[8]
Jimin siedział sobie na kanapie z podkulonymi pod brodę nogami, trzymając dłonie na gołych stopach, licząc palce.
Do jego nosa coraz intensywniej docierał zapach z kuchni, przejętej teraz przez majstra z dziedziny gotowania. Seokjin nie czekał aż Park po niego zadzwoni. Z samego rana obudził się, szybko przygotował i czym prędzej udał się do mieszkania Jungkooka, którego nawiasem mówiąc minął nawet w drzwiach, gdy ten wychodził do pracy.
Po chwili nie tylko zapach dał się Jiminowi we znaki, ale i widok parującej zupy, przyozdobionej o łyżkę i szklankę soku, wyciśniętego dopiero co z pomarańczy, leżących na tacce.
- Proszę. - straszy postawił całość na stoliku przy sofie, uśmiechając się do różowowłosego promiennie. - Masz zjeść całe Jimin-ah. - sam wytarł ręce ściereczką, po czym wrócił do kuchni, ale w drodze dodał jeszcze krótką sentencję. - Zgadnij co jest w piekarniku.
- Blaszka do pieczenia? - Park chwytając łyżkę do ręki spojrzał na starszego pytająco, kiedy ten odwrócił się do niego.
- Nie o to chodzi. - uśmiechnął się szeroko, czekając tylko na trafną odpowiedź Jimina.
- No nie wiem ... te takie dziwne kratki, których chyba nie da się wyciągnąć? - zamyślił się. Co mogło być jeszcze w piekarniku? Niby takie proste pytanie, a ile z nim kłopotów. - U! Wiem! Sadza!
- Do jedzenia. - Jin poruszył ramionami, unosząc lekko brwi.
- Sadza?
Tym razem brwi wyższego zacisnęły się ze sobą. Ale uśmiech na jego twarzy dalej pozostał. Za długo już znał Parka, żeby jakkolwiek na takie coś reagować.
- Ciasteczka z czekoladą! - wykrzyknął zamiast tego wesoło.
- Hy! - Jimin z miejsca wypuścił łyżkę, przez co ta wpadła do zupy, po czym wystrzelił z kanapy jak torpeda i rzucił się starszemu na szyję. - Kocham cię, Jinnie! - ucałował go w policzek, puszczając po chwili zdezorientowane ciało chłopaka, aby następnie pognać do kuchni u szukać wzrokiem piekarnika. - Ciacha!
- E-e. - Kim podążył za nim, łapiąc go za barki i odwlekając od słodkości. - Najpierw zjesz zupę. Jin Junior musi mieć dużo energii. - powiedział pewnym głosem, odprowadzając młodszego na miejsce przy cieplutkim wciąż daniu. - Poza tym ciasteczka jeszcze nie są gotowe. - usadowił Parka na kanapie, a sam znowu podążył do drugiego pokoju.
- Moje dziecko nigdy nie będzie się nazywać Jin Junior. - chłopak zrobił zdegustowany wyraz twarzy, chwytając w dłoń łyżkę, która tym razem trafiła do jego ust. - Yym! - rozszerzył oczy, połykając posiłek. - Żurek! - spojrzał w stronę starszego, którego dokładnie było widać z kuchni.
- Żurek żurek. Tylko proszę zjeść cały. - uniósł palec wskazujący, odgrażając nim Parkowi. - Na kolację zrobimy jakąś sałatkę grecką. Albo kurczaka. - uśmiechnął się, rzucając jeszcze młodszemu wesołe spojrzenie.
- Jungkook nie wróci do wieczora? - Jimin momentalnie przestał jeść, znowu odkładając łyżkę samą sobie. Spojrzał na wyższego wyczekująco, a w jego głosie dało się wyczuć porządną nutkę rozczarowania.
- Przecież pracuje. - wzruszył ramionami. No tak, przecież z Taehyungiem Jimin na pewno spędzał czas bez przerwy. Chłopak niemalże nie musiał pracować. Jungkook niestety miał obowiązki. - Zawsze zamyka o 20:00. Już zapomniałeś?
