Ten

- Chcesz pojechać po lekcjach do mnie?
Zaskoczył mnie tym pytaniem, a ja jak głupia, bez zastanowienia się zgodziłam.
- Tak - odpowiedziałam.
- Tak co?
Chwila, chyba nie chodziło mu o...
- Tak... tatusiu? - bardziej spytałam, niż oznajmiłam.
- Grzeczna dziewczynka - na jego ustach znów pojawił się ten piękny uśmiech.
Byłam świadoma tego, że nie postępowałam dobrze. Ten facet całkowicie namieszał mi w głowie, ale nie potrafiłam się od niego odciąć.
- Idź teraz proszę grzecznie na resztę lekcji. O której kończysz zajęcia?
- O czternastej trzydzieści - powiedziałam, oblizując suche wargi.
- Cholera, Bella, mówiłem Ci, żebyś tak nie robiła - syknął, ściskając dwoma palcami dolną wargę swoich ust.
- Przepraszam, tatusiu - wypowiedziałam uwodzicielsko.
Powiedziałam te słowa specjalnie, chcąc się z nim podroczyć. Domyślałam się, jak na niego to zadziała i wcale się nie myliłam, bowiem słysząc moje słowa poprawił spodnie i chwycił się krótko za krocze, a moje oczy zrobiły się wielkie jak dwie monety. Czułam się niekomfortowo i byłam zawstydzona, że doprowadziłam go do takiego stanu.
- Spotkamy się po lekcjach w holu szkoły, dam Ci kluczyki od mojego auta. Wyjdziesz pierwsza, a ja kilka minut po Tobie - rozkazał.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie chcę, żeby ktoś nas zobaczył - wytłumaczył.
Nie myślałam wcześniej o tym, że przecież to, co robiliśmy było zakazane i ktoś mógł nas w każdej chwili nakryć. Byłam w nim tak zauroczona, że zupełnie o tym zapomniałam.
- Lepiej już idź - pospieszył mnie - Zobaczymy się za kilka godzin, kochanie - podszedł do mnie i zostawił na moich ustach przelotnego całusa. Uśmiechnęłam się i wyszłam z klasy.

Na żadnej lekcji nie potrafiłam się skupić. Cały czas myślałam o tym, że mój nauczyciel zaprosił mnie do swojego mieszkania. Obawiałam się, że będzie chciał robić ze mną coś, na co nie byłam jeszcze gotowa. Wtedy próbowałam wmawiać sobie, że przecież nie zrobi raczej nic wbrew mojej woli.
Moimi ostatnimi zajęciami tego dnia był wf. Nie przepadałam za tą lekcją, nie lubiłam biegać i się pocić, ani grać w jakieś durne gry. Przebrałam się w szatni w strój razem z innymi dziewczynami i wyszłam na salę gimnastyczną.
Wuefistka postanowiła, że zagramy w zbijaka. Nie kryłam niezadowolenia, westchnęłam głośno i założyłam ręce na klatce piersiowej, czekając aż ta głupia gra się zacznie. Nagle przypomniałam sobie sytuację z klasy matematycznej. Styles zakluczył drzwi i mnie pocałował, ale co jeśli... w szkole były kamery? Wpadłam w panikę i zaczęłam rozglądać się po sali, jednak nie dostrzegłam żadnych urządzeń na ścianach. W momencie, kiedy chciałam odwrócić z powrotem głowę, poczułam ogromny ból. Padłam na drewnianą podłogę i chwyciłam się za czoło. Dostałam piłką do zbijaka! Prawie w sam środek twarzy! Niesamowite bolała mnie głowa, a kiedy ściągnęłam dłoń z czoła, zauważyłam na niej krew. Nauczycielka podbiegła do mnie, a wokół zdobiło się zbiorowisko dziewcząt.
- Boże, dziecko! - krzyknęła kobieta - Nic Ci nie jest? - widocznie panikowała - Krew! Leci Ci krew!
