[37]

Jimin patrzył się na wskazówki zegara, które z każdą chwilą poruszały się wolniej. W każdym razie było tak w jego mniemaniu, bo od kiedy Seokjin wyszedł do pracy minęło jakieś 10 minut samotnej dla chłopaka katorgi. Czas ten może byłby jeszcze w jakimś stopniu znośny, gdyby nie fakt, że od rana czuł, jak dziecko daje mu o sobie znać, kopiąc chyba najmocniej dotychczas.

I nawet głaskanie nie pomagało. Zazwyczaj, kiedy układał się wygodnie i zaczynał jeździć dłońmi po brzuchu maluch uspokajał się, dając różowowłosemu odpocząć od swoich wybryków. Tym razem nie działało.

- Co jest maleństwo? - zapytał cichutko, wciąż dotykając tego samego miejsca.

Przez moment siedział w bezgłośni, starając się jakoś sam uspokoić własne myśli, które mogły negatywnie wpływać na dziecko. Ale wtedy przyszło jakiegoś rodzaju olśnienie, które jakimś sposobem nie wpadło mu do głowy wcześniej. Bowiem było kilka sytuacji, w których maluch nie chcąc dać za wygraną wiercił się jak szalony, nie pozwalając Parkowi normalnie zasnąć. Bo tak, takie coś zdarzało się w nocy. Z tym że wtedy nie radził sobie sam. Miał obok ukochanego, którego budził i to on pomagał mu zająć się maleństwem.

Jungkook mówił do dziecka, przytulał je, całował, tak długo, aż Jimin nie odczuł spokoju i tego, że ich maluch właśnie zasnął, ukojony głosem bruneta. Wtedy Jeonowi pozostawało jedno zadanie, jakim było uśpienie Parka tym razem. Jego jednak brał w ramiona i głaskał, czekając aż oddech chłopaka zmieni się, sygnalizując tym samym, że i on odpłynął już w objęcia Morfeusza. Ale to było znacznie łatwiejsze zadanie, bo Jimin zasypiał właściwie od razu. Czując zapach i dotyk Jungkooka, nie było to dla niego żadnym problemem.

- Chcesz do tatusia, tak? - uśmiechnął się smutno, wzdychając jeszcze cicho. - Ja też.

Trudno wtedy stwierdzić co zaważyło. Może słowa doktora Oh, z którym Jimin dyskutował o swoich problemach. Może świadomość o tym, że Jina nie będzie jeszcze przez prawie 8 godzin. Może nawet hormony. A może była to zwykła tęsknota i ogromna miłość, która wręcz krzyczała do Parka, że jeśli tego nie zrobi, straci najważniejszą osobę w swoim życiu i to na zawsze.

Siedząc w taksówce ściskał nerwowo kurtkę, czując jak możliwe, że właśnie się wygłupia. Istniała przecież opcja, że Jungkook zamknie mu drzwi przed nosem, nie otwierając ich już drugi raz, jak ostatnio. Równie dobrze mógł wcale do nich nawet nie podchodzić. Ale jednak coś pchało Jimina w tym kierunku. I nie chodzi tutaj wcale o to, że dziecko wierciło się mocniej i mocniej, nie mogąc się już zapewne doczekać ponownego spotkania z tatą Jungkookiem, do którego przecież było tak przywiązane.

Co by nie mówić o takim bąbelku, zmysł słuchu jest u płodu dobrze rozwinięty. Maluch potrafi rejestrować dźwięki i przypisywać je poszczególnym osobom, zupełnie tak, jak człowiek. Szczególnie, kiedy te powtarzają się często. Bo głos Jungkooka był obecny w życiu dziecka przez cały właściwie czas. Czuło miłość Jeona i jego jestestwo przy sobie, dlatego uspokajało się, będąc przy brunecie. Ale nie tylko z tego powodu.

Czuło wtedy jak zmienia się rytm serca Jimina. Jak i on się uspokaja. To działało wtedy na maleństwo niczym przewracające się domino. Reagowało na bliskość Jungkooka tak samo, jak tato, który go nosił.

Podróż nie trwała wcale jakoś specjalnie długo, ale Park mógłby przysiąc, że zajęło to całą wieczność. Myślenie nad tym wszystkim wydłużało mu trasę niesamowicie, przez co kiedy w końcu stanął znowu przed drzwiami tego jakże dobrze znanego mu mieszkania zamarł wręcz w bezruchu, nie wiedząc co ma teraz zrobić przez ten paraliżujący stres.

- Ty głupku... - parsknął sam do siebie, w myślach dając sobie w twarz przez idiotyzm całej sytuacji.

Raz jeszcze parsknął wtedy, licząc, że taksówkarz nie zdążył odjechać, kiedy ruszył w drogę powrotną do samochodu.

Przecież to co zrobił kłóciło się całkowicie z jego obecnością tam. I nie tylko. To było wręcz bezwstydne i bezczelne przychodzić pod dom bruneta, po potraktowaniu go w ten sposób. Bo co Jimin chciał właściwie osiągnąć? Jedyne na co mógł wtedy liczyć to to, że gdy tylko Jungkook otworzy drzwi to da mu w twarz za to wszystko.

