3. Zanudzamy graczy.
Po chwili, wszyscy stali już na własnych nogach, lub siedzieli na kanapie, fotelach lub gdzie komu popadło, a jeden z nich stał sobie pod ścianą.
- Więc, kiedy wszyscy raczyliście już tu przybyć. Niektórzy trochę wcześniej, a inni trochę później, lecz zrobiliście na nas powalające wrażenie.
- A na Batmanie wręcz miażdżące.
- Przyszła wreszcie pora na kilka zasad. Ale to tylko formalność. bo wiemy, że i tak nikt nie będzie ich przestrzegał, a kilkoro z was już mnie nie słucha.
- Jak pewnie się już zorientowaliście, nie wszyscy gadają w tym samym języku, więc my używamy uniwersalnego tłumacza, a wy...
- Musicie se jakoś radzić. Ostatecznie jeden z was może wam robić za międzygalaktycznego tłumacza, ale z japońskim też sobie chyba jakoś radzi. Chyba.
- Najważniejsze ogłoszenie dla waszego życia i zdrowia. to to, że wyrusza was dwunastu, ale przeżyje...
- Tylko jeden.
- Co ?! To "przeżyje" było tylko metaforyczne, tak?
- Taa...
- Nie.
- Czekaj, powiedziałaś 12?- powiedział chłopak w niebieskim pancerzu.
- Tak. Co jak co, ale do 12 liczyć potrafię.
- Jakoś w to wątpimy.- odezwał się lis.
- To... macie problem. Ja swoje wiem. Koniec i kropka.
- No i brawo. Obraziłeś moją siostrę. A wiesz, co cię za to czeka?
- Plan B!!! (szaleńczy śmiech).
On tylko z politowaniem pokręcił głową.
- Dobra. To jeszcze tylko kilka słów o najbliższych czekających was tygodniach i kończymy.
- Nudy!- krzyknął 12- latek.
- Tylko na tyle cię stać?
- Więc to jest ten moment, w którym wam przerywam, bo nikt nie chce słuchać waszej marnej wojny na wyzwiska.
- Ja go nie wyzywam!
- A ja to niby tak?
- Hiki iāʻoe ke hāʻawi i kēia mau rula? (Czy możecie wreszcie podać te zasady?)- zadał pytanie chłopak z, który wcześniej używał miecza świetlnego.
- Co on teraz powiedział?- spytał białowłosy chłopak, chociaż nikt poza prowadzącymi go nie usłyszał.
- Odpowiadając na wasze oba pytania. Tak. Zamierzamy wreszcie podać zasady. O ile przestaniecie nam wreszcie przerywać.
- Wasza matma na serio leży.- znowu wtrącił się 12-letni chłopak z czarno-białą czupryną.
- A ty czepiasz się jej już drugi raz.
- Nie czepiam się jej, tylko jej matmy.
- Gdybyś mnie widział to popatrzyłabym na ciebie morderczym wzrokiem.
- Ale nie możesz. A teraz powiedzmy im wreszcie te zasady i niech, ładnie mówiąc, spadają.
- No więc będziecie zwiedzać różne wymiary...
- Przy okazji wykonując, potencjalnie śmiertelne, wyzwania, które dla was wymyślimy.
- Tych 2, którzy będą najlepsi, czeka zaszczyt zmierzenia się w finale.
- A co my z tego mamy?- spytał uczestnik stojący pod ścianą.
- I co znaczy, że będą musieli się "zmierzyć"?- zapytał ten w niebieskim pancerzu.
- Macie: trele morele i figę z makiem.
- Czyli wersja dla opornych... NIC! Wielkie ogromne zero.
- No i jedno dowolne życzenie dla wygranego.
- A zmierzyć się oznacza "stanąć z kimś do walki lub rywalizacji", mój drogi kolego.
- Kolego?
- A co wolisz być nemezis?!
- Nie, wszystko ok.
- Ostatnia rzecz do wyjaśnienia to, sprawa waszych pokoi.
- Ale jakich pokoi ? Nie mam żadnych na planie.
- Tia... budżet nam się skończył.
- Batman nam go trochę przygniótł.
- Oh dajcie wreszcie spokój!- oburzył się wspomniany wcześniej zawodnik.
- Hmm pomyślmy.... Nie!
- Będziecie zdani na siebie tam, gdzie akurat was zostawimy.
- Od razu mówię nie. Nie będzie można tam już zostać i niech nikt nie próbuje, bo i tak mu się nie uda. Dobra, jeszcze jakieś pytania?
- Nie będę brał w tym udziału.- zaoponował chłopak w czerwonym hełmie.
- A właśnie, że będziesz.
- Nie.
- No to plan B.
Nagle chłopak zniknął na minutę, a potem na nowo się pojawił.
- Czy te argumenty ci wystarczą?
- Na razie.- odpowiedział jakby obrażony.
- Metoda Gacka zawsze działa.
- Jaka moja metoda?- spytał Batman.
- Nie mówiłam o tobie. Chodziło mi o tego pierwszego.
No i nastała taka niezręczna cisza, którą wreszcie przerwał jeden z uczestników.
- Czyli obiadu nie będzie?- i w tym momencie wszyscy spojrzeli na Ice man'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top