[27]
- Czemu nie jesz? - Jungkook zacisnął brwi, przyglądając się najpierw misce Parka, z której nie ubyło ani trochę śniadania, a później jego wzrok począł na samym chłopaku, który ani śnił o ruszyć nawet pałeczek.
Jimin cały czas czuł dyskomfort i było mu ze sobą źle. Samo spojrzenie w oczy Jeona gwarantowało mu niemały wysiłek psychiczny. Udawanie, że jest dobrze uchodziło jakoś uwadze partnera, ale to jedynie dlatego, że Jungkook przez większość dnia pracował, a do domu wracał zmęczony. A kiedy w końcu przychodziło mu zapytać Parka, czy coś nie tak, jedynym argumentem jaki mężczyzna stosował była ciąża. Stąd też brunet nigdy nie drążył tematu, wierząc, że tak właśnie jest.
- Chyba nudności mnie złapały. - stwierdził, wstając od stołu w tym samym jeszcze momencie.
- Pójdę z tobą. - również młodszy podniósł się, mając zamiar podejść do drugiego chłopaka i pomóc mu przeprawić się do łazienki. Może i nie było to nic trudnego, ale wolał wspierać Jimina i chuchać na zimne. Nawet nie śniło mu się myśleć o tym, że mógłby przewrócić się i zrobić krzywdę sobie lub dziecku.
- Nie trzeba. - machnął dłonią. Prawdą było, że różowowłosy miał udać się do łazienki, ale na pewno nie w takim celu, o jakim myślał Jeon. - Jedz.
- Ale Jimin...
- Dam radę, poza tym nie chcę, żebyś przy tym był. Zjedz śniadanie Jungkook. - dalsze protesty nie miały sensu i wiedzieli o tym obaj. Jungkook dobrze zdawał sobie sprawę jak uparty potrafi być Jimin, a Jimin w tym czasie był pewny, że co by się nie stało, nie pozwoli teraz Jungkookowi pójść za nim.
Bo po zamknięciu łazienki nie wymiotował, tak jak myślał młodszy, a usiadł na wannie, zaczynając płakać najciszej jak tylko umiał. Właśnie zaczął się 4ty dzień od kiedy Taehyung złożył mu wizytę. Coraz mniej czasu miał na cieszenie się miłością Jeona.
***
Dzień w pracy minął Jungkookowi niesamowicie szybko. Sam aż zaskoczony był jak niezwłocznie wskazówki przeniosły się na godzinę 20:00, informując go, że pora zbierać się do domu.
Jego twarz, tak samo jak on cieszyła się, że nareszcie usiądzie na kanapie, czy też położy się na łóżku, ale jeszcze bardziej napawała go świadomość o tym, że obok będzie Jimin. Tego zdecydowanie najbardziej wyczekiwał każdego dnia w pracy. Bo od jakiegoś czasu Park przestał odwiedzać go w godzinach służbowych, co też nie do końca mu odpowiadało, ale nie dziwił się. Ciąża na pewno była męcząca dla starszego i oczywistym było, że wolał odpoczywać. Pochwalał to, jak dobrze Jimin zajmuje się ich dzieckiem.
Tego dnia Jungkook przyjechał do pracy samochodem, z uwagi na sytuację z rana. Wolał siedzieć w domu i czekać, aż Park opuści toaletę, żeby upewnić się, że wszystko dobrze. Ani się obejrzał, a zostało mu 20 minut do otwarcia kwiaciarni, a on stał w piżamie w sypialni, obserwując jak jego chłopak kładzie się do łóżka. Stąd też postanowił właśnie auto wykorzystać jako transport.
Wsiadł w miarę szybko, odkładając rzeczy na siedzenie pasażera i westchnął odpalając silnik, wciąż z tym samym uśmiechem zaczynając kierować się do domu. Jego hart ducha nie pozostawał jednak na długo, jako że w niemalże połowie podróży trafił na wypadek, który odebrał mu możliwość sprawnego dotarcia do domu, do jakiego miał dwie drogi: jedną, którą jechał obecnie, oraz drugą, objazdem za miastem.
