8. why?
Moment przejścia dziecka w dorosłość. Kiedy on tak naprawdę następuje? Czy sztucznie wyznaczona granica, która po przekroczeniu zmienia nastolatka w dorosłego ma jakieś uzasadnienie? Czy te jedne wyjątkowe urodziny mają jakąś magiczną moc, która diametralnie zmienia sposób myślenia? Nie. A skoro tak - kiedy następuje ten przeskok?
Każdy człowiek mierzy się z nim w innym czasie. Ale to nie znaczy, że każdy jest na ten moment gotowy. Jedni jeszcze jako małe dzieci, które patrzą na ojca alkoholika i muszą zająć się młodszym rodzeństwem, jak Seokjin. Inni długie lata, powoli i stopniowo mierzą się z odpowiedzialnością, przejmując kolejne obowiązki, jak Hoseok. Jeszcze inni są rzuceni na głęboką wodę, gdy zostają nagle wyrwani z beztroskiego życia, musząc się zmierzyć z czymś, co przerasta ich siły.
Tak było z Jeongguk'iem, gdy stracił swoją mamę. Świat rodziny Jeon go przerażał. Wychowany w zupełnie innym środowisku, nagle musiał dorosnąć i zacząć samemu o siebie zadbać. Z tym że nigdy nie czuł się dorosły. W momencie, gdy jego sytuacja ponownie uległa zmianie i chłopcy z Bangtan Club przygarnęli go do siebie, jakby na nowo zdziecinniał, oddając się całkowicie pod ich kontrolę i przyjmując sposób życia. Tak było mu wygodniej, jako najmłodszy mógł liczyć na ulgi i pomoc w każdej chwili. A teraz niestety znów stracił grunt pod nogami. W dodatku z ciężarem, jakim był jego hyung. Przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż Taehyung zachowywał się zupełnie inaczej, niż po nim oczekiwał. Z niepokojem słuchał planu ucieczki, który przygotował Kim. Nie dlatego, że nie był dobry. Wręcz przeciwnie, uznał go za prosty i genialny. Ale nie rozumiał, jakim cudem jego dziecinny hyung nabrał nagle tych dorosłych cech. Przecież miał czasem problemy z zawiązaniem sznurowadła! A teraz tłumaczy mu, jak wyplątać ręce z wydawałoby się niemożliwego do rozwiązania supła. To go trochę przerastało, ale gotów był zaufać mężczyźnie, byle tylko odpowiedzialność za ich życie nie spadła na niego.
A Taehyung? Kiedy on tak naprawdę dojrzał? Sam chyba nie znał odpowiedzi na to pytanie. Po prostu pozwalał swoim myślom uciekać do poziomu pięciolatka, bo dzięki temu czuł się bezpiecznie. Prawidłowe funkcjonowanie jego umysłu wiązało się z ryzykiem pamiętania o ojcu, który go skrzywdził. Nie chciał tego, uciekał do czasu, gdy wszystko było łatwiejsze. Ale teraz to on był starszym bratem, który musiał chronić młodszego za wszelką cenę. Widział w Jeongguk'u siebie i nie mógł pogodzić się z tym, że drugi raz miałby przez to wszystko przejść.
Przygotowanie się do ucieczki zajęło im dwa dni. Tae liczył wszystko i wiedział, że jest obecnie poniedziałkowy wieczór. Słyszeli, jak porywacze mówili, że Jonghyun musi tego dnia być w firmie, a wieczorem czeka go spotkanie z babcią i ojcem Jeon'a, który nie miał jeszcze pojęcia o porwaniu syna. A to oznaczało, że pilnowano ich tylko we dwoje. W dodatku Minho wydawał się szurnięty ze swoim zachwytem nad Taehyung'iem, do którego przychodził prawie co pół godziny, dopytując, czy jego maluszek nic nie potrzebuje. Kibum nie pozwalał mu na wykorzystanie go, póki nie dowiedzą się konkretnie, czy będzie im jeszcze potrzebny. Jednak naiwność Minho mogła być kluczem do ich wolności. Dlatego, gdy porywacz zjawił się kolejny raz tego dnia w pomieszczeniu, gdzie trzymali Bangtanów, a Kim kiwnął głową, prosząc o zabranie go do toalety, Jeon był gotowy do rozpoczęcia ucieczki.
