11. danse macabre
Śmierć. Czym jest? Szczęściem czy cierpieniem? Chwilą czy wiecznością? Początkiem czy końcem? Wszystkim czy niczym?
Jedyne, co wiadomo na pewno to to, że czeka każdego z nas. A co jest potem? Tego nie wie nikt, póki śmierć sama się o człowieka nie upomni.
Jakkolwiek by jej nie określić, jest ona na pewno obecna w naszej codzienności. Każdego dnia ktoś odchodzi - ludzie nam obcy, znajomi, bliscy. Niezależnie od statusu, majątku, wieku, doświadczeń, liczby znajomych - wszyscy bez wyjątku.
Boimy się śmierci. Dlaczego? Bo nie wiemy o niej nic. Bo nie chcemy odejść. Bo nie wyobrażamy sobie, by przestać istnieć. Bo obawiamy się zostawić najbliższych. Wymówki się mnożą i mnożą.
Liczni autorzy o niej wspominają. Starają się w jakiś sposób nakierować swojego bohatera na pogodzenie się z nią. Mówią wiele mądrych słów na jej temat. ,,Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie pokonany", ,,Śmierć jest największą z przygód" i wiele wiele innych. Ale co po tym osobom, które utraciły najbliższych? Jak wytłumaczyć matce, że jej córka udusiła się w pokoju obok, bo się zaczadziła? Jak wyjaśnić żonie, że jej mąż przegrał chorobę z rakiem? Jak powiedzieć dziecku, że ukochany dziadek już nigdy nie będzie się z nim bawił?
Namjoon'owi też nie dało się nic wytłumaczyć. Przecież zaledwie kilka godzin wcześniej przytulał Seokjin'a, całował go i obiecał, że znajdą jego brata, że będzie bezpieczny i już nigdy nie pozwolą nikomu go skrzywdzić. W pewnym sensie te słowa się spełniły. Taehyung leżał w sali szpitalnej pod narkozą, odpoczywając po operacjach, które miały naprawić to, co jego oprawcy zniszczyli. Hoseok czuwał przy nim, nie puszczając dłoni ukochanego, szepcząc do niego słowa, które miały uspokoić przede wszystkim jego samego.
Jeongguk również miał zabieg, w czasie którego złamano mu źle zrastającą się nogę, by nastawić ją odpowiednio. Jimin ani myślał odstępować teraz od jego łóżka, mimo całej tragicznej sytuacji ciesząc się po prostu z odzyskania osoby, którą mocno kochał.
A Namjoon? Właśnie kończył palić ostatniego papierosa z paczki, którą rozpoczął trzy godziny wcześniej. Siedział w męskiej toalecie w szpitalu, zadymiając całe pomieszczenie i topił kolejne wypalone pety w sedesie. Gdyby Yoongi nie skombinował kartki na drzwiach informujących o awarii, pewnie już dawno zostałby stamtąd wyrzucony. Rozwalony czujnik dymu też nie miał szans go zdradzić. Jego stres był ogromny, a nie potrafił sobie poradzić w żaden inny sposób.
- Myślałem, że skończyłeś się już dusić.
- Właśnie miałem dzwonić, byś poszedł mi kupić nową paczkę hyung.
Yoongi oparł się o ścianę, patrząc z góry na swojego szefa. Nigdy nie widział go w tak złym stanie. Zawsze to on był tym najsilniejszym, nic nie mogło go złamać. Był głosem rozsądku, hamującym głupie pomysły najmłodszych, doradcą dla starszych. Wiernym przyjacielem, który się o nich troszczył. Wizjonerem, który miał wielkie plany, traktujący obecną pracę jako chwilowy epizod na swojej drodze. A teraz patrzył na wrak człowieka, który mierzył się ze stratą najbliższej sobie osoby. Na zaledwie cień tego, kim zawsze był. Choć minęło ledwo kilka godzin, Namjoon już przypominał zabytek, który mógł wzbudzać podziw, ale lata świetności miał dawno za sobą. Starszy nie mógł patrzeć na taki obrót spraw. Za bardzo szanował swojego szefa, by być świadkiem jego powolnego upadku.
- Wystarczająco już wypaliłeś. Hyung byłby zły, gdyby cię teraz widział.
Kim roześmiał się, jednak ten dźwięk nie miał w sobie nic z radości. Brzmiał jak wołanie o pomoc, przemieszane z tęsknotą. To stanowczo był najbardziej rozpaczliwy dźwięk, jaki Min słyszał.