W głowie młodszego pojawił się pewien obraz. No tak, faktycznie Jungkook za każdym razem siedział w pracy równo do godziny ósmej wieczorem, a co za tym idzie i o tej zamykał. Otwierał o dziewiątej i jedenaście godzin stał na nogach, obsługując co jakiś czas ludzi. Tyle że wtedy Jimin siedział tam razem z nim, popijając kawę i przyrządzając ją i Jeonowi, kiedy ten był zajęty. Uwielbiał spędzać tak czas.
I trudno przyznać, ale takie zwyczajne przebywanie w 'pracy' razem z Jungkookiem i picie taniej kawy z supermarketu sprawiało mu więcej radości niż spożywanie najdroższego wina w ekskluzywnym apartamencie Taehyunga.
- Nie. - zaśmiał się nerwowo. Czy naprawdę Jungkook codziennie zamierzał wracać tak późno i wychodzić tak wcześnie? Jimin miał siedzieć z Jinem cały ten czas?
Nie żeby przebywanie z Kimem jakkolwiek mu wadziło. O nie! Park uwielbiał jego towarzystwo! Ubóstwiał wręcz. Tylko że jakoś tak wolał być teraz właśnie z Jungkookiem. Chyba nie miało to większego znaczenia jak to, że ktoś musiał zająć się i nim i dzieckiem, a przy brunecie zawsze czuł się bardzo bezpiecznie.
- A... - zawahał się na moment. Było mu dość głupio zadać takie pytanie. Ale miał na to ogromną ochotę. A jak Jimin czegoś chciał, dostawał to. - ...pójdziemy do niego? Chociaż na trochę? - złapał łyżkę, zaczynając mieszać nią w talerzu.
Jin zacisnął ze sobą brwi, zakładając na dłoń rękawice do pieczenia. Nie do końca spodziewał się takich słów ze strony młodszego.
- Że do Jungkooka? - wyprostował się, gdyż dotychczas jego ciało pochylone było w przód, jako iż właśnie miał wyciągać ciasteczka, żeby już się studziły.
- Znaczy no wiesz... i tak mieliśmy się gdzieś przejść, bo dzidziuś potrzebuje słońca. A do pracy Jungkooka jest jakieś 20 minut drogi spacerem. Więc... - wciąż zataczał kręgi w zupie.
Starszy westchnął, na nowo nachylając się do piekarnika, który otworzył i wydobył ze środka blachę z wypiekami. Ustawił je na desce do krojenia, którą już wcześniej przygotował na blacie i westchnął znów, ściągając rękawice.
- No nie wiem Jimin-ah. - założył dłonie na krzyż, opierając się bokiem o lodówkę, a samego siebie zwracając w stronę różowowłosego. - Nie uważasz, że wasza relacja trochę przeszkadza?
- Co z nią nie tak? - młodszy wzruszył ramionami. Nie rozumiał skąd niechęć u Seokjina. Przecież to tylko odwiedziny w pracy. Według niego Jungkook jeszcze by się ucieszył.
- Hmm? Wszystko? Począwszy od tego, że byłeś z nim tylko dla kasy, a skończywszy na tym, że ot tak zostawiłeś go dla jakiegoś bogatego gnojka?
- Taehyung nie jest gnojkiem! - chłopak założył dłonie na krzyż. Kiedy słyszał słowo 'Taehyung' widział uśmiechniętego mężczyznę, który patrzył na niego zarówno z pożądaniem, jak i uczuciem, które Jimin dostrzegał wyraźnie. Sam też czuł do niego coś. Nadal temu nazwę miłości. I chyba nawet to była miłość.
- Gdyby nim nie był nie zostawiłby cię samego z dzieckiem. - starszy uniósł jedną brew, dając rożowowłosemu komunikatywne spojrzenie. - Rozumiem, że mógł nie chcieć zajmować się wychowaniem czyjegoś dziecka, ale tylko nieodpowiedzialne gnojki wyrzucają w takim przypadku osobę w twojej sytuacji z domu. Na dobrą sprawę gdybyś nie miał dokąd pójść to zostałbyś bez dachu nad głową. Czy twój Taehyung się tym przejął? Zapytał chociaż dokąd pójdziesz?
