12 | Wyczekiwany koniec

*Adrien*

- Czy ktoś w końcu wezwie policję? Co jeżeli ten idiota ucieknie? - zapytałem zirytowany całą sytuacją.

Po moim komentarzu wszyscy mężczyźni ratujący nas spojrzeli na mnie, a Nath odszedł od Mike'a, którego nadal trzymała Hannah. Dziewczyna uśmiechała się triumfalnie, czekała tylko na przyjazd policji i oddanie przestępcy władzom Paryża. Wiedziała, że również zostanie zabrana na komisariat i pewnie trafi za kratki, ale cieszył ją fakt, że przyczyniła się do złapania Mike'a.

Rudowłosy chłopak spojrzał na mnie i zaśmiał się głośno.
- Myślisz, że ratujemy was z twojego powodu? Pfff, wmawiaj sobie. Jestem tu z przyjaciółmi tylko dla Marinette, to ja na nią zasługuję, nie ty. Nawet nie potrafisz obronić dziewczyny. Mięczak z ciebie.
Jego uwaga przyczyniła się do tego, że z tej całej tej furii, która się nagle wezbrała we mnie, wstałem nie czując żadnego bólu i złapałem go za koszulkę.
- Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego Marinette nie była, nie jest i nie będzie z tobą? - zatrzymałem się, żeby zrobić pauzę - Ponieważ nie przepada za takimi zarozumialcami, jakim jesteś ty. Nie lubi osób, które obrażają innych i ich krzywdzą. A ty jesteś taką osobą, dlatego jeżeli się nie zmienisz, nikt nigdy cię nie pokocha. No może z wyjątkiem tej pyskatej Chloe, do niej możesz na luzie startować, połknie haczyk.

Nathaniel, wydawało się, jakby zaczął się zastanawiać nad całym swoim życiem. Ja tylko spoglądałem na niego i posyłałem spojrzenia typu: "Jeżeli się nie odwalisz, zrobię coś gorszego" W końcu wziął głęboki wdech i powiedział:
- Masz rację. Przepraszam za te całe zamieszanie. Widać, że Marinette cię kocha, ufa ci i że chce spędzić z tobą resztę życia. Ja tylko pogorszyłbym sprawę wpychając się między waszą dwójkę. Załatwmy to po męsku, ja przestanę dowalać się do Mari, a ty niczego jej nie powiesz o tej rozmowie, okej?

Udałem, że myślę nad odpowiedzią. W duszy ucieszyłem się, że Nath zrozumiał swój błąd. Poklepałem go po przyjacielsku po ramieniu, jakby ta kłótnia nigdy nie miała miejsca i odparłem:
- Masz to u mnie na sto procent, o nic się nie martw. A teraz... zadzwonicie po policję? Boję się, że ten idiota ucieknie... Sam rozumiesz...
- Policja była wzywana już kilka minut temu, coś wolno im idzie to dojeżdżanie na miejsce. Ciekawi mnie, co by się stało, gdybyśmy nie przyszli w porę... A może to nieważne? Liczy się to, co jest teraz.

Pokiwałem twierdząco głową i uśmiechnąłem się do niego. Nie spodziewałem się w tamtej chwili jednej istotnej rzeczy - jeżeli stan adrenaliny minie, znów poczuję ból, dlatego powinienem wtedy usiąść. Ja jednak wybrałem się do Mike'a, żeby z nim porozmawiać.

- No i co? Wpadłeś w nasze sidła, dostaniesz należytą karę, tylko się cieszyć! - powiedziałem patrząc mu w oczy. Mężczyzna zdenerwował się i nie wiem jak, kopnął w brzuch. Poprzedni ból wrócił z potrójną siłą. Mimowolnie z moich oczu zaczęły płynąć łzy. W pewnym momencie zakaszlałem i wyplułem ślinę. Na podłodze nie pojawiła się jednak przezroczysta plama. Była krwiście czerwona, a to oznaczało tylko jedno. Musiałem jak najszybciej zostać przetransportowany do szpitala, bo inaczej mogłem stracić dużo krwi, a nawet umrzeć.

***

*Marinette*

Wzięłam dzieci za ręce i powoli poprowadziłam ku wyjściu z chatki. Alya szła tuż obok mnie. Szliśmy drogą mi znaną, wiedziałam, gdzie jest wyjście z Ciemnego Lasu. Ciekawiła mnie jedna sprawa.
- Alya, jak się tu dostałaś? - spytałam, bo znałam Nathaniela i wiedziałam, że obcych osób tutaj nie wpuszcza, muszą one zdobyć jego zaufanie.