- Będziesz mnie teraz straszył tym, co hyung by powiedział?
- Mówię tylko prawdę.
- Jakie to ma teraz znaczenie hyung? Jego już nie ma. Zostawił nas.
- Uratował życie swojemu bratu i twojemu przyjacielowi.
- To go usprawiedliwia?
- Myślisz, że gdyby tego nie zrobił, byłby w stanie patrzeć w lustro przez resztę życia?
- A ja mogę patrzeć? Zgodziłem się byście tam weszli. Beze mnie. To ja powinienem zginąć, a nie on.
- Namjoon... - Yoongi usiadł pod ścianą, chcąc swobodnie patrzeć w twarz młodszego. - A może właśnie ty musiałeś przeżyć, by się nami zaopiekować? Wiem, że to brzmi egoistycznie, ale bez ciebie sobie nie poradzimy. Jeśli się załamiesz i nie pozbierasz, wszyscy w końcu skończymy na ulicy. Wiem, że Bangtan Club bez hyung'a nie będzie istniał. Ale teraz ja jestem najstarszy i wiem, że potrzebuję cię, by zaopiekować się resztą. Nie pozwól zniszczyć naszej rodziny. Nie dopuść do tego, by Seokjin hyung umarł na darmo.
Nam patrzył przez chwilę na trzymanego, wypalonego do połowy papierosa. Słowa do niego nie docierały tylko z początku. Ale powoli, powoli i zaczęły nabierać sensu. Przecież to prawda. Nie może pozwolić, by jego przyjaciele zaczęli cierpieć. Nie po tym, co wszyscy razem stworzyli, ratując się nawzajem.
Kim wrzucił niedopałek do toalety.
- Masz rację hyung. Zachowałem się jak ostatni idiota. Muszę się wami zaopiekować. - Mężczyzna podniósł się powoli i potarł skronie. - Wszyscy powinni coś zjeść. I przebrać się. Pojadę do mieszkania i przywiozę wszystko. Potem musimy porozmawiać z panem Jeon'em, by dowiedzieć się, czy jesteśmy już wszyscy bezpieczni. Policja przyjdzie pewnie spisać zeznania. Trzeba liczyć się z tym, że nie będzie łatwo odpowiadać. Powinniśmy się dowiedzieć od Jeon'a, ile możemy powiedzieć i ustalić wspólną wersję. Zadzwonię do niego w drodze do mieszkania. Potem pomyślimy co dalej z klubem, pracą i... pogrzebem.
Yoongi również się podniósł, po czym wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu, podając je przyjacielowi.
- Tylko uważaj na siebie. Kazałbym ci też chwilę się przespać, ale wiem, że to niemożliwe. Dlatego jakaś dobra kawa się przyda.
- Jasne.
- I... - Starszy zawahał się przez chwilę, jednak zaraz przełamał się, by wypowiedzieć swoją prośbę. - W mojej sypialni, w szafce obok łóżka jest czarna kosmetyczka. Mam tam swoje leki na cukrzycę. Potrzebuję ich.
- Jesteś chory hyung? - zaskoczony Namjoon natychmiast przyjrzał się uważnie blondynowi, szukając jakichś oznak tego, że mógłby natychmiast potrzebować pomocy. - Dlaczego nic nie mówiłeś? Od jak dawna?
- Dużo wcześniej niż się poznaliśmy. Muszę je zażyć za dwie godziny, dlatego prosiłbym, abyś o nich nie zapomniał, bo mogę mieć problem. A nie chcę się prosić ludzi w szpitalu, bo może kazaliby mi zrobić badania.
- Jasne. Coś jeszcze? Coś dla Jimin'a?
Min spiął się na chwilę.
- Przywieź jego ulubioną bluzę. Na pewno poczuje się lepiej.
Kim kiwnął głową i minął przyjaciela, kierując się już do wyjścia. Starszy miał rację. Nawet jeśli było mu przykro, musiał zaopiekować się resztą. Seokjin na pewno by sobie tego życzył, w końcu traktował wszystkich jak swoje dzieci.
Yoongi podszedł do okna i uchylił je by wywietrzyć pomieszczenie. On też powinien teraz coś zrobić. Czekała go chyba najtrudniejsza rozmowa w życiu.