Wyswobodzenie rąk zajęło mu minutę, a drugie tyle uwalniał nogi. Tae powiedział mu wyraźnie, że będzie przeciągał ile da radę, ale na pewno więcej niż trzy minuty to wyjście nie potrwa. Na szczęście fioletowowłosy zmieścił się w czasie, ale zaraz po tym usłyszał stuknięcie drzwi na korytarzu, oznaczające rychły powrót jego przyjaciela. Złapał więc spróchniały kawałek drewna, który wcześniej dojrzał na podłodze, ustawiając się tuż przy wejściu, a gdy porywacz zjawił się, trzymając dłoń na pośladku Taehyung'a, uderzył go z całej siły w głowę. Mężczyzna osunął się na kolana, a następnie gruchnął ciałem o posadzkę, uwalniając tym samym starszego Bangtana z uścisku.
Przez chwilę było słychać tylko ich przyspieszone oddechy, ale to jeszcze nie był koniec. Nadal pozostawał im do pokonania drugi przeciwnik.
- Minho?! - Krzyk Kibum'a zabrzmiał w pustych ruinach, dając sygnał, że jednak ich małe zagranie zostało usłyszane. Tae szybko rozplątywał ręce, a Jeon w panice przeszukiwał nieprzytomnego mężczyznę. Znalazł broń w momencie, gdy szybkie kroki dało się usłyszeć tuż pod drzwiami. Rzucił broń starszemu, nawet nie myśląc o tym, że mogłoby to być niebezpieczne, po prostu zrywając się na równe nogi, by móc w razie czego bronić. Ledwo chwycił za wcześnie użytą deskę, która pod wpływem uderzenia stała się dużo mniej przydatna, gdy w drzwiach pojawił się Kibum z wyciągniętym pistoletem. Jeon już miał zaatakować, ale rozległ się strzał i mężczyzna padł na podłogę, wyjąc z bólu. Jeongguk z niedowierzaniem odwrócił się do Taehyung'a, który jak gdyby nigdy nic opuścił dłoń z pistoletem.
- Tego nie było w planie! - krzyknął przerażony, gdy starszy Bangtan minął go szybko, wytrącając broń z ręki porywacza. Zabrał go, wręczając maknae z kamienną miną.
- Wolałeś dostać od niego kulkę? Nie sądzę. Pospiesz się.
Jeon ruszył za przyjacielem, próbując dotrzymać mu kroku, a przede wszystkim uspokoić się. Był naprawdę przerażony tym, co się wydarzyło. Taehyung, ten niewinny osobnik, który niedawno leczył złamane skrzydło znalezionego na ulicy ptaka, z zimną krwią strzelił do człowieka!
Nic jednak nie powiedział, skupiając się na ucieczce. Udało im się. Teraz tylko muszą znaleźć wyjście.
- Zabrałeś mu telefon? - zapytał Tae, dopadając do klatki schodowej. Kim wiedział, gdzie powinni iść. Odzyskał przytomność dużo wcześniej niż młodszy, dzięki czemu miał okazję poznać układ budynku. Zdążył nawet przeczytać wybrakowany napis nad wejściem do szpitala, gdy ich tu przywieźli.
- Nie...
- Dlaczego?! Przecież musimy zadzwonić!
- Wiem! Nie krzycz na mnie! Wystraszyłem się, ok?!
- Dobra. Przepraszam. Spokojnie. Znajdziemy jakiś. Wyjdziemy stąd i pobiegniemy... gdzieś. Znajdziemy jakiś dom i stamtąd zadzwonimy. Na...
Wypowiedź Kim'a została jednak przerwana przez nagły upadek Jeon'a, który nie zauważył dziury w posadzce. Jego noga zapadłą się, a gdy uderzył boleśnie w posadzkę, ledwo amortyzując to rękami, krzyknął z bólu. Czuł, jak kończyna wygina się pod dziwnym kątem, co nie wróżyło nic dobrego.
- Jeonggukie... - Starszy natychmiast pomógł mu się wydostać z pułapki i spojrzał zaniepokojony na przyjaciela zaraz po szybkich oględzinach jego nogi. - Chyba jej nie...
