Rozdział 5

Tydzień mija mniej więcej w ten sam sposób. Harry wziął wolne w pracy, stwierdzając że jest bardziej chory niż początkowo zakładał, a Louis musiał nim kierować, by upewnić się, że je. Jednak z każdym dniem jest coraz lepiej, przerwy pomiędzy ogarniającym smutkiem są coraz dłuższe.

Kiedy Harry'emu udaje się nie płakać przez całe 6 godzin, Louis zabiera go do gabinetu Nicka.

- Wiem, że to nie jest łatwe, ale jesteśmy dwoma omegami żyjącymi w domu pod nazwiskiem alfy. Musimy to naprostować - wyjaśnia, kiedy bierze wszystkie dokumenty, które Nick został dla Harry'ego i kładzie je przed nim.

Harry powoli je bierze pod ostrożnym wzrokiem Louisa.

Oczywiście Louis ma rację. Musi sobie zdać sprawę ze swojej sytuacji finansowej, domu, surogacji. Nick zostawił wiele rzeczy, z którymi musi sobie poradzić. Im dłużej odwleka swoje zobowiązania, tym więcej rzeczy może go wziąć z zaskoczenia. A to nigdy nie jest dobre, kiedy omega, a tym bardziej dwie omegi żyją pod tym samym dachem. Jest zbyt wielu konserwatystów na świecie, by pozostawić rzeczy przeznaczeniu.

Nie żeby Harry mu ufał.

Oczyszcza swoje gardło, przyjmując pokerową twarz. Musi zmierzyć się z faktami.

- Nie musisz tutaj zostawać - daje znać Louisowi, cóż świadomy, że jego interes i Louisa nie musi być zaangażowany w cokolwiek poza surogacją.

- Chcę. - Louis wygląda na zdeterminowanego. - Zrobię nam herbatę, a ty zacznij czytać.

Nowa fala uwagi i podziwu przebiegła przez Harry'ego. Louis naprawdę się nie cofa i nie wykazał jeszcze żadnej cechy świadczącej o tym, że chce porzucić Harry'ego.

Louis wychodzi z biura, więc Harry przegląda wszystkie papiery.

Posiadanie domu.

Konto bankowe.

Kontrakt surogacji.

Dokumenty o legalnym sparowaniu.

Harry bierze trzęsący oddech. Może to zrobić.

Pierwszy dokument to oficjalny akt posiadania domu, który znajduje się teraz pod nazwiskiem Harry'ego. Wszystkie zmiany tytułu zostały opłacone. To wystarczająco proste. Harry uznaje, że to podobna wersja do tej, którą Nick podpisywał, gdy kupowali ten dom. Dziwne, że Harry nie musiał niczego podpisywać, ale cóż prawo było bardzo dziwne w stosunku do omeg.

Cóż, to główne zmartwienie Louisa.

Następny dokument to odpis z banku, potwierdzający, że Harry nie ma już żadnego dostępu do konta bankowego Nicka, który otrzymał, chociaż ograniczony, po tym jak się połączyli.

Harry idzie wziąć swój laptop z sypialni swojej i Nicka, chcąc sprawdzić saldo swojego konta. Nie zaglądał tam od wieków, nie musiał. Jednak teraz lepiej upewnić się, że jego wypłaty z kwiaciarni przychodziły prawidłowo i ile tak właściwie ma pieniędzy do wydania.

- Myślałem, że będę musiał cię ścigać - żartuje Louis, kiedy wraca do gabinetu.

Kręci głowa z uśmiechem. - Nie, szukałem tylko swojego laptopa, pomyślałem, że powinienem sprawdzić swoje konto bankowe.

-To mądre - komentuje Louis, zadowolony z inicjatywy Harry'ego. To wiele mówi o tym ile Louis prawdopodobnie oczekuje zmierzenia się z kilkoma przeszkodami po drodze. Harry czuje się trochę zawstydzony, nakładając tak dużo na Louisa, sprawiając że ten zajmuje się nim samemu będąc w ciąży. Kiedy sam Louis został tak samo opuszczony jak Harry.

