlaczego jesteś surogatem?

Louis przechyla głowę, kiedy zaczyna wypełniać dwa talerze jedzeniem. Kładzie jeden po każdej stronie lady razem z dwiema szklankami soku jabłkowego, a następnie siada na przeciwko bruneta. Zrobił im jajecznicę, kiełbaskę, pieczarki oraz tosta. Harry ślini się na ten widok i zapach. - To wygląda wspaniale. Dziękuję, Lou.

Louis posyła mu krzywy uśmiech w odpowiedzi, a serce Harry'ego mogłoby wybuchnąć w jego klatki piersiowej.

Patrzy przez sekundę na szatyna, ale kiedy ten nic innego nie mówi, Harry kręci głową, aby ją oczyścić i bierze widelec, by zacząć jeść. Louis odpowie mu kiedy i jeśli będzie gotowy.

Pierwszy gryz wydaje się być niebem. Nic nie może na to poradzić, ale jęk wydostaje się z jego ust, kiedy smakuje jedzenia po raz pierwszy od dwóch dni. W dodatku jest ono niesamowicie ciepłe. Ma ochotę dziękować bogom za to, że postawili Louisa w jego życiu i za śniadanie przed sobą.

Louis śmieje się ze swojego miejsca, widocznie podoba mu się reakcja Harry'ego na jego gotowanie.

- Uspokój się, Haz, to tylko jajecznica - żartuje Louis, sprawiając że ten delikatnie się rumieni.

- Zamknij się, to naprawdę dobre - mamrocze, nie przełykając jeszcze całego jedzenia. Louis marszczy nos w odrazie, ale jego oczy wydają się być radosne.

Harry jest już niemal w połowie, kiedy Louis ponownie się odzywa.

- Więc, nawiązując do twojego pytania - zaczyna niezręcznie Llouis. Harry zdaje sobie sprawę z tego, że to temat, na który szatyn zazwyczaj nie rozmawia, więc unosi wzrok, by dać mu swoją uwagę. Louis bawi się swoim widelcem. - Będąc szczerym, zacząłem się rozglądać w tym temacie w poszukiwaniu pieniędzy, ale spodobała mi się idea dania parom czegoś czego nie mogą mieć w innych sposób, wiesz? Lubię pomagać im w tworzeniu rodziny.

- Uważam, że to piękne, Lou - mówi szczerze szatynowi. Jest pod wrażeniem Louisa i tego jak daje życie ludziom. - Jeśli nie masz nic przeciwko, to powiesz mi na co potrzebowałeś pieniądze?

- Aby dać stabilną przyszłość mojej rodzinie, kiedy jakąś założę. Omegom płacą zazwyczaj o wiele mniej niż alfom, więc nie byłbym w stanie ich utrzymać bez dodatkowych oszczędności.

Harry myśli nad tym. - Ale nie musiałbyś, to zadanie twojego alfy - stwierdza.

Louis patrzy na Harry'ego jakby ten nie rozumiał czegoś oczywistego. - Nie, jeśli bym żadnego nie miał.

- Co masz na myśli? - Harry sądzi, że wie, ale chce, aby Louis wyjaśnił mu to za pomocą słów. To ważne.

- Nie widzę siebie łączącego się z alfą, Harry. Bardziej kręcą mnie omegi.

Och.

Cóż, nie dokładnie tego spodziewał się Harry. Myślał, że Louis będzie jedną z tych osób, która nie wierzy w połączenia.

Chociaż to ma sens.

Louis powiedział to z taką pewnością, całkowicie pewien, że chce być z omegą. To nie coś co Harry kiedykolwiek rozważał w swoim przypadku.

Wspomnienia z gorączki zalewają jego umysł i Harry czuje, że się rumieni. Może jego wilczy instynkt był kilka kroków przed nim, wiedząc że fantazjowanie o innej omedze może być możliwością. Harry nigdy wcześniej nie kwestionował swojej seksualności, nigdy nie musiał.

