1. the real reason to envy

Noc w mieście nie należy do przyjemnych. Choć ludzie powinni spać, samochody ciągle się kręcą po ulicach, zewsząd słychać śmiechy pijanych imprezowiczów, a w ciemnych uliczkach kryją się niebezpieczne typy, chcące zrobić krzywdę niewinnym przechodniom, których jedynym grzechem było wyjście ze swojego mieszkania o tej niesprzyjającej wędrówkom porze. Nawet niebo nie chciało patrzeć na to siedlisko zarazy, zasłaniając się chmurami, chowając przed oczami ludzi księżyc i gwiazdy. Zresztą samo miasto nie prosiło o rozkosze, jakie dawało oglądanie fragmentu kosmosu, tworząc nieprzyjemną warstwę spalin nad swoimi wieżowcami.

Wszystko w tym betonowym lesie mówiło, że życie jest nic nie warte. Ludzie spieszyli się każdego dnia do pracy, by zarobić na przyjemności, których ostatecznie nie mogli dostać z powodu braku czasu. Codziennie ginęła tu jakaś anonimowa osoba, o której media mówiły w postaci ,,kolejna ofiara". Nikt więcej. Po prostu szara jednostka, którą może opłacze rodzina. Bo w mieście nie ma szans na współczucie.

Owczy pęd, wyścig szczurów, walka o krzesła - jakkolwiek byś tego nie próbował nazwać, to prawda była taka, że każdy tu dbał tylko o czubek własnego nosa. Żyjesz, by pracować, pracujesz, by żyć. Nie masz czasu dla siebie, swoich bliskich. Po co ci oni? Praca, praca, praca. Twoją wartość jako człowieka wyznacza to, ile masz na koncie, jakim samochodem jeździsz, w jakim towarzystwie się obracasz, w co się ubierasz, jakie masz gadżety. Co kogo obchodzi, że miałeś ciężko w dzieciństwie, nie stać cię na coś, jesteś zdolny, ale nie masz możliwości tego pokazać? To twój problem. Usuń się w cień i nie przeszkadzaj tym, którzy są lepsi od ciebie.

Namjoon zgasił podeszwą papierosa i wyjął z paczki kolejnego. Przyłożył zapalniczkę do końcówki peta i odpalił go, zaciągając się dymem. Kiedyś wstyd było mu się przyznać, że jest jednym z nich, tych ludzi z marginesu, którzy musieli walczyć, by zostać zauważeni, a i tak ci bogatsi deptali cały jego trud, mieszając przy okazji z błotem.

Młody mężczyzna nie powinien się w tej chwili znajdować w tej ślepej uliczce, gdzie chował się przed wzrokiem przyjaciół, by móc w spokoju pielęgnować mały nałóg. Jego przyszłość miała być lepsza. Zaczął studia, znalazł pracę w firmie, która gwarantowała mu rozwój i karierę. Wciągnął w to swojego przyjaciela z liceum - Hoseok'a, by było mu raźniej. W przeciwieństwie do innych, nie widział tylko czubka własnego nosa. I to go zgubiło.

Rok czasu spędził w firmie, pomagając w rozwoju i unowocześnieniu działu, w którym pracował. Tyle wystarczyło, by szefostwo poznało jego możliwości i uzyskał szybki awans, pomimo młodego wieku i krótkiego stażu pracy. Czy spodobało się to jego kolegom, skoro każdy jeden czyhał na jego stanowisko? Odpowiedź jest chyba oczywista. Dlatego z pozoru niewielka intryga wystarczyła, by młody karierowicz zawalił wart kilka milionów dolarów projekt, a co za tym szło, został wyrzucony z firmy. Razem z nim na bruk trafił Hoseok, któremu też szybko znaleziono pretekst do zwolnienia, by nie stał się zagrożeniem, tak jak jego przyjaciel.

To nauczyło Namjoon'a pewnych okrutnych prawd o życiu. Gdy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Jeśli chcesz osiągnąć sukces, musisz stać się taką samą maszyną, jak ludzie z twojego otoczenia. Bezwzględnie musisz niszczyć ich, by oni nie niszczyli ciebie. Musisz. Musisz. Musisz. Inaczej odpadasz.

Jednak, czy jest możliwe, by ktoś posiadający zdrowy rozsądek i trochę emocji, mógł ot tak porzucić swój system wartości i ustawić się grzecznie do szeregu? Czy to było jedyne wyjście z tej sytuacji?

