[26]

Jimin czuł jak nogi niczym z waty uginają się pod nim, kiedy oczy wmawiały mu, że stoi przed nim były partner, o którym przecież starał się zapomnieć ponad wszystko. Nie chciał widzieć go już nigdy więcej. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego, nie chciał go już nigdy spotkać, a co dopiero, żeby ten przychodził pod jego dom, który dzielił ze swoim ukochanym.

- Wynoś się. - odparł jedynie na ten niepozornie nic nieznaczący komentarz od wyższego. Chociaż mając na uwadze ich relację, słowo 'kotku' zupełnie nie wchodziło w grę. Co więcej nie podobało się Jiminowi zupełnie. Raniło.

- Jimin, skarbie, chyba powinniśmy porozmawiać. - odpowiedział chytrym i pełnym tego typowego dla siebie stoickiego spokoju głosem. Taehyung nigdy nie denerwował się, kiedy przychodziło mu załatwiać 'interesy'.

- Nie mamy o czym. - Park wciąż pozostawał nieugięty, kiedy cofnął się o krok i właśnie miał zatrzasnąć drzwi przed nosem Kima, ale wtedy też poczuł jak dłoń chłopaka blokuje wrota, zatrzymując je na tyle, żeby mógł wejść do środka, czego jednak w pierwszej chwili nie zrobił.

- Nie? - parsknął ze śmiechem, utrzymując ten sam przyjazny grymas. - A nasze dziecko?

W tamtym momencie Jimin pękł. Poczuł jak ciężki oddech opanowuje jego płuca, a ciało obejmują ciarki i zimny pot. Znowu brutalnie zobaczył prawdę co do swojej ciąży, karcąc się za brak odpowiedzialności za popełniane przez siebie czyny. Ale było coś co się w tamtej chwili nie zmieniło. Uczucia. Cały czas kochał jedynie Jeona i tylko on się liczył. Taehyung był z marszu na przegranej pozycji.

- To już nie jest twoje dziecko. - zagryzł usta, łapiąc się za brzuch, chcąc jakoby odizolować je od drugiego. Jakaż to ironia, że czuł przymus chronienia dziecka przed jego ojcem. - Jungkook niedługo wróci, więc lepiej się stąd zabieraj, bo skończysz na ostrym dyżurze.

- Jimin, Jimin... czy naprawdę właśnie mi grozisz? Kotku, porozmawiajmy na spokojnie. Po co się niepotrzebnie unosić? - dopiero po tych słowach wszedł do mieszkania, wpraszając się poniekąd bez skrupułów większych przy tym. Nie rozumiał, czemu Park tak bardzo się wzbrania przed krótką wymianą zdań, która według Taehyunga miała skończyć się dla starszego niepowtarzalną okazją, jaką zamierzał mu przedstawić. - Stęskniłem się za tobą, Jiminnie. - od razu podszedł do niższego, łapiąc go jedną dłonią za przedramię, a drugą wplatając mu we włosy.

Nie trzeba być chyba wróżbitą, żeby przewidzieć ruch Parka, który od razu odtrącił Kima i odsunął się od niego, zaciskając brwi z całej siły.

- Jesteś bezwstydny. - spojrzał na drugiego z obrzydzeniem. - A do tego skończony z ciebie kretyn, jeśli wydaje ci się, że cokolwiek wskórasz tym parszywym uśmieszkiem. Przychodzisz do mojego domu i jeszcze się rządzisz. Wynoś się w tym momencie, Taehyung. - parsknął. - Pff. Nasze dziecko... - parsknął po raz kolejny.

- Jimin, słońce, twój dom? - zacisnął brwi, poszerzając uśmiech, po czym postąpił kilka kroków naprzód. - Zacznijmy od tego, że nie ty jesteś właścicielem, a skończmy na tym, jakie tu są warunki. Dobrze wiesz, że nadajesz się do luksusów, skarbie. - podszedł do niższego, łapiąc go delikatnie za policzki. - To był tylko słabszy okres w naszym związku. Wróć ze mną do domu. Przecież cię kocham. - po chwili przeniósł dłonie na brzuch chłopaka, spoglądając pobieżnie w dół. - I nasze dziecko też.

Jimin momentalnie odskoczył, sam otaczając brzuch rękami i odwracając się delikatnie od wyższego chłopaka.

- Nasze? - parsknął, kręcąc przy tym głową. - To dziecko Jungkooka, nie twoje.

- Tak? - Taehyung zacisnął brwi, uśmiechając się pewnie. Był przekonany o swoim ojcostwie i dobrze wiedział, że Park tak samo. I potrafił to dobrze wykorzystać, zdecydowanie tak. - Jimin, jesteś taki uroczy. - zaśmiał się, znowu podchodząc do różowowłosego, ale tylko pobieżnie. Jego celem wówczas stało się zdjęcie na komodzie, prezentujące właściciela domu, wraz ze starszym chłopakiem w ramionach. Kim zaśmiał się ponownie, odkładając fotografię na miejsce. - Ale bywasz głupi.

- Wynoś się stąd natychmiast ty...

