[38] 2/2
- Cholera jasna. - Taehyung westchnął, widząc, jak but brudzi mu się od błota, na jakie przypadkowo nastąpił. - No zajebiście po prostu. - dodał, parskając zaraz po tym.
Długo jednak nie rozwodził się nad wyglądem swojego obuwia, jako że ruszył wprost do wejścia do szpitala, gdzie też po chwili się znalazł. Rozejrzał się z początku, szybko jednak znalazł recepcję, dlatego bez zbędnego przeciągania podszedł do niej, od razu narzucając na twarz najmilszy wyraz.
- Witam, szukam sali, w której leży Park Jimin. Przed chwilą urodził mi dziecko. - oznajmił z dumą w głosie.
- Już, momencik. - kobieta kilkoma ruchami wpisała w komputerze nazwisko pacjenta, sprawnie znajdując jego miejsce pobytu na tamten moment. - Sala numer 312. To jest na położnictwie, jak pan się pewnie domyśla.
- Oczywiście, dziękuję uprzejmie. - skinął głową, odsuwając się od blatu.
Jego kroki odbijały się wyraźnie od ścian szpitalnych, prezentując wszystkim obecnym piękny odgłos, jaki wydawały lakierowane podeszwy. Oddział położniczy nie był niesamowicie daleko od wejścia. Cała droga tam zajęła mu kilka minut, podczas których zdążył ułożyć sobie w głowie wszystkie słowa, jakie zamierzał powiedzieć Parkowi.
Wyraźnie i dokładnie. Chciał wyjaśnić chłopakowi, że co by teraz nie zrobił i tak będzie na przegranej pozycji. Bowiem kim był Park Jimin, żeby sprzeciwiać się Kim Taehyungowi? To nawet śmiesznie dla młodszego brzmiało. Mógł mieć wszystko i wszystkich. Udowodnił to już niejeden raz. I teraz miał zamiar zrobić to po raz kolejny.
Jak niesamowicie zebrało mu się na śmiech, kiedy idąc tak korytarzem zobaczył przed drzwiami pobieżnie znaną mu sylwetkę byłego chłopaka różowowłosego. Jeon Jungkooka, o którym tyle już się zdążył nasłuchać.
Pierwszym co chciał zrobić było podejście do chłopaka, żeby zaśmiać mu się w twarz, po czym zwyczajnie wyminąć i wejść na salę pomówić z Jiminem. Później pomyślał nad tym, że warto rzucić do bruneta jakimś tekstem, mającym pokazać wyższość nad nim. Ale im bardziej zbliżał się i im lepiej widział jego twarz, tym więcej żalu co do niego czuł. Dopiero później, zaglądając do środka przestał myśleć o czymkolwiek związanym z celem jego przyjścia. Kiedy zobaczył, jak jakiś chłopak podaje Parkowi to małe zawiniątko, a Jimin patrzy na nie ze łzami w oczach, tak, jakby było jego światem. I pewnie tak właśnie było. Wtedy w głowie Kima pojawiły się wspomnienia, które wydawały się być z niej już dawno wyrzucone.
- Mamo? - mały chłopiec nachylił się do dużej sypialni, w której to 30letnia kobieta szukała właśnie odpowiedniej sukienki w ogromnej szafie, pełnej najlepszych znakomitości modowych ostatnich czasów. - Nie mogę zasnąć. - przetarł zapłakane oczy, czując jak przez ostatni koszmar sen będzie schodził mu z powiek jeszcze długi czas.
- To spróbuj liczyć owce. - przyłożyła do siebie różowy, przylegający kombinezon, sprawdzając, czy kolorystycznie zgadza się z jej makijażem.
- Już próbowałem, to nie pomaga. - westchnął, zaciskając palce na futrynie, kiedy widział jak na twarzy matki pojawia się zirytowany wyraz.