Kim mimo wszystko wierzył, że nie. Dla niego zaprzedanie duszy diabłu nie wchodziło w rachubę. Od zawsze był tym innym. Najinteligentniejsze dziecko z IQ równym 148, miałoby się dopasować do zdalnie sterowanego przez bogaczy świata? Akurat.

Dlatego właśnie wybrał własną drogę. A skoro raz podjął decyzję, nie zamierzał z niej rezygnować. Choć to, co zrobił mogło się wydawać szalone, dziwne, wręcz wulgarne, dla niego było szansą, którą inni przegapili. Wystarczyło znaleźć jedną małą lukę w rynku. Coś, co niby było oczywiste, a jednak nikt wcześniej tego nie dostrzegł. I to właśnie dzięki temu miał szansę się wykazać. Co prawda, gdyby nie jego przyjaciel, zapewne też by to przeoczył. Kto by pomyślał, że wyskoczenie do klubu ze striptizem, które zaproponował jego rówieśnik w ramach odstresowania się po tygodniu odrzucania ich CV w różnych firmach, zakończy się szalonym pomysłem, który pozwoli im całkiem nieźle zarabiać. Jedna uwaga pijanego Jung'a wystarczyła, by Nam stworzył plan.

,,Zobacz Namjoonie, jakie to niesprawiedliwe. My mamy gdzie miło spędzić czas, a biedne panie nie. Jaki ten świat jest niesprawiedliwy."

Kilka kredytów, odpowiedni ludzie, lokal, katalog usług, o jakich panie mogły wcześniej jedynie pomarzyć i parę telefonów do koleżanek z firmy, które zostały zaproszone na otwarcie. Interes rozkręcił się momentalnie. Bangtan Club szybko stało się gorącym tematem wśród młodych pań, szukających rozrywki po ciężkim tygodniu w biurze. Samotne bizneswoman znalazły w tym miejscu tego, czego potrzebowały, choć na co dzień te pragnienia musiały chować pod przykrywką doskonałości. W tym miejscu mogły zachować anonimowość nosząc prawdziwe maski lub całkiem swobodnie przedstawiać się innym. Tajemnice, które szeptano w tym lokalu, pozostawały w nim. Taka była umowa, którą każda klientka musiała podpisać. Inaczej mogłoby to sprowadzić na wszystkich spore kłopoty. A na zamknięciu Bangtan Club nikomu nie zależało. Kobiety były gotowe walczyć o swoje miejsce odpoczynku.

Namjoon nie lubił wspominać początków działalności klubu. Wolał skupiać się na tym co tu i teraz oraz tym, co dopiero będzie. Z przeszłości wyciągał tylko wnioski, by nie powielać błędów, a najlepiej nie popełniać też nowych. W końcu musiał być szefem lepszym od wszystkich innych. Idealnym. Pewnym siebie. I nie robiącym amatorskich pomyłek.

Obecnie głowę szefa Bangtan Club nie zaprzątały filozoficzne gadki odnośnie sensu istnienia. Mężczyzna martwił się dostawą nowych kostiumów, która miała się zjawić wczorajszego dnia, ale niestety, nadal nie dotarła z powodu burz, jakie panowały w ostatnich dniach. Powalone drzewa blokowały drogi dojazdowe do miasta, więc nim odpowiednie służby posprzątają cały ten bałagan, minie jeszcze jedna doba, a niestety, chłopaki będą pozbawieni strojów na jutrzejszy pokaz specjalny, organizowany ostatniej soboty każdego miesiąca dla klientek VIP. To był nowy pomysł, za który zbierali dodatkową kasę, w dodatku nie małą. I jak on miał teraz wytłumaczyć się z tego kłopotu? Przecież panie przychodzą tu po to, by zostać obsłużone. Nie leży w ich interesie, by otrzymywać byle co. Płacą, więc wymagają, taki jest układ.

- Miałeś rzucić palenie.

Rozmyślenia Kim'a zostały brutalnie przerwane przez Seokjin'a stojącego w drzwiach wyjściowych. Jin kręcił głową z litościwym uśmiechem wymalowanym na twarzy jak zawsze, gdy jeden z jego przyjaciół robił coś głupiego. Na ramiona miał zarzucony długi płaszcz, który jako jedyny chronił go od zimna, bo jak zawsze o tej porze jego koszulka była już tylko wspomnieniem.

- Miałeś rzucić tę pracę po roku - stwierdził młodszy z tej dwójki, przenosząc wzrok na niebo i zaciągnął się duszącym dymem, od którego uzależnił się dawno temu.