Brunet czuje ulgę, gdy okazuje się, że jego wypłaty były prawidłowo zaksięgowane na jego prywatne konto, więc znajduje się tam zdrowy balans, zważając na to, że nigdy wcześniej praktycznie nie wydawał swoich pieniędzy. Nick był bardzo uparty z tym, żeby płacić za rzeczy dla Harry'ego.

To co go zszokowało to stan jego konta oszczędnościowego. Tam było prawie... wow. Harry bierze tak ostry wdech, że kończy delikatnie się krztusząc.

- Wszystko w porządku? - Louis podchodzi żeby poklepać go po plecach aż ten się kontroluje.

- Spójrz, Lou - wskazuje na rozświetlony ekran, wciąż nie będąc w stanie rozpracować ilości pieniędzy.

- Jasna cholera! - Louis patrzy na cyferki szerokimi oczami. - Co do kurwy, Harry?

- Nick powiedział, że dał mi połowę pieniędzy i wiedziałem, że żyjemy na dobrym poziomie, ale nie wiedziałem, że... aż tak!

Szok Harry'ego zamienił się w niedowierzanie, a potem... uderzyło w niego to, że Nick naprawdę zostawił mu te wszystkie pieniądze, ponieważ... ponieważ nie będzie go już tutaj, aby wspierać jego i ich szczenię. Ma ochotę krzyczeć z głębi płuc, ale zamiast tego bierze głęboki wdech i zamyka stronę.

- Cóż, cholera, Haz - Louis siada na przeciwko niego. - Cieszę się, że o ciebie zadbał, przynajmniej finansowo.

- Tak i mogę zapłacić ci w całości za twoją surogację i upewnić się, że dziecko ma dobre życie, nawet z samotną omegą jako matką.

Harry nienawidzi tego, że musi myśleć w ten sposób. Louis nie odpowiada, więc Harry unosi wzrok i znajduje go wściekle marszczącego brwi.

- Co? - Pyta Harry, niepewny jak zareagować.

Brwi Louisa jeszcze bardziej się marszczą i głaszcze swój brzuch. - Nic.

Harry może powiedzieć, że jest coś więcej, ale ton Louisa jest stanowczy i sprawia, że Harry powstrzymuje się przed dalszym drążeniem tematu. Zamiast tego bierze trzeci papier z pliku i zdaje sobie sprawę z tego, że jest to kopia kontraktu surogacji Louisa z kilkoma podkreślonymi rzeczami. Główna potwierdza to, że Harry będzie jedynym podpisujący akt urodzenia dziecka i będzie miał do niego prawa. Na końcu jest podpisany przez Nicka oraz są dwa wykropkowane miejsca, jedno dla Harry'ego i drugie dla Louisa.

Harry żuje swoją wargę, próbując zebrać się na odwagę, by porozmawiać o dokumencie. Może Louis nie chce, by Harry sam zajmował się dzieckiem. Może to się zmieni. To by wyjaśniało wcześniejszy wyraz twarzy Louisa. Dziecko jest biologicznie w połowie szatyna, sensowne jest to, że chce dla tego dziecka jak najlepiej.

- O co chodzi, Harry? - Pyta Louis, patrząc sceptycznie na niego z drugiej strony biurka.

- Nick zmienił twój kontrakt surogacji - wyjaśnia, wręczając nowe strony Louisowi, więc omega sam może to przeczytać. Harry przygląda się temu jak przez jego twarz przebiegają różne emocje, ale każda z nich znika zbyt szybko, by mógł ją zidentyfikować.

W końcu zatrzymuje się na neutralnej minie i wręcza Harry'emu strony z powrotem. - Mogę to teraz podpisać jeśli chcesz. Obiecuję, że nie zabiorę ci dziecka.

Harry zabiera papiery.

- Jest dobrze. - Harry kręci głową, odkładając dokumenty na inne. - Możemy o tym porozmawiać później. Ufam ci.