- Nic mi nie jest, Pani Spencer, dostałam tylko piłką w głowę - próbowałam ją uspokoić.
- Idziemy szybko do pielęgniarki - pomogła mi wstać i wyszłyśmy na korytarz szkolny.
Nadal strasznie bolała mnie głowa, a krew nie chciała przestać lecieć. Nauczycielka to zauważyła, wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i podała mi ją. Przyłożyłam cienki materiał do skóry, jednak szybko nasiąknął czerwoną cieczą i krew zaczęła strumykiem lecieć mi po rękach. Już prawie dotarłyśmy do gabinetu pielęgniarki, kiedy spotkałyśmy z naprzeciwka nikogo innego jak Styles'a. Wybałuszył oczy na mój widok i natychmiast do nas podbiegł.
- Boże, co jej się stało? - zapytał zmartwiony.
- Dostała piłką w głowę - wytłumaczyła Pani Spencer - Muszę iść z nią do pielęgniarki.
- Niech Pani wraca na lekcję, ja z nią pójdę, mam teraz wolną godzinę - oświadczył mężczyzna.
Nauczycielka podziękowała mu i krzyknęła na odchodne, żebym z gabinetu pielęgniarki od razu do niej przyszła.
- Jak to się stało? - spytał Styles, kiedy szliśmy w stronę szkolnej lekarki.
- Po prostu zamyśliłam się, jak graliśmy w zbijaka - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
Widziałam po wyrazie jego twarzy, że bardzo się zmartwił i starał się pomóc, jak tylko potrafił, wręczając mi więcej chusteczek. W końcu dotarliśmy do gabinetu pielęgniarki. Starsza kobieta również nie kryła przejęcia moim stanem. Kazala zaczekać Panu Styles'owi na korytarzu, po czym odkaziła mi ranę i przykleiła do czoła gruby wacik, mówiąc, że to nie jest nic poważnego. Nie wiedziała też, skąd wzięło się tyle krwi. Uspokoiła mnie stwierdzeniem, że nie będzie potrzebne szycie. Głupie uderzenie piłką, a ile bólu i nerwów. Wyszłam z gabinetu, przed drzwiami czekał zaaferowany Styles.
- I jak? - spytał, wstając z ławki.
- Już wszystko dobrze, nie trzeba tego zszywać - uspokoiłam go i dostrzegłam, że głośno odetchnął z ulgą.
- Niezwykle się Tobą przejąłem - powiedział, upewniając się, że nikogo nie było w pobliżu.
- Niepotrzebnie - spojrzałam na swoje buty i skrzyżowałam dłonie.
- Czy spotkanie po lekcjach nadal aktualne? - odgarnął mi włosy, a ja podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy.
- Tak - posłałam mu nieśmiały uśmiech, który odwzajemnił.
- W takim razie widzimy się za dwadzieścia minut - spojrzał na zegarek - Lepiej wracaj na wf.
Odwróciłam się i popędziłam na salę gimnastyczną, cały czas czując na sobie jego wzrok. Nauczycielka, kiedy mnie zobaczyła, zadała serię pytań, czy aby na pewno już wszystko ze mną dobrze i pozwoliła mi się wcześniej przebrać. Czekałam jeszcze dziesięć minut w szatni, aż zajęcia się skończą, a potem wraz z resztą dziewczyn opuściłam przebieralnię. Szłam najwolniej na samym końcu, nie chcąc, aby ktoś zobaczył, jak podchodzę do swojego nauczyciela matematyki, który już czekał na mnie na holu.
