2 | Obawy Adriena
*Marinette*
Na moim łóżku swobodnie leżał Mike. Na jego twarzy gościł złośliwy uśmiech. W duchu liczyłam do dziesięciu, bo bałam się, że zaraz coś zrobię temu idiocie, a potem miałabym kłopoty. Nie miałam pewności, czy chłopak przypadkiem nie poddaje mnie próbie pod nazwą; ile-jeszcze-wytrzymasz-złotko.
- Co ty tutaj do cholery robisz? - spytałam posyłając mu groźne spojrzenie, ale w moim wykonaniu pewnie nie wyglądało to przekonywająco, bo szatyn zaczął się głośno śmiać.
- Ja? Leżę sobie, a co? Chciałaś coś? - odpowiedział pytaniem, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Jak mogłam przespać się z takim kretynem?
Nagle w drzwiach stanął Louis. Popatrzył na Mike'a i uśmiechnął się przyjacielsko.
- Dobry dzień, proszę pana. - powiedział i spojrzał na mnie - Mamusiu, pobawisz się z nami? - spytał.
- A więc masz dziecko. Nie spodziewałbym się. Po tobie, takiej idiotce... - zaczął chłopak, a następnie podniósł się z łóżka i stanął przy szklanych drzwiach, za którymi znajdował się balkon - Adios! Nie zapomnij, dzisiaj się spotykamy. - dodał, uśmiechnął się łobuzersko i otworzył drzwi, gdzieś skoczył i już go nie widziałam. Przypomniałam sobie, że obok mnie nadal stoi Louis. Uklękłam przy nim i go przytuliłam.
Wtem do pokoju wbiegła Alex i przytuliła się do naszej dwójki. Ucałowałam każde z nich w czoło.
- Kocham was, łobuziaki. Mamusia nikomu was nie odda. - wyszeptałam i chwilę trwaliśmy w ciszy, lecz nie była ona niezręczna, wręcz przeciwnie - wszyscy potrzebowaliśmy chwili, aby odetchnąć. W szczególności ja, gdyż nie wiedziałam czy iść na to spotkanie czy nie. Przecież mogła się powtórzyć tamta sytuacja sprzed trzech lat, o której cały czas starałam się zapomnieć.
- Mamusiu, a pokażesz mi jak tańczysz? - zapytała moja córeczka, a ja wstałam, podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej swoje pointy i założyłam je na stopy. Następnie wzięłam do rąk jedną z płyt, na której znajdowały się utwory, które przerabiałam z Mistrzem Fu oraz Adrien'em w przeszłości, włożyłam ją do magnetofonu i stanęłam na czubkach palców w odpowiedniej pozycji czekając, aż poprowadzi mnie muzyka. Gdy usłyszałam pierwsze nuty rozbrzmiewające w mojej sypialni, natychmiast odepchnęłam od siebie ponure myśli i pozwoliłam, aby melodia wypływająca z magnetofonu poniosła mnie w tańcu.
Kiedy skończyłam, poprosiłam dzieci, aby poszły do swoich pokoi, gdyż chcę się przebrać, bo przecież nie będę cały dzień chodzić w piżamie. Ubrałam różową bluzkę z krótkim rękawem z nadrukiem czarnego kotka, spodenki dżinsowe, białe stopki i różowe trampki. Opłukałam twarz wodą, a następnie spojrzałam w lustro. Nie podobałam się sobie pomimo, że Adrien wiele razy mówił mi, że jestem piękna. Moja samoocena zniszczyła się po nocy z Mike'em i tylko i wyłącznie winiłam go za swój stan psychiczny.
Nie potrafiłam już zaufać nowo poznanemu mężczyźnie, a co dopiero z nim tańczyć. Wrześniowy koncert, na którym miałam wystąpić był coraz bliżej, a ja nie potrafiłam się przełamać i dobrze zatańczyć układu. Dostałam rolę uwodzicielki, która najpierw rozkochiwała w sobie mężczyzn, a następnie ich odrzucała. Moja trenerka dobrze wiedziała co się stało, bo wiele razy o to pytała, aż w końcu się przełamałam i o wszystkim jej opowiedziałam. Jednak chciała, abym na nowo nauczyła się ufać innym ludziom, ale nie wiedziała o jednym - ja nie chciałam się tego nauczyć, za bardzo się bałam.