Jimin nigdy go nie zawiódł. Aż do teraz. Musieli to między sobą wyjaśnić, najlepiej w obecności maknae. Nawet jeśli mówił sobie, że lepiej byłoby, gdyby jego chłopak znalazł sobie kogoś innego, bo dla niego był bardziej bratem, nie spodziewał się, że takie coś się stanie za jego plecami. Odczuł to jako zdradę i chciał wyjaśnień, na które zresztą zasługiwał. W końcu nikt nie powinien być wodzony za nos.
Dlatego wyszedł z łazienki, kierując się do sali, w której trzymali Jeon'a. Zastał chłopaków, trzymających się za ręce, choć Jimin od razu się cofnął i zaczerwienił, gdy tylko zobaczył, że nie są już sami. Starszy nie chciał tego oceniać, ale jego wewnętrzny głos sam podszeptał mu słowa rozczarowania tym zachowaniem. Jednak to on był tym najstarszym, to on musiał teraz dowiedzieć się wszystkiego na spokojnie i nie wyciągać pochopnych wniosków. Może wcale nie był zdradzany, a Jeongguk po prostu pocałował go z radości? Nie, to raczej najsłabsza wymówka świata i młody mężczyzna doskonale o tym wiedział. Jednak musi to usłyszeć od samych zainteresowanych, inaczej ciągle będą się bawić w kotka i myszkę.
- Jak się czujecie? - zapytał zmęczony blondyn, zajmując miejsce na krześle obok Jimin'a.
- Dobrze. Lekarz mówił, że noga Jeonggukie'ego zrośnie się bez komplikacji. Nie musimy się martwić.
- A ty Jiminnie?
- Nic mi nie jest. Tylko trochę się zmęczyłem.
- Możemy porozmawiać o tym, co się zdarzyło?
Park niepewnie spojrzał na Min'a, nie wiedząc co ma powiedzieć. Próbował szukać pomocy u młodszego, jednak on tylko uciekł wzrokiem, wyraźnie zasmucony. Kłamstwo nie wchodziło już w grę. Przyszedł ten czas, gdy został postawiony pod ścianą. Nie mógł już liczyć na wymigiwanie się od odpowiedzi. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce i przestać być powodem, dla którego dwie najważniejsze dla niego osoby cierpią.
- Hyungie, nie bądź zły na Jeonggukie'ego. To wszystko moja wina. Ja...
- Nie prawda - Jeon nie miał jednak zamiaru siedzieć cicho. Sprawa dotyczyła także jego. Musiał stanąć w obronie swojego chłopaka. - To wszystko zaczęło się przeze mnie.
- Jeonggukie...
- Daj mi skończyć. Najpierw ja powiem co mam do powiedzenia, potem ty Jimin.
Park zawstydził się. Nie potrafił sprzeciwiać się maknae. Chociaż to zawsze on odpowiadał w ich związku za opiekowanie się drugą stroną, tym razem musiał ustąpić i pozwolić Jeon'owi wypowiedzieć się samodzielnie w ich obronie.
- Hyung, wiem, że od początku mnie nie lubiłeś. I pewnie myślisz, że specjalnie zacząłem być ,,tym drugim", by tylko zrobić ci na złość i odebrać osobę, którą kochasz. Ale to naprawdę nie tak. Jimin hyung... Ja... Ja zakochałem się w nim i nie mogłem przestać o nim myśleć. Najpierw próbowałem to w sobie zdusić, bo nie chciałem rozbijać nikomu związku, zwłaszcza, że przygarnęliście mnie do swojego domu. Ale... Ale w końcu nie wytrzymałem i... I zmusiłem Jimin hyung'a do pocałunku.
- Nie zmusiłeś... - zaprzeczył cicho Park, na co fioletowowłosy pokręcił głową.
- Zmusiłem. Taki jest fakt. To z mojej winy zacząłeś zdradzać hyung'a. To wszystko jest moja wina. Więc proszę, Yoongi hyung, jeśli masz być zły, to tylko i wyłącznie na mnie. I... I chyba czas najwyższy, bym to przerwał, skoro Jimin hyung nie potrafi się zdecydować.
- Nie kochasz mnie Jeonggukie? - Głos czerwonowłosego zadrżał, gdy to mówił. Przecież podjął decyzję. Gdyby nie to porwanie pewnie doszłoby szybciej do tej rozmowy. A teraz było już za późno. Jeon dokonał własnego wyboru.
- Kocham. Ale skoro nie potrafisz zrezygnować z hyung'a... Nie chcę już być tym mniej ważnym w twoim życiu.