Teraz, kiedy o tym pomyśli, jedynymi ludźmi, którzy nie byli w tradycyjnym związku byli sąsiedzi jego matki, dwie alfy. Jednak dlaczego? Jak inne może to być od klasycznego połączenia?

Cisza musi trwać zbyt długo, ponieważ Louis oczyszcza swoje gardło. - Mam nadzieję, że to nie jest problem?

- Nie! - Mówi szybko Harry, wstydząc się tego jak negatywnie zareagował na wieści Louisa. - Wcale, przepraszam. Po prostu jesteś pierwszym, który... - szuka słowa, które go nie zaatakuje. - Pierwszą taką omegą, którą poznałem, ale to fajne. Jak, kochasz kogo kochasz, prawda?

- Tak. - Louis posyła mu jasny uśmiech, sprawiając że Harry się relaksuje.

Brunet chce zapytać o wiecej, jak o to jak Louis dowiedział się o tym albo co sprawiło, że poczuł potrzebę zakwestionowania swojej seksualności, ale powstrzymuje się. To wydaje się być intymne.

Louis chichocze i kręci głową, a Harry zastanawia się co teraz zrobił. Wraca do jedzenia, ale unosi pytająco brew na szatyna.

- Mogę poczuć pytania tworzące się w twoim mózgu - komentuje Louis, jego ton ocieka rozbawieniem.

Harry czuje jak jego policzki robią się czerwone jakiś setny raz dzisiaj. - Nie chcę przekroczyć żadnych granic.

- Możesz zapytać mnie o cokolwiek, tylko z szacunkiem. Tak jak zazwyczaj.

- Może później - stwierdza Harry. Nie chce przegiąć. Czas na przemyślenia będzie rozsądny. Nawet lepiej, kiedy pozbędzie się zmęczenia spowodowanego gorączką ze swojego umysłu.

- Dobrze. Będę tutaj, kiedy tylko będziesz mnie potrzebować.

Harry to wie. Zawsze wydaje się być.

~*~

Kiedy Louis jest w ostatnim miesiącu ciąży, wszystkie emocje w Harrym sprawiają, że zaczyna za bardzo myśleć o przyszłości.

Od czasu swojej gorączki i interesującej rozmowy z Louisem, Harry uważnie przyglądał się ich dynamice. Nie podpisali jeszcze nowego kontraktu surogacji. Louis nie wydaje się mieć jakichkolwiek planów odejścia, subtelnie pozostawiając wskazówki o chęci zatrzymaniu szczenięcia, które nosi.

Na początku Harry myślał, że Louis chce dziewczynkę dla siebie, a potem zauważył, że komentarze szatyna zawierały jego - Harry'ego - w swoich planach. Kiedy dyskutowali nad imieniem i oboje zgodzili się na Melanie, jakby to było najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem, Harry był pewien, że Louis chce być częścią ich rodziny, nie zabierając Mel tylko dla siebie.

Harry zdaje sobie sprawę z tego, że to się mu podoba. Jego wilk wyje w zachwycie na myśl o osiedleniu się z Louisem i ich szczenięciem.

Jednak również to go przeraża. Bardzo. Myśl o ruszeniu dalej z kimś nowym w tak szybkim czasie jest przerażająca. Nie jest pewien czy w najbliższym czasie będzie na to gotowy. Pośpiech podchodzi z ich niezwyczajnej współlokatorzy i rodzice sytuacji.

Zastanawia się czy patrzy na Louisa bardziej niż jak na współlokatora, dlatego ponieważ jest jedynym, który zna sytuacje Harry'ego i akceptuje go. Jednak im Harry więcej o tym myśli, to może chodzić nie tylko o to.

To musi być przeznaczenie.

