[4]
Różowowłosy odstawił obok siebie dwie walizki. Zatrzymując się przed niedużym, milutkim domkiem na przedmieściach, wyglądającym niczym wyjęty z bajki Disneya, na spokojnym osiedlu, dalekim od życia i gwaru stolicy. Zawsze lubił to miejsce. A jeszcze bardziej jego mieszkańca.
Dość niepewnie zapukał do drzwi. Tak dawno już nie odwiedzał ów chłopaka. Nie mieli kontaktu od jakiegoś czasu, od kiedy Jimin przestał mu odpisywać, zajęty Taehyungiem i beztroskim życiem razem z nim. Teraz było mu wstyd, że jak na ironię to właśnie tego przyjaciela, a nie kogoś innego, musiał prosić o pomoc, po tym jak totalnie go zlewał przez miesiąc.
Wystraszył się, kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich wyższy chłopak.
- Jimin? - Przechylił głowę na bok. Park był ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewał.
- Jinnie! - Młodszy rzucił mu się na szyję, zawieszając na nim prawie że. - Jinnie, proszę pozwól mi ze sobą zamieszkać! Proszę Jinnie, nie mam dokąd pójść, nie mam na kogo liczyć, tylko na ciebie! Nie mam pracy, mieszkania, pieniędzy! Nawet mi markowe ciuchy zabrał ten dupek! I jeszcze jestem w ciąży!
- W ciąży? - Seokjin odsunął się od rozdartego chłopaka, patrząc na niego jak na wariata.
- No w ciąży! - Zapłakał Jimin, znów napastując wyższego. - Będę mieć dziecko!
- Jimin, co brałeś? - Spojrzał na walizki, leżące za młodszym chłopakiem, klepiąc go po plecach.
- No właśnie nic, bo nie wiedziałem, że muszę się zabezpieczać!
Jin nie miał pojęcia co robić. Został właśnie 'odwiedzony' przez Jimina, z którym od tak dawna nie zamienił ani słowa. A teraz nagle ten wpada do niego bez zapowiedzi i płacze, że jest w ciąży. Mężczyzna! Jimin musiał mocno uderzyć się w głowę. Tak jak kiedyś, gdy rzucał do góry kamienie i patrzył który wyżej poleci. Niefortunnie jeden upadł mu prosto na czoło. Tamtego dnia Jimin stracił przytomność na piętnaście minut i zyskał fobię przed skałami.
- Dobrze Jimin... Wejdź. Nie będziemy tak w progu rozmawiać. - Zanim zdążył cokolwiek zrobić, zadowolony chłopak wyminął go, wchodząc ot tak do mieszkania. - A torby same przyjdą? - Założył dłonie na krzyż.
- Uh, no bo myślałem, że ty wniesiesz. - Zobaczył niechęć i rozdrażnienie na twarzy starszego. - Jestem w ciąży, nie mogę dźwigać takich ciężarów!
- W jakiej ciąży?!
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię!
*
- I wtedy ten cały Sehun mówi, że to nie nos tylko śledź. - Jimin rozłożył ręce, przeciągając głosem. Cała ta sytuacja powoli go przerastała. Najpierw dowiedział się, że jest w ciąży, a potem jeszcze Taehyung wyrzucił go z domu.
- Jaki śledź? - Jin upił łyka kawy, którą przygotował sobie i Jiminowi. I był to błąd, gdyż o mało co się nią nie opluł. W natłoku całej tej sytuacji zapomniał, że na baristę to on się nie nadaje i nie nadawał nigdy.
- No wiesz, taki organ obok żołądka. - Jimin machnął dłonią, nawet nie racząc swojego napoju wzrokiem. Już kilka raz się przejechał na kawie Jina. Jego jelita też.
- Chyba śledziona.
Jimin westchnął tylko znudzony i zdenerwowany już tym wszystkim.
- Nie, jestem prawie pewien, że śledź, ale nie będę wchodzić w szczegóły.
- Mój były jest lekarzem - Seokjin uniósł brwi. - Specjalizuje się w układzie trawiennym.
- Jak już mówiłem, nie będę wchodzić w szczegóły. - Park bagatelizująco machnął dłonią. Była bardziej nagląca sprawa niż to, jak nazywają się narządy w ludzkim ciele. A mianowicie dziecko, które potrzebowało ojca... To znaczy drugiego ojca. I on, który potrzebował kogoś, kto go utrzyma. - Mamo pomóż!
- Jak ja mam ci pomóc, dziecko moje?! Ty sam będziesz mieć zaraz dziecko! - Pogłaskał Jimina po głowie, przytulając go do siebie. - Nadeszły czasy, kiedy dzieci mają dzieci! - Złapał się za czoło - Ty nie wiesz, że trzeba się zabezpieczać?!
