6. error

Koniec listopada przyniósł ze sobą naprawdę paskudną pogodę. Natura szykowała się do zbliżających mrozów, racząc mieszkańców Seulu chlapą i silnymi porywami wiatru, łamiącymi parasolki w najmniej odpowiednim momencie. Coraz częstsze ulewy połączone z prawie zerową temperaturą sprawiały, że z każdym dniem więcej osób siedziało z katarami w poczekalniach do lekarza, a przeciekające dachy w starych blokach, zajmowane przez wyrzutki społeczeństwa, utrudniały życie i pochłaniały na naprawy pieniądze, których i tak ci ludzie mieli za mało.

Jednak tego wieczora świat jakby zlitował się nad młodym mężczyzną, który szedł przez Namsan Park, zmierzając do znajdującej się tam wieży. Jego szybki chód nie był wynikiem pośpiechu, lecz zdenerwowania. Ze względu na okoliczności, w jakich musiał się tu znaleźć, wyruszył dużo szybciej niż powinien, nie mogąc usiedzieć spokojnie w mieszkaniu. Zwłaszcza, że przyjaciele, zajęci swoimi sprawami, nie potrafili go odciągnąć od czarnych myśli, krążących po jego głowie.

Jeongguk nie miał bladego pojęcia, czy dobrze postąpił idąc na spotkanie, o które poprosił ojciec. Choć nie widział go już dwa lata, jakoś nauczył się żyć ze swoją nową rodziną, którą tworzył z pozostałymi Bangtanami. Nie było w niej miejsca na nieczyste zagrania, nienawiść i okrucieństwo. Nawet, jeśli relacje Jeon'a i Min'a wyglądały nieciekawie, młodszy traktował go jak dobrego kuzyna. Jakoś na brata nie mógł sobie u niego zasłużyć.

Dlatego nagłe ponowne pojawienie się w życiu mężczyzny jego ojca, wydawało mu się bardzo nie na miejscu. Kiedy coś zaczął budować, nagle okazało się, że to tylko domek z kart, który nawet lekki oddech może zawalić. I bardzo mu się to nie podobało. Zwłaszcza, że powód owego spotkania mógł być naprawdę niebezpieczny lub nieprzyjemny. Ojciec mógł poprosić go nawet o ucieczkę z kraju, jeśli się okaże, że babcia go w końcu namierzyła. Myślał, że jeśli zniknie, przestanie pojawiać się w życiu tej rodziny, zapomną o nim i nie będą go szukać, aby następnie zlikwidować. Przecież Jeon'owi nie chodziło o przejęcie rodzinnej firmy, na którą wszyscy byli łasi, niczym wygłodniałe hieny na ofiarę. Chciał tylko i wyłącznie opieki, którą miał mu zapewnić rodzic jako osobie niepełnoletniej. Ale to już też była przeszłość. Poradził sobie sam. Skończył liceum, pracował, miał chłopaka, z którym liczył na wspólną przyszłość, choć co prawda na razie stała pod znakiem zapytania. I nagle na tym prawie idealnie ułożonym obrazku pojawia się rysa, echo przeszłości, wzywające go do siebie.

Liczenie w tej sytuacji na dobre wieści było takim samym pomysłem, jak wycelowanie odbezpieczonym i załadowanym pistoletem w swoją głowę. Wiele czynników ostrzegało dwudziestolatka, że coś jest nie w porządku. Jednym z nich było to, że gdyby pan Jeon zamierzał oznajmić synowi, iż może wrócić, to po pierwsze na pewno nie spotykałby się z nim o tak późnej porze, w dodatku w takim miejscu. Zamiast tego zaprosiłby go do domu, gdzie w spokoju mogliby porozmawiać, wypić herbatę i ułożyć dalsze plany na przyszłość. Poza tym, Jeongguk wątpił, by babcia nagle zezwoliła na jego powrót. Gdy ówczesny siedemnastolatek został pierwszy raz porwany, po rozwiązaniu sprawy starsza kobieta wprost powiedziała swojemu synowi, że prędzej własnoręcznie zabije wnuka, niż pozwoli mu nazywać się częścią tej rodziny. Więc gdyby spotkanie było bezpieczne, na pewno oznaczałoby to, że kobieta zmarła. Jednak żadne wieści na ten temat nie dotarły do fioletowowłosego, który pilnie śledził wiadomości. A śmierć tak ważnej osobowości, przedstawicielki drugiego pokolenia prowadzącego hotelowy biznes, na pewno byłaby podana do wiadomości publicznej. Już te dwie rzeczy wystarczyły, by obawy Jeon'a miały swoje uzasadnienie.