Prawie rok temu obiecał sobie, że przestanie na nim polegać, ale nic nie może na to poradzić, że znowu wręcza swój los w ręce przeznaczenia. Ostatnio jest pełen nadziei. To nie pomaga, kiedy jego wewnętrzny wilk jest ekstremalnie usatysfakcjonowany, chce chronić Louisa tak jak nigdy nie czuł się przy Nicku, ryjąc w tyle jego umysłu i mówiąc mu, że Louis jest tym jedynym. Może to czas, by Harry zaczął podążać za swoimi instynktami.

Jest przekonany, że Louis również czuje ich bliskość. Częściej niż nic, okazuje się, że planują przyszłość z Louisem po urodzeniu Mel, jakby to było naturalne, że się nie rozdzielą. Louis już od jakiegoś czasu nie wydawał się być surogatką. Bardziej jest jak partner, jak Mel mama? Tata? Rodzic?

Coż to coś z czym będą musieli sobie poradzić.

Rzeczy pomiędzy nimi nie stały się romantyczne, a Harry nawet nie wie czy byłby do tego zdolny. Nawet z jego nowo poznanymi uczuciami i samo odkryciem, wciąż nie ruszył dalej po Nicku. Cały czas w ciągu złych dni łapie się na tym, że czeka aż jego alfa wróci. Co pewnie, z każdym mijającym tygodniem zdarza się coraz rzadziej... ale wciąż.

Z wieloma rzeczami musi sobie poradzić.

A Harry jest taki do przodu. Nie wie czy Louis również uważa, że jest szansa na jego związek z Harrym albo czy szatyn chce stworzyć z nim rodzinę. Nie rozmawiali o tym. W ogóle. Harry zgaduje po tym jak Louis go traktuje, jak naturalnie jego wilk wydaje się synchronizować z tym Harry'ego. Naprawdę musi to sobie ułożyć.

- Haz? - Głos Louisa wyciąga go z zamyślenia, kiedy siedzi na fotelu w salonie.

Harry mruczy nieobecnie, aby pokazać że słucha, nawet jeśli jego oczy są skupione na puzzlach, które próbuje ułożyć.

- Może powinniśmy... zacząć od nowa.

Harry odrzuca swoją głowę do tyłu. Jego bicie serca podnosi się na temat, na który nie spodziewał się dzisiaj rozmawiać. Nie sądził również, że przełamie spokój jego wieczoru.

- Co? - Szepcze, życząc sobie, że się przesłyszał.

- Wiesz, opuścić ten dom. Jest taki duży, wciąż znajdujesz rzeczy, które pachną Nickiem i to sprawia, że jesteś smutny. Mógłbym też zakończyć wynajem mojego mieszkania. Wtedy razem kupilibyśmy coś mniejszego z małym podwórkiem dla Mel.

Louis mówi delikatnie, bojąc się reakcji Harry'ego, a to sprawia, że Harry'ego coś kłuje w klatce piersiowej.

Szatyn jest taki kochany. Harry tak bardzo chce zbudować życie przy jego boku. Jednak bez względu na to jak wspaniały jest Louis, Harry nie jest całkowicie na to gotowy. Jeśli opuści dom, nie będzie żadnej szansy, że będzie tu, gdy Nick wróci. Mała część niego wciąż chce zaczekać.

- Ja... - zaczyna, ale się krztusi.

Bierze głęboki wdech, aby się uspokoić.

- Co jeśli on wróci?

Louis zamiera.

Jego twarz wygląda na wzburzoną przez chwilę, nim się opanowuje.

- Nie stawiałbym na to, kochanie.

- Może - upiera się Harry, nawet jeśli to brzmi słabo.

Najgorsze jest to, że Harry jest bardzo świadomy tego, że jego wilk nie uznaje już Nicka za partnera, nie jest w stanie wyczuć ich połączenia, które już całkowicie się przerwało. Jednak czuje się źle, poddając się względem ojca swojego szczeniaka. To takie złe.