- I jak niby miałem się zabezpieczyć?! Włożyć se gumkę do dupy?!
- Na przykład ten twój gwiazdor mógł włożyć gumkę na penisa!
- No mógł... ale tego nie zrobił. - Westchnął smutno. - Nie chcę tego dziecka Jinnie ...
Kim nie umiał na to odpowiedzieć. Oczywiście, że ta sytuacja była dla Jimina trudna. Seokjin sam nie wyobrażał sobie co by zrobił. Ale on miał pracę. Park nie miał nawet wykształcenia. A do tego zostawił go chłopak, z którym najwyraźniej byli do siebie przywiązani.
- Dobra czekaj, z tego co rozumiem to ten cały Taehyung wyrzucił cię z domu po tym, jak zrobił ci dziecko, tak?
Jimin zamilkł na chwilę.
Oczywiście, że tak właśnie było. Taehyung okazał się być gorszym draniem niż mógł sobie to wyobrazić. Nie zmieniało to jednak faktu, że Park miał już ustalony w głowie plan, którego musiał się trzymać. Niestety zawierał on częściowe oczyszczenie osoby Taehyunga z zarzutów. Mianowicie chłopak wiedział, że od młodszego Kima nie będzie mógł liczyć na żadną pomoc.
Przygotował się dobrze do rozmowy z Jinem. I miał już swoją wersję wydarzeń, która o wiele bardziej mu odpowiadała, niż zostanie samotnym rodzicem.
- To dziecko Jungkooka.
- Jungkooka?! - Jin wstał rozemocjonowany, patrząc na Parka jak na szaleńca. Chociaż w tamtym momencie to on sam bardziej takiego przypominał.
- Tak. - Jimin spojrzał pod nogi. Było mu trochę głupio, okłamywać najlepszego przyjaciela i to jeszcze w tak istotnej kwestii. Ale co innego miał zrobić? Iść szukać teraz sponsora? Kto przygarnie pod swój dach samotnego ojca z dzieckiem. Nawet Taehyung, który powinien wziąć odpowiedzialność wyrzucił go z domu i zabronił przychodzić do siebie po pomoc. Jimin mógł liczyć tylko na Jina i jego małe mieszkanie. Przecież starszy mógł kogoś sobie znaleźć. Ewentualnie równie dobrze już kogoś mieć. Jimin potrzebował partnera i ojca dla swojego dziecka. Drugiego ojca. - Co ja mam teraz zrobić, Jinnie? - Z jego oka poleciała łza.
Park jeszcze nigdy nie doświadczył w swoim życiu tak trudnej sytuacji. On w ogóle w życiu miał zawsze z górki. Wciąż liczył na innych, gdyż sam był taką typową sierotą bez wykształcenia. Za to nadrabiał wyglądem. Łatwo znajdował sponsorów, gotowych wiązać się z nim i fundować mu potrzebne rzeczy. Miał trzech takich partnerów. W tym pierwszy przez jakieś dwa tygodnie. Drugi przez dwa lata, a trzeci przez półtora miesiąca. Jimin nigdy nie pracował, a najwyższą szkołą, jaką ukończył było liceum ogólnokształcące.
Chciał dobrze dla siebie, a teraz jeszcze to dziecko. Jungkook i jego dobre serce było dla Parka jedyną nadzieją.
- Jak to co?! - Kim usiadł obok, chwytając dłonie Jimina w objęcia i potrząsając nimi. - Ja ci powiem co! Pójdziesz do Jungkooka i powiesz mu, że jesteś z nim w ciąży! Ojciec musi być przy dziecku!
Park zacisnął brwi.
- Ej! A ja to co?!
- Jimin, daruj, ale nie jesteś materiałem na rodzica.
Właściwie to komentarz Kima można uznać w jakimś stopniu za zbędny. Gdyby Jimin nie miał tego świadomości to prawdopodobnie nie byłoby go teraz tutaj, w mieszkaniu Seokjina.
- Ja... - zawahał się. Bo mimo wszystko Park był dobrą osobą. Dziecko zasługiwało na więcej niż on sam mógłby mu zaoferować. - Mogę u ciebie przenocować na kilka dni, Jinnie? - Wtulił się znowu w przyjaciela.
- Oj Jimin-ah... - Wyższy poklepał go po plecach, przytulając do siebie. - Kiedy ty się w końcu nauczysz polegać na sobie... Ciągle ci się tylko dzieją jakieś sytuacje tego typu. Musisz się ogarnąć. Dla dziecka.