Pomimo tych ostrzegawczych sygnałów, zdecydował się udać na spotkanie, licząc na wyjaśnienia wprost od ojca.  Nie poinformował przyjaciół o swoim wyjściu, gdyż nie chciał, by się o niego martwili, a poza tym nie mieli pojęcia, że najmłodszy jest synem tak ważnego i wpływowego człowieka. Chronił swoją tożsamość dla bezpieczeństwa nie tylko własnego, ale również ich. Gdyby coś poszło nie tak, byliby bezpieczni, nie wiedząc nic o świecie, który ich nie dotyczy. Choć Jeongguk miał nadzieję, że taka sytuacja nigdy nie będzie miała miejsca. Wolał jednak dmuchać na zimne. Jedynie Jimin'owi wysłał wiadomość tuż po opuszczeniu w tajemnicy mieszkania, że wychodzi na spacer, w razie gdyby go szukał. Czuł jednak, że czerwonowłosy nie przejąłby się tym za bardzo, pewnie nawet nie zauważyłby tego zniknięcia, jak zawsze zajęty hyung'iem. Jeon obiecał sobie, że przy najbliższej okazji porozmawia poważnie ze swoim chłopakiem, próbując na nim w końcu wymusić zerwanie z Min'em. Pół roku to już stanowczo za długo, a on nie chciał się godzić z rolą ,,tego drugiego".

Mężczyzna zatrzymał się niedaleko Namsan Tower, przy której nie było żywej duszy. Pogoda oraz pora nie sprzyjały spacerowaniu. Jeon spojrzał na zegarek. Jeszcze dobra godzina czekała go do spotkania z ojcem. Stanowczo się pospieszył, przez co zaraz sam siebie zrugał. Skazany był teraz na stanie na chłodnym powietrzu i bezsensowne czekanie. Zaczął więc spacerować po niewielkim odcinku, który sobie obrał, by nie oddalać się za bardzo, gdyby jego tata zjawił się jednak wcześniej, niż się umówili.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż Jeon wykorzystał ten czas do przemyślenia, co powinien powiedzieć Park'owi, by przekonać go do poważnej rozmowy z Min'em. A jeśli się okaże, że jego ukochany jednak będzie wolał zostać ze starszym, to obiecał sobie starać się trzy razy bardziej, by zmienić jego decyzję. Bo odpuszczać na pewno nie miał zamiaru.

Ciszę spokojnego wieczoru przerwał odgłos silnika nadjeżdżającego samochodu. Jeongguk zatrzymał się, odwracając w stronę, z której dochodził dźwięk. Czarny Hyundai sunął powoli drogą, zmierzając w jego kierunku. Mężczyzna zatrzymał się, gotów w każdej chwili rzucić się do ucieczki. Jednak póki co stał spokojnie, czekając na rozwój wydarzeń.

Auto zatrzymało się kilka metrów od niego, a zza kierownicy wysiadł nieznany mu facet - wysoki, ubrany w garnitur, a pomimo później pory miał na nosie okulary przeciwsłoneczne. Ukłonił się, na co młodszy natychmiast grzecznie odpowiedział tym samym, choć nie spuszczał oczu z przybyłego.

- Paniczu Jeon, pański ojciec nie mógł się zjawić osobiście i wysłał mnie po panicza, bym zabrał go do rezydencji - zakomunikował obcy niskim tonem.

Jeongguk zawahał się. Nie powinno tak być. O żadnej osobie trzeciej nie było mowy w ich układzie. Dlatego nie był pewien tego, jak miał się teraz zachować. Uciekać? Pojechać z nim? Potrzebował jakiejkolwiek wskazówki. Najlepiej od samego zainteresowanego.

- Muszę skontaktować się... - zaczął niepewnie, ale w tym samym momencie jego telefon, do którego numer miał tylko tata, oznajmił otrzymanie nowej wiadomości, którą pan Jeon przysłał synowi z prośbą o udanie się z przysłanym przez niego ochroniarzem. - Już idę...