Niestety lekkie dotknięcie wywołało krzyk, co utwierdziło mężczyznę, że jednak stało się to, czego się obawiał. Ich idealny plan właśnie zaczął szwankować.
- Jeonggukie, proszę, zaciśnij zęby, musimy jakoś się stąd wyrwać. Poniosę cię.
Kim złapał Jeon'a i podniósł, ruszając natychmiast w dalszą drogę. Niestety dużo wolniej, a w dodatku zablokowane ręce zmusiły go do pozostawienia broni na podłodze. Trzęsące się dłonie fioletowowłosego stanowiły zbyt duże zagrożenie, by dawać mu nieść pistolety. Więcej nieszczęść na pewno nie wchodziło w grę.
- Widzę wyjście - szepnął starszy w końcu, czując, jak jego serce przyspiesza z powodu zbliżającej się wolności. Udało im się. Zaraz wyjdą. Skryją się gdzieś i powoli oddalą. Zaraz będą...
- A dokąd to się wybieracie?
- Nie martw się hyung. Najlepsi ludzie będą ich szukać. Na pewno się znajdą.
Namjoon po raz milionowy powtórzył te same puste obietnice, którymi chłopcy żyli przez ostatni weekend. Właśnie razem z Hoseok'iem i Seokjin'em weszli na tyły klubu, zmęczeni po kilku godzinach spędzonych na komisariacie. Musieli w końcu zgłosić sprawę na policję, licząc na to, że służby mundurowe naprawdę jakoś pomogą. Co prawda z początku nawet się przejęli, jednak dostarczenie im informacji, kim są mężczyźni i jaką działalność prowadzą, trochę zgasiła w nich chęć pomocy. Seokjin nawet zaczął się wydzierać, że nie są traktowani poważnie, chociaż życie jego brata i przyjaciela może być w niebezpieczeństwie, po tym, jak jeden z gliniarzy powiedział, że dziwek powinni szukać w innym burdelu. Był to już kompletny szczyt chamstwa, ale po awanturze sam komendant przepraszał za zachowanie podwładnego i obiecał zająć się tą sprawą priorytetowo. Jednak po czymś takim Bangtani uznali, że na tę pomoc nie ma co liczyć.
- Dobrze, że jesteście.
Jimin podniósł się z kanapy, gdy zobaczył przyjaciół wchodzących do salonu. Siedział tam sam, trzymając w dłoniach telefon, z którym w ostatnim czasie się nie rozstawał, ciągle licząc na to, że Jeon da znak życia. Podszedł szybko do starszych zaaferowany.
- Przyszły kolejne panie i proszą o rozmowę z Namjoon hyung'iem.
Szef westchnął. Gdy wychodzili na komendę, przyszły trzy klientki, które domagały się rozmowy z nim, ale poprosił je, by wróciły później, gdyż musi teraz wyjść. Nie spodziewał się jednak, że to grono się jeszcze powiększy. A już kompletnie nie brał pod uwagę prawie trzydziestu pań, które gościł Yoongi w klubie, dokąd udał się razem z pozostałymi.
- Namjoon! W końcu jesteś! - zawołała jedna z jego stałych klientek, która nie lubiła bawić się w żadne formalności, zwracając do wszystkich po imieniu. Szanowana osobowość w świecie obrońców środowiska, na co dzień zajmująca się ratowaniem pand, o wesołym charakterze, która kupowała kartę członkowską, by mieć z kim podzielić się swoimi przemyśleniami.
- Drogie panie, czy mogę wiedzieć, co was tu sprowadza? - zapytał, stając razem z resztą na środku pomieszczenia.
- Panowie, nie możecie nas wodzić za nos po godzinach pracy. Przyszłyśmy tu prywatnie, nie jako wasze klientki - zaczęła kobieta w czerwonym komplecie - CEO najlepszej marki kosmetyków na rynku koreańskim.
- Właśnie. Chcemy wam pomóc, cokolwiek się stało. - Do apelu dołączyła jedna z młodszych klientek, córeczka tatusia, który zajmuje wysokie stanowisko w firmie samochodowej. - I nie wyjdziemy, dopóki nie dowiemy się prawdy.