Dlatego nie zapukał do drzwi. Nie zadzwonił do nich. Nie zrobił nic, co mogłoby zaalarmować domownika o tym, że ktoś właśnie stoi pod jego mieszkaniem.

Oczyma wyobraźni widział już jak znowu znajduje się w mieszkaniu przyjaciela. Nie mógł narzekać co prawda, Seokjin był wtedy jego jedyną nadzieją. To on pomagał mu teraz, kiedy przeżywał tak trudne chwile. Z tym że wciąż nie był zadowolony. Nie mógł też powiedzieć, że jest szczęśliwy. Cieszył się z dziecka, cieszył i to niesamowicie. Ale brakowało mu partnera. Brakowało mu Jungkooka.

Jego cudownego zapachu, jego ciepłego i silnego ciała, jego miękkich włosów. I jego głębokiego głosu, szczególnie, kiedy zwracał się do niego wprost...

- Jimin? - w pewnym momencie, kiedy usłyszał swoje imię wydawało mu się, że to coś jakby złudzenie. Nawet specjalnie nie zareagował, ale dopiero kiedy gest się powtórzył poczuł, jak gdyby ktoś wylał mu zimną wodę na głowę. - Jimin, co ty tu robisz?

Odwrócił się momentalnie, spotykając oczy z posturą Jeona, patrzącego teraz na niego z zaskoczeniem.

Po chwili zwrócił ku brunetowi nie tylko twarz, ale i całe ciało. Patrzyli na siebie, nie odzywając się przy tym ani słowem. Zwyczajnie stali, trwając w ciszy, ale same te spojrzenia tłumaczyły tak wiele.

Jimin poczuł jak na język ciśnie mu się wszystko to, co chciał powiedzieć Jungkookowi od samego początku. Zamiast tego kłamstwa, zamiast całego tego niepotrzebnego fałszu. Wtedy byłoby łatwiej. Ale czasu nie da się cofnąć, jedyne co można zrobić to żyć dalej. I to chciał teraz zrobić Park. Z tym że nie wyobrażał sobie życia bez Jeona. Nawet nie chciał próbować sobie tego wyobrażać, bo te myśli go zabijały. Nie wyobrażał sobie mieć kogoś innego, nie wyobrażał sobie, żeby Jungkook kogoś miał. Chciał, żeby byli dla siebie tylko oni. Bo tak było.

I dokładnie to samo czuł teraz drugi.

- J-Jungkook, ja... - właśnie miał postawić krok w stronę chłopaka. Słowa uznał za zbędne, a przynajmniej na teraz, kiedy nie znalazł się jeszcze przy swojej miłości. Chciał wtulić się w Jeona, żeby dopiero wtedy powiedzieć mu to wszystko. Ale los bywa bardzo przewrotny. Bo dopiero wtedy, kiedy rozszerzył oczy najbardziej jak tylko się dało, wtedy, gdy poczuł ogromny ucisk w brzuchu i to jedyne w swoim rodzaju uczucie, dopiero wtedy zorientował się, o co taki raban robiło dzisiaj dziecko. - ...rodzę.

Jedną ręką złapał za brzuch, podczas gdy drugą oparł się o ścianę obok.

- Co?! - Jungkook nie myśląc długo od razu dobył do różowowłosego, łapiąc go za ramię. - Jak to rodzisz?! Czekaj! Jak to?! Nie! Teraz?! Ale...

- NO RODZĘ!

- Cholera znowu to samo! - mężczyzna po ostatnim razie niby mógł stwierdzić, że trochę jednak podłapał tego podstawowego doświadczenia w zajmowaniu się rodzącą osobą, ale między tymi dwiema sytuacjami nie było nawet porównania. Co innego pomóc całkiem obcej kobiecie, która tak na dobrą sprawę była mu kompletnie obojętna. A co innego widzieć w takim stanie kogoś, kto jest dla niego najważniejszy na świecie. Zdecydowanie ta druga opcja powoduje większy stres. - Jezu, czekaj, oddychaj i weź ten... BOŻE ZARAZ ZEMDLEJĘ!

- TY?! - Jimin wykrzyknął, czując zaraz po tym jak uderza go kolejna fala bólu, co ten nie tylko wymalowało się na jego twarzy soczystym wyrazem istnej męki, ale też nie obeszło się bez odgłosów, jakie z siebie wtedy wydawał. - Jungkook, zrób coś błagam! Zaraz umrę!

