6. "Gdzie są moje palce?"
Grupa bohaterów... i Duch stali na wysokim wieżowcu, a pod nimi rozpościerał się widok na sporych rozmiarów miasto oraz ruchliwe ulice.
- Tak! Nareszcie w domu. Nie wierzę, że to mówię, ale stęskniłem się nawet za Jay'em.- ucieszył się czerwony ninja.
-O! Nareszcie rozumiemy co mówisz.- zauważył, jakże spostrzegawczy, Bobby.
- I wzajemnie. A teraz wyjaśnij mi jedno... czemu we mnie strzeliłeś?! I skąd w ogóle to umiesz?- spytał oburzony Kai.
- Człowieku, wracasz do historii z przed...
- W zasadzie jakiejś godziny. A kogo to obchodzi? Lepsze pytanie, to gdzie my jesteśmy?- bezczelnie wtrącił się Zak.
- Mam pomysł.- zaproponował Red hood, a chłopiec z satysfakcją pokiwał głową.- Zepchnę cię z budynku, żebyś się dowiedział, a jak przeżyjesz, to nam opowiesz.
Jednak kiedy Jason tylko skończył mówić, nagle oberwał czymś w tył głowy. Zaś gdy odwrócił się, aby ustalić sprawcę tego haniebnego uczynku, jedynym co zobaczył, było leżąca na ziemi odrobina śniegu.
- Ja nic nie zrobiłem!- zaczął bronić się Ice man, przed niewypowiedzianym zarzutem.
- A widzisz tu kogoś innego, kto mógłby to zrobić?- zapytał Terry.
- On może poświadczyć. Cały czas mnie obserwował.- po tych słowach Bobby wskazał na 12-latka.
Jednak jego reakcja była conajmniej... nietypowa.
- AAAAAAAA!!!
-Co się stało? Zobaczyłeś ducha?- zapytał Spider man, za którym akurat ironicznie stał Duch.
- Gdzie twoje palce?! I gdzie moje palce?!- wykrzyknął Zak, patrząc na własne dłonie.
- A, te zwisające dyndadełka? Właśnie nie wiedziałem, jak je nazwać.- odpowiedział mu spokojnie Kai.
(Chodzi o grafikę Lego. XD)
- Dobra. To wy... róbcie co tam chcecie. Na mnie pora.- rzucił im na pożegnanie ninja, po czym stworzył ognistego smoka i odleciał.
- Za ile by się go sprzedało.- zamyślił się głośno Han, nadal wpatrzony w smoka.
- Gość właśnie stworzył smoka, a ty się zastanawiasz, ile by za niego zabulili?!- odparł zszokowany Batman.
- Ty to jeszcze nic nie wiesz o interesach.- westchnął Duch.
- I chyba nie chcę wiedzieć.
- No to chyba się nie dowiemy, gdzie jesteśmy.- zmienił nagle temat Jaime.
- Yyy.- po tej jakże twórczej wypowiedzi, Spider man wskazał na dość sporych rozmiarów bilbord, na którym pisało "Welcome to Ninjago City".
- No, tak. To jest jakaś opcja.- odparł Żuk.
- To wy dalej dochodźcie do ważnych prawd życiowych, a ja tymczasem pójdę się przejść.- i skierował się w stronę krawędzi dachu. Jednak jeszcze zwrócił się do Batmana.- Sam.
- No weź.- oburzył się tamten, ale posłusznie nie ruszył się z miejsca.
- Wiem.- odpowiedział Red hood, po czym po prostu zeskoczył.
- Ale co on niby wie?- zapytał Bobby.- A z resztą.- po tych słowach zjechał na dół po lodowym moście, który stworzył.
- Hej, zaczekaj! Idę z tobą!- krzyknął do oddalającego się Ice man'a, Zak. Po chwili wachania wszedł na lodowy most i zjechał po nim... wprost na listonosza.
- Ehh, przynajmniej to nie ninja.- stwierdził zrezygnowany listonosz.
- Ups, przepraszam... i jacy ninja?
- Ehh.- to była jedyna odpowiedź pana listonosza, po której zaczął odchodzić i zostawił skołowanego Zaka, który podbiegł do Bobby'ego.
Tymczasem na dachu.
- Hej, idziesz?- zapytał Han, patrząc na Ezrę.
- Jasne, ale nie wiem czy za mną nadążysz.- zaśmiał się chłopak, po czym przeskoczył na jakiś oddalony dach.
- No to zostało nas pięciu.- rozejrzał się i gdy nie zobaczył nigdzie Ducha, dodał.- Czterach.
- Pięciu, no ale mniejsza.- dodał Jack, lecz niestety nikt go nie usłyszał.
- To może chociaż my trzymajmy się razem.- zaproponował Batman.
- To Japonia! Nigdy nie byłem w Japonii.- podniecał się Spider man, po czym posieciował sobie wgłąb miasta.
- No to nie.- powiedział sam do siebie Terry.
Nagle gdzieś w pobliżu wybuchł pożar i ku niebu leciał gęsty kłąb dymu.
- Dobra, no to czas na mnie.- rzucił na pożegnanie Batman i on też poleciał.
Na co jeszcze czekasz Jaime Reyes?
- W sumie masz rację.- po czym poleciał.- Chociaż pewnie chodziło ci o załatwienie tamtych z zaskoczenia.
- He, głupi ludzie. Ja sobie zjadę windą. - powiedział do siebie lis. - Jedziesz ze mną? - zapytał białowłosego chłopca, stojącego na krańcu dachu.
- Ja?- zapytał mocno zdziwiony Jack, ale szybko się ogarnął i uśmiechnął przyjacielsko.- Jasne.
A tymczasem obserwujący ich prowadzący świrnęli.
- Oni nic nie podejrzewają. BUHA HA HA!
Hej. To znowu my. Wiem, wieki nie było tego opowiadania. Nie wiem czy ktololwiek to czyta i czy kogoś to obchodzi, no ale trudno. Jakbyście mieli jakieś pytania, pomysł, sugestie czy życzenia co do fabuły lub jakiejś postaci, to piszcie w komentarzu, a my chętnie na nie odpowiemy.
To do następnego (nie wiem kiedy znów będzie):-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top