- Taehyungie i Jeonggukie zniknęli.
Wszystkie oczy zwróciły się na Jimin'a, który skrywał się za plecami swoich hyungów. To on się odezwał, zdradzając tym samym powód ich kłopotów
- Jiminnie... - zaczął Yoongi, obejmując go ramieniem, ale on pokręcił głową.
- Te panie mogą nam pomóc hyung. Musimy poprosić je o pomoc.
Bangtani patrzyli jak najmłodszy z nich klęka na kolana i kładzie czoło na złożonych przed sobą dłoniach. Bez słowa, jeden po drugim dołączyli do niego, wykonując formalny ukłon przed klientkami.
- Drogie panie - zaczął Namjoon, wiedząc, że ten obowiązek należy do niego. - Nasi przyjaciele zniknęli w zeszłym tygodniu. Nie mamy pojęcia dlaczego. Obawiamy się jednak, że ktoś ich porwał. Zgłosiliśmy to dzisiaj na policję. Ale mamy nadzieję, że pomożecie nam w jakikolwiek sposób. Jeśli wiecie coś na ten temat, błagamy, powiedzcie nam. Może słyszałyście, jak jakieś inne klientki zmawiały się przeciwko nim lub oni w czasie spotkań z wami powiedzieli coś, co może wskazywać na to, że chcieli uciec... Proszę, pomóżcie nam, bardzo się o nich martwimy i nie wznowimy działalności, dopóki się nie odnajdą.
Wszystkie panie wstrzymały oddech. Nie tego się spodziewały. Każda obstawiała problemy finansowe, te mniej ufne nawet szeptały między sobą, że może w ten sposób będą próbowali wyłudzić od nich pieniądze. Ale zniknięcie Bangtanów? Kto by się odważył i dlaczego?
Kilka godzin trwało, nim lokal opustoszał. Niemal każda przybyła zadeklarowała uruchomienie swojej siatki informacyjnej. Hoseok podejrzewał, że cała Korea, Chiny, Japonia, Tajlandia i inne kraje, w których znajdowały się filie firm, w jakich pracowały panie, będą wiedział o zaginionych mężczyznach. Ale czy to wystarczy?
- Namjoon - powiedział cicho, stając przy przyjacielu, który zamykał drzwi za ostatnimi klientkami. Wyglądał na naprawdę zmęczonego, podobnie zresztą jak każdy z nich, ale nie zwalniało ich to z obowiązku odnalezienia młodszych. Od każdej minuty mogło zależeć, czy jeszcze kiedyś ich zobaczą.
- Co jest Hobi?
- Może przeszukajmy ich rzeczy? A jeśli ktoś wysyłał Jeongguk'owi listy z pogróżkami, a my o tym nie wiemy?
Kim kiwnął głową. Co prawda robił już taki przegląd z Seokjin'em, ale zawsze istniała opcja, że coś przeoczyli.
Mężczyźni ruszyli na piętro, by od razu wziąć się do pracy. Zaczęli od pokoju Jeon'a. Sprawdzili każdą szafkę, szufladę, zajrzeli nawet pod materac, na którym spał. Jednak nic nie wskazywało na to, by ktoś chciał mu zrobić krzywdę. Dlatego przenieśli się do sypialni Tae, zaczynając kolejne oględziny.
- Nadal myślę, że to jakaś klientka - powiedział cicho Hoseok, przekładając swetry swojego chłopaka z szafy na krzesło. - Niektóre z nich są trochę szurnięte. Zwłaszcza te młodsze.
- Hobi, nie możesz nastawiać się tak wrogo do nich. Możesz mieć rację, ale wątpię, by któraś z nich ryzykowała w ten sposób. W końcu to ważne osobistości. Gdyby wyszło na jaw, że odwiedzają to miejsce, już miałyby kłopoty. Nie sądzę, by po tylu latach i tak dobrym układzie postanowiły to zepsuć. Poza tym wiesz, że nie przyjmujemy do grona klientek byle kogo. Sam przeprowadzasz z nimi rozmowy, by wybadać, czy są stabilne psychicznie.
- Zawsze mogłem się pomylić, przecież nie jestem ekspertem.