***
*Adrien*
- Panie Agreste, proszę, aby pan ustawił się w korzystniejszej dla pana pozycji, bo jak na razie wszystkie zdjęcia są klapą! - rozkazał fotograf, więc zmieniłem pozę, w której stałem już od kilku dobrych minut i uśmiechnąłem się do aparatu. Fotograf raczej nie przepadał za nowymi modelami. Pokazał już to na uściśnięciu dłoni, którego wcale nie było. Pewnie miał na głowie kilka innych sesji, a że ja zabierałem mu cenny czas, to mnie nie polubił, ale cóż...takie życie modela.
- A tak w ogóle, do jakiej reklamy pozuję? - zapytałem w przerwie, gdy Pedro czyścił aparat. Znałem jego imię z wizytówki, którą miał przypiętą do marynarki. Fotograf popatrzył na mnie z udawanym uśmiechem.
- Pozujesz do reklamy perfum. Przecież mówiłem ci to na początku, nie słuchałeś? - zapytał i gestem dłoni pokazał, abym ustawił się w poprzedniej pozie, co uczyniłem.
Pomimo w miarę miłej atmosfery, nie mogłem skupić się na sesji, gdyż ciągle myślałem o Marinette. Bałem się ją opuszczać, chciałem, aby zawsze była przy mnie, choć to niemożliwe. Poprosiłem ją, aby co półtorej godziny wysyłała mi SMS'a gdzie jest. Wiem, zachowywałem się jak nadopiekuńcza matka, ale postanowiłem, że będę ją ochronił. Marinette najpierw nie chciała się zgodzić, ale gdy przekupiłem ją masą czułych całusów, zgodziła się.
Wiem również, że może jej to nie na rękę, ale musi zrozumieć, że ja też mam uczucia i się o nią martwię. Może jak minie jeszcze parę lat to nie będę przykuwał uwagi do tego gdzie moja żona idzie i kiedy coś jadła, bo to będzie bez sensu. Czekam na dzień, w którym będzie bezpiecznie i nie będę musiał martwić się o to, czy moja żona wróci do domu, czy też nie. Czy ktoś ją napadnie, czy sama potknie się i złamie rękę. Ta niepewność ciągle mnie dobijała i nie umiałem się jej przeciwstawić.
Przecież żyjemy w bezpiecznym kraju, powiecie. Jednak nie ufałem i nadal nie ufam sposobom burmistrza, który kazał nie zwracać uwagi na to, że we Francji rozpoczęły się ataki bombowe, w których ginęli ludzie. Prawdziwi ludzie, nie jakieś manekiny. Bałem się, że któregoś dnia może to przyjść do nas, a my nie zdążymy się obronić i będziemy musieli uciekać ze swojego ojczystego kraju. Bałem się o to, że bomba wybuchnie w miejscu, gdzie będzie stała moja żona, a ona niepewna, nie odsunie się od walizki, którą jakiś przechodzień zostawi tuż pod jej nogami. Zadzwoni do mnie, a ja będę bezradny. Każę jej tylko uciekać, a czy zdąży uciec na bezpieczną odległość? Tego nie będę pewien. W końcu dowiem się, że umarła w szpitalu i zostanę sam z dziećmi. Dziećmi, które zostaną pół sierotami.
- Adrien, nie myśl o niebieskich migdałach! Zmień pozę, bo zaraz koniec sesji, a my mamy tylko 3 ujęcia z dziesięciu! - z zamyśleń wyrwał mnie fotograf i szczerze byłem mu za to wdzięczny. Gdyby nie on, nadal myślałbym o zamachach, które jeszcze nie nastąpiły. Były tylko wytworem mojej chorej wyobraźni. Nasz kraj był bezpieczny przez cały ten czas, ale ja za bardzo bałem się o Marinette, żeby myśleć, że naprawdę tak jest. Postanowiłem, że porozmawiam o tym z Marinette i pozbędę się tych wstrętnych myśli, które nie odstępują mnie na krok. Nawet we śnie.
***
Heyoo!
Jak widzicie Adrien ma małą załamkę...
Zaczyna sobie wyobrażać, że są ataki bombowe i Marinette ginie, a tak naprawdę wszystko jest dobrze, tylko on jest przewrażliwiony.
Podobało się? ^^
Myślę, że tak ;3
Trzymajcie się i do następnego!
~Anja
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top