[3]
Jimin wyszedł z samochodu ledwo trzymając się na nogach. Chyba nigdy jeszcze nie był w takim szoku jak teraz. Powolnym krokiem poszedł do windy, opierając się od razu o jedną z jej ścian. Po chwili dołączył do niego drugi chłopak, od razu łapiąc go za dłoń i ściskając. Wsparcie Kima było mu teraz naprawdę potrzebne.
Taehyung od wizyty wydawał się jakiś sztywny. I to w innym znaczeniu niż zazwyczaj. Jimin oczywiście od razu zauważył inne zachowanie swojego chłopaka, jednak rozumiał to, sam też był zaskoczony.
Obaj weszli do domu. Kim rzucił kurtkę na kanapę i poszedł do kuchni. Park za to udał się do sypialni, gdzie powoli usiadł na łóżku, trzymając się za brzuch. Zaczął bezsensownie wlepiać oczy w ścianę. W jego wnętrzu cały czas walczyły pozytywne i negatywne emocje. Z jednej strony doznał dziwnych uczuć; jakby cieszył się po cichu, chcąc tego dziecka z całych sił. Z drugiej jednak było mu dobrze tak, jak było. I nie potrzebował żadnych zmian.
Taehyung wyciągnął z barku butelkę Whiskey, po czym przelał ją do szklanki do pełna, nie zostawiając już nawet miejsca na lód. Wziął porządnego łyka, wzdychając zaraz po tym.
Ułożył ręce na blacie, schylając się w dół. Kilka razy uderzył z pięści w jego powierzchnię. Był wściekły.
- Kurwa... kurwa mać - powiedział sam do siebie.
Wiedział, że tak tego nie zostawi. Mimo swojej złości tak naprawdę nie miał się czym martwić. Przecież nazywał się Kim Taehyung, dla niego nawet niemożliwie było możliwe.
Pofatygował się do sypialni, w której siedział jego chłopak. Odpuścił sobie branie ze sobą alkoholu, wiedząc, że podczas rozmowy ze starszym nie będzie nic pić.
Wszedł do środka, od razu zawieszając wzrok na Jimine. Siedział nieobecny na łóżku, trzymając obie dłonie na podbrzuszu i uśmiechając się jakby przez łzy. Taehyung uklęknął przed nim, kładąc mu ręce na kolanach. Zwrócił tym na siebie uwagę różowowłosego.
- Tae... - Park złapał go jedną dłonią za policzek, przejeżdżając po nim.
- Spokojnie Jiminnie. Zajmę się tym. Mam znajomego lekarza. - ucałował nadgarstek drugiego chłopaka.
- Załatwisz naszemu dziecku najlepszego ginekologa, prawda? - starszy zapłakał raz, bojąc się wszystkiego, co teraz nadejdzie. - Ten doktor Oh był jakiś podejrzany. Nie chciałbym, żeby ktoś taki prowadził moją ciążę.
- Jimin, jaką ciążę? To żadna ciąża, tylko jakiś embrion. Usuniemy to i wszystko będzie po staremu. Tak?
Park zamrugał kilka razy, przetwarzając to, co usłyszał. Czy Taehyung naprawdę powiedział to, co powiedział? Chłopak nie wyobrażał sobie, że jego chłopak jest tak bezduszny. Niby nie związał się z nim przez charakter, ale Taehyung zawsze był dobrą osobą w jego oczach. Nie miał pojęcia, że jest w ogóle zdolny do takich słów.
Sam może też nie do końca chciał tej ciąży. Ale nie umiałby usunąć dziecka. Swojego dziecka.
- T-Taehyung o czym ty mówisz? Usunąć? - delikatnie wyciągnął swoją dłoń z uścisku Kima. - Przecież... przecież to nasze dziecko - odsunął się od młodszego.