Styles dyskretnie włożył w moją dłoń kluczyki, a ja, posyłając mu krótkie spojrzenie, udałam się na parking. Od razu ujrzałam z daleka czarnego Range Rover'a i po chwili otworzyłam auto oraz wsiadłam do środka. Czekałam niecierpliwie na siedzeniu pasażera. Po około dziesięciu minutach zobaczyłam, jak Pan Styles zmierza w moją stronę. Idąc ze swoją teczką pod ręką wyglądał jak jakiś pieprzony Bóg, a do tego jego włosy lekko powiewał wiatr. Wsiadł do auta i uśmiechnął się do mnie, po czym obdarował mnie czułym buziakiem w usta. Pomyślałam wtedy, jak to dobrze, że miał przyciemniane szyby...

Po dwudziestu minutach przemierzania chłodnego Londynu, wjechaliśmy na niewielkie osiedle, położone niedaleko centrum miasta. Przejechaliśmy obok wysokich bloków, Pan Styles zaparkował kolo jednego z nich. Wysiedliśmy, a ja podążałam za nim do odpowiedniej klatki. Byłam trochę poddenerwowana, jeszcze nigdy nie byłam w mieszkaniu któregoś ze swoich nauczycieli. Starałam się jednak zachować spokój. Już po chwili staliśmy pod drzwiami. Otworzył je i przepuścił mnie przodem, co wydało mi się niezwykle miłe. Weszłam do środka i pierwsze, co zauważyłam to śnieżnobiałe ściany i wielkie lustro, wiszące na jednej z nich. Stanęłam w korytarzu, niepewna, czy powinnam wejść wgłąb mieszkania.
- Czuj się jak u siebie - zachęcił Pan Styles i wskazał ręką, żebym udała się w stronę, jak podejrzewałam, salonu. Jego cztery ściany nie były niewiadomo jak wypasionym domem, było tam skromnie, ale przytulnie. W salonie stała czarna kanapa, a obok niej szafki z książkami i telewizor. Rozglądałam się jeszcze chwilę, a potem mężczyzna zapytał, czy byłam głodna. Szczerze mówiąc umierałam z głodu, ale tylko cicho przytaknęłam.
- Ugotowałem wczoraj makaron z sosem pomidorowym i jeszcze trochę zostało, może być odgrzany? - wszedł do pokoju, drapiąc się po głowie ze zdenerwowanym uśmiechem na ustach.
- Jak najbardziej - zaśmiałam się.
Wrócił do kuchni, a ja dalej oglądałam półki. Oprócz książek ujrzałam na nich również zdjęcie dwojga ludzi, oboje wyglądali na około sześćdziesiąt lat. Trzymali się za ręce i szeroko uśmiechali do obiektywu. Domyśliłam się, że byli to rodzice Pana Styles'a. Postanowiłam zajrzeć do kuchni, z której w pewnym momencie usłyszałam głośne przeklinanie.
- Coś się stało? - zapytałam, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia z kremowymi meblami.
- Uh, nic takiego, po prostu oparzyłem sobie przypadkowo palec.
- Pokaż to - zarządziłam, chwytając jego dłoń.
- Słucham? - uniósł brew.
- Um, to znaczy, pokaż to, tatusiu - poprawiłam się, nieprzywiozując wiele uwagi do własnych słów.
Kazałam mu włożyć palec pod zimną wodę, a sama poszukałam w apteczce, którą trzymał w łazience, czegoś na oparzenia. Im więcej pokoi w tym mieszkaniu zwiedzałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że Pan Styles lubił jasne kolory.
- Znalazłam maść na oparzenia - weszłam do kuchni z lekarstwem w ręce - Proszę, niech Pan posmaruje.
Wziął tubkę z maścią i cały czas wwiercając we mnie swój palący wzrok, odkręcił ją i posmarował ostrożnie palec. Kiedy ciecz zaschła, przypomniał sobie o makaronie.
- Oh, za pięć minut będzie gotowy i wtedy zjemy w dużym pokoju - oznajmił.
Pokiwałam głową i wróciłam do salonu. Gdy Pan Styles przyniósł dwa talerze z jedzeniem, od razu zabrałam się za konsumowanie posiłku. Danie było naprawdę dobre, Styles musiał nieźle gotować.
