[36]

- Skup się Jung, co to za narząd? - starszy mężczyzna zacisnął palce na czole, próbując jakoś rozmasować nerwy, których już nie mógł znieść.

- Serce. - młody chłopak stwierdził pewnie, spoglądając jeszcze na profesora z zapytaniem. - Nie?

- Tak, to jest serce. - odparł zażenowany już do granic możliwości, łapiąc po chwili za organ. - A teraz powiedz mi co to jest. - wskazał długopisem na dany fragment, ukazujący się przed oczyma studenta po rozłożeniu narządu.

- Emmm... - chłopak zamyślił się, próbując przypomnieć sobie treść książki. Śmigało mu teraz w myślach mnóstwo rzeczy, ale żadna z nich nie nadawała się na odpowiedź.

Hoseok na studia medyczne dostał się bowiem istnym cudem. W szkole ledwie zdawał z wiodących dla siebie przedmiotów. Jednak zawsze był ambitny. Ta właśnie ambicja kazała mu iść przed siebie i zostać lekarzem, tak jak od początku planował. I chyba ta sama ambicja wtedy podpowiedziała mu co ma mówić. To ona przypomniała tę jedną stronę tego zielonego podręcznika, który to właśnie uprzedniej nocy czytał, ucząc się do egzaminu. Był pewien odpowiedzi, był pewien siebie.

- Nowotwór. - spojrzał na narząd raz jeszcze, upewniając się w tym. - Złośliwy. - dodał, patrząc już w twarz egzaminatora.

Mężczyzna zajęczał, mając już wszystkiego dość, po czym zapłakał realnymi łzami, które jeszcze pieczętowały jego przemęczenie nienauczalnym studentem.

- To jest kurwa przegroda... mówię ci to już 5ty raz w ciągu ostatnich dwudziestu minut... - stoczył się na podłogę, łapiąc obiema dłońmi za głowę i łkając coraz głośniej.

Jung zagryzł usta, czując jak i jemu płacz wymyka się już powoli spod kontroli.

- Czyli... nie zdałem? - dopytał mimo to dla pewności.

- Jak nie zdałeś?! Twój ojciec jest rektorem, jak nie zdasz to mnie zwolni! - wytarł oczy, łapiąc od studenta indeks i przejmując go agresywnie. - Masz już i wynoś się stąd, nie chcę cię tu więcej widzieć!

Hoseok rozpromienił się cały, czując jak chce mu się skakać ze szczęścia i całej tej radości, która w niego wstąpiła.

- DZIĘKUJĘ! - przytulił wykładowcę, po czym wybiegł z sali, wykrzykując zaraz na cały głos. - ZDAŁEM!

I tak oto Jung Hoseok został lekarzem.

***

W swojej karierze miewał oczywiście wzloty i upadki, ale to tak, jak każdy przecież. Bądź co bądź był tylko człowiekiem, doktorem medycyny dopiero później. Bo tak, prawdą jest, że mężczyzna nie tylko był lekarzem, ale i po dalszej edukacji zyskał tytuł doktora, prowadząc później jeden z lepszych gabinetów w mieście. A w każdym razie tak było oficjalnie, bo nazwisko, odziedziczone po jego ojcu, neurochirurgu najwyższej klasy, dawało jego miejscu pracy niesamowity prestiż.

Tego dnia jednak Hoseok nie miał umówionych wizyt. Stąd też siedział jedynie w przychodni, pykając palcem w okno, przez które właśnie patrzył.

- Ekhem... - stanęła przed nim młoda pielęgniarka, trzymając właśnie w dłoniach listę zaplanowanych badań. - Nie ma doktor na dzisiaj żadnych pacjentów.

- Tak wiem. - odparł, wzruszając ramionami.

Kobieta zamrugała oczami, stojąc tak przy lekarzu jeszcze moment, po czym odezwała się znowu.

- Może doktor jechać do domu.

- Ta... raczej nie. - westchnął. - Strasznie tam nudno. - po czym odwrócił się do niej. - A Yoongi ma teraz kogoś w gabinecie?

- Doktor Min jest właśnie w trakcie zabiegu. - odparła od razu.

- To znaczy, że... - zacisnął brwi, nie wiedząc za bardzo co teraz dodać.

- Jest zajęty. - uśmiechnęła się delikatnie, widząc smutny wyraz twarzy przełożonego. - Ale może doktor zrobić sobie wolne popołudnie. Zjeść coś na mieście? - ale Hosoek wciąż bytował jako niezadowolony. Każdy w przychodni kochał Junga, bo ten zawsze wprowadzał dobry nastrój. Yoongi i Hoseok, jedyni lekarze w swojej przychodni byli takimi całkowitymi przeciwieństwami. Jeden poważny i na pozór zimny, drugi dziecinny i pełen ciepła. Ale na widok Hoseoka i Min nie potrafił nie uśmiechać się najszerzej jak się dało. - Albo może pan też pojechać do tego chłopaka w ciąży i zapytać, dlaczego już nie przychodzi?

- Mogę?! - wystrzelił jak torpeda.

- No... może do domu to faktycznie przesada. - rozejrzała się pobieżnie, po czym spojrzała na Junga i uśmiechnęła się szatańsko. - Ale wiem, gdzie pracuje ten jego chłopak.