- Jimin... to "dziecko" nie jest nam do niczego potrzebne. Powiem więcej, nie możemy mieć dziecka - parsknął. - Kto będzie to wychowywać, jak my będziemy chodzić po imprezach i klubach? Kto będzie wstawał do tego, jak będziemy uprawiać seks? - złapał Jimina za uda, gotując się na ostateczny argument. - Naprawdę chcesz być gruby, tylko po to, żeby urodzić coś, co zmarnuje nam obu życie?
- To... to nasze dziecko... nie można go zabić.
- Jimin-ah... - Tae przekręcił oczyma, nie rozumiejąc uporu Parka. Zdawał sobie przecież sprawę z tego, jak dziecko wszystko utrudni. Poza tym... Taehyung nie chciał ograniczeń. Wolał żyć w wolności i swobodzie jak dotychczas. Nie potrzebował pieluch dookoła. - ...kupię ci psa. Albo kota.
Starszy spojrzał na niego z obrzydzeniem i smutkiem wymieszanymi razem. Złapał się za brzuch, a potem spojrzał na niego, przybierając bezmocny wyraz twarzy.
- Nie chcę kota. Ja chcę naszego dzidziusia. - jedną dłonią pochwycił rękę Taehyunga i przyciągnął do siebie. Może nie do końca jego słowa były uosobieniem tego, co myślał, ale część jego właśnie tak by odpowiedziała. Jimin nigdy nie był blisko ze swoją matką, ale zapamiętał od niej jedną ważną rzecz.: trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. I to był pierwszy raz, kiedy miał zamiar się do tego zastosować. - Dotknij.
- Jimin! - Kim gwałtownie wyrwał dłoń, od razu patrząc na starszego z ogromnym wyrzutem. - Nie urodzisz tego!
- Widziałem jego serduszko... - z oczu Jimina znowu poleciały łzy, a na ustach pojawił się beznadziejny uśmiech. - Taeś, biło mu serduszko. Nie możemy mu niczego zrobić. On by nas nie skrzywdził.
- Pająkom też biją serduszka, a jakoś zawsze każesz mi je zabijać. - chłopak znowu ułożył dłonie na nogach niższego. - Jimin... jest nam we dwóch tak dobrze. Jesteś teraz w szoku, przemyśl to.
- Nie zabiję naszego dziecka, Taehyung. - Park obtoczył sobie ręce wokół brzucha, odgradzając go od Kima. - Ja też go nie chcę, ale on już jest. Nie możemy go zabijać.
- Zrozum, że to nie jest żadne dziecko. To tylko płód. - przełożył dłoń na policzek różowowłosego. - Jimin, od początku wiedziałeś, że nie chcę mieć dzieci. Związałem się z tobą, a nie z tobą i jakimś bachorem w komplecie. - pogładził go po policzku.
- Tae nie można tak. Ono już tam sobie jest. Małe dzieciątko. Żaden bachor.
Taehyung już miał odpowiedzieć, ale wtedy jego telefon wydał ten jeden, charakterystyczny dźwięk, który zawsze potrafił oderwać chłopaka od każdej czynności i skupić jego uwagę tylko na sobie.
- Jest nowy asortyment u Gucciego. - ucieszył się, wstając od Jimina i poświęcając całego siebie zakupom.
Jimin nieraz miał już tego dość. Tae był uzależniony i jakoś specjalnie się z tym nie krył. Ale dotychczas różowowłosy nigdy na to nie narzekał. Dostawał od swojego chłopaka tyle, że w zupełności miał to wynagrodzone. Dopiero teraz zobaczył, jak bardzo jest młodszemu obojętny w porównani do ubrań i innych pierdół.
- Taehyung! Będziemy mieć dziecko, a ty zajmujesz się jakimiś głupotami! - krzyknął z niemocy.
Naprawdę miał już tego dość. Ignorowanie jego to jedno, ale to, że Tae ignorował owoc ich miłości [o ile można tak powiedzieć] to było dla niego stanowczo za wiele.