- Taehyung, nie widzisz, że jestem zajęta? - wzruszyła ramionami, spoglądając na syna ze złością. - Masz już 8 lat, nie zachowuj się jak gówniarz i nie wymyślaj, tylko w tym momencie masz się położyć do łóżka i zasnąć, bo inaczej sobie pogadamy. - dodała, zakładając po chwili ręce na krzyż.
- Ale mamo...
- No cholera, chyba coś powiedziałam! - rzuciła strój na łóżko. - Mai! - wykrzyknęła, zaczynając patrzeć zniecierpliwiona w przestrzeń za dzieckiem, aż nie pojawiła się tam młoda opiekunka chłopca. - Dlaczego on tu jest? Miał spać. Zabierz go w tym momencie, bo mi przeszkadza.
- Tak jest, pani Kim. - dziewczyna złapała rękę malca, uśmiechając się do niego miło. - Chodź Taeś, przeczytam ci coś, co ty na to?
Chłopiec spojrzał jeszcze tylko na mamę, wiedząc już, że tej sprawy i tak nie wygra. Z kobietą nigdy nie było dyskusji, nawet on mógł tyle co nic. Dlatego czym prędzej pokiwał głową, zgadzając się na propozycję opiekunki.
- I pilnuj go lepiej, chyba za coś ci płacę. - chwyciła z komody bursztynowe kolczyki, zaczynając zapinać je na uszach.
- Oczywiście, przepraszam bardzo. - pociągnęła chłopca za sobą.
Taehyung nie odwrócił się już, skupiony tylko na tym, żeby się nie rozpłakać, bo dobrze wiedział, że jego mama bardzo nie lubiła tego dźwięku. Zawsze wtedy krzyczała, a ośmiolatek tego nie znosił. I jakoś tak za każdym razem to wszystko rozchodziło się po kościach.
Kim nie miał mamy obecnej w swoim życiu. Ojca nigdy nie znał i jakoś specjalnie do tego nie lgnął. Z dzieciństwa pamiętał tylko nową opiekunkę co tydzień, drogie prezenty i lata samotności, spędzone w pustym, ale ekskluzywnym domu. Może i Jimin miał rację z nieumiejętnością kochania. Taehyung zwyczajnie nigdy się tego nie nauczył, bo nie miał na tyle szczęścia, żeby doświadczyć tego uczucia od kogokolwiek. Często wykorzystywał ludzi, układając ich pod siebie. To akurat matka wpoiła mu aż za dobrze, bo mężczyzna manipulował ludźmi bez mrugnięcia okiem.
Ale tylko on tak naprawdę wiedział, że to nie kochany aktor jest maską dla jego okropnej osobowości. Masek było wiele. Jedna ubóstwianego idola. Jedna bezuczuciowego tyrana. Jedna niesamowitego kochanka. Miał maski chyba na każdą okazję i zmieniał je wedle siebie. Ale nie zmieniało się jedno. Bo za każdym razem, za każdą z tych masek krył się jedynie mały, skrzywdzony chłopiec, który nigdy nie usłyszał 'kocham cię' od najważniejszej osoby w życiu każdego z nas - mamy.
Patrząc na Jimina widział to uczucie. Widział jak bardzo Park kocha swoje dziecko i jak już zdążył oddać mu własne serce. Mimo, że maluch był na świecie jakieś kilkanaście minut. Zazdrościł tego uczucia. Jak niczego innego. I wtedy już wiedział, że może tam wejść i zniszczyć to wszystko. Stać się kolejną osobą, za której wizerunkiem schowa się mały Kim Taehyung. Ale nie umiał tego zrobić. To była ta granica, której nie mógł przekroczyć.
- Jeon Jungkook. - zaczął, wciąż wpatrując się w wizerunek Jimina i maleństwa, które trzyma przy sercu. - Mam do ciebie sprawę. - uśmiechnął się delikatnie, czując coś, czego oduczył się dawno temu. Zbliżający się płacz. - Zaopiekuj się moim dzieckiem.