- Cholera. - przeklął pod nosem, widząc, że nie zapowiada się na to, żeby jego codzienna trasa była przejezdna jeszcze przez dłuższy czas, choć bardziej zdenerwowała go wtedy świadomość o tym, że czeka go droga dłuższa o jakieś 20 minut i to przy dobrych wiatrach.
Wyciągnął jeszcze na szybko telefon, aby poinformować Jimina, żeby kolację zjadł bez niego, po czym zajmując się kierowaniem już, zawrócił i wybrał niechętnie drogę numer 2.
W sumie trasa jakoś by mu pewnie minęła, słuchając radia, jadąc kompletną pustką. Przynajmniej korków nie było. Ale jeden mały szczegół zamienił ten dzień w coś, czego Jungkook nigdy by się nie spodziewał.
Przy drodze stało auto z włączonymi światłami awaryjnymi. Jeon przyhamował lekko, przyglądając się temu. Nie zobaczył co prawda nic niepokojącego, ale jego sumienie, jak i zasady ruchu drogowego nakazywało mu zatrzymać się i pomóc drugiemu kierowcy, w czymkolwiek pomocy potrzebował.
Powoli wysiadł ze swojego samochodu, idąc ostrożnie do tego drugiego.
- Dzień dobry, co się... - zaczął właśnie zadawać pytanie, ale nie dokończył. - O matko.
W aucie, za kierownicą dokładnie, z otwartymi drzwiami siedziała kobieta, w zaawansowanej ciąży i sytuacja nie wyglądała ciekawie. Brunet rozszerzył oczy zaczynając rozglądać się, ale przecież że nikogo w okolicy nie było.
- Okej, spokojnie... proszę oddychać. - próbował przypomnieć sobie cokolwiek ze szkoły rodzenia, ale w tamtej chwili nic mu nie przychodziło do głowy. Pobierać nauki to całkiem co innego, ale widzieć poród na własne oczy i jeszcze do pomocy mieć do dyspozycji jedynie siebie... na to się nie przygotował. - Jak się pani nazywa?
- Mihye. - ledwo wycedziła przez zęby.
- Dobrze, Mihye... ja jestem Jungkook, pomogę ci wysiąść, okej? - kobieta kiwnęła głową jedynie. - Zabiorę cię do szpitala. - dodał jeszcze, po czym złapał ją dość mocno i uniósł, kierując się od razu do swojego samochodu. Położył dziewczynę na siedzeniu, a sam czym prędzej zasiadł na stanowisku kierowcy. - Pasy! - zapiął najpierw swoje, a później te należące do pasażerki i nie myśląc już dłużej, zawrócił ponownie tego wieczoru. Z tym że teraz jadąc prosto do szpitala.
***
Tak samo odniósł kobietę do budynku. Wszedł do środka, czując się jak wyrwany kompletnie z kontekstu i wykrzyknął najgłośniej jak umiał.
- Ona rodzi!
Nie musiał długo czekać na interwencję kilku pielęgniarek i lekarza w dodatku. Sprawnie przełożyli kobietę na łóżko szpitalne. A Jeon widział tylko jak odjeżdża ono w stronę domniemanej mu sali operacyjnej. Wtedy dopiero odetchnął z ulgą, chcąc odpocząć jeszcze chwilę na krześle przed drugą próbą powrotu do domu. I siedział tak około 15 minut, jak się okazało, po czym stwierdził, że chyba pora wracać do zmartwionego pewnie partnera.
Zanim jednak dane mu było wstać, drogę zagrodziła mu pielęgniarka, z jakimś papierem, ułożonym na stosie innych, które trzymała w dłoniach.
- To pan przywiózł tę panią? - spytała stoickim głosem.
- Tak, to ja. Co z nią?
- Jest w trakcie porodu proszę pana. Ale wszystko idzie dobrze jak na razie. - westchnęła, podając mu kartkę i długopis. - Proszę tu podpisać.