Starszy Kim prychnął, ale nie było w tym żadnej złości. To tylko przyjacielskie wyrażenie zdania ,,I komu ty to mówisz?". Powoli podszedł do Namjoon'a, zabierając mu niedokończonego papierosa, który wylądował na piasku, tak jak trzy poprzednie.

- Koniec przerwy szefie. Komnata Zazdrości znów musi zostać otwarta.

- Uważaj hyung, bo wypuszczę z niej bazyliszka - ostrzegł ze śmiechem, podnosząc się z palety, którą przytargał sobie jakiś czas temu, by mieć na czym siedzieć w czasie swoim wyjść. Przeczesał palcami włosy, zbierając myśli, które rozsypały się przez wtargnięcie starszego.

- Wydaje mi się, że mam rozwiązanie, jeśli chodzi o jutrzejszy pokaz - wyznał, wiedząc, że Seokjin jest jedyną osobą, która mogłaby mu w tej chwili pomóc. Pozostali zawsze uważali, że ich szef sam znajdzie rozwiązanie z każdej sytuacji, więc Namjoon tylko z najstarszym dzielił się swoimi obawami.

- Taehyung będzie musiał gdzieś z tobą iść? - Zrezygnowany ton starszego wywołał krótki śmiech jego przyjaciela.

- Nie hyung. Sam to powinienem załatwić. Jego niewinny urok może tym razem nie być zbyt przydatny. Zresztą wiem, że nie lubisz, gdy go zabieram ze sobą.

- Bo zawsze się w coś wplącze. Nie umiesz go dopilnować Nam.

- Hyung, ma dwadzieścia dwa lata. Nie mogę go niańczyć za każdym razem jak przedszkolaka.

- Ostatni raz, gdy z tobą wyszedł wrócił z trzema psami, którym musieliśmy znaleźć właścicieli.

- Przecież nasze klientki bez problemu się nimi zaopiekowały, gdy dowiedziały się, że są naszymi pupilkami, które musimy oddać. Biły się prawie o nie!

- Nowe spodnie Yoongi'ego nie nadawały się już do ubrania, Jimin płakał, bo stracił konsolę, a Jungkook mało nie potopił tych szczeniaków w toalecie, gdy zobaczył, co się stało z jego ulubionym balsamem. W dodatku sikały po kątach.

- Oj nie wypominaj mi tego... Skąd miałem wiedzieć, że będą takie kłopotliwe.

- Dobra, nieważne. Wracajmy do reszty, jeszcze tylko cztery godziny i zamykamy.

Jin podniósł się, by zrównać ze swoim młodszym o dwa lata szefem. Spojrzał na niego brązowymi oczami, posyłając mu łagodny uśmiech.

Starszy Kim bardzo szanował Nam'a. Nie interesowało go, że ludzie, którzy nie znali jego przyjaciela widzieli w nim tylko nic nie wartego zboczeńca, dla którego liczyło się zarobienie pieniędzy, gotowego sprzedawać swoje ciało każdemu, kto tego zapragnie. Ale to nie było tak. Namjoon nie miał złych intencji, w dodatku choć wiele niezbyt przychylnych opowieści krążyło o ich klubie, żadna z nich nie była prawdziwa.

Osoby, które słyszały o Bangtan Club miały przed oczami obrazek zwykłego burdelu dla kobiet, w którym pracowała siódemka młodych mężczyzn, nie mających dumy i sumienia. Ci, którzy postanowili osobiście sprawdzić to miejsce wiedzieli, że ta działalność nie miała nic wspólnego z prostytuowaniem się. Gdyby ktoś się bardzo uparł, mógłby to bardziej przyrównać do niewolnictwa za porządną opłatą. Czy tracili przez to klientki? Absolutnie nie. Z weekendu na weekend było ich tylko coraz więcej. W końcu nie ma lepszego sposobu na reklamowanie się, niż poczta pantoflowa.

Głównym celem działalności klubu było zadowolenie klientek. Każda wchodząca do lokalu kobieta miała poczuć się jak księżniczka, otoczona uwagą i opieką wybranego przez siebie mężczyzny. Owszem, płaciła za to pieniądze, przecież nic na świecie nie jest za darmo.