Ramiona Louisa rozluźniają się z ulgą i to sprawia, że coś swędzi Harry'ego we wnętrzu. Chce zapytać Louisa co się zmieniło, dlaczego nie chce dokładnie takiego samego układu jak wcześniej. Jednak czuje, że to rozmowa, na którą ani on ani Louis nie jest gotowy. Przynajmniej nie jest w stanie odpuścić Louisa i jego fantazji o posiadaniu jego i Nicka dziecka. Jeszcze nie.

Harry bierze ostatni plik i prawie życzy sobie, by tego nie przeczytał. Może poczuć łzy zbierające się w jego oczach, jego wzrok robi się niewyraźny, kiedy mruga, by powstrzymać je od wypłynięcia. Jest taki zmęczony płakaniem, nawet nie może powstrzymać ostrego bólu, który przechodzi przez jego serce.

Papiery rozwodowe.

Nick naprawdę chce rozwiązać ich połączenie.

Skanuje szybko wzrokiem dokument, widząc słowa takie jak 'zachowując dystans i pozwalając na zanik połączenia' oraz 'unieważnić prawa cywilnego połączenia'. Harry odmawia wierze, że Nick podpisał ten dokument, nawet jeśli tusz na ostatniej stronie mówi co innego. Rzuca papiery na stół, przykładając swoją trzęsącą się dłoń do twarzy, aby zetrzeć łzy, którym udało się spłynąć.

- Haz? - Mówi do niego cicho Louis, zmartwienie jest słyszalne w jego głosie.

- Jeśli tego nie podpiszę, możemy to po prostu wyrzucić, kiedy wróci, prawda?

Brwi Louisa unoszą się, ale jego postawa pozostaje taka sama. Harry dostaje falę uspokajających feromonów, które pachną tak bardzo jak Louis, więc pozwala swojemu ciału się zrelaksować na krześle. Krześle Nicka.

- Nie sądzę, że to tak działa, słońce. - Głos Louisa jest niski i współczujący.

Harry kręci głową. Nie może sobie teraz z tym poradzić.

- Nick podjął pospieszną decyzję, to w porządku, wróci. Możemy to naprawić - próbuje przekonać Louisa, ale jego głos się trzęsie. Harry nienawidzi siebie za to, więc zbiera papiery i odkłada je do szuflady. - Wszystko z pieniędzmi i domem jest załatwione, więc nie musisz się martwić - wstaje, kończąc rozmowę, nim zrobi z siebie jeszcze większego głupka.

Louis wygląda jakby chciał się kłócić, ale odpuszcza. Wstaje bez słowa, zabiera ich puste kubki i idzie na dół.

Harry w pewien sposób chce iść za Louisem i go przeprosić. Nie jest jednak pewien za co, więc bierze po prostu długi wdech i wychodzi z biura, zamykając za sobą drzwi.

Nie zamierza tutaj w najbliższym czasie wracać.

~*~

Powoli robi się lepiej. Louis i Harry tworzą nową rutynę dla siebie, kiedy Harry bierze dłuższe i częstsze zmiany w kwiaciarni, Louis redukuje swoje godziny pracy. Harry jest zadowolony, kiedy nie myśli o tym, że jego alfa go porzucił, łamiąc ich połączenie.

Zdaje sobie sprawę z tego, że ledwo może je w ogóle poczuć.

Kiedy to się stało? Nie minęło aż tak dużo czas... Zastanawia się czy gdyby Nick teraz wrócił to czy jego instynkt omegi zydentyfikowałby go w ogóle jako partnera?

Ma taką nadzieję. Harry chce odbudować ich związek. Musi być cierpliwy i czekać aż jego partner wróci, ponieważ on wróci do swojej rodziny. Nick jest dobrą osobą, był prawdopodobnie tylko... zmieszany? Ten czas osobno może mu dobrze zrobić. Może dać Nickowi inną, lepszą perspektywę ich połączenia.

Jednak zanim to się stanie tworzy życie dla siebie. Ma swoje własne pieniądze, kupuje wszystko czego jego mała córeczka będzie potrzebowała, kiedy się urodzi i zajmuje się Louisem.