Fioletowowłosy ostrożnie podszedł do samochodu, gdzie kierowca już otwierał mu drzwi, zapraszając do zajęcia miejsca na tylnej kanapie. Zatrzymał się jednak, widząc w środku drugiego, podobnie zbudowanego typa. Kiwnął mu głową, widocznie czekając, by młodszy zajął miejsce obok niego. To wzbudziło jeszcze większą nieufność w jego sercu, dlatego cofnął się o krok, rezygnując z pomysłu wsiadania do obcego auta. 

Jego ojciec nie wysyłałby ludzi. Nie ważne co, na pewno przyjechałby sam, ewentualnie zmieniłby datę i miejsce spotkania, gdyby faktycznie coś przeszkadzało mu w zjawieniu się tutaj. To musiała być pułapka. Szybka analiza sytuacji podsunęła mu myśl, że telefon mógł zostać ojcu skradziony i wykorzystany do ponownego porwania go. A to oznaczało, że musi się wycofać i uciekać jak najszybciej.

- Chciałbym się jeszcze odlać, poczekajcie chwilę - powiedział władczym tonem, próbując grać bogatego panicza, który myśli, że ma pełną kontrolę nad sytuacją. - Tylko się nie gap, masz własnego w spodniach.

Jeongguk powoli poszedł w stronę drzew, rozpinając po drodze płaszcz, niby chcąc się w ten sposób łatwiej dostać do rozporka. W rzeczywistości wiedział, że bez grubego okrycia łatwiej mu będzie biec, a po takim wysiłku nie zmarznie. Wystarczy, że znajdzie się wśród większej ilości ludzi, a będzie bezpieczny. Niestety, prawdopodobieństwo spotkania tłumu o tej porze w parku była bliska zeru. W dodatku nie miał pewności, czy da radę dostać się szybko do jakiejkolwiek ulicy. Mało znał to miejsce, a poza tym musiał liczyć się z tym, że prawdopodobieństwo zgubienia się było całkiem duże. Ale równie dobre mógł pozbyć się tych facetów. Zresztą, nie miał teraz innego wyboru, posłuchanie ich i trafienie do samochodu to żadna alternatywa.

Młody mężczyzna zatrzymał się przy drzewie, jakieś trzydzieści metrów od auta. To już dawało mu pewną przewagę. Musiał to zrobić, musiał uciekać. Teraz.

Zrzucenie płaszcza zajęło mu trzy sekundy, a nim typ w garniturze się zorientował, Jeon już zniknął między drzewami, biegnąc prosto w ciemność.

- WRACAJ TU GNOJU!

Tyle wystarczyło, by wiedział, że miał rację.

Jeongguk pędził ile sił w nogach, czując jak odstające gałęzie boleśnie ranią jego twarz, gdy przedzierał się między nimi. Słyszał za sobą pościg, niestety niejednej pary butów. Czyli było ich więcej. Musieli mieć kogoś w pogotowiu, ale widocznie takiego planu ucieczki się nie spodziewali.

Gałęzie, które nagle wyłaniały się z ciemności, boleśnie kaleczyły jego twarz i ciało, ale młody Bangtan nie zatrzymywał się ani na chwilę. Nie miał pojęcia gdzie jest, ani jak daleko jeszcze do miejsca, gdzie będzie bezpieczny. Jednak najgorsze było to, że cięgle trwała pogoń za nim. Raz się oddalał, raz zbliżał, ale ciągle słyszał kroki i głośne przekleństwa. Czuł się jak królik uciekający przed myśliwym. Miał tylko nadzieję, że potencjalni porywacze nie posiadają broni.

Nagle ten morderczy bieg został przerwany przez głośny krzyk bólu. Jeongguk od razu się zatrzymał, o mało nie tracąc równowagi. Jego serce biło szaleńczym rytmem z powodu zmęczenia oraz strachu. Ale w tej chwili nie bał się o siebie. Wrzask, który brzmiał w jego uszach wydała z siebie osoba, którą doskonale znał.

- Taehyung! - krzyknął, rozglądając się wokół siebie, mając absurdalną nadzieję, że za chwilę ujrzy swojego przyjaciela.