Jimin zwiesił głowę, by ukryć przed nimi swoje łzy. Kompletnie się tego nie spodziewał. Sądził, iż wszystko się ułoży, gdy tylko wróci Jeongguk. Ale sprawy pokomplikowały się jeszcze bardziej, każda decyzja była coraz trudniejsza.
- Jiminnie, a ty kogo kochasz?
Park podniósł głowę, by spojrzeć na Min'a. Najstarszy był najspokojniejszy z ich trójki. Zresztą zawsze przyjmował wszystko bez większych emocji, tłumiąc je w sobie.
- Nie kocham żadnego z was mocniej hyung. Kocham was tak samo. Ale... Ale zrozumiałem, że ciebie kocham jak brata, którym zawsze dla mnie byłeś. Gdy kilka lat temu poprosiłem cię o pocałunek... Myślałem, że to jest ta inna miłość, że będę... będę chciał być twoim partnerem w życiu. Przepraszam hyung, nie potrafię cię pokochać inaczej...
Chim rozpłakał się na dobre, a dwie pozostałe osoby natychmiast na to zareagowały, chcąc go do siebie przytulić. Jeongguk ustąpił w tym Yoongi'emu, patrząc tylko w milczeniu. Bardzo chciał uspokoić starszego, ale rozumiał, że nie powinien się już mieszać. A najlepiej będzie, jeśli w ogóle odejdzie od Bangtanów. Jego obecność przyniosła im przecież same kłopoty.
- Jiminnie... Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? - zapytał cicho blondyn, gładząc czerwone włosy uspokajająco. - Dlaczego wolałeś grać na dwa fronty, niż zwyczajnie ze mną zerwać?
- Bałem się hyung... - zapłakał Park, ciągle wtulając się w ramiona, które znał od lat i które zapewniały mu bezpieczeństwo. - Bo jeśli ty mnie kochasz... Ja... Nie chciałem, byś cierpiał... I... I byś musiał patrzeć, jaki jestem szczęśliwy z Jeonggukie'm. A... A jednocześnie robiłem to jemu, bo on... On przecież widział, jak my sobie okazujemy czułość... Bałem się, że odejdziesz, nie będziesz chciał mnie znać... Ale jesteś moim najlepszym przyjacielem. Potrzebuję cię hyung. To ty się mną zaopiekowałeś, gdy odeszli rodzice. Ja... Ja nie chcę byś mnie znienawidził...
Jimin szlochał głośno, nie mogąc już nic z siebie wydusić. Właśnie musiał zmierzyć się z jedną z najbardziej bolesnych rzeczy w życiu, prawie równą utracie rodziców. I choć myślał, że jest na to gotowy - nie był. Na takie wydarzenia nie można się przygotować.
- Tyle lat tkwiliśmy w związku, którego żaden z nas nie chciał... - szepnął Min, a zdezorientowany i zapłakany Chim odsunął się od niego trochę, by móc spojrzeć w oczy starszego. - Jiminnie, zawsze byłeś dla mnie jak brat. Gdy chciałeś, bym pierwszy raz cię pocałował... Źle się z tym czułem. Jesteś moją jedyną rodziną. Nie chciałem cię stracić, dlatego zgodziłem się być twoim chłopakiem. Ale nie kocham cię w ten wyjątkowy sposób. Tak jak ty - nie potrafię.
Mężczyźni patrzyli przez chwilę na siebie. Obaj nie mogli uwierzyć w to, że wystarczyła jedna rozmowa, którą odbyliby dużo wcześniej, jedno szczere wyznanie uczuć, by nikt nie cierpiał, nie był okłamywany. Yoongi zrozumiał, że to nie była tylko i wyłącznie wina jego przyjaciela. Gdyby wtedy odmówił, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby w końcu mu powiedział ,,nie"... Lecz czasu nie można cofnąć, a nie każdy błąd można naprawić. Jednak oni mieli zamiar spróbować.
- Czyli nie... Nie jesteś zły na mnie, hyung?
- Jestem. Tak trochę. Ale cieszę się też, że masz kogoś, kto daje ci szczęście.
Obydwaj spojrzeli na Jeon'a, którego zamurowało. Nie tego się spodziewał. Nawet w najbardziej pozytywnych scenariuszach, które tworzył w swojej głowie. Min tak po prostu godził się na ten związek. Wprost nie do uwierzenia.
Blondyn puścił Park'a, a ten natychmiast wdrapał się na łóżko i przytulił mocno swojego ukochanego, pilnując, by nie uszkodzić jego nogi, chronionej przez gips.