- Okej, spokojnie! - odetchnął, starając się opanować chociaż swój ton. - Już cię zabiorę do szpitala, dobra? Wszystko mam pod kontrolą, nie denerwuj się, musisz się uspokoić. - i tak samo, jak ostatnim razem, chwycił tym razem Parka, unosząc go zaraz po tym. I nie można pominąć faktu, że to było trudniejszym zadaniem, jako że Jimin był zdecydowanie cięższy niż drobna kobieta, ale nie stanowiło to jakiegoś niesamowitego problemu. Co więcej Jungkook mógłby z pewnością stwierdzić, że noszenie różowowłosego sprawiało mu o wiele większą radość, niż wiele innych rzeczy, dlatego trud dźwigania jego ciężaru jakoś tak po prostu rozszedł się po kościach.

W samochodzie byli dosłownie chwilę później. Kolejny raz Jeon zapiął pasy, najpierw pasażerowi, później sobie, nie czekając dłużej ruszając niemalże z piskiem opon w stronę szpitala.

- Jak boli! - Jimin załkał na głos, zaciskając oczy.

- Zaraz będziemy. - brunet podał mu dłoń, kładąc ją na podłokietniku. - Złap mnie za rękę i ściskaj, to pomoże.

I dokładnie to dalej poczynił Park. Właściwie to w tamtym momencie był on na tyle podatny na sugestie, że można by zasugerować mu zrobienie czegokolwiek, a on nie protestowałby. Ale to było co innego, bo trzymanie ręki Jeona naprawdę go uspokajało.

- Naprawdę boli... - odetchnął, czując jak uczucie delikatnie maleje, ale na pewno nie znika.

- Jestem tu. Nie martw się o nic. - wplótł palce pomiędzy te Parka, zaczynając głaskać kciukiem wierzch jego dłoni. - Przecież ze mną nic ci się nie stanie. - spojrzał pobieżnie w kierunku drugiego, uśmiechając się. - Wam się nic nie stanie. - dodał ciepłym tonem.

Jimin zamknął oczy, korzystając z tej chwilowej ulgi, która jednak po chwili przerodziła się w jeszcze gorszą męczarnię, niż dotychczas.

- JUNGKOOK WEŹ JUŻ TAM DOJEDŹ BŁAGAM! - zacisnął rękę bruneta z całej siły, miażdżąc mu pewnie wszystkie kości, co też znalazło u Jeona reakcję w formie przeciągłego syknięcia.

Wtedy też młodszy spiął się cały, dociskając pedał gazu niemalże do końca. I niedługo później faktycznie znaleźli się na miejscu, przy czym Jungkook wyskoczył z auta jak poparzony, kierując się w tym samym momencie do pasażera, a następnie delikatnie wyciągnął go z auta, czując jak znowu zaczyna panikować, kiedy poczuł jak paznokcie Parka wbijają mu się w skórę.

- Już, już! - najszybciej jak tylko się dało dotarł do środka, rozglądając się po szpitalu, w którym chyba już był dobrze znany przynajmniej części pracowników. - Pomocy! Dziecko się rodzi!

Nie potrzeba było przedłużać całego tego rabanu, jako że reakcja pracowników była niemalże natychmiastowa. Dwie pielęgniarki zaraz znalazły się przy mężczyznach, a następnie znając już dobrze mechanizm postępowania w takiej sytuacji posadziły Parka na wózku, stojącym nieopodal, żeby zabrać go w odpowiednie teraz miejsce. I jakież było zdziwienie różowowłosego, kiedy podchodzący do niego po chwili lekarz okazał się być mu znajomy.

- Doktor Oh? - zacisnął brwi, zadowolony w pewnym stopniu z widoku mężczyzny.

- Pan Park? - uśmiechnął się, analizując naprędce stan pacjenta, zauważając, że skurcze najwidoczniej na jakiś moment ustały. - No no, umawialiśmy się na za tydzień. Komuś się chyba bardzo spieszy. - zaśmiał się, wstępując na salę. - Ale gdzie jest pan Kim? - dopytał dla pewności.

- Nie ma go tu. - tylko tyle odpowiedział Jimin. Tylko tyle zdążył, bo właśnie wtedy poczuł jak kolejny raz ból obejmuje jego ciało.

I może było to trochę mniej informacji niż powinien podać. Może wypadało dodać coś jeszcze. Bo z tych słów Sehun mógł wywnioskować jedno - Taehyung nie wiedział o tym, że jego partner właśnie zaczął rodzić. A przecież jako ojciec musiał być zarówno przy swoim narzeczonym, jak i przy dziecku. A Oh miał w telefonie jego numer. Miał i właśnie wtedy postanowił z niego skorzystać. W trakcie gdy Park leżał już na stole usypiany narkozą, a on sam czekał na doktora Junga i doktora Mina, którzy to mieli podjąć się wykonania tej operacji.

- Panie Kim, chciałbym uprzejmie pana o czymś poinformować. - zaczął, gdy już Taehyung odebrał.

A w tym samym czasie Jungkook ruszał niespokojnie nogą w poczekalni, zaciskając ręce i stresując się jak jeszcze nigdy w całym swoim życiu. Dopiero później udało mu się zebrać na to, żeby o całym incydencie poinformować Seokjina i Namjoona przy okazji. I pozostawało im tylko cierpliwie czekać.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top