Niestety, jedyne co był w stanie namierzyć to kierunek, z którego dochodziły kolejne wrzaski. Więcej już nie myślał o ucieczce. Nie miał bladego pojęcia, co tutaj robi najmłodszy Kim, ale jedno było pewne - jeśli tamci mężczyźni go złapali, nie miał zamiaru zostawiać starszego w ich rękach. Wątpił, by miał jakiekolwiek szanse uwolnić Tae i uciec razem z nim. Za duże ryzyko niepowodzenia, a może nawet skończyłoby się to śmiercią.

Bangtan puścił się biegiem, a tym razem jego drogę wyznaczał ból przyjaciela.

Nie musiał daleko wracać, szybko dotarł do miejsca, gdzie drzewa były rzadsze, a zapalona w pobliżu latarnia pozwalała mu zauważyć dwóch obcych. Ten z samochodu trzymał za włosy Taehyung'a, który półprzytomny klęczał u jego stóp. Zakrwawiona twarz przerażała młodszego. Czuł, że to, co stało się Kim'owi jest jego winą. A teraz musiał wziąć za to odpowiedzialność i jakoś go ratować.

- Proszę, pójdę z wami, ale już nie róbcie mu krzywdy - poprosił, unosząc ręce, by pokazać, że nic nie kombinuje.

Mężczyzna w garniturze zaśmiał się pogardliwie, a zaraz po tym Jeon poczuł, jak ktoś łapie jego ręce, brutalnie je blokując. Zapomniał, że jest ich więcej. Szanse na ocalenie malały z każdą chwilą.

- Myślisz, że taki szczeniak jak ty nas wykiwa? Może sądziłeś, że dasz radę uciec? - zapytał trzymający go osobnik nieco piskliwym głosem. Nie była to kobieta, bardziej brzmiało, jakby ktoś kopnął obcego w krocze.

- Proszę, zostawcie Tae... - błagał dalej, próbując jakoś uratować przyjaciela, nie zważając na swoje beznadziejne położenie. - On nie jest w to zamieszany, nie wie nawet, kim jestem. Proszę, zostawcie go...

- By pobiegł na policję i próbował cię uwolnić? - zakpił napastnik w garniturze. - Masz nas za idiotów?

- Przyda nam się - stwierdził zadowolony facet, trzymający Kim'a. - Jeśli nie dostaniemy za niego dodatkowej zapłaty, to będzie przynajmniej kogo ruchać.

Jeongguk zatrząsł się przerażony. Już raz go porwano. Był bity, grożono mu śmiercią, ale udało mu się uciec. Może dałby radę powtórzyć wyczyn, gdyby nie Taehyung. Dodatkowa osoba to problem.

- Wystarczy tego. Nie chciałeś po dobroci, to teraz inaczej się tobą zajmiemy. Kibum, wiesz co robić.

Jeon poczuł, jak jedna z jego dłoni jest puszczana, ale zaraz na jego twarzy pojawiła się chusteczka.

Oczywiście, chloroform.

- Tae... - szepnął jeszcze, zaraz po tym tracąc przytomność.


- Chłopaki, nie widzieliście Taehyung'a? - zapytał zaniepokojony Seokjin, wchodząc do salonu.

Jimin, Yoongi i Hoseok byli właśnie w trakcie oglądania filmu. Najmłodszy siedział na kolanach swojego chłopaka bardziej zajęty bawieniem się jego włosami, niż patrzeniem na ekran. Tylko z pozoru był tak obojętny. Bardzo się martwił, bo dwie godziny wcześniej Jeongguk wysłał mu wiadomość o wyjściu na spacer i do tej pory nie wrócił. Kilka dni wcześniej obiecał mu, że spędzą ten wieczór razem, dlatego rudowłosy nie rozumiał tej nagłej zmiany planów. W dodatku bez żadnego wyjaśnienia. A tak bardzo zależało mu na tym, by porozmawiać ze swoim kochankiem...

Park podjął w końcu decyzję odnośnie tego, co zamierza. Chciał dowiedzieć się, czy młodszy traktuje go jako chwilową zabawkę, podkradaną Min'owi, czy jednak ma poważne plany. Jeśli by się okazało, że podobnie jak on widzi przyszłość dla tego związku, miał zamiar w końcu wyjawić wszystko swojemu przyjacielowi. Wiedział, że będzie to bolesne dla nich obu, ale za bardzo kochał Jeon'a, by żyć w takim dziwnym układzie, który sam stworzył. Choć było to okrutne myślenia - wolał stracić przyjaciela niż chłopaka, nawet jeśli z Yoongi'm znał się już tyle lat. Chociaż bardziej wierzył, że starszy mu mimo wszystko wybaczy i zrozumie, iż to właśnie z Jeongguk'iem będzie najszczęśliwszy. Świadomość, że Min będzie cierpiał i tak wystarczająco dręczyła jego sumienie, dlatego wolał patrzeć w przyszłość optymistycznie.