- Tylko jeśli się dowiem, że nie traktujesz go jak trzeba, to wybiję ci te królicze zęby, jasne? - zapytał groźnie najstarszy, na co młodsi się roześmiali.
- Nie skrzywdzę go hyung. Za bardzo go kocham.
Yoongi uśmiechnął się, po czym podniósł już ze swojego miejsca. Ruszył w stronę drzwi, a gdy był już przy nich, usłyszał jeszcze ciche pytanie z ust czerwonowłosego.
- Hyungie... Co teraz z nami będzie? Co z Bangtanami?
Z ciężkim sercem odwrócił się do zmartwionych chłopaków i westchnął.
- Obawiam się, że Bangtani już nie istnieją.
Taehyung trzymał się dużo lepiej, niż można było podejrzewać. Nikt nie rozumiał, nawet lekarze, jakim cudem jego organizm tak dobrze się regenerował, zwłaszcza po takich przejściach. Ale na szczęście nie było to nic złego, a wręcz dawało powód do radości. Co prawda stał się bardziej milczący, rozmawiając jedynie z Hoseok'iem i to tylko wtedy, gdy było to naprawdę konieczne.
Dlatego wszyscy mogli się trochę uspokoić i po omówieniu sprawy, która zaszła, w celu ustalenia wspólnej wersji dla policji oraz po przedstawieniu jej, skupili się na sprawie rodziny Jeonów. Nikomu się nie spieszyło do poruszenia tematu śmierci Seokjin'a, którego ciało oddano na razie do kostnicy w szpitalu, bo potrzebne było prokuraturze do postawienia zarzutów porywaczom i ich podwładnym. Jednak każdy miał świadomość, że gdy siedzieli razem w pokoju Jeongguk'a, brakowało siódmej osoby. Namjoon zadecydował jednak, oczywiście nieoficjalnie, że będzie to sprawa na później, bo żywi mieli teraz duże kłopoty.
Pan Jeon zjawił się w końcu w szpitalu, by razem z nimi przedyskutować, co zrobią w kwestii Jeongguk'a. Biorąc pod uwagę, że jego babcia go namierzyła, musieli podjąć jakieś kroki, by ponownie nikt go nie porwał. W końcu do trzech razy sztuka.
- Nie rozumiem jednej rzeczy - powiedział cicho Jung, gładząc włosy Tae. Młodszy opierał się głową o jego ramię, podłączony do kroplówki, z którą wszędzie chodził. - Tyle lat dawali mu spokój. Przecież nie uciekł na drugi koniec świata. Założę się, że znaleźli go szybciej. Ale dlaczego dopiero teraz zaatakowali?
- Obawiam się, że to ma bezpośredni związek z naszą firmą. - Seungho westchnął, masując skronie. - Widzicie... Nie chcę wam za dużo mówić na ten temat, ale... Jestem chory. Moja choroba postępuje coraz szybciej i zostanę odsunięty od pełnienia jakichkolwiek obowiązków firmie. Jak już wspominałem panom Kim, Jeongguk powinien w takim razie przejąć rolę dyrektora działu, by następnie, po śmierci mojej matki, stać się nowym CEO. Gdybym nie był chory mieliby pewnie dużo więcej czasu, by odbyło się to wszystko bez rozlewu krwi, ale w tym wypadku... Przepraszam synu, że nie dałem rady cię ochronić.
Wszyscy spojrzeli na Jeongguk'a, który siedział na swoim łóżku, obejmując Jimin'a w pasie. Niewtajemniczeni w nową sytuację nie dopytywali, dlaczego tak jest, sprawy prywatne zostały odłożone na później.
- To co się stało, to już przeszłość. Pytanie, co dalej? - zapytał cicho najmłodszy, spuszczając niepewnie głowę.
- Musisz zrzec się prawa do dziedziczenia firmy.
- Ale jak? Przecież mówiłeś, że nie mogę tego zrobić.
- Teoretycznie nie możesz. Musiałbyś zostać najpierw mianowany, by to zrobić, a oni do tego nie dopuszczą. Na zebraniu za dwa tygodnie mam oficjalnie zrzec się stanowiska, by móc udać się na leczenie w spokoju. Ale do tego czasu oni zrobią wszystko, byś ponownie zniknął.
- Nie można jakoś ich zapewnić o tym, że Jeongguk się zrzecze tego prawa? - zapytał Namjoon.
- To też nie jest takie proste. Jeongguk nie ma ,,następcy", w sensie żadnego dziecka. No chyba, że o czymś nie wiem...