Jimin zacisnął usta i brwi. Nie podobało mu się to, że Jin spekulował takie rzeczy. Znaczy ... były one prawdą, więc może nie że spekulował, ale wciąż Park uważał go za swój ideał. Bogaty, wpływowy, z pozycją, sławny. Taehyung mógł wszystko. Nawet pozbyć się Jimina, jak widać.
- Taehyung dbał o mnie. Troszczył się o mnie. I dawał mi więcej niż Jungkook. - pewnym wzrokiem popatrzył na starszego.
Prawdą jest, że od Jeona nigdy nie otrzymał tyle co od Kima. Zawsze były jakieś granice. Jakieś ale. Z Taehyungiem mógł mieć wszystko. Dosłownie wszystko, od obsługi, po najdroższe rzeczy.
Seokjin zaśmiał się.
- Jimin wyobraź sobie, że idziesz spragniony, bardzo spragniony przez pustynię. - nagle Park przestał jakby rozumieć dokąd zmierza dyskusja. Skąd nagle mowa o formach terenu? - I wtedy spotykasz dwie osoby. Jedna z nich ma tylko butelkę wody. Druga ma sto butelek wody. I ta pierwsza osoba daje ci całą swoją butelkę. Oddaje ci wszystko co ma, tylko żebyś ty miał. A ta druga osoba daje ci dwie butelki z tych swoich stu, bojąc się, że jej zabraknie. - złączył ze sobą dłonie, wpatrując się w młodszego dokładnie. - Która z tych osób tak naprawdę dała ci więcej?
- Ale co to ma do rzeczy?
- A to, że Taehyung mógł ci więcej zaoferować to prawda. Ale dawał ci to, co chciał ci dać. Jak nie chciał ci czegoś dać, nie robił tego. - wzruszył ramionami, jakby to było takie proste. - Jungkook dawał ci wszystko co miał. Wszyściutko co jego, było twoje. Może Jungkook nie ma tyle co Taehyung, ale dawał ci więcej. - podniósł się, chcąc sprawdzić jak tak ciastka. Możliwe, że już nadawały się do przełożenia na talerz i podania na stole. - A ty tak głupio z tego zrezygnowałeś, Jimin-ah.
***
Ostatecznie prośba Jimina jakoś tak rozeszła się po kościach i jedynym miejscem w jakie się udali był pobliski park, gdzie usiedli na jakiś czas i zjedli kanapki, które przygotował starszy. Powspominali tam trochę dawne czasy, pośmiali się, a Jimin przedrzeźniał małe dziecko, kiedy Seokjin poszedł wyrzucić woreczki po jedzeniu do kosza. Na całość spędzili około godziny, po czym wrócili do mieszkania, zdając sobie sprawę, że na zegarze jest już około 19:30, czyli nie tak wcale długo przed powrotem Jungkooka. Chłopak zawsze chodził z domu do pracy i adekwatnie na odwrót na pieszo, czyli mieli dodatkowe 20 minut dla siebie z Jinem.
W ciągu których zjedli kurczaka, jakiego straszy usmażył na patelni oraz sałatkę warzywną cios witamin, autorstwa również wyższego chłopaka, a potem postanowili włączyć telewizję, zajadając się resztą ciastek z czekoladą.
- Wróciłem. - o uszy obił im się głos właściciela domu. A w każdym razie Seokjinowi, bo Jimin za bardzo wciągnął się w bajkę, którą oglądali. Była to jedna z części 'Małej Syrenki' od Disneya. Kim nie wiedział nawet która. Park też nie, co prawda, ale zabawę miał przednią.
- To wymiana. Ja się zbieram w takim razie. - najstarszy wstał z kanapy, po czym podszedł do przedpokoju, natykając się na osobę Jeona, któremu jeszcze skinął głową, gdy go zobaczył.
Jungkook chwilę walczył ze sobą. Nie wiedział do końca, czy powinien zadać takie pytanie. Niby normalna sprawa, bo częściowo chodzi o dziecko. Ale jemu chyba bardziej chodziło o samego chłopaka, którego imienia użył.