- Przecież miał z wami sprzątać klub - zauważył Jung, natychmiast podnosząc się z kanapy.

Hobi i Seokjin mogli ze sobą konkurować, jeśli chodzi o martwienie się o najmłodszego Kim'a. Zdarzało się, że rywalizowali o uwagę Taehyung'a, ale ostatecznie zawsze stawali ramię w ramię, gdy trzeba było bronić młodszego. I choć Jin uważał, że to on zna mężczyznę najlepiej, to jednak wszelkie tajemnice powierzane były tylko Hoseok'owi. Jung się tym nie chwalił, bo po pierwsze nie chciał stracić zaufania ukochanego, a po drugie rozumiał, że lepiej będzie, gdy pewne rzeczy nie zaprzątają głowy najstarszego. Tak dla świętego spokoju wszystkich mieszkańców tego miejsca.

W tym momencie Hobi mocno solidaryzował się z Seokjin'em, zaniepokojony zniknięciem Tae. Nie uciekał im tak nagle. Zawsze trzymał się kogoś, był w zasięgu wzroku, ewentualnie zawołania. Dlatego sprawa była niepokojąca. Zwłaszcza z uwagi na dziecinną stroną mężczyzny, która w ostatnim czasie coraz częściej była widziana przez przyjaciół. Zwyczajnie mógł sobie nie poradzić samemu. Był trochę jak osoba chora na autyzm - żył we własnym świecie.

- No tak... Wysłaliśmy go z Namjoon'em dwie godziny temu do magazynu, gdzie miał sprawdzić ilość wina. Ale nie wrócił. Myśleliśmy, że poszedł do was i zapomniał, co ma zrobić...

Wszyscy spojrzeli po sobie, szczerze zaniepokojeni. Wiedzieli, że ich przyjaciel miewa dziwne pomysły, więc tym bardziej powinno się go mieć na oku.

- Może wyszedł do sklepu? - zasugerował niepewnie Jimin, szukając jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia tej sytuacji. - Albo zauważył Jeonggukie'ego, gdy wychodził na spacer i poszedł z nim.

- Jeongguk wychodził? - zapytał zaskoczony Jin. - O tej porze? Przecież coś może mu się stać!

- Hyung, spokojnie, wiem, że twój matczyny instynkt każe ci się o niego martwić, ale wyluzuj. Na pewno zaraz wrócą, jak zawsze robiąc wokół siebie za dużo zamieszania i zażądają żarcia - mruknął Yoongi, odpuszczając sobie oglądanie jakiegoś filmu akcji, który Jung znalazł w wypożyczalni. Zamiast tego masował palcami boki swojego chłopaka, mając ochotę zabrać go do pokoju i odpocząć z Jimin'em sam na sam.

- Nieodpowiedzialne dzieci... - Najstarszy nie miał najmniejszego zamiaru go słuchać. Zamiast tego wyjął z kieszeni telefon i odnalazł w kontaktach pozycję ,,synek Jungkookie". Przyłożył urządzenie do ucha i cierpliwie czekał.

Jeden sygnał. Drugi... Trzeci... Siódmy...

Druga próba. Jeden... Drugi... Ósmy...

Seokjin próbował się dodzwonić do brata oraz Jeon'a po piętnaście razy. W tym czasie Namjoon również zjawił się w salonie, zadowolony, że na dzisiaj skończył pracę.

- I co, Tae się znalazł? - zapytał zajmując miejsce na kanapie.

- No właśnie Jin hyung ich szuka... - odpowiedział zaniepokojony Hoseok, samemu wysyłając kolejny SMS do swojego chłopaka. Niestety nie dostał ani jednej wiadomości zwrotnej.

- Jeongguk też zniknął. Napisał mi, że idzie na spacer, ale o tej porze powinien już wrócić - dodał cicho Jimin schodząc z kolan Yoongi'ego, też chcąc w jakikolwiek sposób skontaktować się z ukochanym.