Wizyta lekarska szatyna, która miała mieć miejscu w tygodniu, w którym Nick odszedł została przesunięta. To było dobre, ponieważ Harry'emu udało się być obecnym na USG ujawniającym płeć ich szczenięcia. Dziewczynka, według dr Miller prawdopodobnie alfa, ale drugą płeć da się potwierdzić dopiero po urodzeniu.

Samotna obecność Harry'ego była kwestionowana w biurze, gdzie każdy znał Nicka, ale nikt nie zauważył jego odejścia ze stada. Na szczęście. Louis spektakularnie poradził sobie z badaniem, opowiadając historię o tym, że Nick pracuje i Harry wykorzystuje okazję, by zaskoczyć alfę ujawnieniem płci.

Harry byłby zgubiony bez Louisa.

Wspaniały, uprzejmy, cierpliwy Louis, który nie załamuje się nawet podczas najcięższych dni, kiedy smutek przejmuje całe ciało Harry'ego i czuje się jakby ledwo mógł się poruszać pod jego ciężarem.

Jednak jeszcze bardziej Harry byłby zgubiony bez tych małych rzeczy, które zmieniają jego dzień. Jak wtedy, kiedy Louis uśmiecha się szczerze, kiedy Harry wraca do domu po całym dniu pracy. Jak nawet wtedy, gdy Louis nie nie lubiący pikli upewnił się żeby je perfekcyjnie pokroić dla Harry'ego, kiedy robił hamburgery. I te nie tak małe rzeczy jak to, że Louis oddał mu połowę swojego łóżka, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że brunet nie sypia za dobrze, dręczony przez dziwne sny, które sprawiają, że wstaje jeszcze bardziej zmęczony, niż wtedy, gdy zasypiał.

Harry naprawdę trafił w totka znajdując kompana w Louisie. To co jest między nimi jest ciepłe i bezpieczne, jego wewnętrzny wilk to docenia. Ma nadzieję, że nie będzie musiał dać Louisowi odejść, kiedy Nick wróci. Będzie walczył, by utrzymać Louisa w swoim życiu.

Harry wyłącza kuchenkę. Frytki które usmażył dla Louisa są już gotowe. Louis stwierdził, że to ciążowe zachcianki, ale Harry ani trochę tego nie kupuje. Zakłada, że szatyn za bardzo lubi swoje śmieciowe jedzenie. Jednak kto odmówi omedze w siódmym miesiącu ciąży z jego szczenięciem? Kładzie frytki na papier, by wchłonął dodatkowy olej i robi herbatę dla Louisa, wiedząc, że to doceni.

Jego telefon dzwoni na ladzie 'Mama' pokazuje się na ekranie. Bierze go, wkładając między ramię i ucho i idąc do Louisa z jedzeniem i piciem. Mówi jej, by poczekała chwilę, kiedy upewnia się, że z szatynem wszystko dobrze, a następnie opada na fotelu naprzeciwko jego miejsca na kanapie. - Dobra, wróciłem.

- Jak idzie, kochanie? Czego Louis potrzebuje? - Pyta, zmartwienie w jej tonie sprawia, że Harry czule się uśmiecha.

- Wszystko jest świetnie, mamo. Louis jest dobrze, właśnie miał ochotę na frytki, więc zrobiłem mu porcję.

- Dobrze. Ciążowe zachcianki to poważna sprawa, Harry.

- Wiem. - Harry przewraca oczami, a Louis uśmiecha się na kanapie, widocznie rozbawiony relacją bruneta ze swoja mamą.

- Jesteś pewien, że nie możemy poznać Louisa?

Harry pozwala opaść swojej głowie na oparcie i jęczy. - Mamo, rozmawialiśmy już o tym.

- Po prostu uważam, że to dziwne.

- Cóż, nie zgadzasz się z wieloma rzeczami, które robię, możemy dzisiaj z tym nie walczyć?

- Dobrze - poddaje się. - A co u Nicka?