Bez większych problemów, bo właściwie od razu, Jungkook przejął kartkę i zostawił na niej czytelne imię i nazwisko, oddając po chwili świstek kobiecie.
- Mogę już jechać?
- Jechać? - zacisnęła brwi z niezrozumieniem. - Nie chce pan zostać do końca porodu?
- Ym... a dlaczego miałbym? - skrzywił się. Jedyne o czym w tamtym momencie marzył to być już w swoim mieszkaniu, sytuacja, na którą wpadła znacząco przedłużyła mu pobyt poza nim, a co by nie mówić mężczyzna naprawdę był zmęczony po pracy.
- Jak to dlaczego? Dziecko się panu rodzi.
- CO? - Jungkook wytrzeszczył oczy, zakrztuszając się przy tym śliną. - Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie. To nie jest moje dziecko, ja tylko tą panią przywiozłem.
- Ale właśnie podpisał pan dokumenty.
- No... ale... ja nie jestem ojcem tego dziecka, nawet nie znam tej kobiety, przypadkowo wpadłem na nią, jak wracałem z pracy. I nie wiedziałem, że podpisuje, że to moje dziecko. Niech pani to zmaże, albo podrze, czy coś.
- Pan chyba sobie żartuje. To jest dokument prawny. - oświadczyła srogim tonem, zabierając kartki i idąc w swoim kierunku.
Jungkook spanikowany wstał od razu, podążając za pielęgniarką. Przecież nie mógł ot tak pozwolić na to, żeby prezentował się prawnie jako ojciec dziecka nieznanej mu kompletnie osoby. To było wykluczone.
- Ale to pomyłka! To naprawdę nie jest moje dziecko, niech pani zrozumie. Ja mam rodzinę w domu. - dodał, zagradzając kobiecie drogę. - Przecież to można jakoś wyjaśnić.
- Do tego potrzebny jest test na ojcostwo, proszę pana. - westchnęła, znudzona konwersacją.
- W takim razie zróbmy ten test i po kłopocie. Będzie jasne. - odparł pełen werwy nagle.
- Proszę pana, spokojnie. - pielęgniarka wzruszyła dłońmi, chcąc opanować entuzjazm bruneta. - Najpierw to się dziecko musi urodzić.
- Okej, a ile się będzie rodzić?
- To zależy. Czasem kilka, czasem kilkanaście godzin.
Jungkook rozszerzył oczy, wiedząc, że teraz to już na pewno nie zdąży na kolację. Kilkanaście godzin? To znaczy zdawał sobie sprawę z tego, że niektóre porody są trudne, ale kilkanaście godzin? To zdecydowanie przekraczało jego wyobrażenia.
- O Boże... no dobra, ale wtedy od razu wykonamy test?
- Jeśli punkty dziecka na to pozwolą. - wzruszyła ramionami. - Proszę się z tym kierować do recepcji, naprawdę jestem teraz zajęta. - oświadczyła, po czym zniknęła za drzwiami jakiegoś pokoju.
- Kurwa mać. - chłopak westchnął jeszcze, łapiąc się po chwili za głowę.
Pierwsze co przyszło mu do głowy to zadzwonić do partnera i powiadomić go o tym, że zjawi się trochę później niż się spodziewał. I to też zrobił, wyciągnął komórkę, oznajmiając jedynie dość tajemniczo Jiminowi, że na pewno nie wróci na noc, ale wytłumaczy się dopiero jak już będzie w domu, gdyż nie jest to rozmowa na telefon. Polecił też Parkowi, żeby ten zadzwonił po Seokjina, bo inaczej sam to zrobi. Martwił się bardzo o to, że jego chłopak miałby zostać sam na tak długo. Co by nie mówić, ciąża Jimina była już dość zaawansowana, do porodu pozostało mu około 10 tygodni, więc nie było nawet mowy o tym, żeby nikogo przy nim nie było.