- Jimin raczej w ciąży nie jest - mruknął maknae pod nosem, na co jego chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- W każdym razie są dwie opcje - posada może trafić wtedy w ręce Hakyeon'a, na co wszyscy liczą, ale Jeongguk może też sam wyznaczyć osobę na swoje stanowisko. Może to być ktokolwiek, nawet spoza rodziny. Warunek jest jednak taki, że większość zarządu musi cię poprzeć. A zarząd to przekupne stare dziady, które niby trzymają z moją matką, ale tak naprawdę robią różne czarne interesy. Dlatego CEO boi się, że możesz tak bardzo chcieć władzy w firmie, że ich przekupisz. A jakby tego było mało, w ostatnim czasie zjawił się inwestor, który ma aż sześćdziesiąt procent udziałów. Firma ma kryzys, więc pozwolono mu wykupić aż tyle. Więc tak naprawdę moja matka skupi się na przekabaceniu jego na swoją stronę. Już wiem, że złożyła mu bardzo dobrą ofertę, którą prawdopodobnie przyjmie, a my choćbyśmy chcieli, nie mamy takich środków, by go przekupić. Dlatego naszym głównym celem jest teraz skupienie się, by Jeongguk po prostu przeżył.
- Szkoda tylko, że za to wszystko, co nam zrobili, nie możemy tego zniszczyć - mruknął Taehyung, przez co wszyscy zrobili wielkie oczy, patrząc na niego. Nawet nie dlatego, że się odezwał. Raczej o samą treść chodziło. - Powinni stracić tę firmę.
- Myślę, że to całkiem realne do zrobienia - powiedział Yoongi uśmiechając się złośliwie, co wywołało jeszcze większe zdziwienie.
Zebrania zarządu zawsze były długie, nudne i bezsensowne. Nikomu się nie chciało siedzieć przy stole i popijać kawę, herbatę lub wodę, słuchając, jak któryś z ,,kolegów" lub pracowników niższego szczebla marudzi, co jeszcze można zrobić w firmie. Zarabiali na tyle, że stać ich było na prywatne samoloty, dlatego było im wszystko jedno, dopóki mogli nadal pławić się w luksusie. W przeciwieństwie do nich, CEO była mocno wzburzona. Choć podjęła kilka prób pozbycia się czarnej owcy tej rodziny w postaci swojego wnuka, niestety nie mogła nic zrobić. Miała tylko nadzieję, że gdy się zjawi, co obiecał jej syn, to wszystko pójdzie po jej myśli. Tajemniczy inwestor, który miał się dzisiaj zjawić obiecał już poparcie dla niej, biorąc za to nie małą sumę pieniędzy. Jednak dopóki zdolny Hakyeon będzie mógł z nią współpracować, wszystko będzie w porządku.
Kobieta wstała z miejsca, sprawiając tym samym, że szum na sali ustał momentalnie. Jej asystentka szepnęła jej do ucha, że inwestor czeka już za drzwiami, na co uradowana zerknęła w tamtą stronę. W następnej kolejności jej wzrok padł na Seungho, który siedział kilka foteli dalej, a tuż obok niego zasiadła ta zakała rodu Jeon. Aż wierzyć się nie chciało, że jakaś kobieta ośmieliła się urodzić to dziecko. Nawet ubrany w elegancki garnitur wyglądał w jej oczach jak najgorsze zło. Wiedziała, że przez to całe zamieszanie z porwaniem ucierpiał, choć według niej niewystarczająco, dlatego na razie poruszał się o kulach. Powinna mu je połamać nim stąd wyjdzie, by się czołgał. Tylko na to zasługiwał.
Pani prezes zajęła się w końcu zebraniem, chcąc jak najszybciej pozbyć się tego zmartwienia ze swoich ramion.
- Nim zaczniemy zebranie, chciałabym przedstawić panom naszego nowego inwestora, który przez wielkość swoich udziałów ma w tej chwili największą władzę nad naszymi decyzjami. Rozmawiałam już z nim wielokrotnie i zapewniał mnie, że prowadzona przez nas polityka jest mu przyjazna i nie ma zamiaru niczego zmieniać. Mam również nadzieję, że pomoże naszej firmie wyjść z kryzysu, a zainwestowane pieniądze szybko się rozmnożą. Panno Choi, proszę go zaprosić.
Asystentka ukłoniła się i szybko podeszła do drzwi, otwierając je i przywitała gościa ze swoim najlepszym uśmiechem.
Na salę wszedł Min Yoongi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top