[31]

W całym pomieszczeniu panowała niesamowita cisza. Stukot zegara wypełniał przestrzeń, stając się przy tym jedynym obecnym tam dźwiękiem. Dopiero po chwili dołączył do tego odgłos gryzienia, do którego mimo to szybko się Jimin przyzwyczaił.

Patrzył niemo w swój talerz, obserwując jedynie jak jego danie stygnie, a on sam głodnieje jedynie bardziej. Mimo tego nie miał zamiaru wkładać do ust ani kęsa. Faktycznie, żołądek dawał o sobie znać, ale chłopak nie czuł potrzeby jedzenia. Wręcz przeciwnie, bo wizja spożywania posiłku przy jednym stole z Taehyungiem była dla niego nie tylko upokorzeniem, ale i jakimś rodzajem przegranej.

- Robisz bunt głodowy? - Kim odłożył na chwilę widelec, przełykając kęs i wpatrując się z lekkim uśmiechem w Parka.

- Nie mam ochoty jeść. - nawet nie pokusił się o takie nonszalanckie wzruszenie ramionami. Zwyczajnie siedział, dalej zgłębiając zawartość talerza, którą znał już przecież na wylot.

- A dziecko?

- A co cię ono interesuje? - wtedy starszy poczuł, jak zalewają go nerwy. Miał dość tego, że Taehyung traktuje go jak swoją zabawkę i to było jedno. Ale kiedy młodszy zaczął wysługiwać się argumentem dziecka, to było już za dużo na nerwy Jimina. - Tatuś roku, kurwa.

- Powinieneś być mi wdzięczny. Z nikim innym nie będzie ci tak dobrze jak ze mną. Dziecku też. - oświadczył pewnie, znowu zabierając się za kolację.

- Jesteś najgorszym co mi się w życiu przytrafiło. Jedyna dobra strona związku z tobą to to, że mam teraz moje maleństwo. Nic więcej ci nie zawdzięczam. - dopiero wtedy zmierzył wzrok już w pełni z tym Kima, nie na chwilę tak jak dotychczas tej rozmowy, ale całkiem i na długo. - I jeszcze wymyśliłeś sobie jakieś zaręczyny. Żałosne jest to, do czego się posuwasz, żeby tylko trafić do jednej gazety więcej.

- Żałosny to jesteś ty, Jimin. - szatyn zaśmiał się, łącząc ze sobą ręce na stole. - Naprawdę wydaje ci się, że jesteś teraz w dobrej pozycji do krytykowania mnie? Bynajmniej, nie mogłeś sobie wybrać lepszego momentu niż ten, w którym jesteś ode mnie całkowicie zależny. Także nie marudź, bo ci się zmarszczki zrobią i jedz z łaski swojej to jedzenie, bo nie mam zamiaru znowu jechać do tej pieprzonej przychodni, jak ci kurwa ten płód umrze przez niedożywienie. - chwilę obaj siedzieli cicho. Chwilę, podczas której Jimin czuł jak zbiera mu się na płacz, a Taehyung uspokajał się. Zaśmiał się krótko i dość beznadziejnie, zaciskając jeszcze na krótko zęby. - I znowu to ja muszę się denerwować. Zadowolony jesteś z siebie? Nie możesz trzymać tej swojej jadaczki na kłódkę? Po prostu... weź się przyzwyczaj, jesteś teraz ze mną. Może nam być ze sobą naprawdę dobrze, więc przestań robić problemy.

- To bardziej przypomina umowę, niż związek.

- Więc tym bardziej nie ma odwrotu. Ani dla mnie, ani dla ciebie. Teraz obaj jesteśmy od siebie zależni. - oznajmił.

Obaj siedzieli naprzeciw siebie, na dwóch równoległych końcach stołu. I to najdalej jak się tylko dało, czyli po najbardziej oddalonych od siebie miejscach. Znowu patrzyli w swoje oczy, ale nie tak jak na parę przystało. Oni zachowywali się tak, jakby to była jakaś walka, mierzyli wzrok rozpalony niczym wilki, czy też lwy, mające zaraz stoczyć walkę.

Chwilę to wszystko trwało, aż do momentu, gdy Kim znów nie uśmiechnął się, wesoło tym razem, orientując się, że takim wrogim nastawieniem nic dobrego nie zyska.

- To jak nazwiemy nasze bobo? - zapytał miłym tonem.

***

- Muszę przyznać, Jungkook, że jestem bardzo zaskoczona twoim zaproszeniem. - kobieta odstawiła herbatę na stolik, zaraz po tym jak upiła z niej łyk, czy dwa. Gorący napój powoli przemierzył jej przełyk, dając przy tym chociaż tak znikome ocieplenie, tego chłodnego, jesiennego dnia. - Ale tak właściwie to w jakiej sprawie chciałeś się spotkać?

Mężczyzna odchrząknął pod nosem, zbierając się w sobie na jakąkolwiek rozmowę z dziewczyną naprzeciw. Złączył ze sobą ręce na stoliku, po czym uśmiechnął się znikomo, ale jakże miło, wpatrując w nią z sympatią.

