[32]

Czas leczy rany i to przysłowie zna każdy. Nie każdy jednak ma tę przyjemność przekonać się o tym na własnej skórze. Jungkook na przykład nie umiał dostosować się do nowych warunków, w jakich przyszło mu żyć. Samotność otaczała go z każdej strony.

Od tego feralnego dnia, w którym dowiedział się tych kilku informacji za dużo minął miesiąc. Cały, pusty i zimny dla chłopaka miesiąc, podczas którego naprawdę starał się zapomnieć o wszystkim co przeżył. Ale jest proste wytłumaczenie na to, że wspomnienia w nas zostają. Bo to one kształtują nasz charakter i to, kim jesteśmy. To, kim Jungkook stał się po rozstaniu z Parkiem.

Może stwierdzenie, że był teraz wrakiem człowieka jest dość mocno przesadzone, ale na pewno nie był już taki jak kiedyś. Gdy do jego kwiaciarni przychodzili klienci ten oczywiście uśmiechał się, życzliwie ich obsługiwał. Spotykał się z Seokjinem i Namjoonem, gdy była taka konieczność. Nawet brata czasem widywał, gdy ten przyjeżdżał do miasta. Ale sam czuł, że to wszystko nie tak. Że to co było nie wróci juz nigdy. Że ten ból nie minie, a serce nie złączy się drugi raz.

Szczególnie doskwierało mu to wszystko, gdy trzymał rękę Seoyoon. Kiedy całowali się, przytulali. Gdy byli blisko, a mimo to on dalej czuł tylko pustkę. Nowy związek miał być dla niego wyzwoleniem, a tymczasem okazało się, że był ostatnim gwoździem do trumny Jeona. Często łapał się na tym, że podczas stosunku z nią myślał o Jiminie. I nie tylko wtedy zresztą. Wolał czuć dotyk, zapach, smak Parka. Zwyczajnie czuł, że to nie to. To nie tak powinno to wyglądać, a to co robił nie szło z nim w naturze.

Mimo to Seoyoon była ogromnym wsparciem pewnego rodzaju. Jungkook mógł zwierzyć się jej z wszystkiego co przeżył z Jiminem, mógł poczuć, że ktoś mu współczuje i chce się o niego troszczyć. A to było mu bardzo potrzebne.

Zazwyczaj to u niego nocowali. Jungkook miał większe mieszkanie, przez co logicznym było, że w taki sposób będzie po prostu wygodniej. Jedyną niewygodną częścią tego rozwiązania był jeden, jedyny fakt. Seoyoon szanowała to, że jej partner dużo przeszedł i przez to jego zachowanie jest teraz zwyczajnie odmienne, rozumiała wszystko i starała się akceptować każdy aspekt w Jeonie i w decyzjach, które teraz podejmował. Jednak, kiedy budziła się rano i patrzyła w kąt sypialni, gdzie stało gotowe łóżeczko dla dziecka czuła dyskomfort. Bo to było tak, jakby Jungkook wciąż czekał na coś, co nigdy nie nastąpi.

I może trochę faktycznie tak było.

***

- Jimin, podaj mi torebkę. - Kim przeczesał delikatnie włosy, starając się dopasować teraz każdy kosmyk na właściwe miejsce.

Park w tym czasie nakładał właśnie kurtkę, przed ogromnym lustrem w ich sypialni. Uśmiechnął się, kiedy stanąwszy bokiem widział jak dobrze dostrzegalne jest już jego dziecko. Był właśnie w ósmym miesiącu ciąży, przez co coraz częściej łapał się na tym, jak tylko odlicza sekundy wręcz do terminu porodu, żeby móc wreszcie wziąć swoje maleństwo na ręce i przytulić do siebie, tak jak marzył o tym od niemalże początku.

Ale uśmiech na jego twarzy nie pojawiał się tak często jak powinien. W swoim stanie dla chłopaka wręcz wskazane było zażywać dużo przyjemności i unikać stresu. I nie jest tutaj mowa o takich przyjemnościach, jakie gwarantował mu Taehyung. Bo po dwóch tygodniach spędzonych w domu aktora Jimin uległ mu ostatecznie. Ale nie z ochoty, bynajmniej, bo takiej nie było ani trochę. On zwyczajnie miał już dość. Szczególnie kiedy widział, że walka z Kimem nic mu nie przyniesie, a jedyne co to może zaszkodzić.

Oczywiście dalej kochał Jungkooka. Kochał go jak szalony i myślał o nim w każdej wolnej chwili, kiedy tylko mógł. Śnił o nim i marzył wręcz o tym, żeby znowu znaleźć się w ramionach ukochanego. Ale po tym co zrobił, wiedział już, że to tylko głupie chęci, nie znajdujące spełnienia w prawdziwym życiu.

Taehyung raczej nie interesował się dzieckiem. Chociaż to może być złym określeniem, bo interesowało go ono bardzo, ale nie jako ojca, a gwiazdora, który miał w tym maluchu źródło swojej największej w karierze sławy. Przed ludźmi grał on wzorowego tatusia. Cały czas przejmował się swoim dzieckiem, chciał przy nim być i się o nie troszczyć. Do Jimina miał wtedy podobny stosunek, tak jak na dobrego narzeczonego przystało. Bo prawdą jest, że publicznie Park nosił na palcu pierścionek zaręczynowy, wart więcej, niż różowowłosy tego potrzebował. Ale kiedy tylko obaj znajdowali się z powrotem w domu, Taehyung wracał do swojej osoby.