- Żadnego dziecka nie będzie, bo je usuniesz. A wiesz jak ważne są dla mnie zakupy, więc z łaski swojej ogarnij instynkt macierzyński i zachowuj się jak mój piękny, ale tępy Jimin. - oświadczył, nie odrywając nawet wzroku od telefonu.
- Wolisz wchodzić na stronę Gucciego niż porozmawiać ze mną o naszym dziecku?! - Park kompletnie nie zwrócił uwagi na słowa Kima, które miały go opisać. Zraniły go, to oczywiste, ale teraz były ważniejsze sprawy i potrafił to dostrzec.
Taehyung odwrócił się do niego z wyrzutem wypisanym na twarzy i wrednym głosem oświadczył:
- Powiem tak, gdybym mógł wybrać dwie rzeczy, spośród ciebie, tego płodu i Gucciego, wybrałbym Gucciego dwa razy. - wrócił do zakupów. - Skończyło się bycie miłym Jimin, usuwasz to coś i zostajesz ze mną, albo wypierdalasz razem z nim. Ja się w tatusia bawić nie będę. - wyszedł z pokoju, zostawiając Jimina samego.
Płaczącego teraz bardziej Jimina, z rękoma oplecionymi wokół swojego dziecka.
Pierwszy raz zobaczył Taehyunga od takiej strony. Jeszcze nigdy, ale to nigdy nie doświadczył czegoś takiego z jego pozycji. Kilka razu mieli drobniejsze konflikty, ale po nie dłuższej chwili łagodzili je i wszystko znów było dobrze. Chociaż może łagodzili to za dużo powiedziane. To bardziej Jimin zgadzał się na wszystko, nie chcąc denerwować Tae. Bądź co bądź, to dzięki niemu Jimin był kimś.
Ale wszystko ma swoje granice. I Taehyung właśnie taką przekroczył.
- Dlaczego ty tu jesteś? - powiedział do swojego brzucha, mając pewność, że Kim tego nie usłyszy.
***
Jimin nie chciał podejmować żadnych pochopnych decyzji. Dlatego też postanowił zarządzić w domu cichy dzień i już do jego końca nie odzywał się z Taehyungiem. Nazajutrz jego chłopaka nie było już w łóżku, ale nie była to żadna nowość. Park od zawsze był niemałym śpiochem i przebijał wszystkich względem długości snu. Mógł położyć się dwie godziny przed kimś i obudzić trzy po nim.
Wstał do siadu, rozciągając się przy tym i ziewając jeszcze. Właśnie miał opuścić łoże, ale patrząc na etażerkę po swojej stronie dostrzegł zdjęcie z USG, które przypomniało mu, że jest w ciąży.
Chłopak złapał się za głowę, wzdychając.
Wstał z miejsca, wzdrygając się jeszcze. Znów poczuł nudności, ale nie na tyle, żeby musieć zaraz udać się do toalety. Zamiast tego postanowił znaleźć Taehyunga i dokończyć wczorajszy temat.
- Cześć, Taeś. - chłopak niepewnie wszedł do kuchni, w której przy blacie stał młodszy i przygotowywał teraz jakiś posiłek. Podszedł do niego i wtulił się w jego plecy. - Kochanie, nie kłóćmy się. Proszę, porozmawiajmy na spokojnie.
Taehyung westchnął, po czym odwrócił się do Jimina i spojrzał na niego pełnym powagi wzrokiem, który od razu nie przypadł starszemu do gustu.
- Ja czy to? - oparł się o blat.
Park zacisnął brwi, chyba nie do końca łapiąc przekaz wyższego. Zresztą, nie oszukujmy się. On rzadko kiedy coś łapał.
- Ale o czym mówisz? - przechylił głowę na bok.
- Już ci mówiłem, albo usuwasz embriona i pozwalam ci ze sobą zostać, albo zatrzymujesz embriona i pakujesz swoje walizki.