- Bo nareszcie zrozumiałem, że niektóre rzeczy po prostu nie wyjdą, choćbyśmy nie wiem jak się starali. - westchnął, zdejmując z niej swój delikatnie smutny przez własną wypowiedź wzrok. - Tym bardziej, że starałem się tylko ja.

- Mówisz o tym chłopaku, o którym rozmawialiśmy ostatnio? - Seoyoon zacisnęła brwi, patrząc na Jeona z wyrazem współczucia. Po tym co powiedział mogła śmiało wywnioskować, że Jungkook przechodził właśnie naprawdę trudny okres, a sądząc po tym, jak zareagował on na jej pytanie, bo mianowicie wyraźnie posmutniał, znała już powód zajścia. - Wybacz, to pewnie dla ciebie nieprzyjemny temat.

- To nic. Po prostu muszę w pełni do siebie dojść, ale już jest lepiej. - oznajmił pewnym głosem, znów spoglądając na kobietę z wesołym grymasem. - Szczególnie, że jestem w twoim towarzystwie. - uśmiechnął się.

***

- Rozumiesz, że on znowu to robi? - Seokjin chodził po mieszkaniu cały już rozwścieczony wręcz, czując jak jego nerwy są szargane na miliardy kawałeczków.

- Co robi? - Namjoon odsunął na moment telefon od twarzy, zakładając nogę na nogę, przy czym rozłożył się na kanapie jeszcze wygodniej. - I kto?

- Ten debil Jimin. Znowu się do mnie nie odzywa. - chłopak odłożył telefon na szafkę, siadając zaraz po tym na fotelu i łapiąc się za czoło.

- Pewnie sytuacja jest dla niego trudna. - młodszy złapał Seokjina za nogę, głaszcząc go kilkakrotnie.

- 'Sytuacja jest dla niego trudna'?! - gospodarz wystrzelił nagle jak z armaty, czując jak traci nad sobą panowanie, a całą kontrolę przejmują nerwy. - No przepraszam bardzo, ale to on wszystkich nas wyruchał. Okłamał nawet mnie!

- Bo zdawał sobie sprawę, że jeśli powie ci prawdę, to nie dopuścisz go nawet do rozmowy z Jungkookiem. - westchnął, zaraz po tym zmieniając pozę z leżącej na siedzącą.

- Oczywiście, że nie! Zranił go tak okropnie już drugi raz. - zarzucił dłonią, wpatrując się w partnera z pretensją. - Wyobrażasz sobie co musi teraz czuć Jungkook?

- A ty sobie wyobrażasz co musi czuć Jimin? - Namjoon usłyszał tylko jak jego partner parska z irytacją i zażenowaniem. - Zanim coś powiesz daj mi dokończyć. - zatrzymał go rękoma. - Nie usprawiedliwiam go w żadnym razie. Uważam, że to co zrobił jest karygodne, ale spróbuj wczuć się w jego sytuację. Może i nie kochał tego Taehyunga, ale nie był mu obojętny. Nagle zachodzi w ciążę z ważnym dla niego facetem, co nie było dla niego łatwe, a ten go wyrzuca. Może sam doprowadził do tej sytuacji, ja nie twierdzę, że nie, ale już trudno, stało się. Mógł wtedy liczyć tylko na łaskę Jungkooka.

- Przecież ma mnie.

- Jin, to nie to samo. Pracuję tam gdzie pracuję i nieraz przyjmowałem kobiety, które zostały same z ciążą. Fakt, miały wsparcie przyjaciół, rodziny, ale to nie to samo, co przyjść zobaczyć dziecko z partnerem, uwierz mi. - wzruszył ramionami, zaciskając brwi. - On potrzebował kogoś, przy kim poczuje się bezpieczny i kochany. Z kim poczuje, że dziecko jest bezpieczne i kochane. Jimin okłamał Jungkooka i dla mnie to nie znajduje żadnej wymówki, ale warto przemyśleć jego powody. Na pewno było mu ciężko, a patrząc na to, że jak sam wielokrotnie mówiłeś: on naprawdę kocha Jungkooka, teraz jest mu jeszcze ciężej.

Seokjin zmierzył wzrok z podłogą zamyślając się chwilę nad słowami partnera. Może i w tym co mówił faktycznie było trochę racji. Może nawet trochę więcej niż trochę. Ale to, co się stało było głównie winą Parka. To on nie potrafił stanąć twarzą w twarz ze swoimi problemami i to on kolejny raz wybrał ucieczkę.

- Tak, ale teraz znowu jest z Taehyungiem.

- Bo wciąż potrzebuje drugiego rodzica dla swojego dziecka. A może ten Taehyung też nie jest taki najgorszy, może przejrzał na oczy i zrozumiał, że kocha swoje dziecko i musi wziąć za nie odpowiedzialność? - uśmiechnął się, krzyżując spojrzenie z Seokjinem.

- No może. Z tym że Jungkook wciąż...

- Związki się czasem rozpadają. Jimin zrobił głupotę i teraz musi za to zapłacić. Jeśli jest szczęśliwy z Taehyungiem to możemy mu jedynie życzyć wszystkiego dobrego. Na niektóre rzeczy nie da się nic poradzić Jin. - tym razem złapał za rękę partnera, zaciskając ją. - Możesz mi zaufać, widziałem wiele w swojej pracy. Za wiele.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top