- Ale masz nosa do ludzi. Ufam ci Hobi.
Mężczyzna westchnął i zrezygnowany wskoczył na łóżko. Nagle coś pod nim uderzyło o podłogę. Wystraszony wstał, bojąc się, że złamał jakąś deskę ze stelaża, ale po kilku sekundach zorientował się że przecież nie wpadł do żadnej dziury.
- A to ponoć ja psuję wszystko, czego dotknę. - Namjoon schylił się pierwszy pod łóżko by sprawdzić, co zrobił jego przyjaciel. Sięgnął po tajemniczy przedmiot i wyciągnął go. W jego dłoni znajdował się zwyczajny zeszyt z twardą, czarną okładką. Kawałki taśmy znajdujące się na nim pozwoliły im szybko wysnuć wniosek, że prawdopodobnie przyklejony był do desek.
- Co to jest?
- Nie mam pojęcia. - Hoseok natychmiast znalazł się przy nim.
- Chyba już wiemy, dlaczego Taehyung jako jedyny chciał zachodnie łóżko zamiast normalnego. Naprawdę sprytna kryjówka.
- Brawo chłopcy. Naprawdę piękna zagrywka.
Taehyung splunął, czując krew w ustach. Stracił rachubę tego, ile razy został spoliczkowany.
Zarówno Kibum jak i Minho potrzebowali wizyty w szpitalu, przez co całą noc Bangtani pilnowani byli przez goryli Jonghyun'a. A tych facetów stanowczo nie mieli jak obejść, gdyż cała czwórka stała w kątach pomieszczenia niczym przerażające cienie z dziecinnych koszmarów, trzymając ciągle broń w gotowości. Jeden ruch, który mógłby im się nie spodobać wystarczyłby jako powód oddania strzału.
Z rana do miejsca ich przetrzymywania wróciło dwóch z trzech porywaczy. Kibum, któremu Tae przestrzelił udo musiał zostać zoperowany. Zemsta za brata z pewnością była dodatkową przyczyną obecnego znęcania się nad Kim'em. Jeongguk został tym razem nie tylko związany, ale także skuty i posadzony pod ścianą. Jego złamaną nogą nikt się szczególnie nie przejął, nie została nawet unieruchomiona. Skupiono się na tym, by zadać obojgu jak najwięcej bólu, a skoro Jeon nie mógł być bardziej uszkodzony, zmuszony był patrzeć, jak jego przyjaciel przyjmuje wszystko na swoje plecy. Błagania młodszego tak bardzo zaczęły działać na nerwy jego wujkom, że ostatecznie zakneblowano mu usta. Mógł być tylko niemym świadkiem torturowania jego hyung'a.
- Naprawdę myśleliście, że uda wam się uciec? - zapytał Jonghyun, paląc spokojnie papierosa, podczas gdy Minho kolejny raz wymierzył cios w twarz Tae. - Naprawdę byliście tak naiwni myśląc, że pilnuje was tylko nasza trójka? Oj głupie dzieci.
Kim krzyknął, gdy poczuł mocne kopnięcie, które przewróciło go na brudną podłogę. Związane ręce uniemożliwiły mu jakąkolwiek próbę obrony. Zwinął się jedynie w kulkę, starając chronić brzuch, gdyż ciosy w niego bolały najbardziej.
Jonghyun zadowolony podszedł do niego i wyjął papierosa z ust.
- Rozmawiałem z naszą kochaną panią prezes. Uznała, że twoja obecność w tym całym zamieszaniu jest zbędna. Więc jeśli będziesz sprawiał kłopoty, mamy się ciebie pozbyć.
Jeon zamarł z przerażenia, słysząc wyrok, jaki został wydany na Tae. Zapłakanymi oczami patrzył, jak jego wujek gasi papierosa na odsłoniętym ramieniu jego przyjaciela, a ten zaciska mocno usta, nie chcąc wydać z siebie kolejnego krzyku.
- Ale masz szczęście dzieciaku. Kibum zgłosił się na ochotnika, by zaopiekować się takim szkodnikiem, jak ty.
Mężczyzna pstryknął palcami i wszyscy ochroniarze opuścili pomieszczenie. On sam wstał, wyciągając z kabury przy nodze broń.