Jego ton musi pokazywać jego rozdarcie i wrażliwość, które Harry wciąż czuje, ponieważ Louis siada ze smutkiem. - Dobrze, może poczekamy aż urodzi się Mel?

Myśl, że Nick nigdy nie pozna swojej córki wciąż boli. Opuścił ją, nawet nie dał jej szansy na to, by pokazału mu jak wspaniała będzie. Harry czuje łzy w swoich oczach i wdycha powoli powietrze, próbując je zatrzymać.

- Naprawdę nie sądzisz, że wróci, prawda? Chociaż po to, by ją poznać?

- Wybacz, Haz, ale nie. Minęły trzy miesiące całkowitej ciszy.

Harry to wie. Wie dokładnie ile dni i godzin minęło odkąd jego partner go opuścił. Był partner. Nick. Jednak trzy miesiące to nie jest wcale długo, nawet jeśli odczuwa każdą sekundę każdego dnia.

- Wiem ile minęło, Louis - warczy.

Louis składa dłonie w tej samej manierze co zawsze, kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że za bardzo naciska na Harry'ego. Brunet nienawidzi tego, że to rozpoznaje.

- Przepraszam. Nie chciałem cię zasmucić - wstaje powoli, następnie idzie na kanapę i ostrożnie kładzie się obok Harry'ego, biorąc jego dłonie w swoje i tworząc z nim kontakt wzrokowy. - Przepraszam, dobra?

Harry czuje, że kłótnia zabrała z niego wszelkie siły, więc przyciąga dłonie Louisa do swojej klatki piersiowej i trzyma je blisko. - Nie, to ja przepraszam za warczenie. Po prostu... - zatrzymuje się sfrustrowany, nie wiedząc jak wyjaśnić Louisowi jak się czuje, bez czucia się żałośnie.

- Wiem. Wciąż masz nadzieję - mówi Louis z zaskakującą łatwością. To brzmi zarówno jakby rozumiał i uważał za absurd. Jakby Louis rozumie jak Harry się czuje, ale nie widzi w tym sensu.

To sprawia, że Harry czuje coś ostrego pod swoją skórą. Nagle chce krzyczeć na siebie za bycie takim dupkiem, kiedy Louis wspiera go bardziej niż powinien.

- Przepraszam, Louis. Cały czas oczekuję, że będzie wokół mnie czekał jak idiota. Nie jestem lepszy od Nicka. Jesteś w ósmym miesiącu ciąży i musisz sobie radzić z taką samą ilością rzeczy jak ja. Nie powinieneś jeszcze sobie radzić z tym gównem.

- Harry - mówi do niego Louis. Zabiera swoje dłonie z uścisku Harry'ego i przyciąga je do linii czoło, wygładzając znajdujące się tam zmarszczki. - Nie mogę od ciebie oczekiwać, że odkochasz się w swoim partnerze, z którym byłeś 4 lata, w 3 miesiące, nawet jeśli Mel daje nam jakiś termin. To nie byłoby zdrowe. Pójdziemy powoli, ale stabilnie.

Louis jest najwspanialszą osobą jaką Harry kiedykolwiek poznał. Jego wargi się trzęsą i nic nie może na to poradzić, ale łzy ponownie wypełniają jego oczy.

- Dziękuję - szepcze.

- Nie musisz mi dziękować, kochanie. - Louis używa swoich kciuków, aby wytrzeć spływające łzy, uśmiechając się zapewniająco do niego. - Naprawdę chcę żebyśmy zadziałali? I jeśli to oznacza dziecięce kroczki to poczekam tyle ile będzie trzeba.

Harry unosi swoją głowę, ocierając swoją twarzą o dłoń Louisa.

- Też chcę żebyśmy zadziałali. Tylko jeszcze nie teraz. Niedługo.

Odwraca swoją twarz i całuje dłoń Louisa w ramach obietnicy. Oczy Louisa świecą w odpowiedzi.

Niedługo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top