***

I tak też niecałe pół godziny później mężczyzna wchodził już dumnym i krokiem, jakby nigdy nic, do kwiaciarni Jeona, z poważną miną zaczynając przyglądać się roślinom.

- Hmm, jaki piękny okaz. - wziął do ręki jeden z kwiatów, oglądając go dookoła, po czym odłożył.

Jungkook tymczasem wyszedł właśnie z pomieszczenia gospodarczego, witając klienta wzrokiem i lekkim uśmiechem, choć delikatnie zaskoczonym.

- Doktor Jung. Dzień dobry. - od razu podszedł do mężczyzny, witając go podaniem dłoni, co też lekarz po nim powtórzył.

- Pan Jeon Jungkook?! No coś takiego, hah. Jakie to życie jest przewrotne. Chciałem sobie kupić jakiegoś osobliwego przyjaciela w postaci roślinki do domu, a tutaj spotykam pana. Mały jest ten świat. - wzruszył ramionami, zakładając jeszcze ręce na krzyż. - I jeszcze pamięta pan moje nazwisko, musiałem się zapisać w pana pamięci. - zaśmiał się.

- Właściwie to ma pan na sobie kitel i plakietkę z imieniem. - pokręcił głową. - Ale nieważne. Więc, szuka doktor czegoś konkretnie?

- Haha. - spoważniał momentalnie, przyjmując nawet groźny wyraz na twarzy. - Dobra do rzeczy. Potrzebuję informacji i to natychmiastowo. Gdzie jest Park i dlaczego nie przychodzi na wizyty? - zabrzmiał jak rasowy gangster.

- Ja... przecież dzwoniłem do recepcji i wyjaśniłem, że może zajść taka okoliczność, że Jimin nie będzie już prowadził u pana ciąży. - wzruszył ramionami, odchodząc kilka kroków do potencjalnych roślin. - A może ten kwiat?

- Ale dlaczego? Lubiłem was strasznie, byliście śmieszni i słodcy i w ogóle. Zdecydowanie moi ulubieni pacjenci. Znaczy pacjent i jego chłopak. - podszedł do bruneta.

- Jimin i ja nie jesteśmy razem. Nie mieszkamy już ze sobą i nie mam z nim obecnie żadnego kontaktu. Zmienił partnera, więc pewnie lekarza też, skoro faktycznie się już u pana nie pojawia. - wyjaśnił naprędce, marząc wręcz o zmianie tematu. - Jeśli to wszystko to...

- Ale jak to? Przecież macie dziecko! Nie można tak...

- To nie jest moje dziecko. - mężczyzna zacisnął dłoń w pięść, patrząc na Junga z irytacją. - A ta sprawa pana nie dotyczy więc...

- Jak to nie pana?

- Nie moje i już. Jeśli tak bardzo to doktora interesuje to nie mogę mieć dzieci, jestem bezpłodny. - oświadczył z bezradności co do całej kwestii. - To nie jest moje dziecko.

- Kurczaki... to serio słabo. - zamyślił się, układając sobie w głowie sprawę. - Przyjeżdżasz z facetem na badania, zajmujesz się jego ciążą i w ogóle, kochasz tego małego brzdąca, a tu nagle bum. Koleś wyskakuje ci z wiadomością, że zostawia cię dla prawdziwego ojca dziecka.

- Właściwie to nie było do końca tak...

- A ty nagle musisz przestać kochać to dziecko, nie większe niż przedramię, i zwyczajnie o nim zapomnieć. - westchnął. - Ale rozumiem, pewnie też nie potrafiłbym kochać nieswojego dziecka.

Jungkook zacisnął brwi, słysząc całą wypowiedź mężczyzny. Nie kochać tej małej kruszynki? Nie, to zupełnie nie wchodziło w grę. I dopiero teraz, kiedy o tym pomyślał, dopiero w tamtej chwili zdał sobie sprawę, jak bardzo kocha to maleństwo. Jak okropnie chciałby być teraz przy tym maluchu, jak i przy Jiminie. I zaprawdę, oddałby chyba wszystko, żeby się w tamtej chwili obok nich znaleźć. Dziecko faktycznie nie było jego według spraw biologicznych, ale czy naprawdę to było najważniejsze? Przez tyle miesięcy był dla niego ojcem. Zajmował się nim, był przy nim, kochał go jak własne dziecko. Chociaż to zdanie chyba ogólnie jest źle sformułowane. Bo jak inaczej miałby je kochać? W końcu to było jego dziecko. Lekarz się mylił. Mylił się cały ten głupi test i mylili się wszyscy, którzy twierdzili inaczej. Bo to Jungkook i tylko on mógł nazywać się tatą tej małej kuleczki. I nikt inny.

Bo ojcem może być każdy, ale potrzeba niesamowitej dojrzałości, żeby być tatą.

- Ale szkoda. Serio fajna z was była para. No a ten dzieciuś taki słodki, aż się serce krajało. - uśmiechnął się smutno, wzruszając jeszcze przy tym ramionami. - A z tym kwiatem to była totalna ściema, jeśli mam być szczery. Zawsze mi padają po dwóch dniach, więc raczej się do tego nie nadaję. - dodał z towarzystwem lekkiego śmiechu. - No to, do kiedyś, panie Jeon. Oby się panu wiodło. - skinął głową, ruszając do drzwi.

- Do widzenia, doktorze.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top