Biznes działał tylko w weekendy. Trzy noce wystarczały jednak, by pracownicy zarabiali na tyle, by pokryć wszystkie koszta prowadzenia działalności, mieć na utrzymanie i jeszcze odkładać na swoje marzenia. Dużo dawały im same napiwki, które rozdawały hojne panie, mające nadzieję, że któregoś dnia ich usługodawca spojrzy na nie inaczej niż zwykle. No cóż, było to raczej mało możliwe, bo każdy z pracowników podchodził bardzo profesjonalnie do swojego zadania, odkładając wszelkie uczucia na bok.

Pozostałe dni tygodnia cała siódemka miała wolne i mogli spędzać czas tak, jak chcieli. Teoretycznie. Prawda była jednak taka, że ich życie obracało się ciągle wokół Bangtan Club. Dlatego dobrowolnie każdy z nich spędzał czas, zastanawiając się, co jeszcze mogą zrobić, by usprawnić działalność. Bo dla każdego to miejsce nie było tylko pracą. To miała być trampolina, która pomoże im się wybić.

Namjoon i Seokjin wrócili w końcu na zaplecze klubu, gdzie trwało małe zamieszanie, jak zawsze przed wyjściem na salę w piątek. Wszyscy byli już zmęczeni, głównie przez późną porę oraz poprzednie godziny na nogach.

Pierwsza noc weekendu wiązała się z tym, że w lokalu była masa ,,nowicjuszek" - głupiutkich nastolatek, które dopiero co osiągnęły pełnoletność, młodych dziedziczek fortun, ewentualnie kobiet na wieczorze panieńskim. Piątek to naprawdę okropny dzień, bo mężczyźni musieli sobie radzić z piszczącymi grupkami, które uwielbiały naginać zasady. Jedynym ich plusem było to, że szybko traciły pieniądze, a co za tym szło, musiały opuszczać lokal ku uciesze pracowników. Na szczęście nie miały zbyt wysokich wymagań, jednak towarzyszenie im doprowadzało niekiedy do szału. Dlatego właśnie pół roku od otwarcia Bangtan Club, Namjoon zarządził, że nie można wpuszczać w tym samym czasie wszystkich klientek, gdyż te starsze szybko rezygnowały z usług z uwagi na tak szczenięce zachowania. Wyznaczył więc ten jeden dzień dla osób w wieku do dwudziestu pięciu lat, ewentualnie dla tych, które chciały sobie zorganizować babskie wieczorki w towarzystwie seksownego mężczyzny na ich usługi. Ale to nadal było ciężkie do zniesienia. Zwłaszcza, że takie klientki miały naprawdę szalone wymagania, potrafiąc sprawić przykrość i przynieść upokorzenie dla pracowników. Dlatego szef był zmuszony na bieżąco aktualizować regulamin piątkowych nocy, zakazujące nawet takich rzeczy jak zlizywanie czekolady z ud dziewczyny, co zdarzyło się raz biednemu Jeongguk'owi.

Na szczęście taka noc zdarzała się raz na siedem dni, więc Bangtani zaciskali zęby i pracowali dzielnie, mając przed oczami cele, które zamierzali osiągnąć. W końcu soboty i niedziele były dużo przyjemniejsze, spędzone w lepszym towarzystwie na rozmowach, piciu wina i ewentualnie niewinnych pieszczotach. Zresztą dla starszych klientek, które nie traktowały ich jak swoje torebkowe pieski, byli gotowi nawet na pewne odstępstwa od regulaminu, o których nie wspominali pozostałym. Namjoon przymykał na to zawsze oko, wiedząc, że dopóki mają źródło utrzymania, a opinię i tak niezbyt przychylną, mogą sobie pozwolić na takie małe wyjątki.

- Gdzie się włóczycie o tej porze?! - zawołał Yoongi, wychodząc ze swojej garderoby.

Dwudziestoczteroletni mężczyzna, któremu Namjoon zaproponował pracę dwa lata wcześniej, stanowczo należał do najbardziej pomysłowych spośród wszystkich przyjaciół. To jego pomysłem było wprowadzenie karty VIP, to on wymyślał najlepsze koncepty. Jego zasługą było także natychmiastowe wymyślenie wyglądu prawie każdego pokoju, w którym pracownicy zabawiali swoje klientki, w momencie, gdy Nam rzucił hasło ,,siedem grzechów głównych". Było to myślenie przyszłościowe, bo przez prawie rok Jeongguk nie pracował z paniami. Dopiero w swoje dziewiętnaste urodziny dostał na to pozwolenie. Jako Grzech Lenistwa zdobył przedwczesną sławę, bo każda była ciekawa, kim jest tajemniczy pracownik, który pojawi się pierwszego września. I nie zawiódł, szybko pokazując, że zasłużył sobie na miano trzeciej gwiazdy klubu.