Jungkook musiał powstrzymywać się przed tym, żeby nie otworzyć ust ze zdziwienia. Ale zamiast tego stał tylko, utrzymując srogi wyraz twarzy, obojętny w stosunku do stojącego przed nim mężczyzny.
- To moje dziecko. - oświadczył pewnym głosem.
- Tylko proszę, kochaj je bardzo. Dzieci potrzebują miłości bardziej niż dorośli. - z tym samym uśmiechem spojrzał na Jeona.
- Jeśli to jakiś twój kolejny pomysł na zatruwanie nam życia, to...
- Powinieneś tam iść. - znowu zwrócił wzrok w stronę sali i westchnął, cofając się o krok, po czym odwrócił się momentalnie, żeby ukryć łzy, zgromadzone w kącikach oczu. - Ja już chyba pójdę. Raczej nie jestem tu potrzebny. - dodał tylko na koniec, nie pozwalając nawet drugiemu odpowiedzieć.
Jeon naprawdę nie spodziewał się tego co nastąpiło. Bo kiedy tylko zobaczył osobę Taehyunga pierwszym pomysłem, jaki narodził się w jego głowie było przywalenie w tę jego dumną twarz. Mimo, że był naprawdę rozważnym człowiekiem o spokojnym usposobieniu. Jednak po tym co usłyszał od Kima jego zapał zmalał, a on sam był bardziej zdziwiony, niż zdenerwowany, tak jak przed chwilą jeszcze.
W tamtym momencie mimo to była o wiele ważniejsza sprawa niż wszystko inne. Ważniejsza niż ta pobieżna wizyta Taehyunga i jego dziwne zachowanie. Znowu rzucił wzrok w stronę pomieszczenia, ale tylko na chwilę. Bo zaraz po tym westchnął dosadnie, kładąc dłoń na klamce.
Wchodząc do środka czuł jak wszystkie spojrzenia zbierają się na nim. Każdy uśmiechał się najlepiej jak tylko można. Bo wszystkim towarzyszyły wtedy tylko najlepsze uczucia. Jedynie Jimin przejęty był troską i zakłopotaniem, kiedy zobaczył w drzwiach Jungkooka. Nie mógł powiedzieć też, że spodziewał się jego wizyty, bo naprawdę wydawało mu się, że prędzej zobaczy przed sobą kogokolwiek innego. Ale gdy zobaczył twarz Jeona kamień spadł mu z serca. Nie umiał powiedzieć dlaczego, ale wtedy wiedział, że doktor Oh miał rację. I może na nic nie jest za późno.
- Jungkook... - zagryzł wargę, czując jak ta drży mu z natłoku emocji. - Ja...
- Jak się czujesz? - chwilkę później młodszy znalazł się przy łóżku, schylając się do chłopaka i łapiąc go za rękę. - Wszystko dobrze?
Różowowłosy uśmiechnął się delikatnie, czując łezki w oczach. Widząc ten zmartwiony, ale pełen troski wzrok Jeona poczuł się najlepiej na świecie. Bo właśnie to najlepiej świadczyło o jego miłości.
- Jest cudownie. - westchnął, zaciskając palce pomiędzy tymi młodszego. - Spójrz... - odsunął od siebie dziecko, prezentując je brunetowi w pełnej okazałości.
W chwili, gdy ten zobaczył malucha wszystko inne przestało się liczyć, a on sam pogubił się we własnych myślach. Od razu zakochał się w maleństwie i tym, jak śliczne było. Mała, słodka kruszynka, śpiąca teraz smacznie i spokojnie. Zaśmiał się pod nosem, nie znajdując słów, mogących opisać jego emocje. Odezwać zresztą też się nie umiał. Potrafił tylko stać, oczarowany dzieciątkiem.