Jimin coraz bardziej nie rozumiał zachowania swojego partnera. On poważnie chciał postąpić tak haniebnie i tak bardzo skrzywdzić ich dziecko. Zabić je. To było tak bezduszne. Różowowłosy naprawdę został postawiony teraz przed ścianą. Chciał być z Taehyungiem, po jakiejś części nawet go kochał, ale przecież nie mógł zabić własnego dziecka. Musiał postąpić dojrzale. Jak rodzic, którym się stał.
- Nie chcę tej ciąży, ale nie zrobię krzywdy naszemu dziecku.
- Twojemu dziecku. - młodszy odepchnął się od blatu, po czym wyminął Jimina, idąc ze złożonymi na krzyż rękoma w kierunku salonu. - Do wieczora ma cię tu nie być.
Niższy wzdrygnął się słysząc ostatnie zdanie. Dopiero teraz zorientował się w jak bardzo poważnej sytuacji się znalazł. I dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma dokąd pójść. Dotychczas w życiu zawsze liczył na innych, a sam nigdy nie musiał się o siebie troszczyć. A teraz nie tylko o siebie, ale i jeszcze o dziecko, które w sobie nosił. To stanowczo utrudniało temat.
Nie wspominając już o tym, że to ciągle był ten sam Jimin. Ten sam leniwy Jimin, który wolał leżeć i pachnieć, podczas gdy na konto przybywały mu pieniążki. Wciąż był egoistyczny i samolubny, ale teraz musiał też zacząć myśleć o tym małym czymś w jego brzuchu. Mimo to stare nawyki dalej w nim istniały. Nie miał zamiaru sam pracować.
- I gdzie ja teraz pójdę?! - wyszedł z kuchni za Taehyungiem, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Tae, opamiętaj się. - zacisnął palce na drugim. - Nie możesz mnie ot tak wyrzucić. Noszę twoje dziecko przecież!
- Aborcja. - Taehyung odwrócił się, patrząc na starszego jak na idiotę. - Nie dasz sobie sam rady z dzieciakiem. Chyba nie jesteś aż tak głupi, Jiminnie. Nie zgrywaj się. Usuń to i wszystko będzie dobrze. - złapał dłonie niższego. - Usuń to, a dalej będę cię kochać i rozpieszczać. Zapomnimy o tym incydencie.
- Nie! Nie umiałbym potem normalnie żyć! - różowowłosy zacisnął ręce na podbrzuszu, odsuwając je od drugiego chłopaka. - Tae od kiedy jesteś tak okrutnym człowiekiem?!
- A od kiedy ty jesteś jakimś obrońcą uciśnionych?! Jeszcze wczoraj byłeś bardziej bezwzględny i zadufany w sobie niż ktokolwiek inny! Nie rozśmieszaj mnie, że nagle będziesz grać wzorowego tatusia!
- Kiedyś trzeba dorosnąć!
- To proszę bardzo... - młodszy wskazał dłonią na wyjście z domu. - ...tam masz drzwi! Idź dorastać za nimi!
- Nie mam dokąd pójść! - niższy kolejny raz rozpłakał się, czując już ten chłód dworu i życia bez perspektyw.
- Jesteś chytry, Jiminnie. Taki kombinator jak ty wymyśli coś na pewno. A ja nie mam zamiaru niańczyć zarodków - założył dłonie na krzyż, patrząc na starszego pewnym i zdeterminowanym wzrokiem.
W tamtym momencie w głowie Jimina pojawił się pomysł. Wiedział co robić, ale nie miał pojęcia jak się za to zabrać. Tak bardzo chciał zostać przy Kimie, ale nie mógł skrzywdzić tak bezbronnej istoty jak to dziecko. Nie był potworem. Dlatego najlepszym w tamtym momencie wyjściem było właśnie to, które wybrał. Lekko okrutne ale na pewno nie dla niego.
A przy tym wciąż cicho liczył, że Taehyung zmieni zdanie.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top