Zaraz za chłopakiem z pomieszczenia wyszedł Jimin, przeczesując palcami czerwone jak ogień włosy. Nikogo to nie zaskoczyło. Park chętnie przesiadywał u swojego najlepszego przyjaciela i opiekuna. To dzięki niemu obaj wylądowali w tym miejscu. Jimin, który znał Taehyung'a ze szkoły, dowiedział się od niego, że jego starszy brat został zaproszony do tej nietypowej pracy, a obietnica łatwego zarobku skłoniła go do tego, by pójść z tym do Yoongi'ego. Starszy, chory na cukrzycę, musiał brać leki, na które powoli zaczynało im brakować pieniędzy. Zwłaszcza, że Min nie zarabiał za dużo, a musiał utrzymać siebie i młodszego, upierając się dodatkowo, że przyjaciel powinien dokończyć edukację. Bangtan Club był ich ostatnią nadzieją. Jako sieroty, które wyszły już z domu dziecka, musieli sobie radzić, nie mając żadnego dodatkowego wsparcia. A gdy tylko z pomocą braci Kim dotarli do Namjoon'a, mężczyzna z miejsca zaproponował, by oboje dołączyli do zespołu. Nie pozostało im nic innego, jak zgodzenie się na to, co oferował. I to była ich najlepsza decyzja, bo Yoongi mógł kupować leki, nie obawiając się o brak pieniędzy na jedzenia dla swojego Chim Chim'a.

- Nie denerwuj się hyung, nie ma o co - zauważył spokojnie Nam, zdejmując kurtkę, w którą był ubrany. Końcówka października przyniosła gwałtowne ochłodzenie, zresztą nie lubił wychodzić na papierosa pozbawiony ubrań.

- Nie ma o co?! - Min zatrzymał się gwałtownie i odwrócił twarzą do swojego szefa. - Ja kiedyś włosy wyrwę tej kretynce! Czy wy rozumiecie, że ta idiotka ciągle życzy sobie, by Jiminnie patrzył, jak gówniara się rozbiera i kręci tyłkiem, licząc na to, że w końcu ją weźmie na stole na oczach jej koleżaneczek? Czy ona nie może dostać zakazu wstępu do klubu?

- Hyung, mówiłem ci, że nie robi nic niezgodnego z regulaminem. - Cierpliwość szefa zdawała się nie mieć końca. Wszyscy to w nim podziwiali. Nieważne, jak bardzo klientki wyprowadzały wszystkich z równowagi. To zawsze on był tym spokojnym i opanowanym.

- Idźcie już na salę, została minuta do końca - poinformował swoich pracowników, samemu zaglądając do własnej garderoby, by zostawić tam kurtkę.

Namjoon zatrzymał się na kilka sekund, przelatując wzrokiem po pomieszczeniu. Nie było w nim nic szczególnego. Ot zwyczajny stół, krzesło, wieszak z ubraniami, regał na dokumenty. Nie potrzebował nic więcej, by móc w spokoju prowadzić swój biznes. Bardziej był to jego drugi gabinet niż garderoba. W przeciwieństwie do pozostałych nie dbał o takie szczegóły jak makijaż. Jeśli miał pomalowane oczy, to tylko za sprawą Taehyung'a, który zawsze nosił ze sobą eyeliner, ewentualnie kredę. Choć w jego przypadku zdarzało się, że ów kosmetyk niekoniecznie był stosowany zgodnie z przeznaczeniem. 

Mężczyzna zamknął za sobą drzwi upewniony, że wszystko jest na swoim miejscu. Pokonał kilka kroków dzielących go od wyjścia z zaplecza, by znaleźć się w pomieszczeniu, oświetlonym za sprawą delikatnych świateł. 

Wnętrze nie przypominało typowego klubu, w którym panowie mogli siedzieć i oglądać tańczące na rurze panie. Lokal bardziej wyglądał jak przytulny salon w barwach burgundu, przełamanego jasnymi dodatkami i skórzanymi elementami, gdzie panie czuły się naprawdę komfortowo, a ich zmysł estetyczny był przyjemnie połechtany. Rozstawione w pomieszczeniu narożniki zapewniały wygodne spędzenie czasu, umilane alkoholem, bądź zwyczajną kawą. Oczywiście tylko one piły, Bangtani musieli się mieć pilnie na baczności, zwłaszcza, gdy pewnego razu trafiła się grupka, która odurzyła Seokjin'a tabletką dodaną do napoju.