- Zobaczycie, że niedługo wrócą. - Ponowne mruknięcie Min'a spowodowało, że Park spojrzał na niego lekko zirytowany. Rudowłosy wiedział doskonale, że Jeon działa starszemu na nerwy, jednak tym razem postanowił go bronić.

- To nasi przyjaciele hyung. Mógłbyś się choć trochę o nich zmartwić - zauważył chłodnym tonem, który zdarzał mu się tylko wtedy, gdy naprawdę go coś zdenerwowało. Yoongi natychmiast to wyczuł, próbując objąć go i przytulić do siebie, ale Jimin szybko się odsunął.

Park poszedł do swojego pokoju, gdzie zostawił telefon, mając nadzieję, że może jemu uda się skontaktować z Jeon'em. Jednak siedząc na łóżku, wsłuchiwał się tylko w kolejne puste sygnały, ani razu nie przerwane przez maknae. Jimin poczuł, jak w jego oczach zbierają się łzy. Niby nic się nie działo, ale on czuł, że coś jest nie w porządku. Serce mu podpowiadało, że Jeongguk nie zniknąłby tak bez wyjaśnienia. Coś musiało się stać. I ta świadomość była dla mężczyzny najgorsza.

Ciche pukanie przerwało jego wpatrywanie się w telefon. Natychmiast zerwał się z łóżka, myśląc, że to jego kochanek, ale zaraz sobie uświadomił, że on przecież nie puka. Usiadł znowu, przygnębiony i pozwolił Yoongi'emu wejść. Starszy bez słowa podszedł do niego i objął go ramieniem.

- Co się dzieje Jiminnie? Zachowujesz się ostatnio, jakbyś w każdej chwili miał wybuchnąć gniewem albo płaczem. Czy ktoś ci zrobił krzywdę? Potrzebujesz mojej pomocy? - zapytał w troską, próbując nawiązać z Park'iem kontakt wzrokowy, ale ten spuścił głowę, ignorując te starania. Nie ze złości. Po prostu zdawał sobie sprawę ze swoich przewinień, zdradzania Min'a, wykorzystywania jego dobroci. I teraz go to trochę przytłoczyło. Przecież nie mógł powiedzieć chłopakowi, że to on jest tym problemem.

- Chyba... w porządku. Ostatnio źle się czuję. Może jakieś przeziębienie mnie złapało - wymyślił szybko, przytulając się do Yoongi'ego. - Hyung, proszę nie bądź taki cięty na Tae i Jungkookie'ego.

- Nie jestem cięty na Tae.

Jimin westchnął, wiedząc, że starszy nie będzie się bronił.

- Ale Jungkookie...

- Jiminnie, ten chłopak ciągle cię obraża z byle powodu. Komentuje w głupi sposób co robisz, śmieje się z ciebie i nie ma do mnie szacunku. Dlatego nie mam zamiaru tolerować jego zachowania.

- Ale hyung, mi to nie przeszkadza. Śmieję się z tego razem z nim. Przecież wiesz, że jestem trochę niezdarny... i czasem się opycham jak świnka...

- Nie Jiminnie, nie opychasz się. Ty po prostu jesz, a temu dzieciakowi nic do tego. I jesteś idealny taki, jaki jesteś. Za to między innymi cię lubię.

- Też cię lubię hyung - szepnął, chowając twarz w jego koszulkę. - Ale proszę, porozmawiaj z Jungkookie'm, gdy wróci.

- Po co?

- By... byś go lepiej zrozumiał.

- Ty mi wystarczysz Jiminnie. - Mężczyzna ucałował czubek głowy rudowłosego, gładząc jego plecy. Wierzył w to, co mówił i nie miał zamiaru nic zmieniać.

Podczas gdy Jimin i Yoongi wyjaśniali sobie kwestie związane z kochankiem młodszego, oczywiście tego ,,szczegółu" nie zdradzając, Jin nadal próbował namierzyć swoje dzieci, wydzwaniając na ich komórki.

- Namjoon, jedziemy - zadecydował nagle, chowając komórkę w kieszeni.

- Dokąd? - zapytał, odrywając się od oglądania filmu, którym obecnie tylko on był zainteresowany.

- Jedziemy zrobić rundkę po szpitalach. Sprawdzimy, czy nie ma ich w którymś.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top