Pogodzeni.
Pov.batman
Wróciłem do bat jaskini dość wcześnie była 2 w nocy. Postanowiłem trochę odpocząć. Poszperałem w komputerze na temat niektórych złoczyńców i udałem się windą na górę do kuchni zrobić sobie kolacje. Po 20 minutach wróciłem do salonu niosąc tace z tostami z serem i szynką oraz indyjską herbatą. Zacząłem oglądać lecący film w telewizji. Zerknołem na okno, zobaczyłem jedynie deszcz i gałęzie na wietrze. W pewnym momencie usłyszałem ciche skrzypanie otwierających się dżwi do salonu a później zauważyłem postać.
-Dick
Odpowiedziałem spokojnym tonem. Na co on podszedł bliżej i to co zobaczyłem przeraźiło mnie :
Dick miał ranę postrzałową w okolicach rzeber i rany na twarzy i rękach, cały był zziębnięty i przemoczony przez deszcz.
-Dick co się stało?
Zapytałem zatroskanym tonem.
-.byłem na misji a raczej na patrolu. Było porwanie 10 dziewczynki.
Tłumaczył się i po chwili zachwiał się i prawie by upadł gdyby nie ja. podtrzymałem go i położyłem na kanapie. Po chwili przyszedł Alfred z bandażami i lekarstwami i poszedł do kuchni aby przygotować herbate. Ja natomiast opatrywałem Dicka.
-Przepraszam.
Spojrzałem na niego. Był bliski płaczu.
-Nie przepraszaj. Spisałeś się i jestem dumny z Ciebie synu. Po tych słowach przytuliłem go. Alfred włączył telewizor niosąc herbatę. W telewizji mówili o bohaterskim czynie Robina i uratowanej dziewczynki. Pogłaskałem go po włosach i przykryłem kocem. Spojrzałem na Alfreda który tylko się uśmiechnął. Po chwili dołączył do nas wszystkich Rex skacząc szczęśliwie na Dicka. Gdy się uspokoił wtulił się w niego i czuwał przy nim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top