Kiedyś wejście do tego pomieszczenia wymusiłby na Namjoon'ie założenie maski, z którą nie rozstawał się w czasie pracy. Eleganckie osłony zapewniały, że panie nie rozpoznają swoich ulubionych hostów w sklepie, czy na ulicy, zaczepiając ich niepotrzebnie. Jednak chłopacy sami uznali, że powinni pokazywać się swoim klientkom, dlatego powstały specjalne umowy z każdą z nich. Szef zadbał o to, by jego pracownicy nie mieli żadnych kłopotów w życiu prywatnym, spowodowanych jego niedopatrzeniem. Dlatego każda kobieta musiała podpisać umowę, która zabraniała jej uwieczniania tego, co ma miejsce w Bangtan Club, zakazywało się nawet wnoszenia jakichkolwiek urządzeń, mogących temu posłużyć. Złamanie jakiegokolwiek z postanowień regulaminu wiązało się z kolosalną sumą odszkodowania dla pracowników i zamknięciem tego miejsca, dlatego żadna dama nie ryzykowała takim zagraniem. Nikt nie chciał utracić tak dobrego sposobu na odstresowanie.

Pomimo takich środków ostrożności, w czasie wyjść na miasto, każdy z przyjaciół chował się pod czapką i maseczką, nie chcąc narobić sobie kłopotów. W końcu praca w takim miejscu mogła nie wpływać zbyt korzystanie na późniejszy wygląd CV każdego z nich. A ponoć żądna praca nie hańbi...

Kim ustawił się razem z innymi pracownikami w rzędzie na środku pomieszczenia i uśmiechnął do zgromadzonych przed nim dziewczyn.

- Witamy ponownie drogie panie - powiedział, kłaniając się z pozostałymi, na co najmłodsze zapiszczały z uciechy, wiedząc już, co się szykuje. - Zapraszamy do naszych prywatnych Komnat Grzechów pierwsze klientki. Oczekujące na swoją kolej zostaną dziś zabawione przez naszego J-Hope'a.

Hoseok zrobił krok do przodu, a nastolatki, które nie mogły się już powstrzymać, rzuciły się bliżej niego, by zaciągnąć Jung'a na jeden z narożników, prosząc go o możliwość wspólnego napicia się. Pozostałe klientki podeszły do wybranych przez siebie hostów i odeszły z nimi do pokoi. Namjoon uśmiechnął się do młodej kobiety, którą znał już doskonale. Przychodziła tu od kilku miesięcy, zawsze decydując się na jego towarzystwo, a jeśli pełnił dyżur jako bawidamek, wychodziła, nim nadszedł moment rozdzielenia pracowników do prywatnych sal.

- Witam moja piękna - powiedział cicho, całując grzbiet jej dłoni. - Cieszę się, że dzisiaj również mogę ci towarzyszyć. Czego się napijesz?

-  Kawy. Chciałabym z tobą porozmawiać RapMon. Nie chcę niczego więcej.

- Oczywiście śliczności. Chodź ze mną.

Nam poprowadził brunetkę do przypisanego mu pokoju. Wpuścił ją przodem do środka, zaraz zamykając drzwi.

Komnata Zazdrości sprawiała dużo problemu przy urządzeniu go. Ostatecznie ma ścianach wylądowały liczne zdjęcia, prezentujące nagie kobiety o idealnych kształtach, o jakich marzyły Koreanki. Chodziło o to, by każda z nich poczuła moc emocji, którą reprezentował szef klubu. On sam nigdy niczego nikomu nie zazdrościł. Zbyt mocno wierzył w to, że do wszystkiego może dojść, więc po co miałby odczuwać tak bzdurne uczucie? Po co zazdrościć pieniędzy, skoro można je zarobić? Po co zazdrościć pozycji, skoro można ją wypracować? Po co zazdrościć piękna, skoro można je kupić? To wszystko było dla niego zbyt oczywiste, ale nie dla jego klientek. Dlatego zawsze skupiał się na tym, by każda nabrała przekonania, że to inne powinny zazdrościć jej. Pokazywał, co posiadają, podbudowywał pewność siebie. Można powiedzieć, że czasem stawał się psychologiem, jeśli jakaś kobieta oczekiwała od niego rozmowy. Miał w sobie dużo empatii, która bardzo mu pomagała, by zrozumieć postępowanie przedstawicielek płci pięknej.

- Słucham piękna. Co się stało?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top