Dopiero później poszedł do recepcji, gdzie dostał szczegóły co do sytuacji w jakiej się znalazł. Faktycznie miał czekać, aż kobieta urodzi, żeby móc przeprowadzić badanie genetyczne, które według niego wciąż było kompletnie zbędne, ale cóż. Procedury.
Usiadł z powrotem na krześle i czekał. Niespokojnie, ale czekał. Cały czas zastanawiając się przy tym jak wytłumaczy to Jiminowi. To znaczy sprawa była dość jasna, ale wciąż dobijała go świadomość, że przez własną głupotę nie może teraz przytulać swojego mężczyzny i dziecka.
Nie przysnął ani na moment. Doczekał najpierw promieni słonecznych, przedzierających się przez okna do środka, a następnie płaczu niemowlęcia, na wskutek czego przełknął ślinę. Rozejrzał się, próbując odszukać jakiegoś pracownika, ale nikogo nie znalazł, dopiero po pewnym czasie podszedł do niego lekarz, trzymając w dłoniach teczkę, na której wierzchu znajdowała się ta sama kartka, którą brunet dobrze już znał.
- Pan Jeon Jungkook, zgadza się? - zapytał, spoglądając na mężczyznę.
- Nie jestem ojcem, to jedno wielkie nieporozumienie.
- Już zostałem o tym incydencie poinformowany. Dosyć to niecodzienna sytuacja, muszę przyznać, ale jak najbardziej da się potwierdzić lub wykluczyć ojcostwo. - zamknął teczkę.
- No a ile będę czekał na wynik?
- To kwestia kilku godzin*. Zaraz zawołam pielęgniarkę, żeby pobrać wymaz śluzówki. - pewnie w tym momencie doktor opuściłby Jeona, ale widząc jego wystraszoną wtedy minę westchnął jeszcze. - Proszę się nie martwić, chodzi o ślinę.
I tak kolejny raz Jungkook usiadł i znów czekał, cały czas denerwując się, tak jakby conajmniej miał czego.
***
Pobieranie śliny nie trwało długo, bo ile też może trwać przejechanie patyczkiem z wacikiem po wnętrzu policzka. Kolejne godziny minęły, podczas których Jungkook pisał z Jiminem, tłumacząc mu, że wszystko dobrze, że niedługo wróci i wszystko wyjaśni, oraz że nie stało się nic okropnego. Pytał też o samopoczucie Parka, o to co zjadł, jak mu się spało, czy wszystko dobrze i ogólnie poruszył chyba każdy możliwy temat, aż nie stanęła przed nim młoda kobieta, która zapewne też była pielęgniarką, sądząc po stroju i oznajmiła, że doktor jakiś tam oczekuje właśnie Jeona w swoim gabinecie.
Mężczyzna wstał i ukłonił się jej, po czym niemalże biegiem udał się do wskazanego miejsca, a do środka wszedł bez pukania nawet, uznając to za zwykłą stratę czasu, którego już dość w tym szpitalu zmarnował.
- Dzień dobry, ponownie. Proszę usiąść. - wskazał brunetowi na miejsce przed sobą. Toteż Jungkook wykonał. - Mam już pańskie wyniki.
- Nie jestem ojcem. - stwierdził, z całkowitym przekonaniem co do swojej racji w głosie.
- Nie, nie jest pan. Na pewno pan nie jest. - doktor podał mu plik kartek, które wykazywały jedno: brak zgodności materiału genetycznego. Brunet odetchnął z ulgą, śmiejąc się w głos.
- Jejku... ile ja się stresu przez to najadłem. Wie pan, przez przypadek podpisałem tą kartkę. Nawet nie spojrzałem co tam jest napisane w pośpiechu. - zaśmiał się ponownie. - Sam oczekuję teraz dziecka i powinienem już dawno być w domu. Nie wiem, czy ma pan dzieci, bo dla mnie to będzie pierwsze, ale cały czas tylko się martwię i najlepiej to byłbym przy nim cały czas, żeby je pilnować... niesamowita sprawa... także ten, ja już będę wracał, bo właśnie jestem potrzebny gdzie indziej...