- Em... To długa historia, potem ci opowiem. - próbowała wymigać się mulatka. Zauważyłam na jej twarzy lekki stres. Czyżby miało to coś wspólnego z jej życiem prywatnym?
- Mamy jeszcze dużo czasu, mów. - zachęciłam ją. Gdy dziewczyna otwierała buzię, żeby się odezwać, maluchy zauważyły ławkę, na której siedziało jakieś zwierzę. Gdy dogoniłyśmy dzieci, rozpoznałam lemura, na którego napatoczyłam się kilka lat temu.

- Cześć dzieciaczki! Pewnie przyszliście do mnie, aby nauczyć się tańczyć tak jak ja! Powtarzajcie za mną, dobrze? - usłyszałam jego cieniutki głosik. Alex skoczyła na znak, że jest gotowa, a Louis przytulił zwierzątko.
- Dobrze, dobrze, czułości zostawmy na potem. - lemur wygramolił się z uścisku mojego synka i zaczął tańczyć. W pewnym momencie spojrzał w naszą stronę i zaniemówił. Chwilę potem uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mnie.

- Marinette. - wyszeptał cicho i przytulił się do mojej szyi. Zdziwiona Alya patrzyła na to wszystko niedowierzając.
- Mój mały Miecio. - powiedziałam, a lemur popatrzył na mnie zszokowany.
- Dlaczego nazwałaś mnie Miecio? Nikt nigdy tak do mnie nie mówił... Cześć, Miecio - jak to ładnie brzmi... - rozmarzyło się zwierzę. Zaśmiałam się cicho, a następnie przedstawiłam Mietka Alyi.

Porozmawiałam kilka minut z lemurem, a następnie pożegnałam się z nim, mówiąc, że jeszcze go odwiedzę. Wychodząc z lasu, znaleźliśmy się w szpitalu. Nie wiedziałam, z jakiego powodu Ciemny Las przeteleportował mnie w to miejsce. Rozejrzałam się po sali i ujrzałam Nathaniela. Natychmiast do niego podbiegłam.
- Co się stało? Dlaczego tutaj jesteśmy? - spytałam.
- Adrien jest w krytycznym stanie, musieliśmy dzwonić po pogotowie. - po jego słowach zakręciło mi się w głowie. Kolejny raz mogę stracić swojego męża. Dlaczego akurat nas spotykają same przykrości?

- Gdzie jest lekarz prowadzący? - zapytałam, ledwo co utrzymując się na nogach. Alya położyła rękę na moim ramieniu.
- Zostań tutaj, ja poszukam. Uspokój się, bo źle wyglądasz. Oddychaj głęboko i niczym się nie martw. Wszystko będzie dobrze. - odparła mulatka i pobiegła w nieznanym mi kierunku.
- Gdzie tata? - zapytał Louis, siadając obok mnie.
- Tata leży i odpoczywa, wiesz? Ale wróci do nas, obiecuję. - odpowiedziałam, tuląc swoje pociechy.

Po kilku minutach czekania, Alya przyprowadziła lekarza Adriena.
- Panie doktorze, co z moim mężem? - spytałam, gdy mężczyzna w białym kitlu spojrzał na mnie.
- Operacja, którą przeprowadziliśmy, była bardzo ciężka. Mężczyzna oddychał płytko, przez co nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy zabieg. Musieliśmy wyciąć jedną nerkę. Gdy już skończyliśmy, przewieźliśmy go na jeden z oddziałów. - zaczął.
- Mogę go odwiedzić? Gdzie leży? - weszłam mu w słowo. Moje ciało całe się trzęsło.
- Proszę tylko o to, żeby pani mi nie przerywała. Pacjent leżał pół godziny w sali pooperacyjnej. Nagle akcja serca ustała, zabraliśmy się natychmiast do reanimacji. Niestety, z przykrością oznajmiam, że pani mąż umarł po długiej walce o życie. - skończył mówić i odszedł, zostawiając mnie z Nathanielem, Alyą i niczego nieświadomymi dziećmi.
Mój świat właśnie się zawalił.

***
Cześć.
Do końca tej książki został tylko epilog, który pojawi się jeszcze dzisiaj po południu.
Myślę, że nie jesteście zawiedzieni tak szybkim końcem, ale nie da się przedłużyć toku wydarzeń na siłę.
Pozdrawiam Was cieplutko, Anja

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top