- Och, hmmm... - mamrocze Harry, złapany między tym co chce powiedzieć swojej mamie i co wie Louis. Odwraca swój wzrok od szatyna, nie chcąc widzieć jego reakcji na to co powie. - U niego wszystko w porządku, po prostu dużo pracuje, by mieć czas, kiedy nasza córeczka przyjdzie na świat.

- Ale nie zaniedbuje was, prawda? - Niedowierzanie w jej głosie sprawia, że coś kłuje Harry'ego w sercu.

- Oczywiście, że nie, mamo! Możesz przestać być taka sceptyczna względem Nicka? Minęły cztery lata. - Harry zdaje sobie sprawę z tego, że brzmi bardziej defensywnie niż zazwyczaj, kiedy Anne kwestionuje opiekę Nicka nad Harrym, zazwyczaj ignoruje jej doczepki. Wstrzymuje oddech, mając nadzieję, że mu tego nie wypomni.

Na szczęście, odpuszcza. - Przepraszam, H. Wiesz, że po prostu się martwię o swojego synka, bez względu na to jak dorosły już jesteś.

Wzdycha. - Wiem, mamo. Jak się masz?

Kiedy Anne zaczyna opowiadać historię o swojej przyjaciółce, Harry ponownie przysłuchuje się otoczeniu i zdaje sobie sprawę z tego, że Louis wysyła ciężkie feromony, jego zapach robi się kwaśny poza jego typową ostrością. Rozgląda się, by znaleźć wpatrującego się w niego Louisa.

Harry czuje jak jego policzki płoną, pod ostrzałem tego spojrzenia.

- Mamo? - Przerywa jej. - Przepraszam, że ci przerywam, ale zapomniałem o czymś, muszę kończyć. Mogę do ciebie oddzwonić później?

To taka słaba wymówka. Harry musi podziękować światu za to, że Anne nie jest dzisiaj w naciskającym nastroju, gdyż odpowiada zgodnie.

- Pewnie, słoneczko - mówi z łatwością, nawet jeśli trochę się waha. - Wszystko w porządku?

- Tak, tak, wszystko dobrze. Pa, mamo. Kocham cię.

Rozłącza się nim może usłyszeć jej odpowiedź, odkładając telefon na swoje udo. Piszczy w swoim miejscu pod intensywnym wzrokiem Louisa.

- Louis? - Woła go Harry. Ten nie odpowiada, więc Harry kontynuuje. - Louis, mogę poczuć twoją złość aż tutaj. Co się stało?

- Co się stało? Serio, Harry? - Wypala Louis, sprawiając że brunet zakopuje się dalej w fotelu.

- Tak? - Pyta niepewnie, czując się jak skarcone dziecko, nawet chociaż nie może dostrzec ku temu powodów.

Louis prycha, krzyżując ramiona na swojej klatce piersiowej. - Dlaczego okłamujesz swoją mamę?

- Ponieważ nie ma sensu jej martwić tymczasową sytuacją! To jedynie sprawi, że jeszcze bardziej znielubi Nicka i ochłodzi nasz związek. Nie chcę...

- Nie ma czego ochładzać, Harry! Nick zerwał wasze połączenie i zostawił cię z nienarodzonym dzieckiem! Powinna go nienawidzić! Ty powinieneś go nienawidzić! - Louis przestaje krzyczeć, dysząc, kiedy patrzy na Harry'ego. - To ty ochładzasz swoją relację z nią tymi niepotrzebnymi kłamstwami.

Słowa wydają się być niczym cios w policzek. Harry powoli przyciąga swoje kolana, ciasno się otulając. Louis nie ma na myśli tego co powiedział. Nie może mieć.

Cisza wokół nich osiada na długo. Feromony Louisa opuszczają powietrze, teraz spokojny szatyn je kontroluje. Jednak jego wybuch wciąż wisi między nimi.

- Harry, przepraszam - szepcze Louis. Bierze powolny krok w stronę Harry'ego. Wygląda to tak jakby chciał do niego sięgnąć, ale czeka na jego zgodę.