Lekarz odchrząknął, kiedy Jeon wstał, czym nie zatrzymał go jednak, więc dołączył do tego słowa.
- Proszę pana... może pan jednak usiądzie. - zaproponował spokojnym tonem.
- Ale po co? Mam wynik, to chyba automatycznie mnie skreśla z bycia ojcem, prawda?
- Panie Jeon. - zaczął surowo tym tym razem, karcąc zapał chłopaka wzrokiem. - Nalegam, żeby pan usiadł. Bo wątpię, żeby to było dla pana łatwe, szczególnie, że jak pan stwierdził: oczekuje pan dziecka.
Jungkook usiadł, wciąż jednak nie rozumiejąc po co.
- No tak, urodzi się niedługo. Ale postanowiłem zaczekać do tego czasu na płeć. No wie pan, nie chciałem sobie psuć niespodzianki. Chociaż tak właściwie to to i tak nie jest ważne. Zarówno chłopca i dziewczynkę będę kochał tak samo. - uśmiechnął się, patrząc na wynik testu. - No to, o co chodzi?
- Faktycznie, materiał genetyczny w tym wypadku nie jest zgodny. Ale nie tylko on wykluczył pana ojcostwo. - złożył ręce na biurku.
- Nie rozumiem. - mężczyzna zacisnął brwi, kiedy jego uśmiech powoli zanikał.
- Proszę pana... - doktor westchnął głęboko, patrząc prosto w oczy Jungkooka. Widział małe promyczki od kiedy ten tylko zaczął mówić o dziecku, tym swoim, nie kobiety, którą przywiózł. I widział jak dużo ten maluch musiał dla niego znaczyć. Ale był lekarzem, a przekazywanie diagnozy nie zawsze jest łatwe. - ...od urodzenia jest pan bezpłodny.
W pierwszym momencie Jungkook spoważniał całkowicie, próbując w ogóle przyswoić sobie słowa doktora. I dopiero, kiedy te do niego dotarły wybuchnął śmiechem.
- Świetny żart! - skomentował, śmiejąc się dalej. Ale widząc, że lekarz nie podłapuje jego humoru, a wręcz przeciwnie, bo siedzi poważny i on zaczął się uspokajać. - Doktorze... ja będę mieć dziecko. Za dwa i pół miesiąca będę ojcem. - oznajmił, kiedy wszystko powoli zaczęło do niego docierać.
- W pana jądrach nie dochodzi do spermatogenezy*. Nie posiada pan plemników.
- Jak to nie? Przecież... jak dochodzę to... no... Poza tym... moje dziecko. Na pewno jest moje, ja... kocham je.
W głowie Jungkooka nastąpiła kompletna pustka. Chłopak nie wiedział zupełnie nic w tamtym momencie. Pewnie nawet zapytany o imię nie umiałby odpowiedzieć. Zawaliła mu się ogromna część świata. Jego dziecko miało nie być jego?
- Wiem co ma pan na myśli, to się nazywa azoospermia. W pańskiej spermie nie ma plemników. Jest to spowodowane...
Lekarz kontynuował wywód. Ale Jeon zupełnie go wtedy nie słuchał. Przed oczyma miał obraz Jimina. Tego jak wspólnie leżą w łóżku, jak sam głaszcze brzuch partnera i mówi do swojego dziecka. A teraz nagle usłyszał takie coś. Diagnozę, która go złamała. Nawet nie wiedział kiedy z jego oczu poleciały łzy. Nie płakał, bo nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, po prostu siedział, a te powoli spływały mu po policzku.
Okropny smutek jednak po chwili zastąpiło nowe uczucie. Wściekłość.
Bo znał ojca.
Cdn.
*obecnie na wynik badania DNA czeka się najkrócej 3 dni
*żeby potwierdzić bezpłodność mężczyzn wymagane są bardziej specjalistyczne badania, konkretny rodzaj bezpłodności, przedstawiony tutaj, wymaga diagnozy poprzez biopsję jąder
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top