- Jak Jimin? Wszystko z nim okej? - wychylił się delikatnie zza futryny, chcąc dotrzeć do dramatycznej wtedy twarzy Parka.
Seokjin przestał przez chwilę zakładać buty, przy czym założył ręce na krzyż i spojrzał trochę nielogicznie na Jungkooka.
- Spytaj się go. - dla niego było to proste.
Rozumiał oczywiście Jeona i to, dlaczego mógł nie chcieć okazywać drugiemu swojej sympatii. Ale na Boga! Mieli mieć od teraz więcej wspólnego niż kiedykolwiek wcześniej! Wspólne dziecko to nie jest coś małego. To ogromna inwestycja uczuć. Dlatego za wszelką cenę chciał, żeby ci w jakimkolwiek stopniu znaleźli wspólny język.
Poza tym zachowanie Jungkooka było zrozumiałe, ale wciąż dziecinne. A miał być teraz ojcem. I mężczyzną, jakiego maluch potrzebował.
- Jin... - chłopak westchnął, przeczesując sobie włosy. - ...dobrze wiesz, że to nie jest takie proste.
- Martwisz się o niego. - wstrzelił błyskawicznie, zanim młodszy zdążył cokolwiek powiedzieć.
- O dziecko. - Jungkook wydawał się nieugięty w swoim stanowisku. Nie miał zamiaru dawać poznać po sobie, że Park może nawet w minimalnym stopniu coś dla niego znaczyć. Po co to było? Dobrze wiedział, że i tak już ich nic romantycznego łączyć nie będzie. Drugi raz tego samego błędu popełniać nie chciał.
- To dlaczego pytałeś o Jimina? - starszy założył ręce na krzyż, czując pseudo wygraną w tej pseudo dyskusji.
Jungkook zawahał się, zaciskając dłoń na kluczach, które w niej trzymał. No właśnie. Dlaczego?
- Pytałem? - zapytał nerwowo.
- Owszem. Pytałeś.
- Musiało mi się coś pomieszać. Jestem zmęczony po pracy. - złapał się za głowę, przy czym zaśmiał nerwowo.
Seokjin oczywiście, jak się też można zdawać, nie przechylił swojego zdania ani trochę w kierunku zgodności z Jungkookiem w tej kwestii. Bynajmniej, tylko utwierdził się w swojej tezie. Ale sam fakt tego, że Jeon kłamał tak niekompetentnie zabrał mu chęć do dalszego brnięcia w tą dyskusję. Tym bardziej, że doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego młodszy nie mówi prawdy.
- Zrobiłem tam zupę i kurczaka. - uśmiechnął się, biorąc w dłoń pierwszego buta, po czym schylił się lekko, zaczynając zakładać go na nogę. - Zjedz sobie. Były też ciasteczka, ale znasz Jimina. - zaśmiał się.
- Ta... znam. - znów westchnął, zaglądając szybko do salonu. Ale Parka nie dostrzegał. - Jin, mam pytanie. - zwrócił poważny wzrok ku starszemu.
Kim wzdrygnął się słysząc podniosły ton drugiego. Nagle dyskusja przybrała jakby nieprzyjemny charakter. A przynajmniej w jego pierwszym mniemaniu.
- Jakie? - przestał ubierać buty, prostując się na nowo.
- Jimin potrzebuje lekarza. - oparł się o komodę, zaciskając usta. - A ja żadnego nie znam. Dałbyś radę jakoś pomóc, czy też się nie orientujesz?
W tamtym momencie Seokjin zamarł. Chyba wolałby otrzymać inne pytanie.
Czy znał kogoś? Ba! Ba, że znał. Ale wolał nie. Nie mniej jednak w tamtym momencie byłby zwykłym, zapatrzonym w swój komfort egoistą, gdyby nie odpowiedział tak, jak odpowiedział.
- No... w sumie to dałbym. - zagryzł wargę od środka. - Mój były pracuje w przychodni... raczej mają tam jakiegoś ginekologa. - no właśnie. Jego były z którym... nie rozstał się w zgodzie.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top