- Jeongguk, zauważyłeś, że dla każdego jesteś tylko problemem? Twoja babcia ma przez ciebie problemy, my mamy przez ciebie problemy, cała firma cierpi, bo to na ciebie ma spaść obowiązek prowadzenia jej. Nawet twój przyjaciel ponosi teraz karę za to, że się urodziłeś. Naprawdę zły dzieciak z ciebie. Powinieneś jak najszybciej zdechnąć.
Mężczyzna zatrzymał się przy Jeon'ie i kucnął, by móc spojrzeć w jego przerażone i zapłakane oczy, które wytarł grzbietem dłoni, umożliwiając mu znów w miarę normalne widzenie.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie Jeongguk. Jeśli odwrócisz głowę, zamkniesz oczy, zrobisz cokolwiek, by na to nie patrzeć, twój przyjaciel dostanie kulkę w głowę i będziesz sobie spał z jego zwłokami, dopóki twój ojciec nie da nam okupu. Czy to jasne?
Bangtan kiwnął głową, przysięgając samemu sobie, że nie dopuści do zamordowania Kim'a. Nie miał najmniejszego zamiaru obwiniać się do końca życia, że przyjaciel stracił życie tylko dlatego, że nie mógł wykonać tak prostej rzeczy. Jednak, gdy Jonghyun odsłonił mu widok, doznał takiego szoku, iż nie był w stanie nawet dłużej płakać. Patrzył, jak wujek Minho rozpina spodnie i masuje energicznie swój członek, który szybko stanął do pionu.
Nie, proszę, nie rób mu tego.
Niestety jego nieme prośby nie zostały wysłuchane. Z przerażenie patrzył, jak Taehyung jest pozbawiany dolnego odzienia. I w tym momencie zaczęły się dla młodszego prawdziwe tortury.
- Nie! Tato, zostaw! - wrzasnął przerażony Kim, próbując uciec od swojego oprawcy, choć skrępowanie linami wcale a wcale mu tego nie ułatwiało. - Tato, nie, proszę! Byłem grzeczny! Proszę, nie bij!
Tae złapany przez Kibum'a za nogi, został do niego przysunięty. Jego wrzaski, nie mające kompletnie sensu dla oprawców, Jeongguk'owi podsunęły słowa Seokjin'a, który opowiadał mu o przeszłości rodzeństwa Kim, prosząc o wyrozumiałość względem jego brata. Widział na własne oczy, jak wielką traumę dźwigał Taehyung, mierząc się z nią każdego dnia. A teraz nastąpił jej punkt kulminacyjny, gdzie umysł młodego mężczyzny przestał sobie radzić z rzeczywistością, nakładając na nią dawno nieaktualną przeszłość.
- Cichutko maluszku, zaraz będzie ci dobrze. - Kibum z uśmiechem godnym psychopaty, brutalnie włożył w niego od razu trzy palce, rozciągając kilka sekund, a zaraz po tym zastąpił je swoim członkiem. Taehyung wrzasnął z bólu, ale to był ostatni dźwięk, jaki z siebie wydał. Jeongguk'owi przebiegło przez głowę, że może chłopak zemdlał, ale nadal nie przerywał kontaktu wzrokowego, dzięki czemu widział, że to wcale nie skończyło się tak łatwo. Oczy Tae zrobiły się puste niczym u lalki, jakby nagle wyparowało z niego całe życie. A choć serce Jeon'a krzyczało, kazało protestować i ratować starszego, to nawet gdyby nie miał zakneblowanych ust, nie odezwałby się ani słowem. Nie mógł. Był w stanie tylko patrzeć. I tylko tym mógł w tej chwili ratować życie przyjaciela. Niestety kosztem jego zdrowia psychicznego, które rozpadło się kompletnie i nie wiadomo, czy ktokolwiek, kiedykolwiek będzie w stanie zebrać je na nowo w jedną całość.
A gdy wszystko się skończyło i Tae leżał już na środku pomieszczenia pozbawiony ubrań oraz trzęsąc się delikatnie, Jeon nadal jedyne co był w stanie zrobić, to niemo patrzył na tę tragedię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top