Nie przytulał ani Jimina, ani dziecka. Nie całował, nie opiekował się, był obojętny. Ich związek wyglądał teraz zupełnie inaczej niż za pierwszym razem, bo Park widział, jak Kim stroni od niego przeokropnie, jakby był conajmniej trędowaty. Ale nie smucił się tym za bardzo. Nawet wolał, kiedy Taehyung trzymał się od niego z daleka. Nie lubił, gdy go dotykał. Gdy dotykał jego malucha. Po prostu, gdy chciał zająć miejsce kogoś innego, kogo Jimin potrzebował teraz tak bardzo.

- Cholera, Jimin no. Spóźnimy się, pośpiesz się trochę. - mężczyzna oparł się o framugę, zaglądając do sypialni. Miał zamiar dodać coś jeszcze, ale widząc, że Park poświęca teraz czas na to, na co poświęcał, wolał odpuścić. Ciągłe kłótnie i Taehyunga męczyły, a wiedział, że dziecko było dla Jimina priorytetem. Stąd też stał tak jedynie, patrząc na starszego zniecierpliwiony.

- Nie muszę jechać. Właściwie to nawet wolałbym zostać. Nie czuję się najlepiej. - odwrócił się do drugiego.

Prawdą było, że takie wyjścia do znajomych Kima może i były miłe. Trzeba było przyznać, że mężczyzna miał przyjemne towarzystwo, zawsze rozmawiali z Jiminem i poświęcali mu dużo uwagi. Często też słyszał komplementy o tym, że świetnie wygląda, mógł porozmawiać o ciąży z kobietami, które miały już w tym doświadczenie i ogólnie trochę oderwać się od bycia skazanym na Taehyunga. Ale mimo to najbardziej cieszyłby się, gdyby Kim wyszedł sam i wrócił jak najpóźniej. I tak jakby mógł posiedzieć sobie w samotności. Może wziąć długą kąpiel, obejrzeć coś, zjeść smacznie. I móc wreszcie w pełni oddać się cieszeniu ciążą i pobyć w spokoju ze swoim maleństwem.

- Nie zostawię cię tu samego. Jeszcze mi zaczniesz rodzić, czy coś. - chłopak westchnął, samemu podchodząc do łóżka po torebkę. Po chwili znalazł się przy partnerze, obejmując go delikatnie i wpatrując się w lustro, w ich wizerunek. - Spójrz jak dobrze razem wyglądamy. Jak wzorowa rodzinka. - chwilę jeszcze patrzył tak na wprost, ale widząc niezadowolenie na twarzy Parka stracił ochotę na zgłębianie ich postur. Zamiast tego przeniósł oczy na szyję niższego, po czym odgarnąwszy fragment kurtki pocałował ją zachłannie. - Wiosną weźmiemy ślub. - oparł czoło o bok głowy różowowłosego. - Na jakiejś wyspie. To będzie największe wesele w historii.

Jimin musiał powstrzymywać się z całych sił od tego, żeby nie parsknąć, wybiec, czy też po prostu odepchnąć od siebie wyższego chłopaka. Taka wizja zupełnie mu się nie podobała. Obrzydzała go wręcz i zwyczajnie przerażała. Co też idealnie wymalowało się na jego twarzy. I nie uszło uwadze Taehyunga.

- Przestań się boczyć. - westchnął, odsuwając się od Parka, żeby zaraz złapać go za biodra i odwrócić przodem do siebie. - Tatuś kupi ci coś ładnego. Co tylko zechcesz, co ty na to? Cena nie gra roli. - uśmiechnął się dumnie.

Starszy mógł jedynie pokiwać na niego głową. Dopiero teraz widział jak bardzo żałosny jest Kim. Wszystko starał się załatwić pieniędzmi i o tyle, o ile na początku na Jiminie robiło to wrażenie, tak teraz widział w tym zwyczajną nieporadność życiową.

- Taehyung powiedz, jak bardzo wyrachowany ty jesteś? - założył dłonie na krzyż, odsuwając się bardziej. - Nie chcę od ciebie żadnych prezentów.

- Wkurwiasz mnie. - oświadczył surowo od razu zaciskając ze sobą brwi. - Niewdzięczny dupek. Daję ci wszystko, Jimin, nie tak jak ten frajer od roślinek.

- Nie waż się nawet mówić o Jungkooku. Nie masz prawa go obrażać. - cofnął się o kolejny krok, pociągając zaraz po tym nosem. Okrągły miesiąc bez Jeona, to było zdecydowanie za długo. - On nas naprawdę kochał.

Taehyung parsknął, śmiejąc się krótko. Ale mimo, że nie trwało to więcej czasu, Jimin zrozumiał ten gest aż za dobrze.

- Zrobiłeś się ckliwy przez tego dzieciaka. - poprawił kołnierzyk od koszuli, po czym to samo zrobił z rękawami. - Poza tym ja też cię kocham, chyba ci to już mówiłem, głuchy jesteś?

Park nie odpowiedział. Patrzył tylko na drugiego z nienawiścią w oczach, tak jakby chciał samym tym wzrokiem przekazać wszystko, co mu siedziało w głowie w tamtym momencie. A ślina mu niosła na język dużo, z tym że w tamtym momencie słowa nie miały żadnego znaczenia.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top