- Nie radzę ci mówić do mnie takim tonem, ty sprzedajna szujo. - zbliżył się do niższego kolejny raz, łapiąc go za żuchwę. - Dobrze wiesz kto jest ojcem i koło chuja mi lata, czy ci to pasuje, czy nie, ale jestem przekonany, że ten twój dureń nie wie, że wrabiasz go w dzieciaka. I chyba nie chcesz, żeby się dowiedział, prawda? - zaczekał moment, przyglądając się sprytnie wystraszonym oczom Parka. Już wtedy wiedział, że wygrał. - Tak też mi się wydawało. Dlatego chociaż raz w życiu użyjesz mózgu i pomyślisz, czy lepiej jest wrócić do mnie po dobroci, czy wylądować na bruku, bo nie masz nic Jimin. Jesteś nikim. - puścił niższego, uśmiechając się miło i wpatrując jeszcze chwilę w chłopaka. Po chwili przeczesał mu włosy, zakładając je za ucho, ostatecznie wzdychając i podchodząc do drzwi, od których złapał klamkę. - Masz tydzień na decyzję. Inaczej Jeon dowie się prawdy.

Potem wyszedł, pozostawiając Parka samego. Stał tak pod ścianą, nie mogąc zdobyć się na żaden ruch. Żadne słowo. Nic. Dopiero po chwili zsunął się na podłogę, zaczynając płakać.

W jego życiu znowu pojawił się on. Ten sam mężczyzna, który już raz zdążył zniszczyć mu to, co budował tak wytrwale. A historia ma to do siebie, że lubi zataczać krąg. Tego właśnie najbardziej bał się Jimin.

***

Chłopak leżał w bezruchu na łóżku, przegryzając jedynie wargę i patrząc w ścianę. Ręka, którą trzymał pod głową już dawno ścierpła mu, przez co nieprzyjemne uczucie rozeszło się po kończynie. Mimo to Jimin nie przejął się tym absolutnie, a można nawet stwierdzić, że w ogóle nic takiego nie zaobserwował. Po prostu nie miał siły. Za dużo tego wszystkiego zrzuciło mu się na głowę. Szczególnie teraz, kiedy pozornie życie znowu zaczęło mu się układać, a on wreszcie czuł, że jest we właściwym miejscu. A tak, zamiast czerpać korzyść z obecności ukochanego, Jimin nic tylko stresował się, nie mogąc odpowiedzieć sobie na to jedno pytanie: co teraz?

Chwilę później w pokoju zjawił się Jungkook, wycierając jeszcze włosy ręcznikiem, żeby pozbyć się nieprzyjemnego uczucia tej kąpiącej mu na ciało wody. Po chwili jednak będąc pozornie zadowolonym z efektów czynności, odłożył przedmiot na komodę, od razu skupiając się na partnerze. Wszedł na łóżko i przylgnął do pleców Parka, całując go w bark.

- Jesteś taki seksowny. - stwierdził, układając starszemu dłoń na biodrze.

I nie skończył na tym jednym pocałunku. Z tym że zajął się całowaniem szyi Parka tym razem, zostawiając po sobie krwiste ślady. Pewnie chwilę później ręką dotarłby do męskości chłopaka, a dalej kontynuował jedynie zabawę, ale nie otrzymując żadnej reakcji od różowowłosego na już wykonane czynności jego chęci odrobinę zmalały.

- Skarbie? Nie masz ochoty? - nachylił się nad niższym, spoglądając na jego twarz, która naprawdę nie wyglądała w tamtym momencie na zadowoloną. Wręcz przeciwnie, bo mężczyzna był bliski płaczu. - Jimin? Zrobiłem coś nie tak? - pogłaskał go po ramieniu.

Starszy wzdrygnął się aż, słysząc pytanie Jeona. Bo jeśli ktoś zrobił coś nie tak, to na pewno nie on. Bynajmniej, bo Jungkook był ostatnią osobą, która była winna takiemu, a nie innemu obrotowi sytuacji. W tamtym momencie Jimin zastanawiał się co by było, gdyby na samym początku powiedział prawdę. Młodszy kochał go bardzo i Park czuł to na każdym kroku, w każdej chwili. Więc czy nie skończyłoby się podobnie? Leżeliby teraz razem w łóżku, ale Jimin bez wyrzutów sumienia i strachu, a Jungkook ze świadomością, że może i nie jest biologicznym ojcem, ale to przecież nic, bo dziecko i tak jest jego. Może i tak by właśnie było. Ale to były jedynie domniemania. Puste przypuszczenia Parka, który chciał teraz zająć myśli czymkolwiek innym, niż tykającym na ścianie zegarem. Czas pędził nieustannie i choć Taehyung postawił mu barierę tygodnia kilka godzin wcześniej dopiero, Jimin już czuł, jak przed oczyma mija mu całe 7 dni.

- Nie, nie. - odwrócił głowę w stronę ukochanego i uśmiechnął się, łapiąc go za rękę. - Wybacz Jungkookie, to tylko hormony. - po czym pocałował go, ostatecznie lądując pod brunetem.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top