- Nie chcę tego dziecka. A Taeś mnie zostawił Jinnie... - Jimin już tęsknił do tych luksusów. Pewnie teraz siedziałby w wannie z hydromasażem i zażywał kąpieli z solami z najlepszych kopalni europejskich. Potem zjadłby jakiegoś homara razem ze swoim partnerem, a na końcu ułożył się w ogromnym, mięciutkim łóżku, wśród jedwabnej pościeli i uprawiał seks przez długie godziny. A tak musiał siedzieć na oczojebnej bladej różowej kanapie Seokjina, parodiującej włosy Parka i wdychać waniliowe świece zapachowe, leżące na każdym kroku mieszkania starszego. - Co jeżeli Jungkook nie będzie mnie chciał?
- Na pewno nie będzie cię chciał po tym, co mu zrobiłeś, Jimin-ah. - Założył ręce na krzyż. Jin zawsze był szczery do bólu. Szczególnie względem Jimina.
Chłopacy znali się od podstawówki. Ale plan Jimina powstał jakoś w liceum. Młodszy już wtedy rozgłaszał wszerz, że nie ma zamiaru uczyć się ani pracować, bo znajdzie sobie dzianego debila i będzie żył na jego utrzymaniu.
W ostatniej klasie faktycznie udało mu się stworzyć związek na jego warunkach, ale nie trwał on długo, bo owe dwa tygodnie. To było jeszcze za czasów, kiedy żyła matka Parka i mógł do niej wrócić. Później ta zmarła i perspektywy na godne życie bez brudzenia rąk przestały być możliwe. Wtedy żył z pieniędzy, które jego rodzicielka po sobie pozostawiła. Po jakimś czasie Jimin poznał Jungkooka. Byli ze sobą również wspomniane wcześniej dwa lata. Jungkook jednak nie był jak jego poprzednik.
Jin już myślał, że Park zrezygnował ze swojego idiotycznego pomysłu na życie i naprawdę się ustatkował. Jimina i Jungkooka zawsze łączyło coś magicznego. Szczególnie ze strony Jungkooka, który poza niższym chłopakiem świata nie widział. Widocznie się mylił i zdał sobie z tego sprawę, kiedy Park poznał Taehyunga i z miejsca rozstał się z Jeonem, zastępując go życiem rodem z Hollywood.
- Ale jeśli nosisz jego dziecko, to musisz mu o tym powiedzieć. - Potraktował go srogim wzrokiem.
Miał zamiar być względem Jimina poważny i stuprocentowo opanowany, jednak jak za każdym razem plan ten trafił szlag, widząc smutny wyraz twarzy Parka. Chłopak miał w sobie coś, przez co nie można się było na niego gniewać. Jego twarz i jej wypełniony żalem wyraz uniemożliwiał innym złość na niego. Po prostu sprawiał, że nieważne co zrobił Jimin, druga osoba nie potrafiła mu nie wybaczyć ot tak.
- A więc jesteś w ciąży? - Kim od razu zmienił grymas na dość wesoły. A w każdym razie na taki pobłażliwy. Złapał młodszego za dłoń.
- Tak - Odparł bez wyrazu, zaciskając sobie dłonie na kolanach.
Widocznie Jinowi nie udało się poprawić mu humoru. Ale nie miał zamiaru przestawać próbować. W jego zadaniach leżało wywoływanie na twarzy młodszego uśmiechu. Jako najlepszy przyjaciel musiał go rozweselać. Szczególnie w takich momentach.
- Masz może zdjęcie? - Zapytał, wciąż miłym tonem, z uśmiechem na twarzy.
- Yhym... - Park odparł cichym odgłosem, zaciskając tylko ręce wokół siebie.
Jin spojrzał na niego wyczekująco. Liczył, że Jimin sam domyśli się, że ten chciałby zobaczyć zdjęcie, ale widocznie trochę się zagalopował.
- Pokażesz? - Szturchnął go ramieniem.
- Ale jak dasz mi jeść. - Chłopak zamknął się we własnym uścisku jeszcze mocniej. - Najlepiej coś z czekoladą i ogórkami kiszonymi.
- No tak... - Seokjin westchnął tylko. Nie przeżywał nigdy żadnej ciąży w najbliższym otoczeniu. Słyszał jedynie o dziwnym zachciankach ciężarnych kobiet. No właśnie - KOBIET. - A może chcesz kanapkę z miodem? - Wiedział za to, co jest przysmakiem jego przyjaciela.
- I chrupeczki serowe do tego - Dodał głosem tonącym w agonii. - I jeszcze jak masz jakieś ciasteczka to byłoby bosko, Jinnie.
- Może frytki do tego? - Parsknął Jin, wstając z kanapy. Ani mu się śniło latać teraz dla Parka po słodycze do sklepu.
- Nie dzięki. Akurat nie mam ochoty - Odpowiedział pewnym powagi głosem.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top