- Mogę... - Jungkook zaczął, patrząc pobieżnie na Parka, sam nie do końca jeszcze wierząc, że to co się dzieje dzieje się naprawdę.
- Chcesz ją potrzymać? - Jimin dobrze odczytał z chłopaka pytanie, które te starał się zadać.
- 'Ją'? To dziewczynka? - spojrzał w bok, spotykając na drodze twarz Parka, który pokiwał głową w geście potwierdzenia. Parsknął ze śmiechem, nie mogąc napatrzeć się na dziecko, kiedy tylko z powrotem się ku niemu zwrócił. - Bardzo chcę! - powiedział entuzjastycznie, przejmując małą na ręce. - Tak jest dobrze? Trzymać tak? - zapytał jeszcze zanim skupił się na małej.
- Dobrze trzymasz. - stwierdził wesoło, z szerokim uśmiechem, widząc, jak ochoczo Jungkook przygląda się dziecku.
Cały czas jak zaczarowany wpatrywał się w noworodka, trzymanego na rękach. Dziewczynka była nie większa niż jego dłonie złożone razem. Bruneta rozczulał widok tak słodkiego maleństwa i świadomości, że od teraz będzie codziennie patrzył na takie cudo. Czuł jak ciepła była, widział jej malutką buźkę. I już od samego początku wiedział, że nie zostawi jej nigdy. Chciał patrzeć jak dziewczynka jest coraz starsza, jak uczy się wszystkiego, jak dorasta, jak pięknieje z każdym dniem i nabywa mądrości. Kochał to dziecko całym sobą.
- Hej księżniczko, to ja, twój tatuś.
Z początku Jiminowi trudno było uwierzyć w to co usłyszał. Te słowa z ust Jungkooka ucieszyły go tak, jak nic innego. I tak, jak jeszcze kilka minut temu, kiedy pierwszy raz wziął do rąk córkę, był pewien, że nie można być szczęśliwszym, tak teraz czuł, że jednak można. Kiedy widział swoje dziecko, które trzymał jego ukochany.
Brunet spojrzał na Parka pewnymi oczyma, pełnymi troski i uczuć. Przez chwilę utrzymywał tak wzrok, nie mówiąc nic. Po prostu wiercił spojrzeniem w chłopaku przed nim, napawając się tym jak jeszcze nigdy przedtem. Bo jeszcze nigdy nie czuł nic takiego. Patrzył na swojego jedynego i w tamtym momencie był o tym już w pełni przekonany. Jimin to widział, bo wystarczył mu sam ten wzrok Jeona, żeby rozumieć już wszystko.
- Kocham cię, Jungkook. - powiedział, nie ruszając się nawet z miejsca.
- Ja też cię kocham, Jimin. - uśmiechnął się.
- Widzisz, mówiłem, że się zejdą. - Hoseok szturchnął drugiego lekarza w ramię, poruszając brwiami. - Czyli wygrałem. - wystawił rękę, szturchając go po raz kolejny.
Min jeszcze raz przypatrzył się widokowi za szybą, lustrując widoczne napięcie pomiędzy Jeonem, a Parkiem. Mógł się co prawda kłócić z Jungiem i upierać przy swoim, że to wcale nie musi oznaczać, że coś tam znowu iskrzy. Ale wtedy chyba sam wolał, żeby tak było. Dlatego sięgnął do kieszeni po portfel i z chęcią wyciągnął z niego banknot, a później położył na dłoni drugiego.
- Wygrałeś. - dodał, mając w pamięci ich zakład oczywiście. - Ale skoro teraz jesteś przy kasie to może weźmiesz mnie na jakąś kolację, czy coś? - powoli przewrócił oczyma, zawieszając palce na kieszeniach od kitla.
Jung jedynie zacisnął brwi, spoglądając na kolegę z pracy, po czym zamrugał kilkakrotnie, uśmiechając się. Ten głupi na pozór zakład opłacił mu się podwójnie.
- philautie, 29.08.2019
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top