Harry nie może tego zrobić. Nie wtedy, kiedy czuje jakby Louis fizycznie wyrwał mu serce z piersi i je ścisnął. Dzwoni mu w uszach i po raz pierwszy od miesięcy, nie chce być w tym samym pomieszczeniu co Louis. Wstaje na trzęsących się nogach i rusza ku schodom.

- Harry ja...

- Proszę, Louis, ja... - zacina się, nie wiedząc dokładnie czego potrzebuje, ale to nie są przeprosiny Louisa. - Po prostu daj mi trochę przestrzeni.

Nie chce słyszeć ani widzieć reakcji Louisa. Biegnie po schodach i zamyka się w pokoju dla gości, którego używał jako własnego, kiedy nie był u szatyna.

Harry ponownie czuje się samotny.

Parę godzin później ktoś puka do drzwi. Harry wewnętrznie jęczy, zbyt świadomy możliwości tego kto znajduje się po drugiej stronie. Znacząco się uspokoił od czasu, kiedy pierwszy raz zamknął się w sobie, ale zranienie również jest wciąż na przedzie jego myśli.

'Porzucił cię' mówi jego wewnętrzny głos.

Najgorsze jest to, że on to wie. Harry czuje samotność każdego dnia, w pustce, która zastąpiła obecność jego partnera. To ciągły fakt, który uderza w niego, co jedynie utrudnia konfrontację w swojej głowie.

Nie może zrobić nic prócz posiadania nadziei, że Nick wróci i wszystko znowu będzie tak jak powinno.

Harry nie czuje się jeszcze gotowy na konfrontację z Louisem. Jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma wielu możliwości odkąd dzieci z nim dom, a szatyn jest w ciąży. Więc z westchnieniem, wstaje z łóżka i podchodzi do drzwi, odblokowując je.

Od razu rzuca mu się w oczy smutnie wyglądający Louis. Ten widok sprawia, że chce pójść dalej i udawać, że nic się nie stało, aby ten wyraz opuścił twarz szatyna i nigdy już nie wrócił. Louis nerwowo bawi się rękawem swojej bluzy, jego oczy skanują ich stopy na podłodze. Przygryza wargę, wygląda na niepewnego, nim mówi. - Harry, bardzo, bardzo przepraszam za to co powiedziałem. To było całkowicie nie na miejscu i rozumiem, jeśli chcesz żebym spakował swoje rzeczy i odszedł.

- Co? Nie! - Harry wyszedł z pokoju, zszokowany tym, że Louis rozważa wyprowadzkę. - Oczywiście, że nie chcę, abyś odchodził!

- Ale Harry, byłem dla ciebie okropny.

- Jest dobrze, ja nie...

- Nie jest dobrze - przerywa mu Louis.

- W porządku, nie jest dobrze - zgadza się Harry. - Ale będzie. Wiem, że nie chciałeś mnie zranić i mogę ci wybaczyć. Chcę abyś tu był.

Nim Harry może to przetworzyć, Louis idzie w jego stronę i go przytula. Oddaje uścisk i zakopuje swój nos w włosach Louisa, wciągając jego zapachu, który teraz jest łagodniejszy, spokojniejszy. Grzeją się i uspokajają swoje wewnętrzne wilki. W końcu Louis się odsuwa wyglądając jakby trochę mu ulżyło, chociaż wciąż czuł się winny.

- Zrobiłem ci jogurt i miskę owoców. Nie jadłeś nic od śniadania - mówi mu delikatnie Louis, biorąc dłoń Harry'ego i delikatnie pociągając go w stronę schodów.

Brunet czuje głęboką satysfakcję z tego, że jego omega się nim zajmuje, fizycznie znów jest z nim blisko. To trochę zabawne, myśli, jak jego instynkty wróciły na właściwe tory, priorytetyzując swój związek z Louisem nad wszystko inne.

Chociaż raz Harry nie myśli za dużo i pozwala się zaprowadzić do kuchni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top