Strach ma wielkie oczy.
Rezydencja Wane-ów 2 stycznia 24.30
Szedłem dość szybko przez uliczkę. Zauważyłem batmana. Podbiegłem do niego, ucieszyłem się że go widzę. W pewnej chwili ktoś do nas przyszedł to był Zuco. Wystrzelił kilka pocisków i powalił Batmana mówiąc :nie masz już żadnej rodziny Dick. Ja spojrzałem na batmana i usłyszałem :kocham Cie synu. Potem tylko wystrzał.
Obudziłem się cały spocony, zacząłem się trząść a potem moje oczy zalały się łzami. W pewnej chwili do pokoju wszedł Bruce. Patrzył na mnie tak jakby zaraz miał tu przyjść i mnie przytulić. On tylko podszedł, usiadł bliżej mnie i powiedział
-Co się stało?
-Nic to.. To tylko sen
Powiedziałem przecierając oczy.
-Płakałeś?
-To tylko sen!
Krzyknąłem i schowałem twarz w kolanach. Bruce spojrzał na mnie. Po chwili spytał
-Co ci się śniło?
Odkryłem twarz i opowiedziałem mu wszystko choć dość nie chętnie.
Bruce spojrzał na mnie po chwili i mocno do siebie przytulił.
-Dick ty masz i zawsze będziesz miał rodzinę.
-Ale.. zacząłem ale głos mi się załamywał. On Cie zabił a ja nic nie mogłem zrobić a jeśli kiedyś też będziesz ranny a ja będę tak stał jak słup solny!! I co wtedy?!! Stracę Cie!!! Stracę rodzinę jaką mam!!
Wykrzyczałem wszystko i upadłem wycienczony na podłogę. Bruce podniósł mnie i przytulił.
Nie mogłem się uspokoić, łzy napływały mi do oczu.
Batman po kilku minutach zauważył że się uspokajam i przytulił mnie raz jeszcze. W pewnej chwili wszedł Alfred do pokoju niosąc tace z filiżankami. Jedna była z melisą ta dla Dicka a druga z kawą dla Bruca. Podał chłopakowi. Szybko wypił, po kilku minutach stał się bardzo senny. Batman przytrzymał chłopaka i położył na łóżku. Przykrył kocem i wyszedł z pokoju razem z Alfredem.
-Paniczu Bruce co się dzieje z Dickiem zapytał zmartwiony.
-Bardzo źle spał. Jutro się nim zajmę. Musi dojść do siebie.
Potem udał się do łóżka. Zegar wskazywał godzinę 1.55
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top