- To było pyszne - powiedziałam, kiedy skończyłam jeść.
- Na pewno nie tak pyszne, jak Ty - odpowiedział prawie niesłyszalnie.
- Słucham? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Nic, nic - zaśmiał się pod nosem i wstał, żeby odnieść brudne talerze do kuchni - Chodź, pokażę Ci resztę mieszkania - krzyknął z korytarza.
Posłusznie wstałam i udałam się z nim do jego sypialni.
- Tutaj śpię, a za tamtymi drzwiami mam szafę i pralnię - pokazał mi.
Nie myśląc zbytnio o tym, co mój nauczyciel sobie pomyśli, rzuciłam się na łóżko, które było niesamowicie duże i wygodne. Wyciągnęłam ręce w górę i westchnęłam głośno. Pan Styles stał obok i obserwował mnie, ale już po chwili usiadł na skraju łóżka, niebezpiecznie blisko mojego ciała.
- Chcesz pogadać? - spytał, kładąc się delikatnie obok mnie.
- O czym? - spytałam, podpierając podbródek na dłoni i odwróciłam się w jego stronę.
- O nas - odpowiedział - Chcę wiedzieć, co do mnie czujesz i jak sytuacja wygląda z Twojej perspektywy - ułożył się wygodnie na plecach i czekał, aż coś powiem.
Pomyślałam chwilę nad tym, co chciałam mu przekazać i odezwałam się nieśmiało.
- Cóż... uważam, że jest Pan bardzo przystojny - odwrócił twarz w moją stronę i uśmiechnął się głupkowato - I często mnie Pan onieśmiela - przyznałam szczerze.
Mówiłam mu o tym, że jestem przy nim nieśmiała w momencie, kiedy właśnie poczułam się jakoś wyjątkowo odważna. Przyznałam to przed nim otwarcie i czułam się pewniejsza siebie.
- Oh, naprawdę? - przerwał mi - Co Ty nie powiesz, kochanie - dotknął mojego policzka, a ja przeniosłam wzrok na jego ciepłą dłoń - Podoba mi się to, jaka niewinna stajesz się przy mnie.
Poczułam, jak zaczęło mi się robić gorąco. Jeszcze bardziej zawstydzał mnie swoją szczerością, ale podobało mi się, że nie krył pożądania wobec mnie.
- Jak Twoja głowa? - zapytał nagle.
- Już lepiej - zapewniłam go, dotykając przez wacik ranę - Myślę, że krew przestała lecieć.
Przez moment panowała przyjemna cisza, której ani ja, ani Pan Styles nie chcieliśmy przerywać. Rozglądałam się w tym czasie po sypialni. W kącie pokoju zobaczyłam mały stolik, a na nim laptopa i kwiatka. Obok znajdowało się duże okno, przez które było widać urocze osiedle, a nad nami, na suficie wisiała szklana lampa.
- Jak podoba Ci się moje mieszkanie? - zapytał po chwili.
- Jest bardzo ładne i przytulne.
- Cieszę się, że tak sądzisz, bo zapewne będziesz teraz spędzać tu więcej czasu - oznajmił, na co zmarszczyłam brwi.
- Niby czemu?
- Skoro Twojej mamy często nie ma, bo pracuje, to dlaczego nie miałabyś przychodzić tutaj? W końcu mamy się do siebie zbliżyć.
Nagle poczułam ogromny przypływ odwagi. Podniosłam się z pozycji leżącej i usiadłam okrakiem na nauczycielu.
- Nie wiem, co robisz, skarbie, ale podoba mi się - zachichotał i położył swoje duże dłonie moich biodrach.
Zaczęłam obcałowywać jego szyję, policzki i czoło, a na końcu usta. Był lekko oszołomiony, ale i zadowolony moim postępowaniem. Przymknął oczy, kiedy zostawiałam na nim mokre ślady.
- Uwielbiam Cię, tatusiu - wypowiedziałam nagle, zaskakując samą siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top